{"vars":{{"pageTitle":"Europa znika na naszych oczach. Polska z najgorszym na kontynencie wynikiem urodzeń","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["300research","analizy","news","tylko-w-300gospodarce","wykres-dnia"],"pageAttributes":["300grafika","demografia","dzietnosc","kryzys-demograficzny","najnowsze","najwazniejsze","urodzenia","wspolczynnik-dzietnosci"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"14 października 2024","pagePostDateYear":"2024","pagePostDateMonth":"10","pagePostDateDay":"14","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":727845}} }
300Gospodarka.pl

Europa znika na naszych oczach. Polska z najgorszym na kontynencie wynikiem urodzeń

Żadne państwo w Europie nie osiąga już poziomu urodzeń zapewniającego zastępowalność pokoleń. Jeśli koniec roku nie przyniesie w Polsce spektakularnego baby boom – na co nic nie wskazuje – wskaźnik urodzeń w 2024 roku może być najniższy w całej Europie i najgorszy w naszej współczesnej historii.

Od miesięcy, razem z kolejnymi danymi raportowanymi przez GUS, zamartwiamy się publicznie nad bardzo złymi dla Polski trendami demograficznymi. I dobrze, bo powinniśmy.

Andrzej Kubisiak, wiceszef Polskiego Instytutu Ekonomicznego, zwrócił uwagę na platformie X na zestawienie z Europy i innych części świata autorstwa bardzo znanego propagatora problemów demograficznych. Jego ostatnie projekcje pokazują, że wskaźnik urodzeń (TFR) dla Polski w 2024 roku może być najniższy w całej Europie – spadnie do 1,12.

Jeśli więc koniec roku nie zaskoczy nas potężnym baby boom, a nic na to nie wskazuje, to spodziewana liczba urodzeń na koniec roku i TFR na poziomie 1,12 da nam także najgorszy wynik we współczesnej historii Polski.

Zgodnie z danymi GUS, w 2023 r. TFR wyniósł 1,16, czyli na 100 kobiet w wieku rozrodczym (15-49 lat) urodziło się 116 dzieci.

Zestawienie, które przytaczamy, porównuje ostatnie dostępne w poszczególnych krajach dane, maksymalnie za 7-8 miesięcy tego roku, porównując je z tym samym okresem 2023 r.

 

Skurczanie się Europy

Tak źle, jak u nas, jest w Europie jeszcze tylko w Hiszpanii. Ale źle jest na całym kontynencie. Przyjmuje się, że wartością zapewniającą prostą zastępowalność pokoleń jest TFR między 2,10 a 2,15 (czyli 210 dzieci na 100 kobiet). Żadne państwo w Europie nie osiąga dziś nawet 2,0. Europa powoli znika na naszych oczach i nikt nie wie, jak temu zaradzić.

Eurostat podaje, że współczynnik dzietności w Unii Europejskiej w 2022 roku wyniósł 1,46.

Od stycznia do lipca tego roku (najnowsze dane GUS) urodziło się w Polsce 150 tys. dzieci. Widać jest duży regres, bo w ciągu 7 miesięcy 2024 r. liczba urodzeń zmniejszyła się o 8,1 proc. w porównaniu do tego samego okresu przed rokiem. Większy problem miały tylko Węgry i Łotwa, gdzie liczba urodzeń w tym czasie spadła o ponad 10 proc., podobny zaś Estonia i Czechy – także w okolicach 8 proc. A jednak w ostatecznym rozrachunku każde z tych państw wciąż ma wyższy wskaźnik dzietności niż Polska.

Najbardziej przerażająco to powolne znikanie Europy wygląda w małych krajach na małych liczbach. W Islandii od Nowego Roku do połowy lata urodziło się zaledwie 2100 dzieci, w Czarnogórze 3950, w Estonii 6669, mniej niż 7,5 tys. na Łotwie.

Po drugiej stronie skali spójrzmy na Niemcy i Francję – dwa największe populacyjnie kraje UE. Niemcy są większe od Francji o około 15 mln obywateli (ponad 83 mln vs. prawie 68 mln), ale dzieci przychodzi tam na świat już znacznie mniej: 331 tys. u naszego sąsiada (spadek: -1,4 proc. rok do roku), a 440,8 tys. we Francji (-2,6 proc.). Gorszy trend widać więc we Francji, ale TFR wciąż ma lepszy – 1,63 vs. 1,37 w Niemczech.

Ostatni przyczółek

Żeby to zobrazować można powiedzieć tak: TFR na poziomie 1,1 (jak za chwilę w Polsce i Hiszpanii) przynosi prawie 50-proc. spadek urodzeń w pierwszym pokoleniu. Utrzymany na tym samym poziomie oznacza, że w drugim pokoleniu spadek wzrośnie do 70 proc., a w trzecim aż do 80 proc.

W Europie jest tylko jeden kraj, który notował w tym roku wzrost urodzeń – wysoki na tle spadków w innych krajach. To Norwegia, gdzie przyszło na świat o 5,1 proc. więcej dzieci. I chociaż liczba dzieci nie wygląda już tak atrakcyjne, ponieważ te 5 proc. oznacza w sumie tylko 27,3 tys. noworodków, to jednak wystarczyło, by odbudować nieco TFR Norwegii z 1,41 w zeszłym roku do 1,46 w tym.

Bardzo nieznacznie lepsze wskaźniki urodzeń niż w zeszłym roku (cały czas mowa o 7-8 miesiącach) notują też Finlandia, Mołdawia, Bułgaria, Albania i Anglia. Holandia utrzymała ubiegłoroczny wynik, podobnie Chorwacja, Czarnogóra, Północna Macedonia.

Zmienia się nawet Afryka

Pogarszają się także wskaźniki urodzeń w innych częściach świata. W tym roku znów wydłuży się lista krajów z TFR poniżej 1 – dane wskazują, że dołączą do niej Tajlandia (-10,9 proc. rok do roku) i Chile, w którym w tym okresie urodziło się aż o 22 proc. dzieci mniej i będzie to prawdopodobnie największy spadek narodzin w jednym kraju w tym roku.


TFR spada nawet w Afryce, chociaż wciąż jest tam bardzo wysoki w porównaniu do wskaźników z pozostałych kontynentów. Jeszcze w 2000 roku TFR wynosił 5,24, a prognozuje się, że do roku 2030 spadnie na poziom 3,8. Dziś najwyższy wskaźnik dzietności jest w krajach biednych i objętych konfliktami: Niger (6,82), Somalia (6,31), Czad (6,26), Demokratyczna Republika Konga (6,16).

To nie zawody, ktoś powie. Na pewno? A jeśli jednak nie, to może warto zacząć się przekonywać do nowego podejścia, bardzo wciąż krytykowanego (pisaliśmy o tym tu >>>Rodzi się za mało dzieci? To nic. Te, które mamy będą lepiej zaopiekowane, co napędzi innowacyjność) by trend demografii zagrażającej gospodarce zacząć przekuwać w trend większych szans dla mniejszej populacji?

Tu pisaliśmy więcej o kryzysie demograficznym: