{"vars":{{"pageTitle":"Ekonomia przemawia za tym, że do agresji Rosji na Ukrainę nie dojdzie. Wywiad z Jackiem Piechotą","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["tylko-w-300gospodarce","wywiady"],"pageAttributes":["eksport","geopolityka","konflikt","konflikt-w-donbasie","konflikt-zbrojny","krym","main","rosja","ukraina","wymiana-handlowa"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"4 lutego 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"02","pagePostDateDay":"04","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":257301}} }
300Gospodarka.pl

Ekonomia przemawia za tym, że do agresji Rosji na Ukrainę nie dojdzie. Wywiad z Jackiem Piechotą

 Jesteśmy drugim po Chinach najważniejszym partnerem handlowym Ukrainy. To, czego dziś potrzebuje Ukraina od Polski, to wsparcie gospodarcze: inwestycje spółek Skarbu Państwa, wsparcie w zarządzaniu transportem i gospodarką komunalną – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką Jacek Piechota, prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej. 

Jacek Piechota – były Minister Gospodarki w rządach Leszka Millera i Marka Belki. Prowadził negocjacje z Komisją Europejską przed wejściem Polski do UE. Obecnie prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej. 

Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Jak polski biznes zaangażowany w Ukrainie reaguje na to, co się dzieje wokół jej granic?

Jacek Piechota: Nie ma paniki. Są obawy, ale bez gwałtownych ruchów. Nie mamy sygnałów z polskiego biznesu o jakichś szczególnych przygotowaniach, o panice, zagrożeniu. Ciekawe jest to, że bardziej obawiają się te firmy, które w jakiś sposób są powiązane z zagranicznym kapitałem. Wiem, że na żądanie zachodnich właścicieli niektórzy polscy menedżerowie przygotowują jakieś plany na wypadek wojny, czy plany ewakuacji, ale to wyraźnie na życzenie właścicieli spoza Polski.

Jako Izba Gospodarcza na bieżąco staramy się, na ile to możliwe, informować nasze firmy o wszystkim, co dotyczy sytuacji w Ukrainie.

Jak duża jest w tej chwili skala zaangażowania polskich firm w Ukrainie?

Łączna wartość polskich inwestycji to około miliarda dolarów i około 6 tysięcy spółek z udziałem polskiego kapitału. Kilkadziesiąt tysięcy podmiotów handluje z ukraińskimi partnerami. To w większości małe i średnie firmy. Nasze obroty handlowe rosną w imponującym tempie. Mamy szansę w tym roku znacznie przekroczyć poziom 11 miliardów dolarów obrotów. Już po 10 miesiącach 2021 roku zanotowaliśmy 10,4 mld dol.

Ciekawostka, w tym czasie obroty ogółem między naszymi krajami wzrosły o blisko 45 proc., nasz eksport do Ukrainy zwiększył się prawie o 25 proc. natomiast eksport ukraiński do Polski wzrósł aż o 80 proc. I to jest znamienny wskaźnik.

W ciągu ubiegłego roku Ukraina zmniejszyła różnicę w deficycie handlowym o pół miliarda dolarów. Ukraińcy nadrabiają straty.

My jednak mamy znacznie lepszą strukturę eksportu niż oni. Sprzedajemy zarówno sprzęt i maszyny, jak i chemię – bardzo szeroko rozumianą: od kosmetyków, poprzez lekarstwa, aż po nawozy i chemię ciężką, a także towary rolno-spożywcze i w tej kategorii naprawdę dzielnie sobie poczynamy. Nawet w pewnym okresie ubiegłego roku mieliśmy – przez chwilę nadwyżkę w obrotach w sektorze rolno-spożywczym.

Ich eksport to w dużej mierze dobra mniej przetworzone. Główny udział w sprzedaży do Polski ma metalurgia, czyli półfabrykaty dla naszego przemysłu elektromaszynowego, surowce mineralne i sektor rolno spożywczy.

Którym co do ważności partnerem handlowym jesteśmy dziś dla Ukrainy? Na ile ważna wciąż jest Rosja?

Jesteśmy dla Ukrainy drugim partnerem handlowym po Chinach. Dla nas Ukraina jest dopiero czwartym partnerem spoza krajów Unii Europejskiej. Natomiast wyraźnie widać zwrot gospodarki ukraińskiej w stronę Zachodu. Jeszcze 5 lat temu przed podpisaniem umowy o strefie pogłębionego handlu za ponad 40 proc. ich obrotów handlowych odpowiadała Rosja, za kolejne 40 proc. Chiny, a zaledwie 20 proc. przypadało na wszystkie kraje UE. Dziś  Unia Europejska to blisko 60 proc. obrotów handlu Ukrainy. Ta błyskawiczna zmiana struktury pokazuje, jak ogromną przemianę gospodarczą wykonała Ukraina. Nie ma bardziej namacalnego dowodu na chęć integracji Ukrainy z Zachodem.

Istnieją jeszcze jakieś powiązania gospodarcze w trójkącie Polska – Ukraina – Rosja na poziomie biznesu? Nie chodzi mi o tranzyt gazu tylko raczej o powiązania spółek przez kapitał czy konkretne nazwiska?

Nie, nie powiedziałbym, że taki trójkąt wciąż funkcjonuje. Kapitał rosyjski jest dzisiaj bardzo źle postrzegany przez władze i samych Ukraińców. Nastroje Ukraińców wobec Rosji są niekorzystne, i to niezależnie od obecnej sytuacji zagrożenia. Ten proces pogłębia się już od 2014 r. czyli od wejścia Rosjan na Krym i do Donbasu. Mamy do czynienia z polskimi firmami, które operują na rynku rosyjskim, ale raczej nie chwalą się tym w rozmowach z ukraińskimi partnerami.

Mieliśmy wręcz takie przypadki, gdy firma rosyjska działająca na rynku ukraińskim dokonywała przekształcenia, by na rynku ukraińskim działać poprzez spółkę zarejestrowaną w Polsce, a nie bezpośrednio z Moskwy. Widać, że te wektory diametralnie się pozmieniały.

Co pana zdaniem może na tym etapie zrobić jeszcze polski rząd w sferze gospodarczej, by wspomóc Ukrainę?

Bardzo cenne z punktu widzenia biznesu są ustalenia z ostatniego spotkania prezydentów Polski i Ukrainy, ponieważ obie strony zobowiązują się do rozwiązania konfliktu dotyczącego przewozów.

Chodzi o blokadę przewozów kolejowych?

Blokada kolei to jest ze strony Ukraińców retorsja, można powiedzieć, że w akcie desperacji. Od dawna nie mogą się z nami dogadać jeżeli chodzi o liczbę pozwoleń przewozowych dla ukraińskich tirów. Po trzech latach błagania polskiego ministra infrastruktury o większą liczby pozwoleń, nie mając innego wyjścia sięgnęli po narzędzie jakie mieli i zablokowali tranzyt kolejowy.

Gdy była podpisywana umowa o strefie pogłębionego handlu Ukraina dostała 200 tysięcy pozwoleń, a 5 lat później, na 2022 rok, przyznaliśmy im tylko 160 tys., w sytuacji kiedy z roku na rok wzrastają obroty, wzrasta potrzeba przewozów – nie tylko przecież do Polski, ale również do innych krajów UE. Komunikat ze spotkania prezydentów rodzi nadzieję, że jednak siądziemy do stołu i znajdziemy polubowne rozwiązanie zamiast eskalować napięcie.

Jeśli więc pani pyta, co możemy zrobić dla Ukrainy, to właśnie odblokować transport. Po drugie, wspierać inwestycje w Ukrainie – w oświadczeniu prezydentów jest bardzo dobry zapis o wspieraniu inwestycji KGHM w Ukrainie, a liczymy na to, że tych inwestycji ze strony spółek Skarbu Państwa mogłoby być tam znacznie więcej.

Co oprócz KGHM? Jakie sektory?

Przede wszystkim jednak sektor wydobywczy. Warto wykorzystać także doświadczenia PGNiG czy naszego górnictwa. Ważne będą projekty, które wiążą się z modernizacją transportu i jego zarządzaniem, a także z szeroko rozumianą gospodarką komunalną. To jest dla Ukraińców dość nowa dziedzina, która zaczyna się rozwijać w związku z reformą samorządową kraju. Coraz więcej ukraińskich regionów ma własne źródła dochodu i chcą się uczyć je efektywnie wykorzystywać

Czy ma pan wiedzę o tym, aby polskie władze przygotowywały się na wypadek scenariusza wielkiej migracji z Ukrainy?

Nie mamy takich informacji, nic nie wiem o tym, by takie prace trwały. Przygotowujemy natomiast do rządu własne wystąpienie w tej sprawie. Chcemy współpracować w tym zakresie.

Bierzecie pod uwagę sytuacje odwrotną, czyli wyjazdy Ukraińców z Polski w razie wybuchu otwartego konfliktu w Ukrainie? Umiem sobie wyobrazić dwie sytuacje. Jedna, gdy młodzi ludzie, patrioci, pracujący w Polsce decydują się na powrót do domu, by walczyć. Druga, gdy decydują się na próbę wyjazdu jeszcze dalej na Zachód, by nie walczyć. Obie sytuacje potencjalnie mogą się odbić na polskim rynku pracy.

Nie da się ukryć, że to prawdopodobna sytuacja, ale dotąd nie rozważaliśmy takiego scenariusza. Jesteśmy mocno zaangażowani w pomoc pracownikom rekrutowanym do pracy w Polsce, lecz na razie nie dostaliśmy żadnych alarmujących sygnałów.

Monitorujemy, słuchamy, ale możliwych scenariuszy jest tak wiele, że nie jesteśmy w stanie w naszej niewielkiej organizacji przygotować scenariusza na każdy z nich. Nikt do tej pory nie prowadził badań, „co by było gdyby”.

Dosyć spokojnie podchodzi pan na razie do tego, co się tam dzieje. Traktuje pan rozgrywkę Rosji jak nie pierwsze i nie ostatnie straszenie Putina?

Ekonomia przemawia za tym, że do takiej agresji nie dojdzie.

Inwazja na Krym przeprowadzona bez jednego wystrzału już przyniosła pewne koszty dla strony rosyjskiej.  Zajęcie Ługańska i Doniecka to było dla Rosji ogromne obciążenie i pokazało, że to nie Krym – nie było i nie ma entuzjazmu wśród ludności ukraińskiej. Krym to jednak była autonomiczna republika, samodzielna, ludność Krymu żyła w dużej mierze z bazy rosyjskiej w Sewastopolu. Zupełnie inne realia.

W Doniecku Ukraińcy pokazali, że nie zamierzają przyjmować z kwiatami „zielonych ludzików”. Dzisiaj w Ukrainie praktycznie nie ma już rodziny, która by się nie otarła o śmierć, o rannych z tej strefy demarkacyjnej. Narastają nastroje antyrosyjskie. W narodzie, którego tożsamość  od ponad 7 lat kształtuje się w ogniu wejście Rosjan wywołałoby nie tylko konflikt na froncie, ale też dramatyczną wojnę wewnętrzną. A to oznacza totalne koszty dla Federacji Rosyjskiej. Nie sądzę, żeby Putin zdecydował się podjąć ryzyko ich poniesienia w imię umacniania swojego wizerunku w Rosji. Nie mówiąc już o restrykcjach Zachodu.

Ale zachód mówi niejednorodnym głosem. Nie martwią pana te oddzielne podrygi niemieckie i francuskie? Zwłaszcza, że historia uczy, iż sankcje to rzecz umowna – po ich wprowadzeniu przez UE po 2014 roku Francja w najlepsze nadal robiła biznesy z Rosją.

Rzeczywiście, niepokojąca jest przede wszystkim ta wstrzemięźliwość Niemców. Niemniej jednak wygląda na to, że Zachód też wyciąga wnioski z historii i te kolejne doświadczenia jednak pokazują, że elastyczność, miękkość stanowiska niczego nie rozwiązują – wprost przeciwnie: po drugiej stronie narastają żądania i oczekiwania więc liczę na to, że czegoś się wszyscy razem nauczyliśmy.

Co się stanie na rynku energii, jeśli Rosja zaatakuje Ukrainę? Ważny bank analizuje scenariusze