Jeśli praca dla państwa będzie kojarzyć się z informatykami, którym płacimy 5000 złotych, to nie przyciągniemy osób gwarantujących odpowiedni poziom. Oczekiwanie, że poradzimy sobie bez mechanizmu pozwalającego konkurować wynagrodzeniami z biznesem byłoby co najmniej naiwnością – mówi Janusz Cieszyński, minister w KPRM odpowiedzialny za cyfryzację.
300Gospodarka: Trwają konsultacje w sprawie projektu ustawy, która ma przekształcić Centralny Ośrodek Informatyki w Agencję Informatyzacji. Po co? Co się zmieni w działalności tego podmiotu? Czego nie można zrobić w obecnej formule?
Janusz Cieszyński, minister cyfryzacji: Przekształcenie w nowy podmiot daje ministrowi cyfryzacji dużo sprawniejszy niż do tej pory instrument do realizacji projektów informatycznych. Przez lata administracja próbowała wypracować racjonalną formułę funkcjonowania resortowych jednostek odpowiedzialnych za IT. Mamy dziś różne modele – jednostki budżetowe (CIRF, CeZ), instytucje gospodarki budżetowej (dzisiejszy COI) czy spółkę Aplikacje Krytyczne. Wyciągnęliśmy z tych opcji to co najlepsze, aby osiągnąć trzy cele dzięki którym będzie nam łatwiej realizować projekty IT.
Po pierwsze nowa jednostka powinna łączyć funkcje biznesowe z technicznymi. Dziś COI funkcjonuje tak, jakby był jednym z wielu dostawców, podczas gdy w praktyce jest wykonawczym ramieniem ministra cyfryzacji.
Po drugie, musi oferować rynkowe wynagrodzenia, a więc nie może funkcjonować w ramach służby cywilnej, gdzie ekspertowi na etacie nie możemy zapłacić więcej niż kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie. To pułap daleko poniżej mediany dla wielu stanowisk w branży IT, zarówno technicznych, jak i biznesowych.
Trzecią kwestią jest zapewnienie stabilnego zespołu zajmującego się rozwojem oraz utrzymaniem kluczowych systemów państwowych. Ze względu chociażby na istniejący w nich komponent niejawny trudno sobie wyobrazić, aby takie usługi kupić w otwartym przetargu – stanowią one element krytycznej infrastruktury naszego państwa.
Dlaczego, by to osiągnąć niezbędna jest zmiana ustawy? Nie wystarczyłyby nowe zapisy w statucie COI?
Agencja informatyzacji to tylko nazwa. Mając na uwadze zakres zmian musieliśmy sięgnąć po przepisy rangi ustawowej. Dziś mamy do czynienia z paradoksem – łatwiej zapłacić dniówkę konsultanta zewnętrznej firmie niż zlecić wykonanie prac państwowego podmiotu. COI i KPRM toną w biurokracji związanej z wzajemnymi rozliczeniami – to kosztuje i nie przybliża nas do realizacji wizji cyfrowego państwa. W nowej strukturze Agencja otrzyma roczny budżet na realizację celów postawionych w strategii i opisanych w planie operacyjnym działań.
Agencja przejmie też od ministra zadania w zakresie udostępniania danych zawartych w państwowych systemach. Ministerstwo powinno skupiać się na obszarze policy, a powtarzalne czynności zostawiać instytucjom podległym.
Chcę też w większym stopniu angażować firmy informatyczne w państwowe projekty. To uda się tylko wtedy, kiedy stworzymy organizację będącą w stanie profesjonalnie wywiązać się z zadań zamawiającego. Po porażkach wielu projektów, które miały budżety sięgające kilkudziesięciu milionów złotych, a za których odbiór odpowiadał słabo wynagradzany urzędnik, administracja odeszła od zlecania wykonania całego produktu na rzecz formuły body leasing, w której płacimy według stawek rynkowych, a ryzyko bierzemy na siebie.
Jeśli w Agencji powstanie mocny zespół z biznesową wizją i na wysokim poziomie technicznym, będziemy w stanie z pełną odpowiedzialnością kupować gotowe produkty bez obaw o uzależnienie od wykonawcy.
Dla kogo ma pracować Agencja? Dla wszystkich resortów, jako zbiorczy podmiot, który zmonopolizuje dostarczanie usług cyfrowych dla wszystkich jednostek państwowych?
Taki moloch nie miałby szans na efektywne działanie. Wiele ministerstw ma już dziś wyspecjalizowane instytucje odpowiedzialne za e-usługi w ich obszarach – Ministerstwo Finansów, Ministerstwo Zdrowia, MEN – to nie przypadek, że nowe rozwiązania powstają tam szybciej, niż w miejscach bez silnego zespołu IT. Agencja ma być wykonawczym ramieniem ministra cyfryzacji i będzie zajmować się utrzymaniem oraz rozwojem kluczowych systemów rejestrów państwowych, a także usług wykorzystywanych przez wszystkich, takich jak mObywatel czy Profil Zaufany.
Jaki budżet dostanie do dyspozycji Agencja?
Na przyszły rok w planie finansowym COI mamy zaplanowane 474 miliony złotych. Taka sama kwota powinna trafić do Agencji.
Jeśli budżet się nie zmienia, to znaczy że środki na wynagrodzenia dla specjalistów też się nie zwiększają, a mówił pan, że to jeden z motorów tego przekształcenia.
To nie jest prawda, że budżet na wynagrodzenia nie wzrośnie, chociażby dlatego, że dzisiaj za każdą godzinę pracy pracownika COI musimy odprowadzić dodatkowo 23 proc. VAT. W efekcie co szósta złotówka de facto wraca do budżetu państwa. Dziś ten zespół liczy 900 osób, a po przejściu zespołów z KPRM powiększy się do ponad tysiąca.
W dużym stopniu w tej zmianie, jak słyszę, chodzi o wzrost wynagrodzeń kadry COI czy też Agencji Informatyzacji. To nie zarzut, stwierdzam fakt.
Wynagrodzenia w COI są dziś na poziomie rynkowej mediany. I tak powinno pozostać. Nie mam złudzeń co do tego, że będziemy płacić najwięcej na rynku, ale jeśli praca dla państwa będzie kojarzyć się z informatykami, którym płacimy 5000 złotych, to nie przyciągniemy osób gwarantujących odpowiedni poziom.
Na rynku IT wynagrodzenia rosną nie o kilkanaście, ale nawet o kilkadziesiąt procent rok do roku, więc oczekiwanie, że poradzimy sobie na nim bez mechanizmu pozwalającego konkurować wynagrodzeniami z biznesem byłoby co najmniej naiwnością. Aby wszystko odbywało się w transparentny sposób ustawa przewiduje obowiązek corocznego publikowania raportu o średnich wynagrodzeniach. Instytucja, która zastąpi COI ma być wzorem tego, jak powinna wyglądać publiczna jednostka dysponująca pokaźnym budżetem i realizująca kluczowe państwowe projekty.
Projekty muszą dawać efekt w ciągu 2 lat – uważa nowy naczelny informatyk kraju