{"vars":{{"pageTitle":"Wpływy z ceł miały finansować zagraniczne firmy. W Stanach to kto inny płaci cenę","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news","przeglad-prasy"],"pageAttributes":["amerykanie","amerykanskie-cla","fed","handel-miedzynarodowy","inflacja-ppi","main","makroekonomia","mbank","najnowsze","polityka-celna","polityka-monetarna","skutki-cel","sprzedaz-detaliczna"],"pagePostAuthor":"Zespół 300Gospodarki","pagePostDate":"25 sierpnia 2025","pagePostDateYear":"2025","pagePostDateMonth":"08","pagePostDateDay":"25","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":741416}} }
300Gospodarka.pl

Miał być bicz na zagraniczne firmy. Kto tak naprawdę płaci amerykańskie cła?

Donald Trump, ogłaszając swoją politykę celną, twierdził, że koszty nałożonych taryf poniosą obce kraje. Administracja zapowiadała, że nowe dochody z ceł zasilą budżet i posłużą do finansowania dodatkowych programów fiskalnych. Jednak analiza ekonomistów mBanku pokazuje, że to głównie amerykańskie firmy i konsumenci odczuwają skutki ceł, a wpływy budżetowe nie są tak spektakularne, jak początkowo zapowiadano.

Dane wskazują, że zebrane do połowy sierpnia 2025 roku wpływy z ceł wyniosły ok. 70 mld dolarów, a do końca roku kwota ta może sięgnąć 100 mld dolarów. To znacząca suma, ale w relacji do całego budżetu federalnego – znacznie mniejsza niż przewidywano.

Skąd płyną wpływy do amerykańskiego budżetu?

Eksperci zwracają uwagę, że konsumenci zostali obciążeni w niewielkim stopniu, ponieważ efekt ceł nie był wyraźnie widoczny w inflacji CPI. Oznacza to, że bezpośrednie ceny towarów konsumpcyjnych nie wzrosły na tyle, by statystyki pokazały wyraźny skok.

Ale brak wzrostu cen nie oznacza, że konsumenci są całkowicie wolni od skutków. W dłuższej perspektywie, gdy przedsiębiorcy zaczną przerzucać koszty na klientów, ceny w sklepach mogą rosnąć szybciej.

Ceny importowe utrzymują się na stabilnym poziomie, co sugeruje, że zagraniczne firmy nie obniżają swoich marż, by przejąć na siebie ciężar polityki celnej. W praktyce oznacza to, że największe koszty ponoszą krajowe przedsiębiorstwa, które muszą pokrywać wyższe opłaty przy imporcie.

Amerykańskie firmy w roli płatników

W lipcu inflacja producencka (PPI) znacząco wzrosła, podczas gdy CPI pozostało stabilne. PPI wzrosło o 0,9 proc. w skali miesiąca, choć rynek spodziewał się wzrostu na poziomie 0,2 proc.

To wskazuje, że hurtownicy przerzucali koszty na detalistów, a ci nie zawsze byli w stanie podnieść ceny wobec konsumentów. W efekcie to właśnie detaliści ponoszą największe koszty polityki celnej administracji Trumpa.

Wielu z nich wciąż powstrzymuje się od podnoszenia cen, ale to może się zmienić, jeśli marże będą się dalej kurczyć lub jeśli polityka celna okaże się długotrwała. Skutki widoczne są w niższej rentowności i konieczności redukcji części zysków – informują ekonomiści mBanku.

Amerykańskie przedsiębiorstwa generują jednak wyjątkowo wysokie zyski w porównaniu z poprzednimi latami. To pozwala im przez pewien czas absorbować wyższe koszty bez ryzyka utraty stabilności finansowej. Zyski korporacji, wzmocnione po kryzysie finansowym i dodatkowo podbite w okresie pandemii, umożliwiają firmom elastyczne podejście do obecnej sytuacji.

Dodatkowym czynnikiem łagodzącym presję jest wcześniejsza akumulacja zapasów przed wejściem ceł w życie. Firmy zdołały zaopatrzyć się w towary po niższych cenach i tym samym zyskały czas na dostosowanie do nowego reżimu handlowego.

Skutki? Połowa firm ze Stanów podniesie ceny dla klientów

Z ankiet Rezerwy Federalnej wynika, że jedynie 12 proc. firm uważa, że koszty ceł zostaną przerzucone na zagraniczne podmioty. Aż 39 proc. twierdzi, że same będą musiały je absorbować, a 49 proc. planuje podnieść ceny dla konsumentów.

Pokazuje to, że w dłuższym okresie obywatele USA również odczują skutki polityki celnej, choć dziś nie jest to jeszcze tak wyraźne w danych. Warto zaznaczyć, że wyniki ankiet korespondują z obserwacjami ekonomistów mBanku: koszty rozkładają się nierównomiernie, a ich absorpcja przez firmy ma charakter tymczasowy.

Co to oznacza dla polityki monetarnej?

Ekonomiści mBanku podkreślają, że dla Rezerwy Federalnej rosnące ryzyka oznaczają wyzwania w realizacji podwójnego mandatu – stabilności cen i pełnego zatrudnienia. O ile obecnie inflacja utrzymuje się blisko celu, to skutki ceł mogą spowodować jej wzrost w kolejnych kwartałach.

Z drugiej strony, wyższe koszty dla przedsiębiorstw mogą negatywnie odbić się na rynku pracy i zahamować inwestycje. W rezultacie trudno oczekiwać szybkiego spadku stóp procentowych w USA poniżej 4 proc., mimo że rynki finansowe wyceniają ich obniżkę do 3 proc. w 2026 roku. Zdaniem analityków, możliwe jest, że cięcia stóp będą wolniejsze i bardziej ostrożne, by nie dopuścić do niekontrolowanego wzrostu inflacji.

– Widać jasno, że ryzyka dla pełnego zatrudnienia wyraźnie wzrosły. Z drugiej strony inflacja może w kolejnych latach zaskakiwać wyższymi wartościami – podsumowuje Arkadiusz Balcerowski, CFA, ekonomista mBanku.

Jego zdaniem w obecnej sytuacji Rezerwa Federalna musi liczyć się zarówno z presją kosztową wynikającą z polityki celnej, jak i z możliwością osłabienia koniunktury na rynku pracy. Oznacza to, że gospodarka amerykańska może przez dłuższy czas poruszać się w warunkach większej niepewności.


Polecamy również: