{"vars":{{"pageTitle":"Śmierć Odry musiała się zdarzyć. Małe i duże apokalipsy na polskich rzekach dzieją się codziennie","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["300klimat","opinie","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["ekologia","katastrofa-ekologiczna","katastrofa-ekologiczna-na-odrze","klimat","main","najnowsze","ochrona-klimatu","ochrona-przyrody"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"2 września 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"09","pagePostDateDay":"02","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":349263}} }
300Gospodarka.pl

Śmierć Odry musiała się zdarzyć. Małe i duże apokalipsy na polskich rzekach dzieją się codziennie

Miesiąc przed katastrofą ekologiczną na Odrze w małej mazowieckiej rzece doszło do śnięcia ryb. Już wtedy na własnej skórze przekonałam się, jak w takich przypadkach działają w Polsce służby powołane do monitorowania i ochrony rzek. Czy też raczej – jak nie działają.

To był wakacyjny wypad na kajaki. Miejsce akcji: Rawka, niewielka rzeczka pod Warszawą. Największy dopływ Bzury, teren Bolimowskiego Parku Krajobrazowego. Czas: początek lipca, na długo przed tym, jak w Odrze zaczęły wypływać pierwsze śnięte ryby.

Już na początku zgrzyt: organizator spływu odradza niektóre odcinki rzeki, bo poziom wody przez suszę jest tak niski, że nie da się przepłynąć. Ostatecznie spływamy. Tyle, że na każdym zakolu rzeki widać pełno śniętych ryb i śmierdzi.

Tak się złożyło, że ledwie kilka dni wcześniej czytałam o wylaniu przez nieznanych pracowników firmy Bros do Warty w 2015 roku co najmniej 24 kg szkodliwej transflutryny. Wtedy w Warcie zginęły “tylko” 3 tony ryb i inne gatunki flory i fauny.

Widok śniętych ryb w Rawce w połączeniu z tą lekturą sprawia, że włącza mi się alarm. Postanawiam zainteresować wymieraniem ryb w rzece urzędy, które – jak mi się wtedy wydaje – ochronę rzek mają w swoich statutach.

To nie nasza rzeka

Zaczynam od Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie. Ale warszawscy urzędnicy nie wiedzą czy Rawka podpada pod nich czy pod Łódź. Kolejne odesłania kierują mnie do Zarządu Zlewni w Łowiczu, części PGW Wód Polskich ale tam nie mają pojęcia, czy Rawka nie podlega przypadkiem Skierniewicom. A może Rawie Mazowieckiej?

Po kilku takich telefonach docieram wreszcie do człowieka z PGW Wody Polskie Nadzór Wodny w Skierniewicach, który, jak się okazuje, odpowiada za jakość wody w Rawce. Od niego dowiaduję się, że wcześniej inni kajakarze zgłosili już tę sprawę pracownikom Bolimowskiego Parku Krajobrazowego. Mieszkańcy też dawali znać.

Mój rozmówca osobiście oglądał rzekę z lądu i doszedł do wniosku, że to najprawdopodobniej przyducha, czyli zmniejszenie ilości tlenu rozpuszczonego w wodzie, w tym wypadku przez upały.

Doszedł do wniosku, że jeśli ktoś coś wylał, to jest już za późno na badanie wody czy wskazanie sprawców. Aby udowodnić zanieczyszczanie rzeki, trzeba byłoby przestępcę złapać na gorącym uczynku – twierdzi i dodaje, że jak mi zależy, to mogę zadzwonić do skierniewickiej delegatury Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, ale w sumie nie ma po co.

Jednak zadzwoniłam.

Inspektor nic nie wie

Inspektor bardziej się przejął sprawą. Przede wszystkim tym, że nic o niej nie wiedział.

Mówi, że to źle, że Nadzór Wodny i Park Krajobrazowy nie przekazały mu uzyskanych wcześniej informacji, choć miały zgłoszenia.

Dodaje, że w tym roku jest mnóstwo takich przypadków na rzekach. Że zaledwie parę tygodni wcześniej miał miejsce wyciek ścieków do Bzury i były tony śniętych ryb. Że masowe śnięcia były też w okolicznych stawach.

Na koniec stwierdza też, że skoro wypłynęły truchła, to jest już za późno na badanie wody. Bo to znaczy, że ryby zdechły dobrych parę dni temu. Pytam go więc o prawdopodobne przyczyny śnięcia. W trybie hipotetycznym wymienia:

Parę tygodni później dzwoni do mnie i powtarza te same informacje w oparciu o wnioski z obserwacji terenowych. Konkretów brak. Pan dziękuje mi za obywatelską postawę i zaangażowanie. Sprawa zamknięta.

Co jest nie tak z nadzorem rzek

Miesiąc później cała Polska śledzi już katastrofę na Odrze, wskutek której wyłowiono jak dotąd 300 ton martwych ryb. A media donoszą o kolejnych wypadkach, np. o przydusze na Nerze.

Rozpoczyna się ogólnokrajowa debata o skuteczności służb powołanych do działania w takich sprawach. Premier Mateusz Morawiecki przykładnie karze prezesa Wód Polskich i Głównego Inspektora Ochrony Środowiska, odwołując obu z zajmowanych funkcji. Przedstawiciele najwyższych władz przyznają, że system nie zadziałał, jak trzeba. A moje wnioski z akcji na Rawce potwierdza to, co się dzieje wokół Odry.

Po pierwsze, coś jest bardzo nie tak z systemem monitorowania rzek. Moja obywatelska akcja w sprawie Rawki pokazała mi, że od zgłoszenia do przeprowadzenia kontrolnego pomiaru jakości rzeki może minąć na tyle dużo czasu, że substancji, która zabija ryby, już w wodzie nie będzie. Sprawa Odry zdaje się to w pełni potwierdzać.

To oznacza, że dziś właściwie jedyną skuteczną metodą namierzenia truciciela jest złapanie go na gorącym uczynku.

Po drugie, coś nie tak jest chyba również z procedurami. Po zgłoszeniu problemu urzędnicy sprawiają wrażenie, jakby nie wiedzieli jak się zachować. Obywatele zauważyli przecież na Rawce niepokojące śnięcia, ale przez kilka dni nie spotkało się to z reakcją urzędników, choćby polegającą na poinformowaniu urzędów wyższych szczebli.

Po trzecie, w Polsce panuje powszechna społeczna krótkowzroczność, a nawet ślepota w sprawach ochrony środowiska. Wszyscy łapią się za głowy, gdy dojdzie do katastrofy wielkich rozmiarów, jak na Odrze. Ale śnięcie ryb w małej Rawce, lokalna susza, wycinka tego czy innego drzewa – mają małe znaczenie. Mówię o wylewaniu ścieków do rzek przez pojedyncze osoby, czy wycinaniu nadrzecznych drzew, by nie zacieniały działek w pobliżu. Przecież to tylko jeden zrzut, jedno drzewo. Takie podejście jest powszechne.


Polecamy: Po zatruciu Odry. „W Polsce każdy kto nielegalnie zrzuca ścieki wie, że pozostanie bezkarny” [WYWIAD]


Po czwarte, nieuchronność kary za trucie środowiska to fikcja. Sprawa zatrucia Warty ciągnie się już siódmy rok, a do wydania wyroku jeszcze daleka droga. Wody Polskie w wyniku prowadzonej ostatnio kontroli od 2021 roku znalazły w Polsce 17 tys. urządzeń ściekowych, które nie miały uregulowanego stanu formalnoprawnego, z czego prawie 6 tys. na Odrze (prawie 300 było nielegalnych). Samo ogłaszanie zaostrzania kar to za mało, skoro tak trudno je wymierzyć.

Po piąte, władze są głuche na apele naukowców, nawet po tak spektakularnej katastrofie, jak ta na Odrze. Choć ci pierwsi w odpowiedzi na tą eko-katastrofę nawołują do renaturyzacji rzek i tłumaczą, że regulacja przyczynia się do tego typu wydarzeń, jak odrzańskie, to ci drudzy nie chcą o tym słyszeć. Minister infrastruktury Marek Gróbarczyk powiedział wprost, że rząd nie zamierza wycofać się z inwestycji w budowę stopni wodnych i terminalu kontenerowego na Odrze. Dostało się przy okazji niemieckiej minister środowiska Steffi Lemke, która apelowała o opracowanie planu ratunkowego dla Odry. Minister Gróbarczyk przywołał ją do porządku na Twitterze i podkreślił, że w sprawie “modernizacji Odry” rząd nie zamierza zrobić ani kroku wstecz.

I na koniec wniosek ogólny. Takie małe apokalipsy, jak ta na Rawce, i te wielkie, jak na Odrze, regularnie zmniejszają różnorodność przyrodniczą w Polsce. Niektórym da się zapobiec, skutki innych zmniejszyć. Ale o tym, czy po ekologicznej katastrofie w Odrze ochrona wód w Polsce poprawi się czy pogorszy, zdecyduje wypadkowa presji obywatelskiej i decyzji politycznych.


Nasze teksty o katastrofie ekologicznej na Odrze: