Wczoraj Nigel Farage podarował premierowi Wielkiej Brytanii Borisowi Johnsonowi kilka głosów, ogłaszając, że jego partia Brexit nie będzie konkurować z kandydatami jego partii w żadnym z 317 okręgów, z których torysi zdobyli miejsca w parlamencie w ostatnich wyborach parlamentarnych, pisze Financial Times.
Zasygnalizował, że może wycofać jeszcze więcej kandydatów do parlamentu.
Lider partii Brexit przyznał, że jego decyzja o obsadzeniu mandatów w około 300 a nie 600 okręgach wyborczych nie była łatwa, ale uznał, że wycofanie się z obietnicy walki o miejsca w całej Wielkiej Brytanii ma na celu zapewnienie, aby premier był w stanie doprowadzić do wyjścia jego kraju z Unii Europejskiej.
Na korzyść Johnsona może przemówić też fakt, że Wielka Brytania uniknęła w tym roku recesji, według oficjalnych danych.
Oczywiście dane stały się świetną amunicją na polu wyborczej bitwy. Partie opozycyjne zarzucały konserwatystom, że to przez nich wzrost jest tak anemiczny.
Brytyjska gospodarka urosła o 0,3 proc. między lipcem a wrześniem, po tym jak w drugim kwartale roku skurczyła się o 0,2 proc. Dwa kwartały ujemnego wzrostu z rzędu oznaczałyby, że kraj znajdowałby się w recesji technicznej.
Sajid Javid, kanclerz skarbu, uznał, że liczby świadczą o solidnym wzroście gospodarczym i stabilnych podstawach gospodarki Wielkiej Brytanii.
Czytaj też: