{"vars":{{"pageTitle":"Banki potrzebują więcej kapitału, by finansować gospodarkę. Dotychczasowe zyski to za mało [WYWIAD]","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news","wywiady"],"pageAttributes":["banki","depozyty","finanse","finanse-osobiste","kredyty","lokaty-bankowe","main","najnowsze","najwazniejsze","tadeusz-bialek","zbp","zwiazek-bankow-polskich"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"30 stycznia 2024","pagePostDateYear":"2024","pagePostDateMonth":"01","pagePostDateDay":"30","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":666993}} }
300Gospodarka.pl

Banki potrzebują więcej kapitału, by finansować gospodarkę. Dotychczasowe zyski to za mało [WYWIAD]

Jeśli nic się nie zmieni to banki nie będą w stanie sfinansować tak ogromnych potrzeb, jak transformacja energetyczna. Bo nie będą miały wystarczających zasobów. Apeluję do decydentów, by zwrócili na to uwagę, mówi Tadeusz Białek, prezes Związku Banków Polskich.

Marek Chądzyński, 300Gospodarka: Jak pan ocenia wyniki banków za ubiegły rok? Dane opublikowane do tej pory wskazują, że zysk netto znów będzie bardzo duży. Czy z tej perspektywy wszystkie alarmistyczne tony, jakie wybrzmiewały z sektora bankowego w ciągu poprzedniego roku, nie były jednak na wyrost? Mam tu na myśli na przykład ostrzeżenia o potężnych stratach, w jakie miał popaść sektor po niekorzystnych dla niego orzeczeniach TSUE w sprawach bankowych.

Tadeusz Białek: Wszyscy mają tendencję do skupiania się na prezentowaniu nominalnych zysków netto banków, a nie na przykład firm paliwowych. Tymczasem obie branże łączy jedno: wynik, jaki osiągają, czasem nie zależy od nich, a od zewnętrznych okoliczności. Zyski netto banków mają związek z wysokim poziomem stóp procentowych. Czyli są pochodną decyzji Rady Polityki Pieniężnej. Poziom stóp wpływa na wyższe przychody odsetkowe.

A jednocześnie poziom obciążeń sektora bankowego, w tym podatkiem bankowym i dochodowym od osób prawnych, w Polsce jest jednym z najwyższych w Unii Europejskiej. Tak zwana efektywna stopa opodatkowania banku w Polsce osiąga 40 proc. A to z kolei sprawia, że zwrot na kapitale jest jednym z najniższych w UE. I z punktu widzenia inwestorów inwestowanie w polskie banki jest całkowicie nieopłacalne, nie ma od dłuższego czasu żadnych nowych inwestorów na rynku bankowym w Polsce.


Chcesz być na bieżąco? Subskrybuj 300Sekund, nasz codzienny newsletter!


Tymczasem jak wyliczyliśmy szczegółowo w naszym Zespole Badań i Analiz, dla wsparcia inwestycji wymagane jest zapewnienie wzrostu kredytów w okresie roku na poziomie 220-230 mld zł: 160 mld dla istniejących portfeli oraz 70 mld zł dodatkowych kredytów dla finansowania inwestycji. Wzrost kredytów o 220-230 mld zł rocznie tworzy zapotrzebowanie na dodatkowy kapitał w roku w kwocie ok. 45 mld zł. Jest to 4 razy więcej od zysku z 2022 roku!

Co do szacunków strat na kredytach frankowych, to nic się tu nie zmieniło. To poważnie wpłynie na kondycję sektora, tyle, że ten proces jest rozłożony w czasie. Często się o tym zapomina. To nie jest tak, że wyrok TSUE, który został opublikowany w czerwcu ubiegłego roku, od razu spowodował materializację 100 miliardów złotych dodatkowych rezerw bankowych. Banki tworzyły rezerwy na kredyty frankowe jeszcze zanim to orzeczenie zapadło i już w momencie jego wydania prawie połowa z szacowanych start była zmaterializowana. Już wtedy mieliśmy w bankach rezerwy na 45-50 miliardów zł. W ciągu ostatniego pół roku banki cały czas zawiązywały nowe, dochodząc do poziomu – w tej chwili – około 65-70 miliardów. Ten proces będzie trwał i w pewnie w perspektywie kolejnych miesięcy rezerwy wzrosną do jakichś 80-90 mld zł.

Wakacje kredytowe też miały uderzyć w wynik finansowy banków.

I uderzyły. Jeśli chodzi o wakacje kredytowe, to przypomnę, że Narodowy Bank Polski szacował ich koszt na 20 miliardów złotych przy pełnym wykorzystaniu instrumentu. Z wakacji skorzystało około 67 proc. klientów uwzględniając wolumen kredytów, a 57 proc. uwzględniając liczbę uprawnionych. To oczywiście mniej niż zakładano, ale nawet w tym przypadku kosztowało to sektor bankowy ok 14 mld zł. Tyle pieniędzy mogłoby pracować w gospodarce. Wakacje pogorszyły więc wynik finansowy banków.

Żeby zapewnić finansowanie gospodarki na właściwym poziomie, to banki powinny mieć około 40 miliardów złotych zysku, by móc budować bazę odpowiednio dużego kapitału – jeszcze w zeszłym roku wskazywał na to Prezes Polskiego Funduszu Rozwoju Paweł Borys. A to dlatego, że Polska nie ma rozwiniętego rynku kapitałowego i główny ciężar finansowania rozwoju gospodarczego spoczywa na bankach.


Polecamy: Dochody z giełdy bez podatku Belki? „Mam nadzieję, że rząd skoryguje tę sytuację” [WYWIAD]


Co więcej podaż kredytów powinna być determinowana dynamiką wzrostu gospodarki – w typowych warunkach wartość nowych kredytów stanowi od 8 do 10 proc. PKB. Tymczasem wartość nowych kredytów to aktualnie poniżej 5 proc. PKB, a łączna wartość kredytów dla sektora niefinansowego udzielonych przez sektor bankowy w relacji do PKB spadła do ok 33 proc., podczas gdy jeszcze w 2019 r. wynosiła ok 47 proc. Aby sfinansować potrzeby gospodarki, podaż nowych kredytów powinna być ponad 2-krotnie wyższa od dotychczasowego poziomu.

Powiedzmy sobie szczerze: jesteśmy jednym z najmniejszych sektorów bankowych w Unii Europejskiej zupełnie nie proporcjonalnie do liczby ludności i powierzchni kraju. W zależności od czynnika, który bierzemy pod uwagę, zwykle poniżej dwudziestej pozycji. W związku z tym, jeśli nic się nie zmieni, to jak wskazałem powyżej, nie będziemy w stanie sfinansować wszystkich potrzeb, które przed nami stoją, takich jak transformacja energetyczna. Bo nie będziemy mieć wystarczających zasobów w tym zakresie.

W tym kontekście apeluję do decydentów, by zwrócili na to uwagę. Musimy naprawdę spojrzeć na kondycję polskiego sektora bankowego i jego zdolności do finansowania gospodarki. Kapitały banków kurczą się, zamiast rosnąć. Wartość aktywów w relacji do PKB spada, w 2022 roku wyniosła 83 proc. PKB w porównaniu do 88 proc. PKB rok wcześniej. To cztery razy mniej niż w przypadku na przykład Francji.

Czego konkretnie sektor bankowy oczekuje od nowego rządu?

Spraw priorytetowych jest kilka, wymienię najważniejsze. Zaczynając od podatku bankowego: chcielibyśmy zmienić podstawę opodatkowania. Obecnie podatek jest naliczany od aktywów, co ma destrukcyjne działanie na koszt kredytu. Im więcej bank udziela kredytów, tym większy musi płacić podatek, a ponadto po prostu sam kredyt jest droższy w związku z taką konstrukcją podatku. Dlatego proponujemy, żeby podatek bankowy docelowo był naliczany od pasywów banku.

Wcześniej chcielibyśmy uzyskać wyłączenie spod podatku bankowego określonych rodzajów aktywów, np. kredytów na zielone inwestycje, czy przedsięwzięcia z obszaru transformacji energetycznej.

Druga sprawa, na którą chcielibyśmy zwrócić uwagę, to skupienie się na systemowych sposobach wspierania kredytobiorców, którzy potrzebują pomocy. Mówię o funduszu wspierania kredytobiorców. Uważamy, że rozwiązania takie, jak wakacje kredytowe są doraźne i nie rozwiązują problemu. Fundusz byłby rozwiązaniem bardziej trwałym i skutecznym.

Niestety, rząd jak dotąd nie wsłuchał się w nasze postulaty i nadal proponuje wakacje kredytowe, choć z ograniczeniami i przy równoległym wzmocnieniu Funduszu, ale obok, a nie zamiast wakacji. Jesteśmy świadomi, że propozycje zapewne wejdą w życie, ale uważamy, że nawet po zmianach i wprowadzeniu ograniczeń jest to zły pomysł.

A pozostałe oczekiwania?

Będziemy nalegać na obronę wskaźnika referencyjnego, jakim jest WIBOR, i podkreślać konieczność dokończenia jego reformy. To jest bardzo ważne. Nie możemy pozwolić, by machina podważania wszelkich umów zobowiązaniowych, czym próbuje się zarażać kredyty oparte na stawce WIBOR, nabrała rozpędu. WIBOR jest uznany przez prawodawcę europejskiego i wpisany jako jeden z kilku zaledwie w całej UE tak zwanych kluczowych wskaźników w Europie. To jest absolutnie niepodważalny fundament, który dotyczy także Skarbu Państwa mającego w różnych formułach blisko 400 miliardów obligacji opartych na WIBOR.

Jako przewodniczący komitetu sterującego pracującego nad reformą podkreślam, że nie możemy zaprzepaścić tego, co już zostało zrobione. Reforma nie ma bynajmniej charakteru politycznego tylko ściśle ekspercki i odzwierciedlający aktualne standardy na świecie gdzie przechodzi ze wskaźników typu IBOR na wskaźniki typu RFR (risk free rate). Reforma musi zostać sprawnie dokończona, również ze względu na oceny inwestorów zagranicznych. Jesteśmy mniej więcej w połowie. Cały sztab ekspertów wykonał już ogrom pracy.

Kolejny temat to kwestia systemowego rozwiązania problemu kredytów frankowych.

Systemowego, czyli ustawowego?

Nie wolno brnąć w stronę przepaści, jaką jest zawalenie sądów sprawami frankowymi. Już mamy blisko 150 tysięcy pozwów złożonych przez frankowiczów. Trzeba ten problem rozwiązać systemowo, czyli przeprowadzić ustawę, ale taką, która byłaby kompromisem. Ustawa nie powinna wprowadzać rozwiązań siłowych, konwersyjnych, tylko naprawcze.

Kredyty walutowe to jest naprawdę duży problem. Choć mamy już blisko 80 tysięcy zawartych ugód między kredytobiorcami a bankami. To nie jest mała liczba, ale wciąż mniejsza niż liczba potencjalnych spraw. Jeśli mielibyśmy rozwiązywać temat kredytów walutowych w sądowym trybie, to zajmie nam to jakieś 15 lat. Nie możemy sobie na to pozwolić, trzeba to zakończyć jak najszybciej.

Musimy przy tym szukać sprawiedliwego rozwiązania. Sytuacja, w której w wyniku sądowego wyroku klient miałby oddawać bankowi tylko kapitał kredytu, na dodatek próbując podważać nawet zasadność jego zwrotu, jest po prostu niesprawiedliwa wobec innych kredytobiorców. I narusza zasady współżycia społecznego.

Czy do ZBP docierają jakieś sygnały ze strony rządu, Ministerstwa Finansów, że jest wola przygotowania ustawy frankowej?

Nie, nie mamy żadnych sygnałów. Bo, szczerze mówiąc, jest za wcześnie. Mieliśmy spotkanie z ministrem finansów Andrzejem Domańskim, ale to było spotkanie otwierające. Liczmy, że temat wejdzie do agendy publicznej, bo jest tu wiele aspektów, które trzeba wziąć pod uwagę. W tym funkcjonowanie samego wymiaru sprawiedliwości, który zapycha się od spraw frankowych

Skoro ZBP spotkał się z ministrem finansów to może już państwo wiecie, jak ma wyglądać podatek Belki po zmianach? Minister Domański zapowiedział reformę tego podatku.

Jedyne, co na ten temat mogę powiedzieć, to tyle, że uzyskaliśmy deklarację, że podatek będzie zmieniony. Natomiast nie przedstawiono żadnych szczegółów. Raczej nie ma mowy o całkowitej likwidacji jak mówił zresztą publicznie Pan Minister, to będzie znacząca liberalizacja. I to jest w zasadzie jedyna informacja, którą na obecną chwilę wiadomo, prace dopiero się rozpoczną. Otrzymaliśmy zapowiedzi współdziałania w tej sprawie z naszym środowiskiem.

To może inaczej sformułuję pytanie: czy państwa zdaniem zmiany w podatku Belki powinny iść w kierunku premiowania inwestycji i oszczędności długoterminowych? Czy ten podatek powinien być różnicowany w zależności od profilu inwestycji? Czyli np. niższą stawką obejmować bezpieczne lokaty bankowe, a wyższą ryzykowne zyski z giełdy – bądź odwrotnie.

Jeżeli nie mówimy o likwidacji podatku, a tak odczytałem intencje, to pewnie pójdziemy w kierunku różnicowania podatku w zależności od charakteru inwestycji, czy oszczędności. Reforma podatku mogłaby współgrać z realizacją jakichś strategicznych celów, np. polityki mieszkaniowej, czy szerzej oszczędzania długoterminowego, w szczególności na cele mieszkaniowe. To jest właśnie jedna z takich sytuacji, gdzie albo w ogóle nie powinno być podatku, albo powinien być znacząco zdemontowany, bo konto służy długoterminowemu oszczędzaniu na konkretny ważny cel.

Czy to nie jest czas, żeby zmienić podejście w polityce mieszkaniowej w stronę wspierania oszczędzania na mieszkanie, zamiast oferowania tanich kredytów w rodzaju Kredytu 2 proc. czy proponowanego przez nowy rząd programu Mieszkanie na start?

Jesteśmy realistami i rozumiemy, że nowy rząd chce kontynuować w jakimś zakresie program taniego kredytu. Rozumiemy też, że są wykreowane oczekiwania społeczne, aby rząd zaproponował taki właśnie program. Ale póki co formuła nowego programu jest dość skomplikowana i wymaga przeredagowania. Zresztą rozmawialiśmy o tym na spotkaniu z ministrem rozwoju Krzysztofem Hetmanem. Wygląda na to, że rząd sobie zdaje z tego sprawę i będą tu przedstawione doprecyzowania i uszczegółowienia.

Oczywiście my, jako operatorzy takich programów, będziemy współpracować przy wdrażaniu nowych kredytów, tak jak wspólnie z poprzednim rządem współpracowaliśmy przy kredycie 2 proc. Wtedy podchodziliśmy do sprawy ekspercko, a nie politycznie i byliśmy bardzo aktywni w rozmowach z Ministerstwem Rozwoju i Technologii i teraz też tak będzie.

Natomiast bardzo liczymy na rozwijanie pomysłu kont mieszkaniowych. Będziemy tu pomagać, na ile możemy. Na pewno będziemy zachęcać do oszczędzania na cele długoterminowe, na kanwie tego, co zostało już zaproponowane. Ale i tu potrzebne są zmiany operacyjne. Powiedzmy sobie otwarcie, że tak skomplikowane przedsięwzięcie, jakim jest prowadzenie konta mieszkaniowego, nie może być całkowicie nieodpłatne. Bank nie jest urzędem ani instytucją charytatywną, musi mieć jakieś pokrycie z tytułu prowadzenia takiego rachunku. Formułę trzeba uelastycznić i mieć na względzie to, że całość wymaga też zagwarantowania odpowiedniej pozycji w budżecie państwa. Chodzi mi o dopłaty do oszczędzania, które już zostały zaproponowane.

Jednak mówiąc szczerze najlepszy moment na zbudowanie całościowego systemu oszczędzania na cele mieszkaniowe przegapiliśmy. Mówię o systemach, jakie działają np. w Czechach, na Słowacji, czy w Niemczech. Kasy oszczędnościowo-budowlane funkcjonują tam bardzo sprawnie, w Czechach wręcz modelowo. Możemy tylko zazdrościć. Już za późno, żeby budować od podstaw coś takiego, bo budowała trwała lata, a my nie mamy czasu. Musimy wprowadzić coś operacyjnie szybszego, a formuła konta mieszkaniowego po przeformułowaniu modelu może być dobrym instrumentarium.

Dlaczego ZBP przystąpił do inicjatywy Rok Edukacji Ekonomicznej?

Dlatego, że poziom edukacji ekonomicznej Polaków jest zatrważająco niski. Pokazują to również badania unijne, które wskazują, że świadomość na temat działania rynków finansowych, instrumentów finansowych na tym rynku, zagrożeń, a także korzystanie z usług finansowych poprzez kanały elektroniczne, jest u nas bardzo mała.

Rok Edukacji Ekonomicznej 2024, którego jesteśmy jednym z inicjatorów (m.in. wspólnie z Warszawskim Instytutem Bankowości i Polskim Towarzystwem Ekonomicznym), został oficjalnie ogłoszony uchwałą Senatu i uroczyście otwarty pod patronatem Pani Marszałek Senatu Kidawy Błońskiej we współpracy z licznymi instytucjami publicznymi i organizacjami pozarządowymi. To dobry czas, żeby w sposób instytucjonalny skupić się na różnych aspektach podnoszenia tej świadomości, od seniorów po najmłodszych.

Jeśli mielibyśmy wymienić trzy takie główne obszary, w których edukacja musi się jak najszybciej poprawić, to co by to było?

Po pierwsze, świadomość zagrożeń związanych z korzystaniem z usług finansowych, działaniami cyberprzestępców, manipulacjami. To jest coś, co absolutnie wymaga poprawy, jeśli chodzi o poziom wiedzy Polaków. Oczywiście proces ciągłego uświadamiania klientów w tym obszarze trwa już dłuższego czasu, ale na pewno warto, żebyśmy zwiększyli jego zakres.

Druga rzecz to sprawa oszczędzania na cele długoterminowe. Znam argument, że nie wszyscy mają z czego oszczędzać, ale świadomość korzyści z długoterminowego oszczędzania też jest mała. Nie doczekaliśmy się przy tym systemów i instrumentów, o których mówiłem wcześniej, które wspierałyby oszczędzanie długoterminowe. Oddzielna kwestia to przezorność. Mimo takich spraw, jak Amber Gold wciąż pokutuje przekonanie, że można uzyskać nadzwyczajne zyski nierealistycznie małym kosztem. Chodzi więc o mądre i świadome oszczędzanie.

Trzeci element, na który chciałbym zwrócić uwagę, to edukacja najmłodszych. Mam nadzieję, że lekcje z przedmiotu biznes i zarzadzanie w szkołach będą kontynuowane, a sam przedmiot zostanie wzmocniony kompetencyjnie i wzbogacony o nowe materiały edukacyjne.

Czy szkoła powinna być głównym kanałem poprawy edukacji ekonomicznej?

Jeżeli mamy już przedmiot „biznes i zarządzanie”, to jego ważnym uzupełnieniem powinno być uświadamianie młodzieży, jak funkcjonuje świat finansów. To powinno się odbywać już od najmłodszych lat.

Od 13 roku życia dzieci mogą już przecież korzystać z niektórych usług bankowych: mieć rachunek i kartę do niego. Powinniśmy uczyć młodych ludzi o podstawowych pojęciach finansowych, takich jak oszczędzanie, inwestowanie czy kredytowanie. Powinniśmy też uświadamiać ich o zagrożeniach związanych z finansami, takich jak oszustwa czy nadmierne zadłużanie się. Dziś jest już od dłuższego czasu realizowany w ramach Warszawskiego Instytutu Bankowości program Bankowcy dla Edukacji, są indywidualne inicjatywy banków, ale brakuje systemowego podejścia.

Polecamy inne nasze wywiady: