Zapowiedź stworzenia i ukorzenienia w konstytucji dodatkowego funduszu na wydatki zbrojeniowe w wysokości 100 mld euro to decyzja, której absolutnie nikt się nie spodziewał. To przewrót kopernikański w niemieckiej polityce i narracji wobec Rosji – mówi 300Gospodarce Adam Traczyk, wiceszef think tanku Global.Lab.
Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Jak pan odczytuje wystąpienie kanclerza Niemiec? Na ile poważne są decyzje przedstawione w niedzielę w Bundestagu?
Adam Traczyk, Global.Lab: To przemówienie można uznać za przewrót kopernikański w niemieckiej polityce.
Chce pan powiedzieć, że nie można się było spodziewać tego, że Niemcy jednak zrobią zwrot ku Ukrainie i ku wspólnej polityce europejskiej skierowanej przeciwko Putinowi?
Jak najbardziej można się było tego spodziewać i trzeba się było tego spodziewać. Ja nie miałem wątpliwości, że Niemcy zajmą właściwe miejsce w proukraińskim zachodnim sojuszu. Ale jednak to, co ogłosił teraz Olaf Scholz, to jest pójście znacznie dalej. Jego zapowiedzi przebiły nawet oczekiwania formułowane wobec Niemiec.
Zapowiedź podniesienia budżetu obronnego do ponad 2 proc. już za dwa lata to krok, przed którym Niemcy bronili się rękami i nogami przez wiele lat. Zapowiedź stworzenia i ukorzenienia w konstytucji dodatkowego funduszu na wydatki zbrojeniowe w wysokości 100 mld euro to decyzja, której absolutnie nikt się nie spodziewał – ani podjęcia jej teraz, ani tego, że może zostać podjęta tak szybko, praktycznie ad hoc. To także potężna zmiana retoryczna w niemieckiej narracji, którą naprawdę warto docenić – zwłaszcza, że nie dotyczy tylko kanclerza, ale też innych polityków, np. ministry spraw zagranicznych czy ministra finansów. Czyli reprezentantów także pozostałych partii koalicyjnych, a nawet opozycji. Ich niedzielne wypowiedzi oddają zwrot mentalny wokół polityki wobec Rosji.
To mentalne przełamanie modelu, którego Niemcy trzymali się przez pięć dekad, uważając Rosjan za partnerów. Trudnych partnerów, czasem może nawet wrogich, ale sprawdzonych, takich, z którymi da się wypracować racjonalne podstawy współpracy. To wyobrażenie zostało brutalnie zrujnowane i zweryfikowane. W czasie niedzielnej debaty w Bundestagu Niemcy zarżnęli mnóstwo świętych krów niemieckiej polityki – takich tematów, które wydawały się jeszcze kilka tygodni temu nie do ruszenia, jak np. to pragmatyczne, w niemieckim rozumieniu, podejście do Rosji. Albo stosunek do zbrojeń.
Ta niedziela w Bundestagu, oprócz tego, że niesie za sobą bardzo konkretne zmiany, była również bardzo symboliczna. Niemcy nie chcą się chować za plecami innych krajów, są gotowi stanąć w pierwszym rzędzie. Zwrot – szczególnie w obszarze wojskowości i militarnego odstraszania przeciwnika – pokazuje zmianę myślenia także o tym, kim są Niemcy dla samych siebie i kim chcą być. Dotarło do nich, że swojej wolności trzeba bronić aktywnie, że skończyły się czasy, kiedy byli pasażerem na gapę, podłączającym się pod rozwiązania i działania USA czy Francji.
Jeśli chodzi o kwestię militarne to Niemcy były pasażerem na gapę nie bez powodu – od nich nie wymagało się zbrojenia, wręcz przeciwnie. Czy to oznacza, że także Europa przestaje widzieć Niemców przez pryzmat historii?
Od jakiegoś czasu Niemcy sami wykorzystywali historię jako alibi. Bo, wydaje się, że to wyobrażenie, do którego pani nawiązuje, i w kręgach eksperckich, i wśród polityków na świecie już jakiś czas temu odrzucono. I wymagano od Niemiec większej aktywnej roli, a oni podchodzili do tego wybiórczo.
Niemcy byli jednymi z największych beneficjentów tego amerykańskiego liberalnego porządku świata, korzystali z niego, jak żadne inne państwo, przede wszystkim z wolnego handlu, zastępując politykę zagraniczną polityką gospodarczą czy dyplomacją gospodarczą. Teraz zaś dostaliśmy sygnał, że do Niemców dotarło, iż muszą bronić również wolności i światowego porządku także własnym wkładem, ponosząc tego koszty, konsekwencje, ale z korzyścią dla nich samych.
Dlaczego zajęło im to aż cztery dni?
To jest aż cztery dni lub tylko cztery dni.
W normalnych okolicznościach byłoby to oczywiście: tylko cztery dni, ale to nie są normalne okoliczności. Czy Niemcy wiedzieli, co chcą zrobić, tylko musieli się do tego przygotować, czy raczej była to prawdziwa burza mózgów, gdzie nie było wiadomo, czym ona się skończy?
Myślę, że to mieszanka czynników. Na pewno nie bez znaczenia jest to, że tak wielkiego okrętu, jak Niemcy, nie da się zawrócić w miejscu o 180 stopni w pięć minut. Ponadto, mamy do czynienia z rządem koalicyjnym, więc kanclerz nie może wyjść i ogłosić czegokolwiek w imieniu swoim i własnej partii bez uzgodnienia z koalicjantami. Niemcom było ten krok najtrudniej wykonać, bo wśród państw europejskich są z Rosją najbardziej powiązani gospodarczo i politycznie.
W 2020 roku Rosja zajęła dopiero 15. miejsce na liście najważniejszych odbiorców niemieckiego eksportu i 14. jako kraj, z którego Niemcy importują. Tymczasem wzajemne powiązania gospodarcze tych dwóch krajów obrosły legendą, zwykło się mówić o zblatowaniu gospodarek. To nieprawda?
Rzeczywiście, w Polsce zwykło się uważać, że Niemcy bez rosyjskiego gazu by upadły. A rosyjski gaz to około 6 proc. niemieckiego miksu energetycznego. Niemniej te zależności gospodarcze w połączeniu z ograniczeniami mentalnymi i przyzwyczajeniami, o których mówiłem wcześniej odgrywały zasadniczą rolę. Ostatnie kilka dni z pewnością były kompromitujące dla Berlina na arenie międzynarodowej.
Dane statystyczne są jednak nieco zwodnicze. Rzeczywiście, w porównaniu np. z Polską Rosja jest niewielkim zawodnikiem. Ale charakter tych powiązań jest zupełnie inny i dotyczy strategicznego elementu, czyli surowców energetycznych. I co do tego Niemcy też się zreflektowali – stąd właśnie zapowiedź dywersyfikacji źródeł energii, rozbudowy energetyki odnawialnej, budowy terminali LNG.
To jest sygnał do strategicznej korekty, który zrekompensuje nam być może te cztery dni oczekiwania na stanowczy głos Niemiec. Bo to nie jest decyzja, która mówi: ograniczam dziś współpracę. Ona mówi: zmieniam model, buduję inną infrastrukturę, która zostanie z nami na lata.
Czy Niemcy będą ponownie będą rozważać powrót do energetyki atomowej?
Podstawą uniezależnienia od Rosji ma być rozwój odnawialnych źródeł energii. Taką postawę zaprezentował nawet minister finansów, który dotąd był dość sceptyczny w tym temacie, a w każdym razie nie był wielkim propagatorem zielonej energetyki. OZE to już około 45 proc. w niemieckim miksie energetycznym, a teraz Niemcy zapowiadają jeszcze przyspieszenie.
Natomiast energetyka atomowa to jedna z tych świętych krów niemieckiej polityki, której się nie rusza. Szanse, że trzy ostatnie niemieckie elektrownie atomowe pozostaną w użyciu jeszcze pół roku temu oceniałem na 0,1 proc. W ubiegłym tygodniu na 0,5 proc., a dzisiaj uważam, że to nawet 1 procent. Jak pani widzi, to niezbyt wysokie szanse, nie spodziewam się renesansu energetyki atomowej w Niemczech, bo Niemcy zainwestowali dotąd zbyt duże środki na wstrzymanie tej działalności oraz w rozwój OZE. Nie ma też formalnoprawnej furtki do pozostawienia w działaniu bloków atomowych dłużej niż do końca roku.
Ale sytuacja jest bardzo dynamiczna, Niemcy na pewno będą obserwować jak rozwijają się ceny energii na rynkach światowych, konsumenci także, więc na 100 proc. nie wykluczam tego, że żywot tych elektrowni zostanie przedłużony. Wydaje mi się to mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe.
Niemcy będą oponować przeciwko rozwojowi energetyki atomowej w Polsce? Bo może obecna sytuacja zmieni również to nastawienie?
W taksonomii europejskiej mamy decyzję, w której atom jest traktowany na równi z gazem jako przejściowe źródła energii w dekarbonizacji unijnych gospodarek. Niemcy wychodzą z założenia, że każdy kraj muszę może swój miks energetyczny kształtować dowolnie.
Być może pojawią się środki prawne dotyczące zabezpieczeń ekologicznych i bezpieczeństwa – tego wykluczyć nie można. Natomiast nie spodziewam się, że Niemcy będą zwalczać nasz atom w większym stopniu, niż działoby się to w normalnych warunkach, niezmąconych wojną.
Jeśli w Polsce wystarczy determinacji do zbudowania bloków atomowych, to one powstaną – Niemcy nam ich nie zablokują. Piłka jest po naszej stronie, gdy tymczasem w polskiej debacie często sprowadza się temat do próby blokady tego pomysłu przez Niemców. To ma przykrywać chyba naszą niekompetencję w tej kwestii. Przecież temat atomu jest żywy w Polsce od kilkunastu lat i dotąd nic z tego nie wyszło.
Jaka jest szansa, że Niemcy zerwą współpracę gazową z Rosją już teraz?
Z całą pewnością nie jest to celem niemieckiej polityki. I wydaje mi się, że koniec końców nie jest to celem żadnego europejskiego państwa. Minister finansów Niemiec powiedział wprost, że sankcje nałożone na Rosję nie dają jej powodów do zawieszenia dostaw surowców energetycznych. Rosyjski gaz dla niemieckiej energetyki ma mniej więcej takie znaczenie jak Turów dla Polski. Tym niemniej, kanclerz Niemiec Olaf Scholz powiedział też, że o przyszłych sankcjach trzeba myśleć bez ograniczeń mentalnych – wszystko jest możliwe, w zależności od tego, jak się sytuacja będzie rozwijała. Niemcy nie będą już mieć dogmatycznych hamulców, które powodują, że czegoś na pewno nie zrobią.
Polecamy także inne nasze wywiady z ekspertami nt. konsekwencji wojny w Ukrainie:
- Paradoksalnie Putin uruchomił procesy korzystne dla UE. Wywiad z ekspertem z Ośrodka Studiów Wschodnich
- Wojna na Ukrainie to czas na zmiany reguł w budżecie. „Europa jest rozbrojona” [WYWIAD]
- Do tej wojny Rosja szykowała się gospodarczo 8 lat. Jak skutecznie w nią uderzyć? [WYWIAD]
- Z ekonomicznego punktu widzenia Polska powinna robić to, co Rosja przez ostatnich 8 lat [WYWIAD]
- Spokojnie obejdziemy się bez gazu z Rosji. Ale taniej nie będzie. Wywiad z dr Andrzejem Sikorą
- Niemcy przekroczyły Rubikon. Ekspert tłumaczy przełomową decyzję ws. Rosji
Chcesz pomóc? Tutaj publikujemy krótką listę organizacji, gdzie można wpłacić pieniądze, zanieść rzeczy do zbiórki lub zadeklarować przyjęcie uchodźców: Jak pomóc Ukrainie? Lista zweryfikowanych zbiórek i organizacji pomocy humanitarnej