{"vars":{{"pageTitle":"Nie tylko USA. 2024 będzie rokiem wyborów dla jednej trzeciej świata","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["donald-trump","joe-biden","main","najnowsze","swiat","wybory","wybory-2024","wybory-do-europarlamentu","wybory-prezydenckie","wybory-prezydenckie-w-usa"],"pagePostAuthor":"Emilia Derewienko","pagePostDate":"28 stycznia 2024","pagePostDateYear":"2024","pagePostDateMonth":"01","pagePostDateDay":"28","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":665704}} }
300Gospodarka.pl

Nie tylko USA. 2024 będzie rokiem wyborów dla jednej trzeciej świata

W 2024 roku będziemy świadkami walki o głosy przy urnach wyborczych. I to nie tylko w Stanach Zjednoczonych, których wybory prezydenckie mogą zmienić losy wielu państw, z Ukrainą na czele. W najbliższych miesiącach prezydenta albo władze państwowe wybierze siedem z dziesięciu najludniejszych społeczeństw świata.

Do urn w 2024 roku pójdzie ponad 40 proc. populacji planety, oddając głos w ponad 50 krajowych wyborach. Dziesiątki innych państw będzie głosować w wyborach lokalnych. W sumie – 4 miliardy ludzi zadecyduje o losach swojego państwa, głosując w wyborach prezydenckich, parlamentarnych i lokalnych. Jak wylicza The Economist, rok 2024 będzie największym rokiem wyborczym w historii.

Według Economist Intelligence Unit najbardziej demokratycznym krajem, który przystąpi do wyborów w 2024 roku jest Islandia. Najmniej demokratycznym – Korea Północna. Żaden z nich nie będzie miał jednak większego wpływu na sprawy globalne.

To dlatego, że w tym roku do urn pójdą obywatele siedmiu z dziesięciu najbardziej zaludnionych państw na świecie. Społeczeństwa największych globalnych gospodarek, od Stanów Zjednoczonych po Indie będą miały głos decydujący, wybierając prezydenta lub władze państwowe. Wyniki tych wyborów mogą wiele namieszać.

Na to czekamy najbardziej. Wybory w USA

Areną rozgrywek politycznych, które będą mogły wpłynąć na losy nie tylko kraju czy regionu, ale całego świata, będą w listopadzie wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych. Wielu czeka na ten polityczny spektakl, tym bardziej, że do gry jako główny rywal Joe Bidena może powrócić były skompromitowany prezydent USA, Donald Trump.

Trump ma już za sobą dwa duże zwycięstwa. W ubiegłym tygodniu wygrał prawybory w New Hampshire, powiększając swoją przewagę w wyścigu o nominację Republikanów na prezydenta. Zwycięstwo Trumpa w tym stanie przypieczętowuje jego wcześniejszą wygraną w Iowa, gdzie były prezydent zdobył ponad połowę głosów. Trump jest tym samym pierwszym w epoce nowożytnej urzędnikiem, który wygrał oba republikańskie konkursy prezydenckie w Iowa i New Hampshire.


Czytaj także: Ukraina zmierza w stronę UE. Budowanie barier na tej drodze Polsce się nie opłaci [WYWIAD]


Donald Trump wygrywa też w sondażach, w tym w najnowszym, przeprowadzonym przez Reuters na zlecenie Ipsos. Wynika z niego, że na byłego prezydenta zagłosowałoby 40 proc. amerykańskich wyborców, podczas gdy na obecnie urzędującego Joe Bidena – 34 proc.

Eksperci są zgodni, że druga kadencja Trumpa, o ile rzeczywiście do niej dojdzie, będzie gorsza niż pierwsza – zwłaszcza na arenie międzynarodowej. Obserwatorów niepokoi szczególnie lekceważący stosunek byłego prezydenta do NATO i groźby Trumpa o opuszczeniu Sojuszu Północnoatlantyckiego przez Stany Zjednoczone.

W Europie narastają więc obawy, że powrót Trumpa może poważnie zakłócić zgodną politykę Zachodu wobec Ukrainy i zaszkodzić odnowionemu poczuciu celu, jakie NATO przyjęło od czasu inwazji Rosji. Zwłaszcza, że USA to największy darczyńca Kijowa w zakresie pomocy wojskowej i finansowej. Wsparcie dla Ukrainy, płynące ze Stanów, utknęło jednak w martwym punkcie ze względu na wezwania Republikanów o ich ograniczenie.

UE też będzie wybierać

Kluczowe wybory stoją także przed Unią Europejską. Analitycy prognozują, że wybory do Parlamentu Europejskiego mogą zmienić całkowicie unijną politykę. Wszystko przez to, że według sondaży przewagę zyskują prawicowe partie eurosceptyczne.

Jak prognozuje think tank Europejska Rada Spraw Zagranicznych (ECFR) antyeuropejscy populiści prawdopodobnie zajmą pierwsze miejsca w sondażach w dziewięciu państwach członkowskich (Austrii, Belgii, Czechach, Francji, Węgrzech, Włoszech, Holandii, Polsce i Słowacji).

Symulacja wyników do PE pokazuje, że dwie główne grupy polityczne w parlamencie – Europejska Partia Ludowa (EPL) i Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D) – najprawdopodobniej w dalszym ciągu będą tracić mandaty. Odzwierciedla to długoterminowy spadek poparcia dla partii głównych głównego nurtu oraz rosnące poparcie dla partii ekstremistycznych w całej Europie.


Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami subskrybując nasz codzienny newsletter 300Sekund! Obserwuj nas również w Wiadomościach Google.


W Parlamencie Europejskim po raz pierwszy może więc wyłonić się populistyczna prawicowa koalicja złożona z chadeków, konserwatystów i radykalnie prawicowych posłów. ECFR zauważa, że to oznacza, iż zwiększy się liczba europarlamentarzystów przychylnych Rosji, osłabnie natomiast poparcie dla Ukrainy.

W połączeniu z bardzo realną kandydaturą Donalda Trumpa i dużym prawdopodobieństwem, że wygra on listopadowe wybory prezydenckie w USA, Europa będzie mogła polegać na mniej zaangażowanych globalnie Stanach Zjednoczonych. Może to zwiększyć skłonność partii eurosceptycznych do odrzucania partnerstw międzynarodowych w obronie wspólnych interesów, na rzecz bardziej ostrożnego podejścia do decyzji w zakresie polityki zagranicznej.

Do wyborów idą wielkie mocarstwa

Oprócz Stanów Zjednoczonych, w grona najliczniejszych państw świata, prezydenta lub władze państwowe wybierać będą Indie, Indonezja, Pakistan, Bangladesz, Rosja i Meksyk.

Indiami, demokracją obarczoną wadami, rządzi od prawie 10 lat hindusko-nacjonalistyczny premier Narendra Modi, który represjonuje mniejszości i ogranicza wolność słowa. Sąsiednie Pakistan i Bangladesz, a także pobliska Indonezja również walczą o wyzwolenie się spod kultu jednego polityka.

Wydaje się, że w Rosji wynik wyborów jest z góry przesądzony. Wybory nie będą tam ani wolne, ani uczciwe, i niemal na pewno przypieczętują kolejną kadencję prezydenta Władimira Putina. Meksyk wybierze z kolei głowę państwa, która będzie mogła zapewnić ciągłość relacji z sąsiednimi Stanami – lub po latach kryzysu je zerwać.

O demokrację zawalczą także średnie i mniejsze państwa. Są wśród nich Salwador, Iran, Senegal, Republika Południowej Afryki, Tunezja, Wielka Brytania i Wenezuela. W Europie prezydentów wybiorą Finowie, Słowacy, Chorwaci i Rumuni, a parlamenty – Austriacy, Belgowie, Chorwaci i Litwini. Decydować będą także Polacy – tym razem w wyborach samorządowych. Na szczeblu lokalnym do wyborów szykują się także Brazylijczycy, tyle tylko, że będzie to głosowanie ponad 200 mln osób.

Wyborcy w RPA i na Wyspach Brytyjskich są sfrustrowani obecnymi partiami, ale uważają, że mają niewiele dobrych alternatyw. Gwarancje nowego przywództwa mają natomiast Senegal i Tajwan – w tym ostatnim wybory prezydenckie już stały się faktem. I zakończyły się zwycięstwem Lai Ching-te, który dąży do uniezależnienia się od Chin i uważa Tajwan za suwerenne państwo.

Czytaj także: