{"vars":{{"pageTitle":"Zamieszki we Francji powtarzają się regularnie. Rozwiązania nie widać","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news"],"pageAttributes":["francja","main","najnowsze","paryz","spoleczenstwo","the-conversation","zamieszki"],"pagePostAuthor":"Emilia Derewienko","pagePostDate":"15 lipca 2023","pagePostDateYear":"2023","pagePostDateMonth":"07","pagePostDateDay":"15","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":596482}} }
300Gospodarka.pl

Zamieszki we Francji powtarzają się z przerażającą regularnością. Rozwiązania nie widać

Chociaż nigdy nie przestają nas zaskakiwać, francuskie zamieszki przebiegają według tego samego czytelnego schematu od czasu wybuchu protestów na wschodnich przedmieściach Lyonu w 1981 r., epizodu znanego jako „lato Minguettes”: młody człowiek zostaje zabity lub poważnie ranny przez policję, co wywołuje falę przemocy w dzielnicy z której pochodził i w jej pobliżu. Czasami, jak w przypadku zamieszek z 2005 r. i dzisiejszych, rozruchy obejmują niemal cały kraj.

Przez ostatnie 40 lat we Francji rewolty miejskie były głównie wynikiem gniewu młodych ludzi, którzy atakowali symbole porządku i państwa: ratusze, ośrodki społeczne, szkoły i sklepy.

Instytucjonalna i polityczna próżnia

Ten rodzaj wściekłości prowadzi do niszczenia własnej okolicy, tak aby wszyscy ją widzieli. Mieszkańcy potępiają te akty, ale potrafią też zrozumieć, czym są motywowane. Przedstawiciele obieralnych władz, stowarzyszenia, duchowni wszystkich wyznań, pracownicy socjalni i nauczyciele przyznają się do swojej bezsilności, ujawniając instytucjonalną i polityczną próżnię.

Spośród wszystkich buntów, lato Minguettes było jedynym, które stało się zaczynem ruchu społecznego: Marszu Równości i Przeciwko Rasizmowi w grudniu 1983 roku. Zgromadził on ponad 100 000 osób i był szeroko relacjonowany przez media – była to pierwsza tego typu demonstracja we Francji. Lewicowy dziennik „Libération” nazwał ją „La Marche des Beurs”; to potoczne określenie odnoszące się do Europejczyków, których rodzice lub dziadkowie pochodzą z Maghrebu. Kolejne fale protestów nie zaowocowały niczym podobnym.


Czytaj także: A może by tak rzucić to wszystko? Czyli dlaczego ludzie odchodzą z korporacji


Podczas każdych zamieszek politycy szybko wcielają się w od dawna rozpisane role: prawica potępia przemoc, a następnie stygmatyzuje poszczególne dzielnice i ofiary policji; lewica potępia niesprawiedliwość i obiecuje aktywniejszą politykę społeczną w „problemowych” okolicach. W 2005 roku ówczesny minister spraw wewnętrznych, Nicolas Sarkozy, stanął po stronie policji. Obecny prezydent Francji, Emmanuel Macron, wyraził współczucie dla młodego mężczyzny zabitego przez policję w Nanterre, ale w takich dzielnicach polityków i prezydentów mało kto słucha.

Potem zapada cisza, aż do następnego razu, gdy problemy banlieues (francuskich przedmieść) i ich relacji z policją zostaną ponownie odkryte przez ogół społeczeństwa.

Lekcja do odrobienia

Z powtarzających się rozruchów miejskich we Francji i scenariuszy według których przebiegają, można wyciągnąć kilka stosunkowo prostych wniosków.

Po pierwsze, polityka urbanistyczna kraju nie spełnia swoich celów. W ciągu ostatnich 40 lat podjęto znaczne wysiłki w celu poprawy warunków mieszkaniowych i infrastruktury. Mieszkania mają wyższy standard, istnieją ośrodki społeczne, szkoły, uczelnie i transport publiczny. Błędem byłoby twierdzenie, że dzielnice te zostały pozostawione same sobie.

Z drugiej strony, różnorodność społeczna i kulturowa przedmieść znajdujących się w niekorzystnej sytuacji uległa pogłębieniu. Najczęściej mieszkańcy są biedni lub ich sytuacja finansowa jest niestabilna i albo są potomkami imigrantów, albo po prostu imigrantami.

Przede wszystkim, gdy tylko nadarzy się okazja i znajdą się środki, ci, którzy mogą opuścić dzielnice biedy, szybko to robią, a ich miejsce zajmują jeszcze biedniejsi mieszkańcy z jeszcze dalszych zakątków świata. Tak więc, podczas gdy poziom infrastruktury ulega poprawie, środowisko społeczne ulega degradacji.

Niezależnie od tego, jak niechętnie mówi się o francuskich dzielnicach dotkniętych problemami ekonomicznymi, proces społeczny w nich zachodzący jest w istocie procesem gettoizacji – tj. rosnącej przepaści między dzielnicami a ich otoczeniem, samozamknięcia wzmacnianego od wewnątrz. Chodzisz do tej samej szkoły, tego samego centrum społecznego, spotykasz się z tymi samymi ludźmi i uczestniczysz w tej samej, mniej lub bardziej legalnej gospodarce.

Pomimo nakładów finansowych i dobrej woli lokalnych władz, ludzie nadal czują się wykluczeni ze społeczeństwa ze względu na swoje pochodzenie, kulturę czy religię. Niezależnie od polityki społecznej i pracy samorządowców, dzielnice te nie mają własnych zasobów instytucjonalnych ani politycznych.

Podczas gdy często rządzone przez komunistów „banlieues rouges” (czerwone przedmieścia) korzystały z silnego wsparcia lewicowych partii politycznych, związków zawodowych i ludowych ruchów edukacyjnych, dzisiejsze banlieues prawie nie mają swoich rzeczników. Pracownicy socjalni i nauczyciele są pełni dobrej woli, ale wielu z nich nie mieszka w dzielnicach, w których pracują.

Ta rozbieżność działa w obie strony, a zamieszki z ostatnich dni ujawniły, że obieralni przywódcy i organizacje społeczne nie mają żadnego wpływu na dzielnice, w których mieszkańcy czują się ignorowani i opuszczeni. Apele o spokój pozostają bez odzewu. Rozdźwięk ma charakter nie tylko społeczny, ale i polityczny.

Nieustająca konfrontacja

Mając to na uwadze, coraz częściej widzimy, jak młodzi ludzie ścierają się z policją. Obie grupy funkcjonują jak „gangi”, karmiące się własną nienawiścią i kontrolujące swoje terytoria.

W tym krajobrazie rola państwa sprowadza się do dysponenta legalnej przemocy, a młodych ludzi – do ich faktycznej lub potencjalnej przestępczości. Policja jest oceniana jako „automatycznie” rasistowska, ponieważ każda młoda osoba jest z góry podejrzana. Młodzi ludzie czują nienawiść do policji, co podsyca rasizm funkcjonariuszy i przemoc wśród młodzieży. Starsi mieszkańcy chcieliby widzieć więcej mundurowych, którzy pilnowaliby porządku, ale także wspierają własne dzieci i rozumieją frustracje i gniew, które te odczuwają.


Chcesz być na bieżąco? Subskrybuj 300Sekund, nasz codzienny newsletter!


Ta „wojna” zazwyczaj rozgrywa się na niewidocznym poziomie. Kiedy jednak ginie młody człowiek, wszystko eksploduje i wraca do punktu wyjścia, aż do kolejnej rebelii, która zaskoczy nas tak samo, jak poprzednie.

W tej tragicznej powtarzalności pojawiają się jednak również nowe wątki. Pierwszym elementem jest wzrost znaczenia skrajnej prawicy – i to nie tylko po tej stronie politycznego spektrum. Pojawiają się rasistowskie narracje dotyczące zamieszek, mówiące o „barbarzyńcach” i imigracji, i istnieje obawa, że może to prowadzić do sukcesu tych ugrupowań przy urnach wyborczych.

Drugim jest polityczny i intelektualny paraliż lewicy. Chociaż potępia ona niesprawiedliwość i czasami wspiera rozruchy, nie wydaje się być zdolna do zaproponowania jakiegokolwiek politycznego rozwiązania poza reformą policji.

Tak długo, jak proces gettoizacji będzie kontynuowany, a młodzi ludzie we Francji i siły bezpieczeństwa będą raz po raz stawać naprzeciwko siebie, trudno uwierzyć, że kolejny błąd policji i zamieszki, które po nim nastąpią, nie czają się tuż za rogiem.

Tłumaczył: Tomasz Krzyżanowski

Tekst został opublikowany w The Conversation i zamieszczony tutaj na podstawie otwartej licencji (Creative Commons license). Przeczytaj oryginalny artykuł.

Przeczytaj także inne artykuły The Conversation: