Przez wiele lat mówiło się o konflikcie między Armenią a Azerbejdżanem w Górskim Karabachu jako o „konflikcie uśpionym”. Wydarzenia ostatnich dni to pobudka dla wszystkich zwolenników tego określenia.
Wszystkich, którzy region znają, zawsze dziwiło to określenie, bowiem jeśli w danym miejscu się strzela i regularnie giną ludzie, to o śnie nie może być mowy.
Wczoraj, w drugim dniu walk pomiędzy wojskami azerskimi i armeńskimi, w enklawie zginęło kilkadziesiąt osób.
Władze w Górskim Karabachu, który leży w granicach Azerbejdżanu, ale zamieszkany jest przez etnicznych Ormian, stwierdziły, że w poniedziałek w walkach zginęło 28 pracowników służby, a od czasu wybuchu ostatnich walk zginęło ich łącznie 59.
Azerbejdżan nie ujawnił ofiar wojskowych, ale powiedział, że sześciu cywilów zginęło w wyniku ostrzału artylerii ormiańskiej.
Starcia na Kaukazie, które rozpoczęły się w niedzielę od ataku lotniczego i rakietowego Azerbejdżanu na Górski Karabach, są najgorętsze od 2016 roku, kiedy to w pięciodniowej wojnie zginęły setki osób.
Dlaczego to ważne? Od 2018 r. szefem rządu Armenii jest Nikol Paszinian, który na tym stanowisku znalazł się w wyniku masowych protestów przeciwko Serżowi Sarkisjanowi, poprzedniemu przywódcy oskarżanemu o korupcję.
Na początku zeszłego roku w naszym newsletterze 300Sekund wielokrotnie powtarzaliśmy, że jeśli kraj poradzi sobie z targającą nim korupcją oraz konfliktem zbrojnym z Azerbejdżanem, może stać się kluczowy dla swojego regionu oraz że relacje handlowe Polski z Armenią mają potencjał rozwojowy.
Na poparcie naszych nadziei Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie zainteresowała się przejęciem giełdy w Erywaniu, stolicy Armenii.
Ożywienie konfliktu nie wpływa nigdy korzystnie na relacje handlowe. Daje jednak nadzieję, że konflikt zostanie rozwiązany raz na zawsze.
Asia Times: Polska oficjalnie przystępuje do wojny technologicznej przeciw Chinom