{"vars":{{"pageTitle":"Odbudowany Pałac Saski? Tak, ale z perowskitami i neutralny klimatycznie, a nie jako pomnik przeszłości","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["300klimat","opinie"],"pageAttributes":["budownictwo","budynki-pasywne","inwestycje","main","neutralnosc-klimatyczna","palac-saski","perowskity"],"pagePostAuthor":"Daniel Rząsa","pagePostDate":"25 sierpnia 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"08","pagePostDateDay":"25","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":180042}} }
300Gospodarka.pl

Odbudowany Pałac Saski? Tak, ale z perowskitami i neutralny klimatycznie, a nie jako pomnik przeszłości

Odbudowa Pałacu Saskiego? Jak najbardziej, ale jako pasywnego, zielonego budynku o przyszłościowej i inkluzywnej funkcji, a nie historyzującego, tradycyjnego betonowego kloca – pisze w felietonie Daniel Rząsa, redaktor naczelny 300Gospodarki.

15 sierpnia prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę o przygotowaniu i realizacji inwestycji w zakresie odbudowy Pałacu Saskiego, Pałacu Brühla oraz kamienic przy ulicy Królewskiej w Warszawie.

Według planów ustalonych z – zadziwiająco zgodnymi – Sejmem i Senatem, odbudowane budynki mają być przeznaczone na potrzeby Kancelarii Senatu, na urząd wojewódzki i na cele kulturalne i edukacyjne. Koszt przedsięwzięcia szacowany jest na 2,45 mld zł w ciągu dziesięciu lat.

Wokół pomysłu odbudowy toczy się żywa dyskusja. Jeden z ciekawszych głosów w debacie publicznej zabrał Zarząd Główny Stowarzyszenia Architektów Polskich w liście do prezydenta.

Zarząd napisał, że obawia się, że ekspresowy tryb inwestycji, który zakłada pominięcie wielu ważnych procedur, może doprowadzić do powstania obiektów o „wątpliwej architektonicznej jakości, które zarówno nie stanowić będą wartości historycznej, jak i swoim standardem rozminą się ze współczesnymi potrzebami i oczekiwaniami”.

Żyjąc w czasach poważnych przewartościowań, dotyczących budowania i zrównoważonego rozwoju, jako społeczeństwo zaczynamy inaczej postrzegać duże inwestycje publiczne. Związane z nimi decyzje powinny być podejmowane w oparciu o merytoryczną dyskusję, w okolicznościach społecznej partycypacji, z uwzględnieniem wytycznych władz samorządowych” – można przeczytać też w liście.

Sam podzielam tę obawę architektów. Wśród rządzących i ogółu polityków dominuje wciąż myślenie, w którym „doganiamy” mityczny Zachód. Problem z takim podejściem to fakt, że w najlepszym wypadku planując przyszłe inwestycje „gonimy” przeszłość.

Mało tego. Często w naszych planach zamiast iść do przodu, wymyślać i budować infrastrukturę przyszłości, odtwarzamy to, co bogatsze kraje budowały w XX wieku, a nawet przed wojną (np. wciąż naszym priorytetem są stare dobre autostrady). Zamiast wyprzedzić innych skazujemy się na wieczną pogoń.

Boję się, że Pałac Saski stanie się symbolem takiego bezsensownego gonienia.

Wielu zwolenników wydaje się być za odbudową rozumianą w wąskim tego słowa znaczeniu – czyli przywróceniu starego budynku (jako „świadka historii”).

Tak rozumiana odbudowa nie ma żadnego sensu i niepotrzebnie zwraca nas w stronę historii, którą oczywiście trzeba pamiętać, ale nie da się zmienić ani naprawić.

Dlatego zamiast próbować odtwarzać coś, co było, stwórzmy przyszłość. Jak? Zacznijmy od oczywistości, o której wspominają architekci, czyli stworzenia projektu zrównoważonego. Tak duża inwestycja publiczna, budowana w czasach, w których wiemy, że największym zagrożeniem Polski i świata są zmiany klimatyczne powinna być całkowicie neutralna dla klimatu.

Wyposażmy więc Pałac w to, co Polska ma najlepszego, czyli wynalazki, które mogą już niedługo zrewolucjonizować swoje branże – na przykład ogniwa perowskitowe, które od niedawna „drukuje” polska firma Saule Technologies pod Wrocławiem na pierwszej tego typu linii produkcyjnej na świecie (o tym, jak działają takie ogniwa i dlaczego są rewolucją pisaliśmy m.in. w tym artykule).

Oczywiście taki pasywny pałac powinien pełnić społeczne, w pełni inkluzywne funkcje, a nie służyć jako kolejny oderwany od życia większości z nas urząd.

Stwórzmy Pałac Saski na nowo, ale nie jako symbol naszych dokonań, ale jako symbol naszych nowoczesnych aspiracji.

To wcale nie jest takie trudne zadanie, ale wymaga od polityków zmiany sposobu myślenia i włączenia w procesy decyzyjne innych – niby niewiele, ale na razie trochę poza zasięgiem.