{"vars":{{"pageTitle":"Naddniestrze – kolejne narzędzie destabilizacji Ukrainy w rękach Rosji. Wywiad z ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["explainer","wywiady"],"pageAttributes":["destabilizacja","main","moldawia","naddniestrze","rosja","wojna-na-ukrainie","zamach"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"2 maja 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"05","pagePostDateDay":"02","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":297518}} }
300Gospodarka.pl

Naddniestrze – kolejne narzędzie destabilizacji Ukrainy w rękach Rosji. Wywiad z ekspertem Ośrodka Studiów Wschodnich

„Zamachy” i eksplozje w Naddniestrzu stanowią dla Rosji dodatkowe propagandowe uzasadnienie konieczności wybicia sobie drogi lądowej do tej nieuznawanej republiki. Leżąc na granicy z Ukrainą, może stanowić zarzewie destabilizacji w tym kraju, szczególnie w obwodzie odeskim – wyjaśnia w wywiadzie Kamil Całus, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. 

 

Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Od kilku dni w Naddniestrzu, separatystycznej części małej Mołdawii, dochodzi do różnych zdarzeń na tyle niebezpiecznych, że władze ogłosiły najwyższy stopień zagrożenia terrorystycznego. Dlaczego to jest ważne także z naszego punktu widzenia?

Kamil Całus, OSW: Nie sposób patrzeć na to, co się dzieje w Naddniestrzu – mam teraz na myśli serię ostatnich incydentów, wybuchów, czy też przypadki ostrzeliwania budynków publicznych – inaczej niż przez pryzmat toczącej się wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Naddniestrze od początku lat 90. stanowi separatystyczną enklawę, formalnie znajdującą się w granicach Mołdawii, ale de facto od władz w Kiszyniowie niezależną, która wybiła się na, jak to nazywa, niepodległość dzięki wsparciu rosyjskiemu. I do dziś funkcjonuje także dzięki gospodarczemu, wojskowemu i politycznemu patronatowi Rosji.

Na terenie Naddniestrza od początku lat 90. po dziś dzień znajdują się oddziały wojsk rosyjskich – obecnie to około 1500 osób. W związku z czym region jest od zawsze pewnym punktem zapalnym, który z jednej strony destabilizuje sytuację w Mołdawii, a z drugiej, leżąc na granicy z Ukrainą, może stanowić zarzewie destabilizacji również w tym kraju – szczególnie w obwodzie odeskim. Obecnie może także w określonych okolicznościach stać się zapleczem dla działań rosyjskich na terenie Ukrainy.

Rosyjscy dowódcy wojskowi wprost mówili w ostatnich dniach o tym, że druga faza tzw. operacji specjalnej na Ukrainie powinna między innymi stawiać przed sobą cel uzyskania dostępu do Naddniestrza, co oznacza po prostu przebicie się przez południową Ukrainę, wzdłuż wybrzeża nad Morzem Czarnym.

Po co? Czy Rosji chodzi o kontrolę basenu Morza Czarnego, czy też o to, żeby mieć otwarty korytarz do dalszych części Europy Środkowej? Naddniestrze ma być furtką do reszty Europy?

Z rosyjskiego punktu widzenia priorytetem jest Ukraina. Rozszerzenie działań na Mołdawię czy inne kraje nie jest teraz ważne, choć nie można go wykluczyć w przyszłości.

Rosja, Putin potrzebuje sukcesu na terenie Ukrainy. Wydaje się, że po porażkach w pierwszych tygodniach inwazji jedną z intencji strony rosyjskiej jest obecnie odcięcie tego kraju od morza, właśnie przez przebicie się przez ten południowy korytarz do Naddniestrza. Odebranie Ukrainie dostępu do portów czarnomorskich, uniemożliwiające eksport zbóż czy innych płodów rolnych drogą morską, byłoby wielkim ciosem osłabiającym gospodarkę tego państwa w perspektywie kolejnych lat. Bez dostępu do morza Ukraina musiałby to robić np. poprzez porty w Rumunii.

I w tym kontekście te „zamachy” i eksplozje w Naddniestrzu stanowią dla Rosji dodatkowe propagandowe uzasadnienie konieczności wybicia sobie drogi lądowej do tej nieuznawanej republiki.

Ślady ataków wiodą na Ukrainę – mówił cytowany przez pana tzw. prezydent Naddniestrza w przemówieniu do mieszkańców regionu. A pana zdaniem, czyja to sprawka? Mołdawskich nacjonalistów, ukraińskich nacjonalistów czy po prostu prowokacja Rosji?

Rzeczywiście, od kilku tygodni do różnych instytucji publicznych Naddniestrza spływają regularnie esemesy i maile z ostrzeżeniami o atakach bombowych, a duża część tych wiadomości jest podpisana przez rzekomych mołdawskich nacjonalistów, którzy życzą sobie wycofania wojsk rosyjskich z Naddniestrza.

Na pewno jednak to nie była Mołdawia – ich odsuwamy, bo oni nie mają ani motywacji, ani środków, ani chęci żeby cokolwiek tam robić. Nie istnieje też coś takiego jak mołdawski nacjonalizm, ale to temat na odrębną rozmowę. Jedyne analitycznie opcje jakie więc mamy na stole to albo Ukraina albo sama Rosja.

Czy ataki w Naddniestrzu leżą w interesie Ukrainy?

Nie sądzę. Spójrzmy na przebieg i skutki niedawnych wydarzeń. Najpierw wybuchy – prawdopodobnie było to ostrzelanie granatnikami ręcznymi – w budynku Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego czyli lokalnego KGB. Dziwnym trafem budynek był zupełnie pusty, nikt nie zginął, nikt nie został ranny. Potem mieliśmy do czynienia z ostrzałem jednostki wojskowej – z takim samym skutkiem, tzn. bez żadnych ofiar ani poważnych zniszczeń. Jakby ktoś celowo chciał ich uniknąć. Co takie symboliczne działania miałyby dać Ukrainie? Wreszcie, we wtorek rano doszło do wysadzenia masztów radiowych. I to w zasadzie jedyne zdarzenie, które na siłę można do Ukrainy przypasować – radio nadawało w końcu po rosyjsku. Naprawdę nie widzę jednak powodu, dla którego Ukraina miałaby podejmować ryzyko, tworzyć w Naddniestrzu napięcie i prowokować region czy wojska rosyjskie stacjonujące na miejscu. Trudno uwierzyć, by Ukraina skoncentrowana na walkach na wschodzie kraju miała nagle ryzykować otwieraniu potencjalnego „frontu zachodniego” na granicy z Naddniestrzem.

Dużo więcej argumentów przemawia za tym, że jest to jednak rodzaj operacji rosyjsko-naddniestrzańskiej, która miałaby służyć m.in. uzasadnieniu pretensji do konieczności dostania się wojsk rosyjskich do Naddniestrza.

W celu?

W celu ochrony osób rosyjskojęzycznych. W rosyjskiej narracji w Naddniestrzu mamy do czynienia z incydentami, które grożą stabilności regionu, a w związku z tym zagrażają bezpieczeństwu mieszkającej tam ludności rosyjskojęzycznej – około 30 procent z 300 tysięcy mieszkańców Naddniestrza to etniczni Rosjanie, oczywiście o nastawieniu prorosyjskim.

Jeśli więc dzieje się im krzywda to – zgodnie z własną propagandą – Rosja ma prawo interweniować. Oczywiście, zastraszanie „ukraińskimi nazistami” także jest elementem tej narracji. Rosja wykorzystuje ostatnie incydenty, by wzmacniać swój przekaz propagandowy, zgodnie z którym Kijów to aktor nieobliczalny, skłonny do podejmowania działań terrorystycznych na terenie obcego państwa – de facto Naddniestrza, a de iure Mołdawii.

Ataki mają wpłynąć na nastroje ludności lokalnej. Mieszkańcy Naddniestrza w zdecydowanej większości popierają Rosję, ale nie chcą angażować się w trwającą obecnie wojnę. A seria „zamachów terrorystycznych”, które – jak tłumaczy propaganda rosyjska i naddniestrzańska – przeprowadzone zostały przez Ukraińców, może w zamyśle Moskwy zastraszyć, ale też zmobilizować Naddniestrzan, nastroić ich antyukraińsko. To może okazać się bardzo ważne, jeśli Rosja zdecyduje się w pewnym momencie na podjęcie działań zbrojnych wobec Ukrainy z terenu separatystycznej republiki.

Aby to było możliwe, spełniony musi zostać jednak jeden warunek – główne siły rosyjskie muszą zacząć oblężenie Odessy od wschodu, najlepiej wsparte desantem. Tylko wówczas wsparcie z Naddniestrza będzie miało jakikolwiek sens. Siły rosyjskie obecne dziś w tej separatystycznej republice są niewielkie, lokalna armia też niewiele byłaby w stanie zdziałać samodzielnie na terenie Ukrainy. Wojska te mogłyby zostać jednak wykorzystane do wsparcia rosyjskiej ofensywy.

Prezydent Naddniestrza deklaruje, że nie da wciągnąć kraju do wojny. Czy on jest wiarygodny w tym co mówi? Może się tak postawić Rosji, żeby odmówić w razie konieczności?

Nie, bo Naddniestrze nie jest niezależne od Rosji. Ba! Politycy naddniestrzańscy są w zasadzie podwójnie uzależnieni. Nie tylko uznają zwierzchność Moskwy, ale też mają nad sobą lokalne elity biznesowe, konkretnie holding Sheriff, który reprezentują. Wspomniany prezydent to człowiek Sheriffa. Cały rząd oraz parlament naddniestrzański działają de facto jak reprezentanci tej korporacji. Są u władzy dlatego, że holding ich wypromował i tam umieścił. Bronią jego interesów. Dlatego Naddniestrze nazywa się często „republiką korporacyjną”.

Może zatem odwrotnie – włączenie się do wojny dałoby im szansę na odłączenie się także de iure od Mołdawii i zdobycie pełnej niepodległości lub połączenie z Rosją?

Z punktu widzenia holdingu odłączenie się od Mołdawii to samobójstwo, ponieważ ogłoszenie niepodległości oznaczałoby jednocześnie odcięcie od rynków zewnętrznych. Holding zarabia między innymi dzięki temu, że prowadzi rozwiniętą wymianę handlową nie tylko z Ukrainą i prawobrzeżną Mołdawią, ale także z Unią Europejską. Z tą ostatnią region handluje dzięki reżimowi wolnego handlu, którym objęty jest m.in. z inicjatywy Mołdawii. Z punktu widzenia elit naddniestrzańskich także, ewentualne, przyłączenie się do Rosji nie jest dobrym rozwiązaniem. Prawdopodobnie oznaczałoby utratę wpływów i biznesu, a na pewno wiązałoby się z radykalną zmianą warunków prowadzenia działalności.

Dość wspomnieć, że naddniestrzański biznes korzysta z darmowego właściwie gazu dostarczanego przez Rosję. Po aneksji przez Federację Rosyjską tego typu subsydia zapewne zostałyby wstrzymane. Rządzący regionem oligarchowie naddniestrzańscy nie utrzymaliby się zbyt długo w ramach Federacji Rosyjskiej. Rosja – która im zresztą nie ufa – też nie miałaby powodu żeby szczególnie dobrze ich traktować. Zresztą, nie sądzę by Rosja chciała anektować Naddniestrze. Przez długie lata celem Moskwy było przyłączenie tego regionu na powrót do Mołdawii, tyle że tak, by mógł on blokować ewentualne proeuropejskie ambicje tego kraju.

Zatem z punktu widzenia lokalnych elit najlepiej żeby było tak jak jest, czyli de facto niezależność, a formalnie funkcjonowanie w ramach Republiki Mołdawii, korzystanie z reżimu wolnego handlu. Ich wola nie ma jednak większego znaczenia. Nie są oni w stanie postawić się Rosji i jej decyzjom.

Jak ludzie w Naddniestrzu oceniają wojnę w Ukrainie?

Społeczeństwo jest prorosyjskie, ludzie uważają się za część tzw. ruskiego mira czyli rosyjskiego świata, ale choć „kupują” znaczną część rosyjskiej propagandy, są niechętni wojnie. Nie ma tam takiego poparcia dla działań zbrojnych, jak w Rosji.

I to kolejny powód, dlaczego Putin stara się eskalować poczucie strachu i zagrożenia przed Ukraińcami, zwłaszcza, że ludzie z Naddniestrza jednak ich znają, choćby dlatego, że na wakacje jeżdżą pod Odessę, wiedzą, że żadni naziści nie ograniczają tam praw rosyjskojęzycznych mieszkańców, że np. zabraniają nikomu mówić po rosyjsku.

Czego możemy się spodziewać w tym regionie?

Prawdopodobnie dalszych incydentów i utrzymywania atmosfery zagrożenia, bo ona jest dla Rosji wygodna i korzystna. To swoiste przygotowanie instrumentu do wykorzystania w określonym momencie, niekoniecznie jutro czy pojutrze. Taki stan może trwać tygodniami, bo nic on przecież Kremla nie kosztuje. Nie należy też wykluczać, że władze naddniestrzańskie niedługo oficjalnie zwrócą się do Rosji o pomoc w zapewnieniu bezpieczeństwa w tym parapaństwie, co jeszcze bardziej ułatwi Moskwie kontrolę nad i tak już podporządkowanym jej regionem.

Więcej wywiadów o wojnie w Ukrainie przeczytasz tutaj: