{"vars":{{"pageTitle":"Coś się stało z państwowym budżetem. Rząd ściągnął dużo mniej z VAT, niż zamierzał","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["budzet","deficyt","finanse-publiczne","main","makroekonomia","najnowsze","najwazniejsze","vat"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"5 lutego 2024","pagePostDateYear":"2024","pagePostDateMonth":"02","pagePostDateDay":"05","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":670471}} }
300Gospodarka.pl

Coś się stało z państwowym budżetem. Rząd ściągnął dużo mniej z VAT, niż zamierzał

Dochody z VAT były w ubiegłym roku aż o 10 mld zł mniejsze, niż oczekiwał tego rząd. To wpłynęło na cały wynik budżetu. I jest zbieżne z danymi z gospodarki, które wskazują na wyhamowanie konsumpcji w ubiegłym roku.

Dane o wykonaniu budżetu po grudniu 2023 roku Ministerstwo Finansów opublikowało w piątek po południu. Ogólny obraz nie jest zły: rząd zmieścił się w limicie deficytu, który po nowelizacji ustawy budżetowej wynosił 92 mld zł. Ostatecznie deficyt wyniósł 85,6 mld zł, co stanowiło 93 proc. dopuszczalnego limitu.

Ale kilka informacji, jakie zawiera publikacja MF, jest niepokojących. To przede wszystkim wykonanie planu dochodów, które jest znacznie poniżej tego, czego obecny rząd się spodziewał. Przygotowując projekt ustawy budżetowej na 2024 rok nowe Ministerstwo Finansów przyjęło tak zwany plan wykonania budżetu 2023 i zrobiło to już w drugiej połowie grudnia. A więc dysponując stosunkowo dużą ilością danych i z samego budżetu, i z gospodarki. A mimo to poważnie przestrzeliło w prognozie.

Załamanie dochodów z VAT

Najbardziej niepokojące są dane pokazujące dochody z VAT. Według informacji opublikowanych w piątek, wyniosły one w całym ubiegłym roku 244,3 mld zł. MF podkreśla, że to o 13,9 mld zł więcej niż rok wcześniej. Ale projektując w drugiej połowie grudnia przyszłoroczny budżet założyło, że wpływy z VAT będą większe aż o 23,6 mld zł w porównaniu z 2022 rokiem. Innymi słowy do państwowej kasy zamiast 254 mld zł VAT wpłynęło o 10 mld zł mniej.


Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami subskrybując nasz codzienny newsletter 300Sekund! Obserwuj nas również w Wiadomościach Google.


Sławomir Dudek, prezes i główny ekonomista Instytutu Finansów Publicznych zwraca uwagę, że ostateczne wykonanie budżetu w tej części było gorsze od prognozy. Prognozy, którą i tak MF korygowało wcześniej czterokrotnie, a ostatniej korekty dokonał już nowy rząd. Pierwotny plan, sporządzony jeszcze za czasów PiS zakładał, że w ubiegłym roku fiskus pozyska z VAT 286,3 mld zł.

VAT wyniósł tylko 244 mld zł. To o 42 mld zł mniej niż zakładano w pierwotnym budżecie na 2023. To bardzo słaby punkt wyjściowy na ten rok – napisał Dudek na platformie X.

Trup w szafie

Dane o VAT mogą niepokoić. To główne źródło budżetowych wpływów. Na dodatek rząd uważa, że w 2024 roku pozyska z niego znacznie więcej pieniędzy, niż wyliczali to jego poprzednicy. A ci przecież i tak mocno przeszacowywali potencjał dochodów z tego podatku. PiS pisząc swoją wersję budżetu na 2024 rok nie zakładał przedłużenia obowiązywania zerowego VAT na żywność do końca marca. Co ostatecznie stało się faktem i powoduje wyrwę w dochodach w wysokości około 3 mld zł.

Tymczasem Koalicja 15 października działając w mniej korzystnych okolicznościach zaplanowała, że pozyska w tym roku z VAT 316,4 mld zł, o ponad 4 mld zł więcej niż planowali poprzednicy. I to pomimo rezygnacji z wprowadzenia KSef, czyli Krajowego Systemy e-Faktur, który miał poprawić ściągalność VAT.


Polecamy: Finał prac nad budżetem. Oto mapa państwowych wydatków w 2024 roku [GRAFIKI INTERKATYWNA]


– Mamy więc duży problem ze stroną dochodową budżetu w tym roku. Główny silnik dochodów budżetowych leci na oparach, prognoza budżetowa VAT na ten rok (2024) była optymistyczna, teraz jest hyper-optymistyczna – uważa Sławomir Dudek.

Jego zdaniem spadek wpływów z VAT to „kolejny trup w szafie zostawiony przez rząd Morawieckiego”. Jak napisał w serwisie X to może być skutek mocnych interwencji w stawkach podatkowych, czasowego ich zmniejszania i zawieszania, a także mrożenia cen. To wszystko mogło, według ekonomisty, doprowadzić do „nieprzewidywanego spustoszenia dochodów z VAT i (…) przyczynić się do wzrostu luki VAT”.

Konsumpcja złapała zadyszkę

Gdyby było tak, jak założył Sławomir Dudek, to byłoby to szczęście w nieszczęściu. Bo kilkoma administracyjnymi, choć niepopularnymi decyzjami, można by przywrócić stabilność wpływów z podatku od towarów i usług.

Gorzej, jeśli to problem strukturalny, mający swoje źródło w kondycji gospodarki. A konkretnie w konsumpcji, która, na co wskazują ostatnie dane GUS, dostała poważnej zadyszki w ubiegłym roku. Konsumpcja spadła o około 1 proc., co zaskoczyło wszystkich ekonomistów. W rezultacie polski PKB wzrósł tylko o 0,2 proc., a nie o 0,5 proc., jak prognozowali eksperci.

Ekonomiści zachodzą teraz w głowę, skąd ten spadek konsumpcji się wziął. Jedna teoria głosi, że to efekt wysokiej inflacji. Jakub Rybacki z Polskiego Instytutu Ekonomicznego zwraca uwagę, że w pierwszej połowie roku wyprzedzała ona tempo wzrostu płac. To przyczyniało się do ubytku zamożności gospodarstw domowych. Inna wskazuje na odbudowywanie się oszczędności. Być może działa efekt przezornościowy. Gospodarstwa domowe odkładają na wypadek spodziewanych wzrostów cen energii, które są zamrożone tylko do końca czerwca.

To, czy rząd będzie miał problem z realizacją ustawy budżetowej zależy więc od tego, kto wygra zakład o konsumpcję. Jeśli ci, którzy obstawiają wzrost oszczędności i związany z tym spadek skłonności do wydawania pieniędzy, to rzeczywiście w budżecie będziemy mieli stan alarmowy. Deficyt zapisano na poziomie 184 mld zł i rząd nie może sobie pozwolić na problemy z jego finansowaniem.

Ale jeśli rację mają ci, którzy wierzą w odbudowę konsumpcji w tym roku, to przy powrocie 5-proc. stawki VAT na żywność i odmrożeniu cen energii pożar może udać się zagasić. Ta wiara nie jest bezpodstawna. Jej wyznawcy zwracają uwagę na impuls fiskalny, jaki w gruncie rzeczy rząd zafundował  gospodarce decydując się na podwyżki płac w sektorze publicznym. Do tego dochodzi bezprecedensowy wzrost płacy minimalnej w sektorze prywatnym. Pod tym względem Polska przeskoczyła nawet Hiszpanię i teraz depcze po piętach Irlandii (a więcej piszemy o tym tutaj). To w najgorszym razie doprowadzi do wypłaszczania wynagrodzeń w firmach, a w najlepszym do podwyżek w całej siatce płac. Co też będzie naturalnym paliwem dla konsumpcji i dochodów z VAT.

Czytaj również: