{"vars":{{"pageTitle":"Papierosy kontra zdrowie publiczne, czyli jak działa marketing firm tytoniowych [WYWIAD]","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["300klimat","tylko-w-300gospodarce","wywiady"],"pageAttributes":["biznes","klimat","lobbing","main","marketing","nauka","papierosy","phillip-morris-international","public-relations","srodowisko","zdrowie"],"pagePostAuthor":"Barbara Rogala","pagePostDate":"4 czerwca 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"06","pagePostDateDay":"04","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":142368}} }
300Gospodarka.pl

Papierosy kontra zdrowie publiczne, czyli jak działa marketing firm tytoniowych [WYWIAD]

Przemysł tytoniowy planuje rewolucję – papierosy mają zostać zastąpione produktami bezdymnymi. Nie jest to jednak zabieg zdrowia publicznego i skutek popartej badaniami ewolucji ku zdrowszym produktom, ale przede wszystkim dostosowanie do zmieniającego się rynku – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką Mateusz Zatoński z University of Bath.

Dr Mateusz Zatoński, ekspert od tematyki zdrowia publicznego, jest pracownikiem naukowym w Tobacco Control Research Group na brytyjskim University of Bath. Jest też partnerem badawczym w organizacji STOP, globalnym watchdogu zajmującym się przemysłem tytoniowym.

Barbara Rogala, 300Gospodarka: W serialu o rynku reklamy lat 60-tych w USA “Mad Men” jest epizod z reklamami dla przemysłu tytoniowego. Gdy Stany wprowadzają zakaz reklamowania papierosów jako zdrowych, główny bohater wymyśla słynne hasło dla Lucky Strike, które brzmi “It’s toasted”. Trik ma polegać na uniku – nasza uwaga zostaje odwrócona od problemu zdrowia. Czy dziś przemysł tytoniowy zwodzi nas tak, jak w przeszłości na temat swojego szkodliwego wpływu na nasze zdrowie i środowisko?

Mateusz Zatoński: Zdecydowanie tak. W ogóle wiele tych firm marketingowych czy PR-owych, które współpracowały z przemysłem tytoniowym już w latach 50-tych i 60-tych, nadal to robi. Być może triki marketingowe się zmieniają, ale przemysł jak najbardziej dba o swój PR. ​

Jeśli chodzi o odwracanie uwagi od problemów związanych z paleniem, to trzeba inaczej patrzeć na działalność tego przemysłu w różnych częściach świata. W wielu krajach rozwijających się jest niższy poziom zrozumienia wśród populacji, jakie są zdrowotne skutki palenia, ​a wśród polityków, jak ważna jest regulacja produktów tytoniowych. Producenci mogą więc pozwolić sobie na więcej jeśli chodzi o marketing.

To odwracanie uwagi jest tam mniej potrzebne przemysłowi, bo on często nadal nie jest ograniczony prawnie jeśli chodzi o działalność marketingową czy eksponowanie swoich produktów dzieciom.

A jak to wygląda w krajach rozwiniętych?

Według Ramowej Konwencji Światowej Organizacji Zdrowia o Ograniczeniu Użycia Tytoniu, przemysł tytoniowy nie może reklamować swoich produktów, a politycy powinni postępować w sposób, który będzie chronił zdrowie publiczne przed wpływem grup interesów firm branży tytoniowej.

W wielu krajach rozwiniętych jest też wyższy poziom zrozumienia tego, jak szkodliwe jest palenie. Surowsze są też restrykcje na wyroby tytoniowe, ich reklamę, wyższe jest ich opodatkowanie, palacze mają możliwość lepszego wsparcia w rzucaniu palenia. Dlatego tu przemysł operuje bardziej subtelnie.

I to hasło “It’s toasted”, polegające na odwróceniu uwagi od szkodliwego wpływu papierosów na zdrowie, to odpowiednik dzisiejszej retoryki “smoke-free”. Widać ją zwłaszcza u Phillipa Morrisa.

To na czym polega to odwracanie uwagi retoryką “smoke free”? Z raportu STOP “Addiction at any Cost: Philip Morris International Uncovered” wynika, że przemysł tytoniowy promuje produkty bezdymne tam, gdzie i tak spadało zainteresowanie zwykłymi papierosami. Ale tam, gdzie ludzie nadal palą, firma inwestuje w promocję palenia.

Tak, zauważyliśmy taki trend. To nie jest dziwne z punktu widzenia strategii biznesowej, także dlatego, że produkty bezdymne są droższe jeśli chodzi o koszt samego urządzenia do podgrzewania tytoniu. A kraje, w których poziom palenia jest nadal wysoki, to często kraje biedniejsze. Niekoniecznie jest tam baza klientów na produkty bezdymne.

W krajach biedniejszych oni po prostu nie sprzedadzą IQOSa czy e-papierosa. W wielu krajach afrykańskich ludzie nadal kupują papierosy na sztuki, bo nie stać ich na całe paczki.

Natomiast w krajach bogatych, jak nasz, przemysł może eksperymentować z portfolio swoich produktów. Co nie zmienia faktu, że w większości świata operują tak samo jak zwykle.

Ok, ale PMI chce do 2025 roku mieć połowę zysków z produktów bezdymnych. To nadchodzi rewolucja czy nie?

No tak, tak napisali. To jest zdaje się szacunek na podstawie sukcesu IQOSa w Japonii. Na tym rynku one bardzo szybko zdobyły nawet 20 proc. rynku tytoniowego. Tylko ciekawe czemu akurat w Japonii, gdzie jest bogate społeczeństwo, zaawansowanie technologiczne, otwartość na nowinki.

Tyle, że 80 proc. wszystkich palaczy jest dziś w krajach rozwijających się. A na tych rynkach nadal królują zwykłe papierosy.

No to może ten plan oznacza ekspansję w krajach bogatych?

Marże na IQOS-ach są większe niż na zwykłych papierosach. Więc rzeczywiście bogaci klienci mogą tu coś zdziałać. A najbardziej ‘atakowane’ nowymi produktami są właśnie takie rynki, gdzie liczba palaczy spada.

W Wielkiej Brytanii wśród osób dorosłych jest ich w tej chwili 14 proc., 50 lat temu było to 50 proc. W Polsce mamy 25 proc., a jeszcze w latach 90-tych mieliśmy 60 proc.

Oni zdecydowanie tracą biznes i to jest próba radzenia sobie na rynku. Tu nie chodzi o zdrowie, ale o przetrwanie, a służy do tego produkt, którego wpływu na zdrowie nie znamy.

Jak to nie znamy? Właśnie zamierzałam zapytać, co jest złego w dostosowaniu biznesu do zmieniającego się rynku, skoro bezdymne produkty są zdrowsze?

No i właśnie tu jest pies pogrzebany. Od lat 30-tych zeszłego wieku, jeśli chodzi o produkty tytoniowe, mieliśmy de facto do czynienia z jednym produktem.

Ze zwykłymi papierosami potrzeba było 50 lat, żeby udowodnić kategorycznie ich wpływ na zdrowie. A tak jak mówię – był to produkt bardzo jednolity. Za to e-papierosy czy IQOSy są na rynku dopiero od kilkunastu lat i ich szkodliwość nie będzie zrozumiana przez następne dekady. Dopiero jak młodzi ludzie, którzy dziś zaczynają ich używać, będą mieli około 50 lat – wtedy zobaczymy szkody zdrowotne.

Zakładam jednak, że zanim te produkty weszły na rynek, prowadzono badania nad ich szkodliwością?

No tak, ale najwięcej badań pochodzi od przemysłu tytoniowego. Ich tak naprawdę nie interesuje wpływ tych produktów na zdrowie ludzi, tylko pewne biologiczne markery. Oni mogą więc powiedzieć na przykład “w tym e-papierosie do organizmu dostarczono X procent chemikaliów mniej niż w papierosie”.


Czytaj też: Badacze twierdzący, że palenie nie wpływa na cięższy przebieg Covid-19, są powiązani z branżą tytoniową


Tyle, że ludzki organizm jest bardziej skomplikowany. I to nie jest tak, że jeśli jakiś produkt ma o połowę mniej niż 4 tys. środków chemicznych, które są w papierosach, to on od razu jest dla nas zdrowszy o połowę. Nasza biologia tak po prostu nie działa.

Czy to znaczy, że e-papierosy nie są zdrowsze od papierosów?

Jeśli chodzi o e-papierosy to rzeczywiście jest coraz więcej dowodów, że są mniej szkodliwe niż papierosy. Jako osoba zajmująca się zdrowiem publicznym mogę powiedzieć, że jeśli dziś wszyscy palacze przeszliby na e-papierosy, bardzo bym się cieszył.

Z nimi są jednak inne problemy – na przykład zachęcają dzieci do palenia, bo zwykłe papierosy są już niemodne. Są też niestety dowody na to, że wiele osób zaczynających używać e-papierosów później przechodzi do zwykłych papierosów. Bo e-papieros nie dostarcza takiego kopa nikotynowego do mózgu, więc ludzie uzależniają się od nikotyny w e-papierosie, a potem przechodzą na produkty, które dają im większą satysfakcję.

No i ​rodzajów e-papierosów jest mnóstwo. Są inne technologicznie, dostarczają różnych ilości nikotyny. To, jak szkodliwy jest e-papieros, może zależeć od konkretnego produktu.

Co z podgrzewaczami tytoniu i papierosami bezdymnymi, jak IQOS?

W przeciwieństwie do e-papierosów IQOS zawiera tytoń. E-papierosy mają uzależniającą nikotynę, ale nie tytoń. Spalany tytoń jest z kolei najbardziej szkodliwą częścią papierosa. Jest ona zwiększona przez dziesiątki toksycznych substancji, takich jak amoniak oraz przez te powstające w wyniku samego spalania. Za to podgrzewacze tytoniu nie spalają go, tylko podgrzewają do bardzo wysokiej temperatury.

I to ma ponoć sprawiać, że IQOS jest zdrowszy…

Być może, ale nie wiemy. Nie ma niezależnych i wiarygodnych badań na ten temat, są tylko badania przemysł tytoniowego.

Zdroworozsądkowo – faktycznie nie zachodzi w nich spalanie, ale są podgrzewane do bardzo wysokiej temperatury. Jaka jest dokładnie ta różnica? W sumie nie wiemy. To jest zgadywanka, bo mogą wywoływać skutki, których teraz nie bierzemy pod uwagę. Na przykład, jest coraz więcej dowodów, że mogą mieć większy wpływ na system sercowo-naczyniowy.


Czytaj również: Naukowcy: palacze papierosów są ponad dwukrotnie bardziej narażeni na hospitalizację z powodu koronawirusa


Czy są zdrowsze od normalnych papierosów? My tego nie wiemy, przemysł też tego prawdopodobnie tego nie wie, bo do tego potrzeba wielu dekad systematycznych obserwacji. Ale istnieje iluzja, dzięki której wszyscy tak myślą.

Czemu ta iluzja jest groźna?

Z punktu widzenia polityki zdrowotnej to jest też niesamowita okazja dla przemysłu, żeby zrenormalizować swój image i mówić: “Jesteśmy częścią rozwiązania, nie jesteśmy częścią problemu”. Przemysł wykorzystuje to bardzo mocno.

W Polsce dwa lata temu była taka afera, że w sejmie PMI zorganizował dla posłów konferencję na temat IQOSów. W takiej sytuacji pod płaszczykiem działania na rzecz zdrowia publicznego, mogą prosić “już dajcie spokój z tymi regulacjami, przestańmy podnosić podatki, przestańmy te paczki im zakrywać, bo i tak ludzie przejdą na nowy, zdrowszy produkt”.

Czyli nie znamy faktów, ale nowe produkty są coraz bardziej popularne?

Przemysł tytoniowy od lat 60-tych tworzył swoje instytuty badawcze, które miały pokazywać, że palenie może nie jest takie złe.

Wykorzystywali na przykład badania pokazujące, że rzeczywiście – więcej chorób serca koreluje z paleniem tytoniu, ale również z ludźmi, którzy przeżywają dużo stresów na wysokich stanowiskach. Powstała cała literatura o tzw. typie osobowości Alfa, który odnosi sukcesy, ale też umiera na zawał serca. To pozwalało odwracać uwagę od wpływu palenia na zawały serca (a to nadal jeden z głównych czynników ryzyka). No i co jest przyczyną? Nie wiemy, może to ten stres.

Potem pojawiły się filtry, które nie mają żadnego wpływu na zmniejszenie szkodliwości papierosów. Dzięki nim papierosy pali się łatwiej, można więc ich więcej wypalić. Faktycznie, zmniejszają też poziom substancji smolistych, ale w nieistotnym dla zdrowia stopniu.

Więc przemysł działa w ten sposób, wykorzystując wyniki kiepskiej jakości badań, często finansowanych przez nich samych, do własnych celów komercyjnych i legislacyjnych od wielu dekad.

Takie mnożenie wątpliwości przemysłu tytoniowego opisała Naomi Oreskes i Eric M. Conway w książce “Merchants of Doubt” (pol. „Handlarze wątpliwościami”). Pokazali tam, że przemysł tytoniowy, a potem na jego wzór przemysł naftowy w sprawie zmian klimatu, robili to samo. Nie mogąc obalić tez o ich negatywnym wpływie na zdrowie/ środowisko, mnożyli wątpliwości co do ich szkodliwości. Produkowali znaki zapytania na zlecenie.

Wydaje mi się, że ta produkcja wątpliwości na zlecenie przez przemysł tytoniowy zwolniła w latach 90-tych. Bo wtedy nastąpiło takie przejrzenie na oczy jeśli chodzi o ich działania.

W Stanach Zjednoczonych w procesach sądowych zmuszono ich do ujawnienia mnóstwa dokumentów, wyszło więc na jaw, że wiedzieli o szkodliwości i sile uzależniania papierosów, i próbowali to systematycznie ukrywać. Oni wtedy przestali udawać, że są mecenasami nauki. Ale z czasem ludzie coraz częściej zaczynają zapominać, z jak bardzo nieetycznym przemysłem mamy do czynienia.

A co z wpływem przemysłu tytoniowego na środowisko?

Branża tytoniowa należy do przemysłów, które mają gigantyczny wpływ na środowisko. Powiedzmy choćby o szkodliwym wpływie rolnictwa związanego z tytoniem w krajach rozwijających się. Tam całe połacie żyznej ziemi lub terenów przyrodniczych zamienia się na plantacje tytoniu – monokultury, które szkodzą środowisku.

Chyba dwa lata temu świat obiegły plastikowe słomki w oceanach jako symbol czegoś nieekologicznego. Produktem, z którego najwięcej plastiku jest deponowanego w oceanach, są tymczasem filtry papierosowe. W ogóle papierosy to jest najczęściej wyrzucany na ziemię produkt – ot, tak. Później zmywany jest do wody i kończy w oceanach. O tym, jak dużo filtrów jest w oceanach mało się mówi.

Teraz rośnie presja, żeby producenci papierosów płacili za szkody środowiskowe wynikające z samego wpływu, jaki wywołują niedopałki.

Tradycyjnie, przemysł na to mówi, że lepiej tego nie regulować i w zamian proponuje na przykład akcje ich sprzątania. Proponują rozwiązanie tego problemu CSR-em. W Wielkiej Brytanii działała w ten sposób organizacja Keep Britain Tidy, wspierana przez przemysł tytoniowy.

No i to jest jego sposób, żeby przez CSR omijać systemowe rozwiązania regulacyjne, jak na przykład finansowa i prawna odpowiedzialność przemysłu za jego śmieci.

Jak skutecznie temu przeciwdziałać?

W Kalifornii jest ciekawy pomysł, żeby zdelegalizować filtry do papierosów. To ciekawe, bo – tak jak mówiłem – to jest pozostałość marketingowego triku z lat 70-tych. Filtry nie są zdrowsze, ale są dowody, że wielu palaczy rzuciłoby, gdyby papierosy nie miały filtrów. Więc ten zakaz w Kalifornii mógłby zarówno zmniejszyć popularność papierosów, jak i ich szkodliwość dla środowiska.

Czy patrząc na całość, można powiedzieć, że przemysł tytoniowy się uczy i staje się mimo wszystko bardziej zrównoważony?

Z punktu widzenia krajów rozwijających się widać, że przemysł tytoniowy jest nadal tak samo agresywny. Branża nadal wkłada wiele trudu w blokowanie regulacji zwykłych papierosów na całym świecie.

Jak twoje zakupy zmniejszają zasoby wody? Teraz obliczy to aplikacja