{"vars":{{"pageTitle":"Budżet na hamulcu, czyli co o finansach publicznych można wyczytać z umowy koalicyjnej","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["budzet","deficyt","finanse","finanse-publiczne","main","makroekonomia","najnowsze","podatki","polityka"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"13 listopada 2023","pagePostDateYear":"2023","pagePostDateMonth":"11","pagePostDateDay":"13","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":625225}} }
300Gospodarka.pl

Budżet na hamulcu, czyli co o finansach publicznych można wyczytać z umowy koalicyjnej

Obniżek podatków w przyszłym roku raczej nie będzie. Mało prawdopodobne jest też szybkie włączenie do budżetu tych wydatków, które dziś są poutykane w funduszach pozabudżetowych. I raczej nie ma co liczyć na kredyt 0 procent.

Umowa koalicyjna, którą KO, Trzecia Droga i Nowa Lewica zawarły 10 listopada, w sprawie polityki fiskalnej jest mało konkretna. Ale pewne kierunki można odczytać między wierszami. A raczej z tego, co się w tej umowie nie znalazło.

Z pobieżnej analizy wynika, że w 2024 roku nie będzie konsolidacji fiskalnej. Nie ma też co  liczyć na podwojenie kwoty wolnej, obiecanej przez Koalicję Obywatelską, czy rodzinny PIT Trzeciej Drogi. I jest bardzo mało prawdopodobne, że bezpieczny kredyt 2 procent, jaki w spadku nowemu rządowi zostawia PiS, zostanie zastąpiony kredytem 0 procent autorstwa KO.

Obniżki podatków? Nieprędko

Dlaczego zakładam, że obniżka podatków nie nastąpi szybko, a już na pewno nie z początkiem przyszłego roku? Koalicjanci nie przyznają tego wprost, ale jest w umowie koalicyjnej zapis, który wyklucza szybkie zmiany w podatkach.

– Strony Koalicji zgodnie przyznają, że stabilny, przyjazny i sprawiedliwy system podatkowy to warunek niezbędny dla zwiększenia stopy inwestycji w gospodarce. W tym celu strony Koalicji wprowadzą w szczególności zasadę minimum sześciomiesięcznego vacatio legis dla zmian w prawie podatkowym – zapisano w umowie.

Są więc dwa warianty. Pierwszy: obniżki, czyli chociażby wprowadzenie kwoty wolnej w wysokości 60 tys. zł wejdą w życie dopiero od 2025 roku. Drugi wariant: taka zmiana, korzystna dla podatnika, mogłaby  zacząć obowiązywać w trakcie roku podatkowego, dokładnie na tej samej zasadzie, co obniżka pierwszej stawki PIT wprowadzona przez drugi etap Polskiego Ładu. Ale zamiast stabilnego systemu podatkowego mielibyśmy jego dodatkową komplikację, zatem to wyjście wydaje się być dziś mniej prawdopodobne.


Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami subskrybując nasz codzienny newsletter 300Sekund! Obserwuj nas również w Wiadomościach Google.


Do tego koalicjanci jak ognia unikają w dokumencie jakichkolwiek deklaracji co do wypełnienia zasadniczych obietnic, jak podniesienie kwoty wolnej z 30 do 60 tys. zł. Wiadomo, że rozwiązanie, na którym skorzystaliby średnio i dobrze zarabiający, nieco odstaje od zapowiedzi Lewicy, która chce zwiększenia progresji w podatkach, przy jednoczesnym zmniejszeniu opodatkowania pracy przez wzrost kosztów uzyskania przychodów.

– Strony Koalicji zgodnie deklarują gotowość do zmniejszenia obciążeń podatkowych nakładanych na pracujących, w celu pobudzenia aktywności zawodowej i wsparcia rodzin – tyle można o tym przeczytać w samej umowie

Koniec funduszy poza budżetem? Najpierw audyt

Mało prawdopodobna jest szybka konsolidacja finansów publicznych, rozumiana jako włączenie funduszy dziś działających poza budżetem do budżetu centralnego. Mowa przede wszystkim o Funduszu Przeciwdziałania Covid-19, który w ostatnich latach był bardzo wygodnym narzędziem do finansowania wydatków poza państwową kasą, tak, by nie powiększać państwowego długu publicznego (PDP). Włączenie funduszu covidowego do budżetu i sektora finansów publicznych spowodowałoby skokowy wzrost tego długu w okolice progów ostrożnościowych z ustawy o finansach publicznych i rozpoczęcie niebezpiecznego marszu w stronę konstytucyjnego limitu zadłużenia.

Mało prawdopodobne, by rząd chciał ściągnąć sobie na głowę ryzyko postepowania sanacyjnego w budżecie, które sprowadza się do nałożenia kagańca na wydatki, już na samym początku kadencji.

Dlatego w umowie bardzo ostrożnie stwierdza się, że „strony Koalicji będą dążyć do poprawy stanu finansów publicznych”, a „pierwszym krokiem będzie publikacja Białej Księgi finansów państwa”. Taka księga nie powstaje z dnia na dzień, tym bardziej, że w umowie koalicjanci zapowiedzieli sporządzenie najpierw przeglądu „powołanych przez naszych poprzedników instytucji, m.in. pod kątem ich przydatności i kosztów funkcjonowania”. A to jasno sugeruje, że konsolidacji zrobionej z marszu i bez przygotowania nie będzie.

Kredyt 0 procent? Lewica się krzywi

Ani słowa w umowie koalicyjnej nie ma też o innej interesującej obietnicy, jaką w kampanii wyborczej złożyła Koalicja Obywatelska. Chodzi o kredyt 0 procent, który miałby być następcą bezpiecznego kredytu 2 procent wprowadzonego przez rząd PiS. Innymi słowy KO obiecała, że dopłata do odsetek od kredytu na pierwsze mieszkanie będzie tak duża, że właściwie kredyt będzie nieoprocentowany.

Czy tak się stanie? Mieszkalnictwu w umowie poświęcono tylko jeden akapit. Na tyle krótki, że możemy go tu przytoczyć w całości.

– Zwiększymy dostępność mieszkań. Jest to jedno z głównych wyzwań przed jakim stoi nasz kraj. Nieodpowiedzialna i nieudolna polityka zarówno rządu jak i NBP sprawiła, że dla milionów młodych Polaków niemożliwym było godne zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych. Strony Koalicji stworzą warunki dla istotnego przyspieszenia tempa oddawania nowych mieszkań: własnościowych, dostępnych na najem realizowany także przez samorządy oraz mieszkań socjalnych i komunalnych. Państwo będzie też wspierać samorządy w remontach pustostanów na cele mieszkaniowe – zapisano w umowie.

W zapisie nie tylko nie ma ani słowa o bezpłatnym kredycie, ale w ogóle wydaje się on iść w zupełnie innym kierunku: wspierania podaży mieszkań, a nie popytu. To jest bliższe temu, co w kampanii postulowały Lewica i Trzecia Droga. Wygląda na to, że mieszkalnictwo zostało uzgodnione tylko kierunkowo, bo część Lewicy – konkretnie partia Razem – wypowiadały się przeciwko programom wspierającym popyt naciskając na zwiększanie podaży. Dla partii Razem jest to tak ważne, że m.in. z powodu braku konkretnych zapisów na ten temat nie weszła do rządu (choć deklaruje, że będzie go popierać).

Co z podwyżkami dla nauczycieli?

Inny kluczowy zapis, który będzie miał ogromny wpływ na finanse publiczne, to obietnica podwyżek płac dla nauczycieli. I taka obietnica się w umowie znalazła. Ale – po pierwsze – grupę, którą miałby objąć wzrost wynagrodzeń rozszerzono i – po drugie – nie ma tam ani słowa o tym, ile sama podwyżka miałaby wynosić, ani kiedy wejść w życie.

– Strony Koalicji potwierdzają pilną potrzebę podwyżek dla nauczycieli, pracowników służby publicznej, w tym administracji, sądów i prokuratury. Niskie zarobki wypychają z zawodu ludzi zapewniających ciągłość działania naszego państwa oraz edukację dzieci i młodzieży. Powstrzymamy i odwrócimy ten proces. Stosowne akty prawne zapewniające podwyżki zostaną przedłożone w ciągu pierwszych stu dni rządów – zapisali koalicjanci.

Tu jednak nie można twardo powiedzieć, że wzrostu płac nie będzie już od stycznia. Choć wydaje się to trudne do przeprowadzenia w tak krótkim czasie, jakim będzie dysponował nowy rząd. Zwłaszcza w obliczu planów wcześniejszego przeglądu wydatków, o których umowa koalicyjna wspomina w innym miejscu.

Polecamy także: