{"vars":{{"pageTitle":"Kaczyński przeprasza za Polski Ład? Jest za co. Teraz czas na ruch nowego rządu [WYWIAD]","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news","wywiady"],"pageAttributes":["adam-abramowicz","jaroslaw-kaczynski","main","najnowsze","podatki","polski-lad","przedsiebiorczosc","rzecznik-malych-i-srednich-przedsiebiorstw"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"2 lutego 2024","pagePostDateYear":"2024","pagePostDateMonth":"02","pagePostDateDay":"02","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":669019}} }
300Gospodarka.pl

Kaczyński przeprasza za Polski Ład? Jest za co. Teraz czas na ruch nowego rządu [WYWIAD]

Polski Ład to była totalna pomyłka, z bardzo poważnymi politycznymi konsekwencjami, które Zjednoczona Prawica ponosi do dziś. Przedsiębiorcy liczą na to, że nowy rząd spełni swoją obietnicę i te zmiany, niekorzystne dla nich, odwróci, mówi Adam Abramowicz, Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców.

Marek Chądzyński: Prezes PiS Jarosław Kaczyński przeprosił przedsiębiorców za Polski Ład. Czy rzeczywiście jest za co przepraszać?

Adam Abramowicz: Jest za co przepraszać, bo z moich rozmów z przedsiębiorcami wynika, że reforma Polski Ład bardzo mocno w nich uderzyła.

Prezes PiS przeprasza, ale przecież można było tego uniknąć, można było się skonsultować ze środowiskiem, zanim wprowadzono tak gruntowne zmiany. Tym bardziej, że urząd Rzecznika MSP powołała Zjednoczona Prawica. A mimo to w tak kluczowej sprawie nie było żadnej próby rozmów ani konsultacji polityków z rzecznikiem. Dopiero później, kiedy apelowałem, żeby złagodzić skutki tego fatalnego rozwiązania, uwzględniono część moich uwag, ale nadal nie wszystkie.

No ale co złego jest w tym, że dziś przedsiębiorca płaci składkę zdrowotną jak każdy, czyli od dochodu?

Dziś przedsiębiorca musi płacić składkę zdrowotną od dochodu z wystawionej faktury, który jest na papierze, za którą fizycznie nie otrzymał pieniędzy. To jest całkowite kuriozum, ponieważ w systemie podatkowym, zarówno w podatku dochodowym, jak i w VAT, za taką fakturę podatku się nie płaci. A składkę zdrowotną się płaci.


Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami subskrybując nasz codzienny newsletter 300Sekund! Obserwuj nas również w Wiadomościach Google.


Cała ta reforma doprowadziła do tego, że mali i średni przedsiębiorcy zostali dramatycznie dociążeni podatkami i składkami ZUS. Z jednej strony obniżono stawki PIT, ale z drugiej podniesiono składkę i w efekcie firmy płacą więcej. Mówienie o obniżce podatków w sytuacji, gdy ubywało im pieniędzy w kieszeniach, to było zaklinanie rzeczywistości i tylko wywoływało złość. Zmiany, które wprowadził Polski Ład, miały być korzystne dla małych przedsiębiorców i tak to było komunikowane przez Premiera Morawieckiego. Jednak w praktyce okazało się, że w wielu przypadkach doprowadziły one do wzrostu kosztów prowadzenia działalności gospodarczej. Wiele firm musiało zrezygnować z zatrudnienia nowych pracowników lub wprowadzić oszczędności w innych obszarach. To negatywnie wpłynęło na rozwój gospodarczy Polski.

Polski Ład to była totalna pomyłka, z bardzo poważnymi politycznymi konsekwencjami, które Zjednoczona Prawica ponosi do dziś.

No ale za zmianami w systemie podatkowo-składkowym było więcej argumentów. Na przykład arbitraż na rynku pracy: osoby samozatrudnione, ale tylko pozornie przedsiębiorcy, bo pracujący tak, jakby byli na etacie, uzyskiwali korzyści podatkowe i składkowe w porównaniu na przykład do etatowców. Polski Ład to miała być próba uporządkowania tego zjawiska.

Polski Ład miał kilka celów, a pierwszym i najważniejszym było wprowadzenie większej progresji podatkowej. Zjednoczona Prawica wcale się z tym nie kryła. Podatek liniowy dla JDG był dla niektórych solą w oku, no bo jak to – ktoś uzyskuje wysokie dochody i płaci stałą stawkę? Uznano, że trzeba coś z tym zrobić. Ale skoro się obiecało, że podwyżek podatków nie będzie, to wymyślono zmiany w składce zdrowotnej.

Drugim celem było zachęcanie przedsiębiorców do przechodzenia z jednoosobowej działalności gospodarczej osób fizycznych, na spółki prawa handlowego. JDG miały się mniej opłacać, spółki bardziej, choć i tutaj nie wszystko poszło zgodnie z planem. Bo z jednej strony zachęcało się do spółek, z drugiej ZUS zaczął nachodzić spółki, gdzie wspólników było na przykład dwóch twierdząc, że jest to „niemalże jednoosobowa spółka” a mniejszościowy udziałowiec jest „wspólnikiem iluzorycznym” co niosło za sobą finansowe kary. Mieliśmy tu do czynienia z dużą niekonsekwencją. Dlatego, można powiedzieć, że odniesiono umiarkowany sukces. Rzeczywiście mieliśmy proces przechodzenia z JDG w stronę spółek, głównie komandytowych.

Trzecim celem było samozatrudnienie. Chodziło o to, żeby ograniczać formę B2B jako sposób zatrudniania. No i rzeczywiście, dziś jest to mniej opłacalne niż przed Polskim Ładem. Ale do końca też to zjawisko nie zniknęło. Co pokazuje, że ludzie idą na B2B wcale nie przez składki czy podatki.

Podsumowując, cele, jakie Prawo i Sprawiedliwość sobie postawiło, udało się osiągnąć tylko częściowo. Za to cena polityczna, którą trzeba było zapłacić za ten nieudany eksperyment, jakim był Polski Ład, była ogromna i znacznie większa niż zakładano.

Co najmniej dwie partie z obecnej koalicji rządowej idąc do wyborów obiecywały zmiany korzystne dla przedsiębiorców. Czego pan oczekuje?

No ja słyszałem obietnice powrotu do poprzedniego systemu. Oczywiście to nie będzie proste bo powrót do tego co było wygeneruje zmniejszenie wpływów do NFZ i ten ubytek trzeba będzie zrekompensować. A więc teraz trzeba by było poszukać jakichś nowych źródeł dochodów do budżetu, żeby móc odwrócić zmiany w składce. Nie wiem, jak nowa władza to zamierza zrobić, ale obietnica padła. I ona jest bardzo żywa wśród przedsiębiorców. Wiemy, że mamy dopiero początek kadencji, ale przedsiębiorcy nie zapomną tych obietnic. Na pewno oczekiwania są duże.

A jakie konkretnie?

Przedsiębiorcy chcą powrotu do zdrowotnej składki ryczałtowej, odliczanej od podatku, tak jak było przed Polskim Ładem. Powrót do poprzedniego systemu byłby najkorzystniejszym rozwiązaniem.

Na razie mamy na stole propozycję wakacji od ZUS-u dla przedsiębiorców.

To jest pomysł do rozważenia. Choć zwracam uwagę, jak duża ewolucja tu nastąpiła, bo w kampanii wyborczej było używane hasło „dobrowolny ZUS”. O co zresztą walczę od pięciu lat. Bo ZUS dla przedsiębiorców powinien być dobrowolny.

Jednak już po wyborach okazało się, że mówiąc „dobrowolny ZUS” ktoś miał na myśli „wakacje od ZUS”. Wakacje od płacenia składek miały trwać trzy miesiące w roku. Ale i tu się okazało na koniec, że już nie trzymiesięczne, że skurczyły się one do miesiąca. I nie będą dla wszystkich przedsiębiorców, a tylko dla mikrofirm.


Polecamy: Banki potrzebują więcej kapitału, by finansować gospodarkę. Dotychczasowe zyski to za mało [WYWIAD]


Dalej: zamiast zostawić dowolność w podejmowaniu decyzji o niepłaceniu jednej składki z konsekwencją braku wpływu pieniędzy na ubezpieczeniowe konto przedsiębiorcy to tak skonstruowano system, że „wakacje’ są dobrowolne ale tylko frajer nie będzie próbował z niego skorzystać. Bo opłacenie tej składki przejmie na siebie budżet, zatem ubezpieczony nic nie straci. Czyli koszty budżetowe całego rozwiązania będą dużo większe.

A z drugiej strony te pieniądze z budżetu będą traktowane jak pomoc de minimis. Przedsiębiorca będzie musiał spełnić kilka dodatkowych wymogów i wypełnić ileś tam różnych druków, pod odpowiedzialnością karną, a więc obciążenie biurokratyczne będzie bardzo duże. Na dodatek firmy, które mogłyby się o to ubiegać, już tę pomoc publiczną otrzymywały w czasie pandemii Covid-19, kiedy to nie mogły działać i ZUS umarzał im składki. Teraz może się okazać, że część z nich całkowicie wykorzystała limit i nie dostanie nic.

Wnioskuję, że propozycja Ministerstwa Rozwoju i Technologii panu się nie podoba.

Podoba bo lepiej dostać coś nic nic. Będę jednak wnosił do ministerstwa rozwoju i później, w czasie prac sejmowych, żeby zostawić to dobrowolnej decyzji przedsiębiorcy i bez żadnych wpłat z budżetu. Koszty będą mniejsze co mogłoby pozwolić na dwa albo trzy miesiące a nie jeden. Pojawiają się opinie, że przedsiębiorcy znowu wyciągają ręce po pieniądze budżetowe. A oni tych pieniędzy wcale nie chcą. A przynajmniej duża część środowiska ich nie chce. Niech ten co ma trudności ma możliwość zrezygnowania z opłacania swojego ubezpieczenia na jakiś czas, najlepiej do 3 miesięcy w roku, ale z konsekwencją , że traci okres składkowy a nie wszystkim jak leci fundujemy darmową składkę.

Druga sprawa: wszyscy powinni móc skorzystać z tego rozwiązania. Cały sektor MŚP, a nie tylko mikrofirmy. Także ci, co już wcześniej wykorzystali pomoc de minimis. I jestem pewien, że nawet po rozszerzeniu grupy potencjalnych beneficjentów, nie wszyscy skorzystają. Przecież każdy wie, że ubytek składki to mniej pieniędzy na koncie emerytalnym w ZUS, więc nikt bez potrzeby nie będzie z niej rezygnował.

Przy tej okazji będę wnioskował o jeszcze jedna zmianę, która będzie dotyczyć małego ZUS plus, czyli możliwości opłacania składki naliczanej od dochodu. To jest rozwiązanie dla tych działalności gospodarczych, z których roczny przychód może wynosić maksymalnie 120 tys. zł. Taka mała firma może przejść na mały ZUS plus na trzy lata w ciągu pięciu lat. No i teraz mamy problem.

Jaki problem?

Z nieprecyzyjnym zapisem w ustawie. My uważamy, że jeśli ktoś korzystał z małego ZUS plus w 2019, 2020 i 2021 roku, a potem w 2022 i 2023 już nie, to w 2024 mógłby korzystać ponownie. Ale zapis w przepisach jest zagmatwany i niejasny. A ZUS interpretuje go w taki sposób, że taki przedsiębiorca w tym roku jeszcze nie może wrócić do opłacania niższej składki. Taka interpretacja jest sprzeczna z konstytucją dla biznesu, która mówi wprost, że wszelkie wątpliwości rozstrzyga się na korzyść przedsiębiorcy.

Czego będzie domagał się Rzecznik MSP?

Będę wnioskował, żeby wykreślić warunek „36 miesięcy w ciągu 60 miesięcy” w ogóle, bo on jest bez sensu. Jego zniesienie uporządkuje bałagan. Jeżeli firma ma niski przychód przez trzy lata, to z dużym prawdopodobieństwem w czwartym i piątym roku również. Mam nadzieję, że przekonam obecnie rządzących, żeby ten zapis usunąć z ustawy i żeby firmy, dla których ryczałtowy ZUS jest zbyt wysoki, mogły korzystać z tego wsparcia. Tak jest w całej Europie. Nigdzie nie dusi się przedsiębiorców składkami które są dla nich zabójcze.

A może czas już na gruntowną reformę składek na ZUS od przedsiębiorców? Może w ogóle trzeba odejść od składek ryczałtowych i uzależnić je od dochodu?

Zaproponuję panu ministrowi Krzysztofowi Hetmanowi okrągły stół, gdzie omówilibyśmy różne spawy, w tym właśnie bulwersujący przedsiębiorców problem ubezpieczeń społecznych. Rzeczywiście, w wielu państwach płaci się składkę proporcjonalną do dochodów lub części dochodów. Problem polega na tym, że gdybyśmy wprowadzili ten system, to więcej zapłacą ci, co mają dochody wyższe. Bo prawda jest taka, że obecnie obowiązujące zasady, ze składką ryczałtową są bardzo korzystne dla przedsiębiorców o wysokich dochodach. Dlatego też nie ma dużego poparcia ze strony naszego środowiska dla wprowadzania zmian w kierunku składek naliczanych od dochodów.

Co innego cała grupa malutkich firm, która jest przez dzisiejszy system niszczona. Oni nie mają takiej siły przebicia, więc po prostu cicho umierają. W 2023 roku zawieszonych i zlikwidowanych działalności gospodarczych było około 500 tysięcy.

Zastanawiam się, czy koniecznie musimy wprowadzać składkę proporcjonalną. Może jednak weźmy przykład z innych państw. W Niemczech składki na ubezpieczenie społeczne są dobrowolne dla przedsiębiorców i ten system funkcjonuje od lat. Budżet niczego nie dokłada, przedsiębiorca się ubezpiecza lub nie. I jeśli nie, to nie dostaje żadnych świadczeń.

Druga opcja to upowszechnić system, który dziś obowiązuje przedsiębiorców rolnych ubezpieczonych w KRUS. Skoro ktoś kiedyś uznał, że taki przedsiębiorca nie jest w stanie zapłacić pełnej składki i wprowadził dla nich składki obniżone z założeniem, że budżet będzie dopłacał do emerytur, to dlaczego nie objąć podobnym systemem wszystkich przedsiębiorców?

Zatem opowiadałbym się albo za dobrowolnym ZUS-em, albo za systemem podobnym do KRUS. Wprowadzenie składki proporcjonalnej do dochodu mogłoby się skończyć tym, co zmiany w składce zdrowotnej. Obciążenie dużych przedsiębiorców się zwiększy, w efekcie będą oni mieli mniej pieniędzy na rozwój firmy, co z kolei osłabi inwestycje w gospodarce.

Ale czy takie podejście nie jest odkładaniem problemów w czasie? Skoro mamy system zdefiniowanej składki, to brak składek oznacza brak emerytur. Kto za to weźmie odpowiedzialność za 30-40 lat, kiedy dzisiejsi przedsiębiorcy wejdą w wiek emerytalny?

W Niemczech postawiono na samodyscyplinę i odpowiedzialność samego przedsiębiorcy. Jeśli zakładamy, że jest on nieodpowiedzialny, to w ogóle po co miałby zakładać firmę? Musimy jednak przyjąć, że mamy do czynienia z profesjonalistą, który zna system podatkowy i emerytalny, i wie jakie są konsekwencje niepłacenia składek. Więc nie sądzę, żeby po wprowadzeniu składki dobrowolnej w Polsce było inaczej, niż w Niemczech.


Problemy z małym ZUS Plus. Część firm może nie skorzystać z preferencyjnych składek


Znam oczywiście ten argument, że dobrowolny ZUS to ryzyko, proszenie się o kłopoty, że potem będziemy mieli problem. Chciałbym jednak zwrócić uwagę, że mamy dziś ok. 4 miliony Polaków, którzy są nieaktywni zawodowo. I nie ma ich w oficjalnym obiegu, jeśli chodzi o pracę, a więc nie płacą składek emerytalnych. Ten stan się utrzymuje od lat, a jakoś problemu nie widać. Ci ludzie przecież wiedzą, że nie będą mieli emerytury, więc jakoś się zabezpieczają. Może mają odłożone pieniądze, może w coś zainwestowali, a może liczą na rodzinę – nie wiem. Ale gdyby uznać ich za potencjalne obciążenie systemu emerytalnego w przyszłości, jak przedsiębiorców na dobrowolnych składkach ZUS, to już teraz należałoby obłożyć ich przymusową ryczałtową składką. Dokładnie tak samo, jak osoby prowadzące działalność gospodarczą. Chciałbym zobaczyć takiego polityka, który zaproponuje, żeby 4 mln osób biernych zawodowo zaczęło płacił 1600 zł miesięczne na ZUS.

No dobrze, argument, że przedsiębiorca to profesjonalista i wie, na co się decyduje nie płacąc składek na ZUS, można przyjąć. Ale co z samozatrudnionymi, którzy wykonują zlecenia na rzecz pracodawcy jako zewnętrzne firmy nie dlatego, że tak chcą, a dlatego, że pracodawca-zleceniodawca ich do tego zmusza? Oni nie są profesjonalistami.

Takich przypadków jest coraz mniej. Mamy bezrobocie w granicach 5 procent, a w Warszawie i w dużych ośrodkach nawet 3 proc. Czyli w zasadzie – nie mamy bezrobocia. Jeśli ktoś się decyduje na formę B2B to dlatego, że sam tego chce, chce pracować w takiej formule. Czasy, gdy np. sprzątaczki były zmuszane do zakładania JDG i wykonywania usług już minęły. Choć rzeczywiście, są takie zawody, w których preferuje się tego rodzaju umowy: informatycy, a nawet piloci, stewardessy…

Piloci i stewardessy to raczej zły przykład, bo akurat te dwie grupy protestowały kilka lat temu m.in. przeciwko przymuszaniu ich do pracy na B2B.

OK, może piloci to zły przykład, oni faktycznie nie mają zbyt dużego wyboru. No i nie wiem, jakie jest bezrobocie wśród pilotów. Ale tak czy owak, w tym zawodzie zarabia się na tyle duże kwoty, że jest z czego płacić składkę na ZUS albo odkładać oszczędności w inny sposób. Nie mówimy przecież o średniej krajowej, tylko kilkukrotnie większym wynagrodzeniu. I nawet jeśli ZUS byłby dobrowolny, to z takich pieniędzy można by było naprawdę odłożyć na całkiem niezłą emeryturę we własnym zakresie.

Wspomniał pan o tym, że zaproponuje ministrowi rozwoju okrągły stół w sprawie przedsiębiorców. Jakie jeszcze tematy chcielibyście państwo tam poruszyć poza składkami na ZUS?

Płaca minimalna. To, co się z nią dzieje obecnie, to już jest szaleństwo. Związki zawodowe niegdyś domagały się, żeby płaca minimalna wynosiła około połowy średniej krajowej. W tej chwili wynosi 55 proc. I to średniej liczonej przez GUS, który nie bierze pod uwagę firm zatrudniających mniej niż 10 pracowników. My skorygowaliśmy te wyliczenia o tę grupę przedsiębiorstw i wyszło nam, że średnia jest niższa o około 20 proc. Co oznacza, że płaca minimalna to około 70 proc. przeciętnej. Czyli bardzo dużo.

Firmy nie mogą w nieskończoność podnosić cen za swoje usługi, czy za produkcję, żeby móc podwyższać w takim zakresie minimalne wynagrodzenie. A jeśli przedsiębiorca nie będzie w stanie przenieść wyższych kosztów na cenę, to co robi? Będzie spłaszczał wynagrodzenia w firmie. I niedługo będzie tak, że będziemy wszyscy zarabiali kwotę zbliżoną do najniższej. A więc osiągniemy ideał, do którego dążą socjaliści. Płaca straci swoją motywacyjną funkcję.

Następna sprawa to działalność sądów gospodarczych. Musimy odblokować i przyspieszyć tempo prowadzenia postępowań. Choćby dlatego, że przewlekłość spraw w sądzie wykorzystują największe firmy w relacjach z mniejszą. Na przykład domagając się zmniejszenia ustalonej wcześniej zapłaty na podstawie jakiś dyskusyjnych uwag co do wykonania zamówienia. Zwykle pada argument: przyjmujecie 80 proc. ceny, a jak nie, to idźcie do sądu. I wielu małych kontrahentów godzi się na niższą cenę wiedząc, że sprawa w sądzie będzie się wlokła kilka lat.

Chcielibyśmy też porozmawiać o ogólnej, coraz gorszej kondycji naszego sektora. Ubiegły rok był dramatyczny, liczba zawieszanych i zamykanych działalności gospodarczych szła w tysiące. To sygnalizuje, że dzieje się coś złego i czas najwyższy, żeby rządzący dokładnie się temu przyjrzeli. Bo to struktura gospodarki oparta ma małych i średnich firmach spowodowała tak szybki rozwój w ostatnich latach. I warto o tym pamiętać.

A może ten spadek liczby działalności gospodarczy to samooczyszczanie się rynku z samozatrudnienia, czyli takiej przedsiębiorczości pozornej? Może ludzie przechodzą na umowę o pracę z B2B i stąd taka duża liczba zawieszeń i likwidacji JDG? Co pan sądzi o tzw. teście przedsiębiorcy, postulowanym m.in. przez Lewicę, która przecież współtworzy rząd? Czy to nie pomogłoby uzyskaniu odpowiedzi na pytanie, jak dużą skalę ma pozorna przedsiębiorczość?

Wprowadzenie testu przedsiębiorcy jest nierealne politycznie. Już Zjednoczona Prawica się do tego przymierzała. I ostatecznie projekt porzuciła. Opór przed wprowadzeniem testu przedsiębiorcy był znacznie większy, niż przy Polskim Ładzie Protest był na tyle skuteczny, że testu nie ma, a Polski Ład jest. Nie sądzę, żeby teraz ktoś się na niego zdecydował, bo koszty polityczne mogą być większe, niż w przypadku Polskiego Ładu.

Poza tym mamy już przepisy, które wystarczy stosować. Państwowa Inspekcji Pracy ma narzędzia by eliminować sytuacje, w których ktoś teoretycznie ma JDG, a w praktyce pracuje jak na etacie. Dlaczego nie korzysta się z tych narzędzi? Nie wiem.

Z drugiej strony, szczerze mówiąc, ja osobiście nie mam nic przeciwko. Jeśli ktoś chce pracować w takim trybie, to dlaczego mu tego zabraniać? Jestem za tym, żeby każdy mógł współpracować z firmą na zasadach, takich jakie sobie wybierze.

Polecamy: