“Internet potrzebuje nowych zasad” – tak brzmi tytuł felietonu Marka Zuckerberga opublikowanego w weekend w dzienniku Washington Post. Co proponuje CEO Facebooka i jakie znaczenie ma ten apel?
“It’s like the more money we come across, the more problems we see” – refrenem z klasycznego utworu Notorious B.I.G. można by podsumować sytuację, w jakiej znalazł się Facebook, a co za tym idzie jego twórca i CEO Mark Zuckerberg.
Nie dająca się opanować fala mowy nienawiści i nieodpowiednich treści, powracające jak bumerang problemy z prywatnością i danymi osobowymi użytkowników, oskarżenia o umożliwienie zagranicznym podmiotom realnego wpływania na wyniki wyborów i referendów w innych krajach poprzez stosowanie reklam politycznych.
Problem z opanowaniem tych zjawisk wynika z gigantycznej skali – Facebook ma ponad 2,3 miliarda regularnych użytkowników, więc kontrolowanie publikowanych przez nich treści jest zadaniem praktycznie niewykonalnym. To prawie jak próba kontrolowania wszystkiego, co mówi się na ulicy.
Ale w obliczu takich sytuacji, jak wspomniany zagraniczny wpływ na wybory czy niedawna transmisja na żywo zamachu terrorystycznego w Nowej Zelandii, jest to konieczne.
Zuckerberg w swoim tekście dla Washington Post proponuje działania w czterech głównych obszarach. Są to szkodliwe treści, bezpieczeństwo wyborów, prywatność i możliwość przenoszenia danych.
1. Szkodliwe treści
“Po pierwsze, szkodliwe treści. Facebook daje każdemu możliwość wypowiedzi, co tworzy realne korzyści – od dzielenia się doświadczeniami po tworzenie ruchów społecznych. W ramach tego jesteśmy odpowiedzialni za zapewnienie ludziom bezpieczeństwa przy korzystaniu z naszych usług. To oznacza decydowanie o tym, co stanowi propagandę terrorystyczną, mowę nienawiści i inne. Cały czas dokonujemy rewizji naszej polityki we współpracy z ekspertami, ale przy naszej skali zawsze będziemy popełniać błędy i podejmować decyzje, z którymi ludzie się nie zgadzają.”
Tu należy przyznać Zuckerbergowi rację – nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić skutecznego narzędzia, które zapobiegałoby pojawianiu się szkodliwych treści czy nawet sprawnie pozbywało się ich po zgłoszeniu przez użytkowników. Skala jest zbyt duża.
Założyciel Facebooka przyznaje też, że firmy powinny brać odpowiedzialność za wprowadzanie i stosowanie standardów dotyczących szkodliwych treści. Sam zapowiada stworzenie niezależnej grupy nadzorczej, której zadaniem będzie rozpatrywanie odwołań od decyzji o usunięciu treści – portal The Verge nazywa to krokiem w stronę powstania “Sądu Najwyższego Facebooka”.
Deklaruje też współpracę z rządami i chce, aby zewnętrzne organy decydowały o standardach dotyczących dystrybucji nieodpowiednich treści i egzekwowały ich przestrzeganie.
Wydaje się więc, że Facebook nieszczególnie chce decydować o tym, co stanowi szkodliwą treść i przenieść odpowiedzialność za decyzje o usuwaniu treści i blokowaniu profili na zewnętrzny podmiot.
Przekazanie ostatecznej decyzji niezależnym arbitrom lub rządom to oczywiście unikanie odpowiedzialności. Ale czy to źle? To już zależy od tego, czy użytkownik woli, żeby o jego treściach decydowała gigantyczna amerykańska korporacja, czy wspomniany “niezależny arbiter” albo rząd.
2. Bezpieczeństwo wyborów
“Po drugie, dla bezpieczeństwa wyborów ważne jest prawo. Facebook wprowadził już istotne zmiany dotyczące reklam politycznych. Reklamodawcy w wielu krajach muszą potwierdzić swoją tożsamość zanim wykupią reklamę polityczną. Zbudowaliśmy archiwum z możliwością wyszukiwania, które pokazuje, kto zapłacił za reklamę, jakie jeszcze reklamy publikował i jacy odbiorcy je zobaczyli. Jednak decydowanie o tym, czy reklama jest polityczna, nie zawsze jest proste. Nasze systemy mogłyby być bardziej skuteczne, gdyby powstały uregulowane prawnie, wspólne standardy weryfikacji przedstawicieli politycznych.”
Od kiedy badania pokazały, że reklamy na Facebooku kupowane przez zagraniczne podmioty wpłynęły na wynik zarówno referendum o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, jak i wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku, a ostatnio ujawniono podsycanie w mediach społecznościowych ruchu “żółtych kamizelek” we Francji, kwestii manipulowania opinią publiczną za pośrednictwem Facebooka nie można już ignorować. Nie jest to zapewne dla Zuckerberga powód do zadowolenia, bo system zautomatyzowanych reklam, jak pisze New York Times, przynosił firmie miliardy dolarów przychodu, co bardzo się podobało inwestorom giełdowym.
To znowu trudna kwestia, bo działania (głównie rosyjskich) fabryk dezinformacji są rozproszone i trudne do namierzenia, nie wiemy zatem, jaka jest ich prawdziwa skala.
Kontrolowane mają być tylko reklamy, a ponieważ wiemy o zmasowanych akcjach pisania komentarzy pod artykułami w mediach przez “fabryki trolli”, nic nie wskazuje na to, że nie działają one podobnie na Facebooku.
Zezwolenie na umieszczanie reklam politycznych jedynie przez zarejestrowane w danym kraju organizacje polityczne może jednak odnieść częściowy skutek. Transparentność już mniejszy, bo reklamy i reklamodawców zweryfikuje pewnie tylko niewielki procent ich odbiorców. Działanie po fakcie nie cofnie wyrządzonej szkody.
3. Prywatność
“Po trzecie, skuteczna ochrona prywatności i danych osobowych wymaga modelu działania, który będzie zharmonizowany na poziomie globalnym. Ludzie na całym świecie domagają się kompleksowych regulacji dotyczących prywatności podobnych do unijnego Rozporządzenia o Ochronie Danych Osobowych i uważam, że mają rację. Przyjęcie przez więcej państw regulacji takich jak RODO jako wspólnego modelu byłoby dobre dla internetu.”
Po entuzjastycznym tonie wnioskuję, że Mark Zuckerberg nie zna nikogo, kto pracował w dowolnej instytucji publicznej w kraju UE w trakcie wprowadzania RODO. Problem wzmożonej biurokracji jest tym większy, im mniejsza instytucja lub firma, a co za tym idzie – mniejszy budżet na wymagane przez ustawę narzędzia ochrony danych.
Nie możemy też zapomnieć o tym, że dyrektywa RODO jest m.in. odpowiedzią właśnie na szastanie danymi użytkowników przez internetowych gigantów, takich jak Facebook czy Amazon.
Zuckerberg zaznacza, że jego firma powinna ponosić konsekwencje popełnianych błędów. Chciałby też, żeby regulacje na świecie były ujednolicone i żeby jasno stawiały sprawę wykorzystywania danych dla dobra publicznego oraz stosowania nowych technologii, takich jak sztuczna inteligencja – to wszystko z pewnością ułatwiłoby mu życie.
4. Przenoszenie danych
Czwarty postulat dotyczy możliwości przenoszenia danych. “Jeśli użytkownik udostępnia dane w jednej usłudze, powinien mieć możliwość przeniesienia ich do innej. To daje ludziom wybór i umożliwia deweloperom innowacje i konkurowanie ze sobą nawzajem.”
“New York Times” uważa, że to postulat najbardziej skierowany na własną korzyść Facebooka, ponieważ wolny wybór w mediach społecznościowych to dziś fikcja, a takie przedstawienie sprawy umożliwi firmie argumentowanie, że wcale nie jest monopolistą.
Na imperium społecznościowe Zuckerberga składa się jednak nie tylko Facebook, ale też Whatsapp i Instagram, a także Messenger, z którego można korzystać niezależnie od konta na Facebooku. Łącznie z wszystkich tych usług na koniec 2018 roku korzystało 2,7 miliarda osób na świecie.
Jaki jest więc cel opublikowanego przez Marka Zuckerberga tekstu?
Pierwszy, oczywisty wniosek jest taki, że przedsiębiorca podejmuje próbę kontrolowania zakresu nieuniknionej już debaty nad zwiększeniem regulacji mediów społecznościowych. Wśród polityków i ekspertów słychać jednak sporo sceptycyzmu.
Niemiecka minister sprawiedliwości Katarina Barley stwierdziła w tym tygodniu, że kampania szefa Facebooka na rzecz nowych regulacji w zakresie ochrony danych osobowych jest zaskakująca, ponieważ obecnie firma ma wszelkie możliwości, aby niezależnie od państwowych regulacji zagwarantować użytkownikom najlepszej jakości ochronę danych osobowych (pisaliśmy o tym w naszym codziennym newsletterze 300SEKUND).
Marc Rotenberg, prezes organizacji Electronic Privacy Information Center, zauważył, że “to nie do Marka Zuckerberga należy decyzja o tym, jaki stopień regulacji Mark Zuckerberg będzie gotowy zaakceptować”.
Brytyjska komisarz ds. informacji Elizabeth Denham chciałaby, żeby Facebook pokazał, że faktycznie traktuje poważnie kwestię regulacji mediów społecznościowych i zażądała, żeby firma wycofała odwołanie w sprawie kary w wysokości 500 tys. funtów nałożonej przez Wielką Brytanię w związku ze skandalem Cambridge Analytica. Rzecznik firmy dał jednak do zrozumienia, że nic takiego nie nastąpi.
Mimo grzmiących od czasu do czasu wiadomości o tym, że miliony osób opuszczają Facebooka i że nowe pokolenie przeniosło się już na inne platformy, bilans użytkowników z kwartału na kwartał wciąż jest dodatni. Serwis dobrze dba o to, żeby dominować rynek mediów społecznościowych i wygląda na to, że wcale tak szybko nie upadnie, nawet pod własnym ciężarem. Tym bardziej jeśli Zuckerbergowi uda się wpłynąć na powstanie regulacji, na których jego serwis skorzysta na dłuższą metę.