{"vars":{{"pageTitle":"Spokojnie obejdziemy się bez gazu z Rosji. Ale taniej nie będzie. Wywiad z dr Andrzejem Sikorą","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["300research","tylko-w-300gospodarce","wywiady"],"pageAttributes":["baltic-pipe","elektrownia-atomowa","gaz-lupkowy","gaz-ziemny","gazprom","import-gazu","import-z-rosji","infrastruktura-gazowa","lng","magazynowanie-energii","rosja","surowce","terminal-lng","transformacja-energetyczna"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"1 lutego 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"02","pagePostDateDay":"01","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":255323}} }
300Gospodarka.pl

Spokojnie obejdziemy się bez gazu z Rosji. Ale taniej nie będzie. Wywiad z dr Andrzejem Sikorą

Infrastrukturę mamy tak przygotowaną, że możemy importować prawie dwa razy więcej gazu, niż zużywamy, w ogóle bez udziału Rosji. Ale na 10 miesięcy przed końcem umowy z Gazpromem Polsce brakuje gwarancji na połowę zapotrzebowania tego surowca – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką ekspert rynku paliw dr Andrzej P. Sikora z Instytutu Studiów Energetycznych.

Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Import węgla do Polski w ciągu 20 lat wzrósł o 756 proc., gazu o 118 proc., a ropy o 41 proc. Naszym głównym dostawcą paliw kopalnych wciąż jest Rosja. Jej ogólny udział w imporcie w tych dwóch dekadach wyniósł 87 proc. dla ropy, 72 proc. gazu ziemnego i 62 proc. dla węgla. Kupujemy z Rosji dużo, dużo jej płacimy. Da się inaczej czy jesteśmy na Rosję skazani?

Dr Andrzej P. Sikora: Jeżeli chodzi o ropę, to jesteśmy w stanie powiedzieć Rosji: nie musimy odbierać od was ropy. Rosjanie zdają sobie tego doskonale sprawę – zdawali sobie także przez ostatnich 30 lat. Wiedzą, że aby być w Polsce na tym rynku muszą sprzedawać taniej niż inni dostawcy, żebyśmy nie sprowadzali ropy taniej innymi drogami. Wiedzą, że mamy możliwość dywersyfikacji dostaw tego surowca, że możemy kupić praktycznie z każdej firmy i od każdego, np. z Arabii Saudyjskiej albo od British Petroleum.

Czyli rosyjską ropę kupujemy, ponieważ jest tańsza niż gdybyśmy ją kupowali od kogokolwiek innego? To uzasadniona decyzja biznesowa?

Tak, dokładnie. Dzisiaj, mimo że sytuacja jest napięta, to wciąż pozostajemy trzecim co do wielkości odbiorcą rosyjskiej ropy – trzeba się z nami liczyć, co ma odbicie w cenie. Gdyby się jednak okazało, że Rosjanie nie chcą nam sprzedać ropy – damy sobie radę. Mamy duże magazyny ropy i możemy je wypełnić surowcem kupionym od różnych dostawców w dowolnym momencie. Ropa jest bardzo typowym dobrem, na rynku jej nie brakuje. W dodatku polskie rafinerie są przystosowane do mieszania ropy rosyjskiej z innymi gatunkami.

W przypadku ropy jest wybór. W przypadku gazu go nie ma?

Przez dekady nie było. Sytuacja diametralnie się zmieniła, gdy 10 lat temu pojawił się gaz z łupków. Jest go na świecie 300 razy więcej niż tego, co ludzie są w stanie skonsumować. Stany Zjednoczone, które do 2010 roku były największym na świecie importerem surowców energetycznych, w ciągu kolejnych sześciu lat stały się trzecim co do wielkości eksporterem gazu. Gaz skroplony z USA już kupujemy, kupujemy go też z Kataru.

Warto tu dodać, że największe złoża gazu łupkowego ma nie kto inny, jak Rosja. Na razie nie muszą go wydobywać, ale mają ogromne możliwości. Dziś największym producentem LNG na świecie jest Australia i tam też możemy go zamawiać. Próbowaliśmy już w tej sprawie rozmawiać z Australijczykami – przypomnę niedawną wizytę tam prezydenta Andrzeja Dudy, w skład delegacji wchodził wtedy także zarząd PGNiG. Ostatecznie dotąd nie kupiliśmy nic, ale jest to jakaś możliwość.

Polska zużywa obecnie 21 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie. Infrastrukturę mamy tak przygotowaną, że możemy importować 36-37 mld metrów sześciennych gazu, w ogóle nie korzystając z gazu rosyjskiego.

To dlaczego to robimy?

Bo ciągle jeszcze obowiązuje nas długoterminowy kontrakt, ale i tak jesteśmy w dużo lepszej sytuacji niż inne kraje, bo nam się ta wieloletnia umowa kończy w listopadzie tego roku.

Jesteśmy zadowoleni?

Jak popatrzymy na historię cen gazu to trzeba uczciwie powiedzieć, że w kontraktach rosyjskich PGNiG praktycznie przez 20 lat był beneficjentem stosunkowo niskich cen – bywało nawet, że niższych niż notowane na giełdach – znacząco wyższych niż koszty wydobycia krajowego. Zdarzały się okresy, kiedy trzeba było zapłacić więcej, wtedy działał arbitraż, ale generalnie przez 20 lat wielkość PGNiG i jego majętność wyrosła na imporcie gazu rosyjskiego, który budował dominującą pozycję naszego czempiona na rynku krajowym.

Wobec tego, gdyby to zależało od pana, mając na uwadze większą konkurencję na rynku gazu i uwarunkowania geopolityczne, odciąłby się pan zupełnie od Gazpromu czy też negocjowałby pan z nimi jeszcze lepsze kontrakty? Czy Gazprom poszedłby na ustępstwa, wiedząc, że zwiększyła się ilość dostępnego na świecie gazu?

Na szczęście nie musiałem się tym zajmować. Gazprom może by i poszedł na inne ustępstwa, ale gaz ziemny jest bronią wykorzystywaną przez Rosję bezpardonowo. W ostatnich latach polskie władze popełniły błędy, które pozwoliły Gazpromowi gruntownie przygotować się do sytuacji zakończenia wieloletnich kontraktów z Polską.

Dla przykładu kiedy w 2016 roku minister Naimski zapowiedział, że dzięki Baltic Pipe nie kupimy już od Rosji żadnego gazu, Rosjanie wiedzieli, że przedłużenia kontraktu nie będzie. Przygotowali inne rozwiązanie: skoro nie chcecie kupować gazu od nas, to będziecie kupować rosyjski gaz z Niemiec.

Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert, powiedział w piątek w Polskim Radiu: “Jeśli będziemy chcieli dobrać się rosyjskiego gazu, to sprowadzimy go za pośrednictwem Niemiec. To jest sytuacja wolności wyboru, która na pewno przyniesie niższą cenę odbiorcom gazu w Polsce”.

To nie jest żadna dywersyfikacja dostaw, jeśli nie chcąc kupować rosyjskiego gazu nadal go kupujesz tyle, że przez pośrednika.

Kontrakt z Gazpromem wygasa w listopadzie. Jesteśmy już na to przygotowani? Czy Polska zawarła już umowy na dostawy takich samych ilości gazu z nowymi dostawcami?

Na ten moment brakuje nam gwarancji na mniej więcej połowę zapotrzebowania. Mamy kontrakty na 10 mld m.sześc., brakujące 10 mld mieliśmy kupić na rynku spot.

Na 10 miesięcy przed wstrzymaniem dostaw nie mamy kontraktów na połowę zapotrzebowania na gaz?

Mamy niemal wybudowaną infrastrukturę do dostaw gazu z Norwegii, czyli Baltic Pipe, którą, teoretycznie, powinniśmy już zacząć kontraktować gazem. Mówimy właśnie o 8 -10 mld metrów sześciennych z tego kierunku. Takie przynajmniej były zapewnienia ministra Naimskiego.

Czy gaz z Norwegii będzie tańszy czy droższy niż rosyjski?

Tańszy raczej nie będzie. Norwegia też ma przemyślaną strategię. Norwegia wzbudza zaufanie, jako państwo, które kurka nigdy nie zakręci, które zapewnia zwiększenie wydobycia, które gwarantuje dostawy na trzy pokolenia do przodu, ale w zamian za to bezpieczeństwo dostaw stawia wyższą cenę. Norweskie firmy wydobywcze zamknęły IV kwartał 2021 roku najwyższymi zyskami w historii.


Czytaj także:

Nie tylko Rosja – gdzie w Europie są złoża gazu ziemnego


Kontrakt rosyjski wygasa w listopadzie, Baltic Pipe ma ruszyć zaledwie parę tygodni wcześniej, 1 października. Nie obawia się pan spóźnienia w tej inwestycji? Niewiele dużych projektów jest oddawanych w pierwotnie zapowiadanym terminie.

Sam zawsze to powtarzam.

Powinniśmy może „na zakładkę” postarać się o jakiś kontrakt z Gazpromem?

Jeśli te miliardy dolarów za dostawy gazu do Europy mają iść na utrzymanie armii przy ukraińskiej granicy, to ja w takim układzie uczestniczyć bym nie chciał.

A jesteśmy w stanie w razie potrzeby kupić więcej gazu LNG dostarczanego tankowcami?

Tak mówił minister Naimski – że w najgorszym wypadku kupimy dodatkowo nawet do 5 mld m.sześc. LNG. Z tym, że obecna infrastruktura nie udźwignie już takich ilości. Gazoport w Świnoujściu jest praktycznie wykorzystany w stu procentach, dlatego jest rozbudowywany. Stąd plan budowy nowego gazoportu w Gdańsku, stąd mówi się o rozładunku gazu w gazoportach w Europie Zachodniej. Tylko, że na ten sam pomysł wpadły już i inne kraje, np. Słowacy czy Czesi, więc obawiam się, że wszystkich zamówień rozładować się tam nie da.

Minister gospodarki Niemiec ostatnio zapowiedział w Bundestagu wsparcie dla budowy terminala LNG, chociaż do niedawna Zieloni odżegnywali się od takich projektów.

Niemcy zawsze mówili, że to się nie opłaca, bo rosyjski gaz jest tańszy, ale w mojej ocenie co najmniej jeden terminal importowy LNG w Niemczech powstanie.

Dotarło do nich, że zaufali niewłaściwemu partnerowi?

Dotarło do nich, że sami sobie zgotowali ten los. Bo Gazprom gra precyzyjnie w zgodzie z regułami i tu akurat żadnych zasad nie łamie. Wykorzystuje jedynie warunki, jakie Niemcy mu sami stworzyli wiele lat temu i oferowali przez wiele lat. W wyniku historycznych decyzji Gazprom zarządza dziś większością magazynów gazu w Niemczech, w Austrii. Sam pokrywał koszty ich utrzymania przez 15 lat, sam zapełniał. Przez cały ten czas Niemcy nie zagwarantowali sobie prawnie – co Polska na szczęście zrobiła – odpowiednich ilości gazu w magazynach na własny rynek.

Dziś Gazprom mówi: jestem zobowiązany wypełniać kontrakty długoterminowe z Polską i z Niemcami, ale nigdzie nie jest powiedziane, że gaz muszę wysyłać ze Wschodu, więc wysyłam go do Polski ze swoich magazynów, które mam w Europie Zachodniej. To, że przez to Europa Zachodnia praktycznie ma na zimę opróżnione magazyny – to nie nasza wina. Takie stworzyliście sobie warunki. Gazprom po prostu to wykorzystał. To uświadomiło Niemcom powagę sytuacji, w której się znaleźli. Są uzależnieni od humorów Rosji znacznie poważniej niż Polska. I to widać teraz także w grze o Ukrainę.

Na świecie mamy z łupków ropę i mamy z łupków gaz. Czy w Polsce mamy z łupków gaz albo ropę?

Nie mamy.

Dlaczego nie mamy? Boom łupkowy w Polsce był przecież ogromny.

Najkrócej odpowiadając: biorąc pod uwagę wszystkie koszty w Polsce wydobycie gazu łupkowego się nie opłaca. Nasze pokłady łupków, o których wiemy, są o jedną epokę geologiczną starsze niż amerykańskie. Starsze, co oznacza, że leżą głębiej, a więc ich wydobycie byłoby droższe. Do tego doszły kwestie prawne, niechęć do szczelinowania, a teraz także europejska polityka odchodzenia od węglowodorów i ograniczania takich inwestycji.

I tu dochodzimy do pakietu klimatycznego. Fit For 55 należy zawetować czy przyjąć? Co nas będzie drożej kosztowało? Najnowsza narracja rządzącej koalicji idzie w stronę odrzucenia unijnych propozycji.

Zakładamy, że w 2021 r. suma wydatków na import paliw kopalnych była rekordowa. Rosja w wojnie o dostęp do tanich surowców i technologii energetycznych jest zdeterminowana i bezkompromisowa. Na kształtowanie globalnej ceny gazu, węgla i ropy mamy mocno ograniczony wpływ, jednak możemy planować stopniowe ograniczanie roli paliw kopalnych. Temu właśnie służy pakiet Fit for 55. Nie wszystkie rozwiązania obecnie proponowane są optymalne dla Polski i nadal warto o nich dyskutować, zgoda, ale ostatnie polityczne postulaty wetowania całego pakietu są ślepą uliczką.

Unia jest w dramatycznej sytuacji jeżeli chodzi o energię. Surowce energetyczne, które posiada, czyli węgiel kamienny i węgiel brunatny, są już zakazane, nie wolno ich używać. Jednocześnie Niemcy – silny głos we Wspólnocie – ogłosiły wycofanie się z energetyki jądrowej, a co za tym idzie – będą robić wszystko, by nie dopuścić do jej rozwoju w krajach, które chcą w nią inwestować, np. w Polsce.

Przecież wiele krajów rozbudowuje nadal ten sektor.

Francja, Holandia, Czechy, na przykład. Ale nie Niemcy. Niemcy stawiają na wodór. Wciąż 50 proc. energii w Niemczech pochodzi z węgla brunatnego (a 50 proc. już z OZE). Ich oficjalne stanowisko mówi, że jedynym ratunkiem jest wodór (jako paliwo przejściowe). Na program wodorowy przeznaczyli 80 mld euro. Kilka dni temu poinformowali, że zamierzają wybudować największy na świecie elektrolizer o mocy 200 megawatów. Do tej pory największe działające miały 20 megawatów.

Polska powinna zatem skupić się na rozwoju technologii wodorowych czy na stworzeniu sektora energetyki jądrowej?

Przede wszystkim powinniśmy inwestować w nowoczesną technologię jądrową. Ale także uczestniczyć we wszystkich możliwych projektach krajowych i europejskich związanych z magazynowaniem energii – to jest element niezbędny do przejścia na odnawialne źródła energii.

Nie odcinajmy się jednak od badania i kreowania nowych nośników energii, również wodorowych. Dziś są nieefektywne, ale to się szybko może zmienić. Amerykanie w trzy lata, od zera, zbudowali bombę atomową. Trzy lata badań może nam więc dać zadziwiające efekty w rozwoju bezpiecznej energetyki opartej na wodorze.

Polecamy też: