Dokładnie 20 lat temu przystąpiliśmy do Unii Europejskiej. Otworzyły się granice, do kraju zaczęły płynąć fundusze unijne i Polska zaczęła się szybko zmieniać. Czy na lepsze? Oto nasze graficzne zestawienie dwóch dekad polskiego członkostwa w UE.
Rocznica wejścia do Unii to dobra okazja do podsumowań. I taką naszą subiektywną próbę tu prezentujemy. Nie twierdzimy, że to, co opisujemy nie wydarzyłoby się bez przystąpienia Polski do UE. Ale z pewnością akcesja była katalizatorem najważniejszych przemian, jakich doświadczyły polska gospodarka i społeczeństwo.
Wzbogaciliśmy się. Ale nadal gonimy Zachód
Przez 20 lat obecności w UE Polacy się wzbogacili. Produkt Krajowy Brutto na głowę mieszkańca wyraźnie wzrósł, co pokazuje pierwszy z naszych wykresów. O ile w 2004 roku PKB per capita w Polsce stanowił 52 proc. średniej unijnej, to w 2023 roku (ostatnie dostępne dane) było to już 80 proc.
To duży sukces, świadczy o tym, jak bardzo zwiększyła się produktywność polskiej gospodarki w ciągu dwóch dekad obecności w Unii. Złośliwi pewnie powiedzą, że wzrost PKB per capita może wynikać z faktu, że zachodnia Europa rozwijała się wolniej, albo z tego, że Polaków po prostu ubyło. Ale to też w sumie świadczy o nas dobrze: uniknęliśmy recesji w czasie wielkiego kryzysu finansowego, a potem wieloletniej stagnacji, jaka jest udziałem tak rozwiniętej gospodarki, jak niemiecka, a nasza wydajność musiała wzrosnąć, skoro przy mniejszej populacji jesteśmy w stanie wytwarzać więcej.
Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami subskrybując nasz codzienny newsletter 300Sekund! Obserwuj nas również w Wiadomościach Google.
Wchodząc do UE byliśmy na trzecim miejscu od końca pod względem zamożności. Dziś jest lepiej, ale pościg za bogatym Zachodem nadal trwa.
Kiedy Polska dogoni bogate kraje Zachodu? Odpowiedzi na to pytanie poszukali ekonomiści Credit Agrcole Bank Polska. Eksperci uważają, że polska gospodarka jest ledwie o krok od doścignięcia zamożniejszych państw w Europie. Według wyliczeń ekonomistów Credit Agricole PKB per capita w Polsce liczony według parytetu siły nabywczej osiągnie średnią unijną (99,6 proc.) w 2033 r. Polska ma szansę prześcignąć Hiszpanię w ciągu czterech najbliższych lat.
Płaca minimalna szybko rośnie
Hiszpanię wyprzedziliśmy już pod innym względem. Chodzi o płacę minimalną, która w ciągu dwóch dekad w UE w Polsce wzrosła więcej niż znacznie. W dużym stopniu to stało się to w ostatnich latach. Fakt jest taki, że dziś minimalna krajowa jest ponad czterokrotnie większa niż 20 lat temu.
A konkretnie minimalna pensja jest dziś ponad cztery razy więcej warta (lub też jak kto woli można za nią kupić czterokrotnie więcej towarów i usług). O ile w 2004 roku minimalna płaca wynosiła po przeliczeniu na PPS (standard siły nabywczej, sztuczna waluta Eurostatu) 338,85 PPS, to dziś jest to ponad 1491 PPS
Dla porównania hiszpańskie najniższe wynagrodzenie ma wartość 1374 PPS, co oznacza, że Hiszpan za swoją minimalną płacę może kupić mniej niż Polak. Zresztą nie tylko Hiszpanię wyprzedziliśmy pod tym względem.
Blisko 4-krotny spadek bezrobocia
Tak duży wzrost płacy minimalnej – i wynagrodzeń w ogóle – nie byłby pewnie możliwy, gdyby nie głębokie zmiany na polskim rynku pracy, jakie zaszły w ciągu ostatnich 20 lat. Najlepiej widać je na przykładzie zmian poziomu bezrobocia.
Dziś w Polsce bezrobocie jest rekordowo niskie. Ale nie zawsze tak było. W 2004 r., czyli w roku naszego wejścia do Unii Europejskiej, stopa bezrobocia rejestrowanego wynosiła aż 19 proc. W ciągu ostatnich 20 lat na jej obniżenie wpłynął bez wątpienia rozwój polskiej gospodarki, stymulowany środkami unijnymi. Inwestycje infrastrukturalne czy szersze otwarcie europejskich rynków przełożyły się na nowe miejsca pracy. Do tego doszła masowa migracja zarobkowa do Niemiec czy Wielkiej Brytanii.
Przerwą w tendencji spadkowej stopy bezrobocia był okres, w którym świat mierzył się z globalnym kryzysem finansowym (2008-2009 r.). W Polsce odczuliśmy go nieco później, ale też dosyć łagodnie. Kolejnym wstrząsem była pandemia, która tylko w niewielkim stopniu podniosła bezrobocie. Pomogły tarcze antykryzysowe, ale przede wszystkim zmieniła się sytuacja demograficzna. Każdy pracownik był i jest na wagę złota.
Skok cywilizacyjny na polskich drogach
Polska, wchodząc w 2004 roku do Unii Europejskiej, dysponowała siecią dróg ekspresowych i autostrad o łącznej długości 780 km. Obecnie wynosi ona ponad 5100 km, co oznacza, że w ciągu 20 lat sieć ekspresówek i autostrad zwiększyła się niemal siedmiokrotnie. Zaledwie osiem lat po wejściu do UE, w roku 2012, sieć tych dróg była ponad trzy razy większa niż na początku. I nie ma lepszego przykładu na to, jak duży postęp infrastrukturalny poczyniliśmy w czasie naszej obecności w Unii.
Duża w tym zasługa finansowania unijnego dla Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA) – podmiotu, który odpowiada za rozwój infrastruktury drogowej w Polsce. GDDKiA jest największym beneficjentem Programu Operacyjnego Infrastruktura i Środowisko na lata 2014-2020 – tylko w ostatniej perspektywie otrzymała dofinansowanie w postaci 43 mld zł środków. To, jak rozwijała się sieć dróg w Polsce rok po roku, pokazuje poniższy wykres:
Żyjemy coraz dłużej. Ale czy lepiej?
Innym wskaźnikiem, który można by podciągnąć pod osiągnięcie cywilizacyjne, jest wydłużający się czas trwania życia. Poza okresem pandemii, gdzie w wyniku bardzo dużej liczby nadmiarowych zgonów okres trwania życia się skrócił, to przez większość naszego pobytu w UE wskaźnik ten się poprawiał. A teraz wróciliśmy do długoletniego trendu.
Choć postęp jest tu wyraźny to warto jednak zadać sobie pytanie, czy owo dłuższe życie jest życiem lepszej jakości. Wydawałoby się, że tak, bo wskazują na to różne inne badania dotyczące satysfakcji z życia, gdzie Polska wypada nieźle. My, szukając odpowiedzi, posłużyliśmy się innymi danymi Eurostatu na temat odsetka osób w społeczeństwie (w wieku powyżej 16 lat), które postrzegają swoje zdrowie jako dobre bądź bardzo dobre. Zaraz po wejściu Polski do UE niewiele ponad połowa (54,5 proc.) Polaków uważała, że jest w pełni zdrowa. A w 2022 roku (ostatnie dostępne dane dla Polski) było to już 62,3 proc. Jednak z drugiej strony taka zmiana to za mało, by przesunąć się w unijnym zestawieniu w górę. Pozycja Polski nawet się pogorszyła.
Wielki powrót inflacji. I stóp procentowych
Jest jedna dziedzina w gospodarce i dwa powiązane ze sobą wskaźniki, które w czasie polskiego członkostwa w UE zatoczyły koło. Chodzi o tempo wzrostu cen i pokazującą je inflację oraz związany z nią poziom stóp procentowych Narodowego Banku Polskiego.
Polacy od czasów wejścia do Unii w zasadzie zdążyli odzwyczaić się od drożyzny. W czasie akcesji inflacja w Polsce była niska. W maju 2004 roku inflacja w ujęciu rocznym wynosiła 3,4 proc. Czyli mniej więcej tyle, co obecnie.
Choć teraz mamy niską inflację, porównywalną do poziomu sprzed akcesji, to jednak w ostatni czasie tempo wzrostu cen było zawrotne. Dobrze to widać na naszym wykresie. Wybuch wojny w Ukrainie i szantaż energetyczny, jakiego dopuściła się Rosja wywołał skokowy wzrost energii. Co nałożyło się na wcześniejszy szok pandemiczny, który próbowano łagodzić dosypując do gospodarki miliardy złotych.
Ale już w pandemię w 2020 roku Polska wchodziła z podwyższoną inflacją. Efekt tego wszystkiego był taki, że zaliczyliśmy okres tak intensywnej inflacji, jakiego nie mieliśmy nie tylko w czasie członkostwa Polski w UE, ale od lat 90. poprzedniego wieku.
W ślad za rosnącą inflacją podążyły stopy procentowe. Dziś są na poziomie mniej więcej z czasów naszej akcesji do UE. A więc, upraszczając, polityka pieniężna wróciła do punktu wyjścia z początków obecności Polski w Unii.
Rosnący udział zielonej energii
I na koniec coś, co teraz staje się tematem numer jeden w UE, ale również w Polsce, w związku z rozpoczynającą się właśnie kampanią przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Chodzi o to, skąd Europa będzie czerpać energię. I jak się w tym odnajduje Polska.
Polska energetyka oparta jest na węglu – to zdanie, które od lat powtarzają nie tylko związkowcy górniczy. A jednak udział elektrowni węglowych w produkcji i zużyciu prądu systematycznie spada. Wyraźnie rośnie natomiast udział źródeł odnawialnych, co pokazuje poniższy wykres.
Wzrost ten możemy przypisać wielu czynnikom. Kluczowym jest polityka klimatyczna Unii Europejskiej, która wymusiła na krajach członkowskich postawienie sobie celów stopniowego zwiększania udziału OZE. Zdecydowanie zmieniły się też uwarunkowania dla branży OZE. O ile rozwój lądowych farm wiatrowych ograniczyła tak zwana ustawa wiatrakowa, to fotowoltaika przeżyła prawdziwy boom dzięki programom dotacyjnym. Oprócz wielkoskalowych farm fotowoltaicznych powstało więc ponad milion instalacji pozyskujących energię słoneczną dla domów jednorodzinnych.
Polecamy także:
- Polskie dziewczęta są na bakier z umiejętnościami cyfrowymi. Znajdujemy się w ogonie państw UE
- UE chce wspierać czyste technologie. Parlament zatwierdził projekt nowych przepisów
- Co hamuje konkurencyjność UE? Żeby dogonić USA Europa musi się zintegrować
- Ryzyko klimatyczne coraz większe, ceny polis w górę. W UE dyskusja, jak temu zapobiec