{"vars":{{"pageTitle":"Samochodoza: aut jest u nas więcej, niż średnio w UE. To wybór, czy konieczność?","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news"],"pageAttributes":["auta","jacek-grzeszak","komunikacja","main","najnowsze","najwazniejsze","pawel-rydzynski","samochod","samochody","transport","transport-publiczny","wykluczenie-komunikacyjne"],"pagePostAuthor":"Emilia Derewienko","pagePostDate":"2 sierpnia 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"08","pagePostDateDay":"02","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":333971}} }
300Gospodarka.pl

Samochodoza: aut jest u nas więcej, niż średnio w UE. Dlaczego nie możemy się bez nich obejść?

Polska znajduje się na czele państw Europy z największą liczbą samochodów w przeliczeniu na 1000 mieszkańców. Co powoduje, że pomimo rozwoju transportu publicznego nie możemy obyć się bez auta?

W 2020 r. w UE na mieszkańca przypadało 0,53 samochodów osobowych, wynika z danych Eurostatu. Dane różnią się jednak od siebie na poziomie regionalnym.

Polska powyżej średniej

W Polsce wskaźnik liczby aut na 1000 mieszkańców jest jednym z najwyższych w całej Europie. Wynosi 664 samochody, czyli 0,66 aut na mieszkańca, co przekracza średnią europejską.

Największą liczbę aut na 1000 mieszkańców w Polsce ma miasto Warszawa (750), woj. opolskie (727) i woj. wielkopolskie (721). Najniższy w kraju wynik – w woj. podlaskim – wynosi 583 samochody, a i tak przekracza europejską średnią.

Z kolei trzy z pięciu najwyższych wskaźników motoryzacji zanotowano w 2020 roku we Włoszech: w Valle d’Aosta (1 787), autonomicznej prowincji Trydent (1 285) i Bolzano (871). Pozostałe dwa zostały zarejestrowane w Flevoland (857) w Holandii i fińskim regionie Wysp Alandzkich (840).

Najniższe wskaźniki motoryzacji odnotowano w zamorskich departamentach Francji i regionach greckich, m.in. na Peloponezie (186).

Co jednak sprawia, że Polacy – pomimo rozwoju komunikacji zbiorowej w ostatnich latach, zwłaszcza w miastach oraz większej świadomości w kwestii bardziej niskoemisyjnego transportu – wciąż nie mogą się obyć bez samochodu?

Amerykański sen: domek i auto

Jacek Grzeszak, analityk Polskiego Instytutu Ekonomicznego i aktywista stowarzyszenia Miasto Jest Nasze uważa, że powszechna samochodoza w Polsce to odprysk aspiracji społecznych z poprzednich lat.

Przez lata samochód w każdym domu był wspólnym punktem ambicji społeczeństwa i polityków, którzy chcieli poprawić jakość życia w miastach – mówi Jacek Grzeszak.

Dodaje, że coraz więcej ludzi używa samochodu, bo nie ma innego sposobu wydostania się np. z domku położonego na – do niedawna wiejskiej – działce niedaleko dużego miasta.

Takiej osobie trudno jest nie zareagować irytacją na zachęty aktywistów do wybrania roweru lub autobusu, żeby odwieźć dziecko 3 km do przedszkola, a samemu przejechać 10 km do pracy – stwierdza Grzeszak.

A to, w jaki sposób rozwijają się polskie miasta, ma największy wpływ na udział poszczególnych środków transportu w całej strukturze.

Radni uchwalający plany miejscowe promujące rozlewanie się miast, deweloperzy skupujący i odrolniają działki, wreszcie ich klienci szukają cichego domku z garażem. Wszyscy mają konkretne przekonania o tym, jak powinno wyglądać miejsce życia zamożnej osoby. Wizję żywcem wyjętą z XX-wiecznej Ameryki: domek na przedmieściach i auto – komentuje aktywista.

Ekonomista przyznaje, że większość społeczeństwa chciała, a wielu chce do tej pory, zupełnej prywatyzacji transportu.

– To znaczy tego, żebyśmy mogli wszędzie wygodnie i tanio dojechać swoim własnym autem na własnych zasadach. Temat do analizy dla kulturoznawców bardziej niż inżynierów transportu czy ekonomistów – podsumowuje.

Wykluczenie komunikacyjne istnieje

Jednak wybór pomiędzy samochodem, a innym środkiem transportu w Polsce bywa iluzoryczny. Jak mówi 300Gospodarce Paweł Rydzyński, ekspert transportowy i prezes Stowarzyszenia Ekonomiki Transportu, ok. 20-25 proc. miejscowości w Polsce jest wykluczonych komunikacyjnie. To znaczy, że do tych miast i miasteczek nie dojeżdża żaden transport publiczny.

Mniej więcej drugie tyle miejscowości ma do dyspozycji wyłącznie PKS lub inną regionalną komunikację autobusową w minimalnym wymiarze: 1-2 kursy dziennie i to najczęściej tylko w dni nauki szkolnej, co oznacza, że przez ok. 180 dni w roku te miejscowości są również całkowicie wykluczone komunikacyjnie – mówi.

Jak dodaje, nie zawsze wystarczająca jest też oferta połączeń kolejowych. – W Polsce za przyzwoitą liczbę uznaje się już 7-8 par pociągów regionalnych dziennie. To daje, w najlepszym wypadku, jedno połączenie co dwie godziny – tłumaczy Rydzyński, wskazując, że nie jest to liczba, która pozwoliłaby na swobodne przemieszczanie się mieszkańcom.

To, jak wygląda transport publiczny w danej miejscowości, w dużym stopniu zależy od samorządów. Pozytywnym przykładem wykorzystania programu PKS+ są połączenia w rejonie Grodziska Mazowieckiego, gdzie dzięki temu programowi – jak mówi ekspert – „z bardzo słabej oferty zrobiono bardzo przyzwoitą”. Takich przykładów w skali Polski jest jednak za mało.

Samorządy nie wykorzystują również całej puli przeznaczonych na ten program środków – w 2022 r. spośród środków przyznanych w ramach „PKS+” samorządy wykorzystały tylko 68 proc., a i tak był to rok rekordowy od momentu uruchomienia programu. Powód? Samorządy nie zgłaszały na to zapotrzebowania.

Często przemilczaną kwestią jest również niedobór kierowców. Nie można uruchomić nowych połączeń, bo pasażerów nie ma kto wozić. A dostępność aut jest ogromna, samochód można kupić za małe pieniądze, do niedawna relatywnie tania była też benzyna – podsumowuje Paweł Rydzyński.

Czytaj więcej naszych tekstów o transporcie: