Na 300 tys. międzynarodowych kierowców w Polsce aż 110 tys. to Ukraińcy. Tysiące z nich, w wieku poborowym, nie wróciło w zeszłym tygodniu zza ukraińskiej granicy, a kolejni odchodzą z pracy, by się zaciągnąć.
– Kierowców będzie brakować i będzie to ogromny problem – mówi 300Gospodarce Anna Brzezińska-Rybicka, rzeczniczka Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce (ZMPD).
W Polsce przeszło jedna trzecia wszystkich kierowców zatrudnionych w transporcie międzynarodowym to Ukraińcy.
– 110 tys. na 300 tys. wszystkich kierowców międzynarodowych to ludzie z Ukrainy – wylicza Anna Brzezińska-Rybicka. – Już od czwartku dostawaliśmy sygnały, że odchodzą i jadą walczyć na Ukrainę. A ci, którzy pozostają, nie chcą już jeździć na kierunkach wschodnich, bo obawiają się wjazdu na Białoruś czy do Rosji.
W Polsce zarejestrowanych jest 280 tys. ciężarówek w obiegu międzynarodowym. 6-7 proc. z nich jeździ na wschód – do Rosji i dalej.
Jak podaje rzeczniczka ZMPD, z dnia na dzień z Ukrainy nie wróciły tysiące kierowców, gównie w wieku poborowym. Nie wiadomo czy zostali wciągnięci do armii, czy pozostają ze swoimi rodzinami. Po ukraińskiej stronie zostały porzucone setki tirów. Kierowcy starali się je doprowadzić jak najbliżej polskiej granicy – do terminalu albo do miasta przygranicznego. Od minionego czwartku polskie firmy transportowe powoli odzyskują te ciężarówki z terenu Ukrainy. Muszą jednak czekać w długich kolejkach, jak wszyscy, którzy chcą się teraz wydostać z kraju. Priorytet na przejazd przez granicę mają kobiety z dziećmi, a pojazdy transportowe nie mają obecnie oddzielnej kolejki.
Rzeczniczka stowarzyszenia firm transportowych zwraca też uwagę na kolejne problemy.
– MSZ wydał ostrzeżenie, by ograniczyć wyjazdy do Rosji i na Białoruś, a my wciąż mamy tysiące ciężarówek na Wschodzie, w tym w Azji, np. w drodze z Kazachstanu czy Mongolii. Jakoś muszą wrócić. To będzie trudne, a taka podróż nawet normalnie trwa dwa tygodnie.
Dodatkowo, 26 tys. kierowców to Białorusini – nie wiadomo, jakie decyzje zapadną co do ich możliwości pracy w Polsce.
– Nie wiemy, jaka będzie sytuacja, ale wiemy już, że będzie brakowało kierowców, co oznacza problemy z transportem – mówi Anna Brzezińska-Rybicka.
Tak wielkich problemów z odpływem pracowników na razie nie zgłaszają firmy z branży budowlanej.
– Na razie to pojedyncze przypadki – odpowiada Michał Wrzosek, rzecznik Budimeksu, największej polskiej firmy budowlanej.
Także Polski Związek Pracodawców Budownictwa nie zaobserwował zwiększonej rotacji.
– Nasze firmy członkowskie na razie nie zgłaszały do zarządu kłopotów z odchodzącymi pracownikami. Skupiamy się raczej na zaangażowaniu firm z branży w pomoc uchodźcom – mówi Karolina Wiloch z PZPB.
– Nasze firmy na razie nie zgłaszają większych problemów, ruchy pracowników są marginalne, wyjeżdża 6-8 osób z ekipy budowlanej. W tym momencie oceniamy, że z firm deweloperskich może odejść do 20 proc. pracowników – mówi z kolei Zuzanna Wiak z Polskiego Związku Firm Deweloperskich. I dodaje: – Nikt się specjalnie nie martwi odpływem pracowników, bo wszyscy się skupiają się na pomocy uchodźcom.