Pozorność zakazu aborcji w Polsce jest przykładem na to, jak swoboda przepływu osób i towarów w Unii Europejskiej wpływa na skuteczność wprowadzania podobnych praw. Jeżeli coś jest bowiem dozwolone w jednym z krajów Unii, a zabronione w innym, to obywateli tego drugiego od ominięcia zakazów dzieli nie prawo, a odległość lub koszty, pisze The Economist.
W całej Unii Europejskiej prawo dotyczące aborcji znacząco się różni – UE nie ma bowiem (i prawdopodobnie nie chce mieć) kompetencji w obszarze prawa reprodukcyjnego w państwach członkowskich – pisze londyński tygodnik w najnowszym wydaniu.
W efekcie, regulacje w poszczególnych państwach Unii przedstawiają niemal całe możliwe spektrum: od stosunkowo liberalnych przepisów obowiązujących np. w Holandii, do bardzo restrykcyjnych wprowadzonych np. w Polsce i wręcz całkowitego zakazu aborcji bez wyjątków funkcjonującego na Malcie.
W konsekwencji aktywiści organizacji takich jak Kobiety w Sieci mogą, całkowicie legalnie, zaoferować zainteresowanym osobom jedynie poradę w temacie aborcji na terenie Polski.
Z kolei aktywiści zlokalizowani i działający np. w Holandii mogą tym samym zainteresowanym osobom z Polski zapewnić rezerwację lotów, pomoc tłumaczy, a nawet zapłatę za opiekę medyczną po tym, jak dokonają one aborcji w tym właśnie kraju. Dzięki temu, że w Holandii taki zabieg jest dozwolony, wsparcie także będzie w pełni legalne.
Co więcej, możliwa jest także nawet wysyłka tzw. pigułek aborcyjnych bezpośrednio do miejsca zamieszkania zainteresowanej takim zabiegiem osoby. Dzięki swobodnemu przepływowi towarów nie obowiązują bowiem dodatkowe restrykcje związane z przesyłką paczek na terenie UE.
W praktyce więc, dzięki specyfice unijnego prawa do swobodnego przemieszczania się osób i towarów, lokalnie nakładane zakazy tracą na swojej skuteczności, gdyż obywatele, których one dotyczą mogą w stosunkowo łatwy i legalny sposób ominąć je – czasem nawet bez konieczności przekraczania granicy.