{"vars":{{"pageTitle":"Nie mamy w Polsce Doliny Krzemowej, ale najdalej za 4 lata mamy mieć Dolinę Medyczną [WYWIAD]","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news","wywiady"],"pageAttributes":["badania-i-rozwoj","biotechnologia","innowacje","main","med-tech","medycyna","nauka","start-upy","wynalazki"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"30 listopada 2020","pagePostDateYear":"2020","pagePostDateMonth":"11","pagePostDateDay":"30","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":71910}} }
300Gospodarka.pl

Nie mamy w Polsce Doliny Krzemowej, ale najdalej za 4 lata mamy mieć Dolinę Medyczną [WYWIAD]

Chcemy stworzyć hub, platformę, która wreszcie zintegruje partnerów publicznych i prywatnych, tak aby polskie wynalazki medyczne mogły być od początku do końca badane i wdrażane w Polsce. Strona publiczna dołoży do projektu dokładnie drugie tyle, ile daje strona prywatna – mówi Radosław Sierpiński, świeżo mianowany pełnomocnik premiera ds. rozwoju sektora biotechnologii i niezależności Polski w zakresie produktów krwiopochodnych.

Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Czy w pomyśle utworzenia hubu biotechnologicznego chodzi o plany rozwoju biotechnologii w Polsce, czy to raczej stanowisko utworzone ad hoc w związku z sytuacją epidemiczną w kraju i koniecznością frakcjonowania osocza?

Radosław Sierpiński: To wypadkowa obu tych elementów. Biotechnologia to nasz ogromny, niewykorzystany potencjał, może być ona istotną gałęzią gospodarki. Niewątpliwie zadanie utworzenia Narodowego Frakcjonatora Osocza i zabezpieczenia polskich potrzeb co do produktów krwiopochodnych jest efektem wyciągnięcia wniosków z bieżącej sytuacji epidemicznej. To jest kwestia bezpieczeństwa Polaków, projekt, o którym myślano od wielu lat.

Stworzenie hubu to przedsięwzięcie o znacznie szerszym zakresie działania niż tylko kwestie osocza i na czas znacznie dłuższy niż pandemia. Chcemy stworzyć platformę, która wreszcie zacznie integrować partnerów publicznych i prywatnych, tak aby polskie wynalazki medyczne mogły być od początku do końca badane i wdrażane w Polsce. Aby innowacje, które powstają na polskich uczelniach, instytutach badawczych i w polskich start-upach mogły być komercjalizowane i wdrażane do polskiego systemu ochrony zdrowia.

Chcemy inwestować w takie innowacje, które pozwolą optymalizować system ochrony zdrowia, dofinansowywać firmy i start-upy, by za kilka lat móc powiedzieć o sobie, jak Izrael: „start-up nation”. Chcemy kreować polskie jednorożce giełdowe, a przede wszystkim chcemy zatrzymać polskie technologie medyczne w Polsce, żeby polskie wynalazki najpierw trafiały na polski rynek, a dopiero później za granicę, czyli odwrotnie niż dzieje się obecnie.

O tym, że biotechnologia jest ważna, mówi się od lat, powstają start-upy, od lat są dofinansowywane, bo od lat prowadzone są wielomilionowe programy w różnych instytucjach, jak Narodowe Centrum Nauki, NCBiR, ARP, PFR, od niedawna w Sieci Łukasiewicz. W zeszłym roku powstał dodatkowo Fundusz Polskiej Nauki. Sztab instytucji – i wiele milionów wydanych euro bez większych efektów komercyjnych. Co zmieni powołanie kolejnej?

To jest właśnie kwestia skoordynowania wreszcie wszystkich działań w jednych rękach. Dotąd każdy z tych podmiotów finansował projekty badawcze na jakimś wybranym etapie, bez koordynacji, bez analizy, co warto kontynuować, w jakie pomysły warto wejść itp.

Każda instytucja ma własny system doboru, oceny, a każdy badacz czy wynalazca musiał kolejno pukać do wszystkich i szukać tam kapitału. Bardzo często firmy czy uczelnie nawet nie wiedzą, że gdzieś trwają nabory albo uruchamiane są nowe fundusze. A co gorsza, bardzo często dostają gdzieś dofinansowanie na jeden z etapów badań czy prototypizacji, ale po zrealizowaniu grantu projekt trafia do szuflady, bo dana instytucja publiczna następnego etapu już nie finansuje, uczelnia nie jest zainteresowana utworzeniem start-upu czy spółki typu spinn-off, bo to wymaga dużego zaangażowania, badacz natomiast zabiera się za inny projekt, na który akurat państwo daje dofinansowanie.

A do firmy albo uczelni zgłasza się zagraniczny koncern, który odkupuje technologię, doprowadza projekt do końca, ale za granicą, a następnie sprzedaje go w Polsce jako własny, znacznie drożej. Firmy zagraniczne korzystając z myśli technologicznej Polski oszczędzały w ten sposób czas i pieniądze.

Teraz chcemy sami działać w biznesowym modelu. Dokładniej rzecz biorąc – chcemy pracować z tymi samymi zagranicznymi koncernami, ale w Polsce. Będziemy w stanie wyłapać i zainwestować w najlepsze pomysły, a myślę, że są ich setki. Do tego dołożymy mentoring, wsparcie w rozwijaniu kompetencji biznesowych i doprowadzimy do wdrożeń – to jest celem działania hubu.

Jaki dokładnie będzie model działania hubu, finansowania badań i ich komercjalizowania?

Utworzymy nowy podmiot, zależny od Agencji Badań Medycznych, który będzie miał konkretny, jawny i transparentny mechanizm finansowania pełnego procesu badań nad lekiem czy produktem medycznym, czyli aż do fazy wdrożenia rynkowego. Staramy się, by ruszył w pierwszym kwartale 2021 roku.

Mówimy o hubie, bo zakładamy, że budujemy platformę, która będzie działała trochę jak fundusz – kilka zainteresowanych stron, różne źródła finansowania – zarówno publiczne, jak i prywatne, komitet inwestycyjny, który będzie oceniał merytoryczną i biznesową zasadność inwestycji i wskazywał najlepsze źródła jej sfinansowania. Bo innym źródłem będzie się posługiwać badanie kliniczne pierwszej fazy, innym badanie prototypu urządzenia, a innym najdroższe w cyklu badanie kliniczne ostatniej fazy.

Co ważniejsze, hub będzie miał też moc sprawczą, by po rekomendacji środki finansowe zostały faktycznie przekazane. Dzięki temu krajowe instytucje, które dysponują funduszami na rozwój polskiej nauki i badań – ABM, NCN, NCBiR, PFR, Ministerstwo Zdrowia, NFZ, ARP, PARP i wszystkie inne – zaczną się uzupełniać w cyklu badań. Mechanizmów istnieje już sporo, środki też są niemałe, trzeba je tylko zintegrować w jednym miejscu tak, żeby każda z tych instytucji wiedziała, co się dzieje z projektem i na którym etapie dany projekt powinna przejąć.

Chcemy uruchomić partnerstwo publiczno-prywatne z prawdziwego zdarzenia. Koncerny medyczne nadal będą uczestniczyć w realizacji polskich badań nad lekami czy produktami, ale po pierwsze w Polsce, a po drugie – strona publiczna będzie w nie zaangażowana na równi z partnerami prywatnymi.

Co to konkretnie znaczy?

Zakładamy, na roboczo, model, który znamy z Instytutu Gardnera w Cambridge – bardzo dobrze się sprawdził w Wielkiej Brytanii. Polega na tym, że strona publiczna dokłada do projektu dokładnie drugie tyle, ile wyłożyła strona prywatna. Czyli jeżeli firmy farmaceutyczne będą gotowe wyłożyć na badania np. milion dolarów, to my – jako strona publiczna – przekażemy taką samą kwotę.

Na początek chcemy zaprosić do współpracy co najmniej pięciu partnerów prywatnych – mam na myśli duże koncerny farmaceutyczne, tak polskie, jak i zagraniczne. Mamy bardzo dobry oddźwięk z ich strony. Pierwsze projekty ruszą zaraz po zarejestrowaniu spółki. Razem z kolejnymi badaniami i kolejnymi partnerami finansowanie będzie rosnąć.

Ja naprawdę wierzę w to, że za kilka lat będziemy mogli powiedzieć, że mamy polską Dolinę Medyczną.

Prezes AstraZeneca Poland: Potrzebujemy w biotechnologii efektu Małysza

 

W każdym niemal badaniu start-pów czy firm typu med-tech wychodzi, że wolą współpracę z badaczem niż z uczelnią. Z człowiekiem jakoś dochodzą do porozumienia, z instytucją nie. Mimo prób zmian w Polsce ten beton nie kruszeje. Myśli pan, że teraz to się zmieni?

Trzeba zmienić podejście naukowców. Polska nauka była niemal wyłącznie nauką publikacyjną. Chcemy im pokazać, że myślenie przez pryzmat komercjalizacji opłaci się i badaczowi, i uczelni. Myślę, że jeśli przeprowadzimy „za rękę” od początku do końca kilka projektów, to udowodnimy, że warto, że się opłaca, że to jest możliwe i że nie zmienia charakteru naukowego uczelni.

Mam wrażenie, że sporo nam wszystkim dało do myślenia to, jak genialne efekty i jak szybko dała w czasie pandemii współpraca brytyjskich czy amerykańskich uniwersytetów z koncernami farmaceutycznymi w badaniach nad szczepionką przeciw covid-19.

Brak zaufania jest wciąż bolączką polskiej nauki – wywiad z Piotrem Dardzińskim, prezesem Sieci Badawczej Łukasiewicz

Na początku roku zadeklarował pan w wywiadzie, że za 10 lat powstanie pierwszy polski lek innowacyjny. Czy tyle trzeba będzie czekać na efekty pracy hubu?

Biotechnologia to „bio” i „tech” – traktujemy te dwie gałęzie równie poważnie. Rzeczywiście na nowy lek potrzeba dekady, tyle zajmują badania cząsteczek leczniczych. I podtrzymuję deklarację.

Pracę hubu chcemy zaś oprzeć na trzech filarach: zdrowiu cyfrowym, czyli digital health – to szeroko rozumiane rozwiązania z zakresu e-zdrowia i przyszłość usług medycznych na świecie. Drugi filar to klasyczna biotechnologia rozumiana właśnie jako preparaty, cząsteczki itp.

Filar trzeci, w którym ja osobiście upatruję szans na największe sukcesy gospodarcze, to sekcja wyrobów medycznych, sprzętu, urządzeń takich jak np. stetoskop bezprzewodowy, zdalny monitoring rytmu serca, urządzenia do badania dna oka, niezbędne przy kontrolowaniu jaskry, proteza stawu biodrowego albo sztuczne oko. Jestem przekonany, że dzięki właściwemu finansowaniu takie przełomowe polskie wynalazki będą na rynku już za 3, 4 lata. Mamy potencjał, żeby polskie wyroby medyczne stały się jednymi z wiodących w Europie.

Czy zagraniczni partnerzy będą udziałowcami w hubie?

Nie i nie będą też wykupywać spółek lub części projektów badawczych, jak do tej pory. Cały cykl ma zostać przeprowadzony w Polsce i najpierw na polskim rynku chcemy wdrażać nowe rozwiązania.

I faktycznie liczy pan na ten milion dolarów? Dla badań klinicznych to raczej nie są duże pieniądze.

Mamy przemyślany mechanizm finansowania, wiemy w jakich obracamy się kwotach, ale konkretnych sum na razie wolałbym nie podawać. Dodam tylko, że podmiot, który się o dofinansowanie będzie starał, może też pozyskiwać kapitał giełdowy czy z funduszy inwestycyjnych.

Nie od dziś wiadomo, że w Polsce między publicznym a prywatnym współpracuje się niełatwo. PPP się – generalnie – nie udało. Dlaczego teraz ma się udać?

To fakt, że nie mieliśmy dobrych rozwiązań legislacyjnych dotyczących PPP, ale też akurat w branży badań i rozwoju ważny był nie efekt rozumiany jako produkt, tylko jako zrealizowanie jakiegoś etapu badań, a dofinansowania na każdy z nich udzielał kto inny, zwykle bez konieczności refleksji nad poprzednim czy kolejnym etapem. I to właśnie chcemy zmienić. Gdy cały proces będzie nadzorowany i klarowny, to obie strony, publiczna i prywatna, z góry będą znały swoje obowiązki i korzyści.

Czy będzie zmiana prawa, np. ustawy o PPP, aby wszystkie te publiczne podmioty mogły zacząć strumieniować środki przez hub na projekty współfinansowane przez kapitał prywatny?

Wiele z tych kwestii porusza i porządkuje Ustawa o badaniach klinicznych, nad którą pracujemy. Przede wszystkim jednak musimy wypracować wewnętrzny mechanizm finansowania w hubie, tak by nie budził wątpliwości co do przepływów finansowych. Inna ustawa nie jest potrzebna.

Widzę w tym wiele korzyści dla strony polskiej, nie wiem, na ile to będzie korzystne dla koncernu zagranicznego. Wygląda trochę jakby jego rola miała się ograniczyć do roli płatnika. Jak pogodzić zainteresowania zagranicznego partnera komercyjnego z prowadzonymi już projektami naukowych instytucji badawczych?

Wbrew pozorom ten mariaż jest możliwy, bo wynika ze wspólnych interesów firm zagranicznych i sektora publicznego. Przede wszystkim oczywiście każdy inwestor zarobi na sprzedaży produktu.

To nie jest tak, że firmy farmaceutyczne potrzebują w Polsce rozwiązać własne problemy, że potrzebują do tego polskich instytutów badawczych. Dysponują przecież wielkimi budżetami na badania i rozwój. Myślę jednak, że z chęcią włączą się w budowanie innowacyjnego systemu ochrony zdrowia w Polsce – czyli rozwiążą te problemy, które identyfikuje strona publiczna i na to zainwestują pieniądze – po to, żeby tak budowany ekosystem był przyjaźniejszy również dla podmiotów prywatnych.