{"vars":{{"pageTitle":"Mamy najniższe koszty zaciągania długu od 1000 lat. Czy to powinno wpłynąć na model rozwoju Polski?","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["analizy","news"],"pageAttributes":["debata","finanse","finanse-publiczne","gospodarka","inwestycje","inwestycje-publiczne","kryzys","kryzys-gospodarczy","main","polityka-fiskalna","polska"],"pagePostAuthor":"Jacek Rosa","pagePostDate":"19 listopada 2020","pagePostDateYear":"2020","pagePostDateMonth":"11","pagePostDateDay":"19","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":70820}} }
300Gospodarka.pl

Mamy najniższe koszty zaciągania długu od 1000 lat. Czy to powinno wpłynąć na model rozwoju Polski?

Czy Polska powinna stawiać przede wszystkim na wzrost gospodarczy, czy politykę społeczną? Czy warto się zadłużać, aby inwestować jak najwięcej i pobudzać gospodarkę? I wreszcie, jak bardzo państwo powinno ingerować w wolny rynek? Te nienowe pytania wracają dziś do mainstreamowej dyskusji, m. in. dlatego, że koszty obsługi polskiego zadłużenia są najniższe w historii. 

W tej szerokiej i starej jak ekonomia dyskusji na całym świecie argumenty padają – w uproszczeniu – z dwóch stron. Jedna, etatystyczna, uważa, że państwo powinno mocno wykorzystywać swoje kompetencje i korygować wady wolnego rynku. Ekonomiści z tego nurtu uważają, że państwo może – i powinno – zaciągać długi oraz dbać przede wszystkim o dobrobyt obywatela, a dopiero w drugiej kolejności patrzeć na suche liczby, jak deficyt czy dług publiczny.

Druga strona debaty – wolnorynkowa – uważa, że to gospodarka i jej jak najlepsze i nieskrępowane funkcjonowanie powinny być celem wszystkich rządów. Gdy tak się dzieje – argumentują – dobrobyt przychodzi trochę jak skutek uboczny.

My sprawdziliśmy, jak dwóch ważnych przedstawicieli obu tych filozofii postrzega dzisiejszą, pandemiczną rzeczywistość gospodarczą Polski i świata.

Fałszywa alternatywa

„Alternatywa między wzrostem a polityką społeczną nie istnieje” – uważa starszy ekonomista Banku Światowego prof. Marcin Piątkowski.

„Jej narzucenie sprawia, że mylimy cele polityki gospodarczej ze środkami. Celem polityki gospodarczej nie jest wzrost sam w sobie, lecz zwiększenie dochodów i jakości życia całego społeczeństwa. W szczególności tej biedniejszej części społeczeństwa, która potrzebuje wsparcia państwa” – mówi Piątkowski, który jest autorem szeroko komentowanej książki o nowym polskim „złotym wieku”.

Piątkowski wskazuje, że bez udziału państwa działania rynku doprowadzają do sytuacji, w której większość nowo tworzonego dochodu narodowego przejmowana jest przez wąską grupę należącą do gospodarczej i społecznej elity.

„Zadaniem państwa jest redystrybucja i kontrolowanie tych mechanizmów rynkowych tak, aby rosły również dochody tej większej części społeczeństwa, która miała po prostu mniej szczęścia w grze rynkowej” – podkreślił.

Wzrost jest celem samym w sobie

Według Marcina Piątkowskiego głównym celem polityki gospodarczej państwa jest doprowadzenie do sytuacji, w której dochody biedniejszej części społeczeństwa będą rosły szybciej niż tej bogatszej.

Jednak ta filozofia zdecydowanej ingerencji państwa w aktywność gospodarczą jest błędna według innego ekonomisty.

„Najlepszą polityką socjalną jest sam wzrost gospodarczy i postęp. To właśnie dzięki temu wzrostowi społeczeństwa wychodzą z biedy” – uważa Marek Tatała, ekonomista i wiceprezes Forum Obywatelskiego Rozwoju, wpływowego prorynkowego think tanku założonego przez Leszka Balcerowicza.

Według Tatały ważne jest, aby państwo nie przeszkadzało gospodarce, prowadząc swoją politykę socjalną. Zamiast tego, państwo powinno skupić się na działaniach adresowanych do tych, którzy tej pomocy faktycznie potrzebują

„W szczególności do osób, których poziom zamożności zmniejszył się w wyniku konsekwencji zdarzeń losowych. Wsparcie socjalne nie powinno natomiast trafiać do klasy średniej lub osób o wyższych dochodach” – uważa ekonomista FOR.

Tatała wskazuje, że w Polsce najbardziej potrzebnym prosocjalnym działaniem jest zwiększenie kwoty wolnej od podatku i kosztów uzyskania przychodu.

„Zupełnie absurdalną jest sytuacja, w której osoby najmniej zarabiające zmuszone są do opłacania podatku dochodowego. Z jednej strony obniżyłoby to administracyjne koszty związane z poborem bardzo niskich podatków od tych osób, a z drugiej pomogłoby wciągnąć więcej osób na rynek pracy” – mówi.

„To na pewno lepsza recepta na zwiększenie dochodów netto niż podwyższanie płacy minimalnej – szczególnie podczas panującego obecnie kryzysu” – dodaje wiceprezes FOR.

Reakcja na Covid-19

Ocena reakcji państwa na pandemię Covid-19 szczególnie ciekawie pokazuje różnicę między ekonomistami.

Zdaniem prof. Piątkowskiego decyzje podjęte przez Polskę w tym obszarze były właściwe. „Przygotowanie do pandemii to duża porażka Zachodu, Europy i Polski, ale jeśli chodzi o walkę z kryzysem gospodarczym, wyciągnęliśmy wnioski z lat 2008-2009” – mówi.

„Tym razem na szczęście nie oszczędzaliśmy, bo kryzys to nie jest moment na oszczędności. Kiedy maleje popyt w sektorze prywatnym, a konsumenci przestają kupować dobra i usługi, państwo powinno interweniować i ratować gospodarkę, a przede wszystkim miejsca pracy” – dodaje prof. Piątkowski i wskazuje, że mogłoby się to odbywać nawet kosztem zwiększenia zadłużenia i deficytu, ponieważ to będzie można odrobić później, kiedy wróci szybki wzrost gospodarczy.


Czytaj także: Polska może mieć nawet 100% długu w relacji do PKB i nie będzie to problemem – uważa były główny ekonomista MFW


Według Marcina Piątkowskiego Polskę stać na duży pakiet pomocowy dla gospodarki.

„Wbrew obawom wielu ekonomistów nawet deficyt o wartości przekraczającej 10 proc. PKB nie spowodował problemów z wartością złotówki i rentownością polskiego długu. Warto podkreślić, że mamy obecnie do czynienia z najniższymi kosztami obsługi długu publicznego od tysiąca lat, a wartość złotego jest podobna do tej sprzed pandemii” – mówi.

I dodaje, że państwo nie powinno zatrzymywać wsparcia. „Jeśli druga fala będzie nadal trwać, środki wciąż powinny płynąć do przedsiębiorców. Nie możemy pozwolić, aby ta stosunkowo krótkotrwała epidemia przerodziła się w długoletni kryzys”.

Nadwyżki czy dług?

Zdaniem Marka Tatały jednym z największych grzechów Polski w walce z pandemią było zmarnowanie okresu letniego, który powinien był zostać wykorzystany na przygotowanie państwa na nadejście drugiej fali epidemii – czyli zgadza się z Piątkowskim, że źle się przygotowaliśmy.

Ale to koniec podobieństw. Tatała jest znacznie bardziej krytyczny wobec koncepcji polityki zwiększania długu publicznego.

„Ja oczywiście także uważam, że w czasie takiego kryzysu, jak obecny, konieczny jest wzrost wydatków państwa” – mówi. „Chciałbym jednak, aby najgorętsi zwolennicy zwiększania zadłużenia w okresach kryzysowych równie gorliwie zachęcali do jego ograniczania w trakcie koniunktury. Takie podejście należy jednak do rzadkości – było tak także przed nadejściem kryzysu. FOR akcentował wówczas to, że przy tak dobrym tempie wzrostu gospodarczego należy prowadzić bardziej odpowiedzialną politykę fiskalną, dzięki której bylibyśmy znacznie lepiej przygotowani na nagły kryzys” – wskazuje Tatała.

I to podejście do dyscypliny budżetowej jest, być może, jedną z kluczowych różnic między obydwoma ekonomistami oraz filozofiami, które reprezentują.

„Dla krajów na dorobku, takich jak Polska, nie maja sensu nadwyżki budżetowe nawet w dobrych czasach– uważa prof. Piątkowski, wyraźnie odcinając się od słów Marka Tatały o odpowiedzialnej polityce fiskalnej.

Jak argumentuje ekonomista Banku Światowego, posiadanie nadwyżek nie ma sensu, bo rentowność ewentualnych inwestycji finansowanych długiem publicznym jest bardzo wysoka – szczególnie w takich goniących bogatą czołówkę krajach, jak Polska.

„Większą wartość od zakumulowanego w formie nadwyżek kapitału mają inwestycje w tych obszarach, w których wciąż mamy wiele do nadrobienia względem państw zachodnich – np. w infrastrukturze, ochronie zdrowia i ochronie środowiska” – zauważa Piątkowski.

Profesor zaznaczył jednak, że brak nadwyżek budżetowych wcale nie musi oznaczać zwiększenia długu publicznego.

„W ostatnich latach przed pandemią nie notowaliśmy nadwyżek, a dług spadł z niemal 55 proc. do niemal 45 proc. w stosunku do wartości PKB. Jeśli dochód rośnie szybciej niż koszt długu, to możemy z niego wyjść nawet nie generując nadwyżek w budżecie” – mówi.

Piątkowski idzie jeszcze dalej i wskazuje, że konsolidacja fiskalna po pandemii także nie będzie miała największego znaczenia.

„Kluczowe jest to, aby Polska nie poświęciła wzrostu gospodarczego w imię utrzymywania limitów fiskalnych. One stanowią ważną umowę społeczną, ale nie powinny ograniczać inwestycji sektora publicznego i wsparcia dla inwestycji prywatnych” – uważa.

Debata w formie „potyczki” odbyła się w ramach piątej edycji konferencji online Open Eyes Economy Summit w Krakowie, której partnerem medialnym jest 300Gospodarka.

Przywrócić handel w niedzielę, obniżyć klin podatkowy i zarzucić megainwestycje – czyli 7 propozycji ratowania gospodarki