{"vars":{{"pageTitle":"Po wojnie Ukraina będzie konkurować z Polską o inwestorów. "Trzeba to już uwzględnić w strategii gospodarczej" [WYWIAD]","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news","tylko-w-300gospodarce","wywiady"],"pageAttributes":["gospodarka-ukrainy","inwestycje-zagraniczne","kapital-ludzki","main","odbudowa-ukrainy","pkb-ukrainy","polskie-firmy-za-granica","ukraina","wojna-w-ukrainie"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"28 kwietnia 2023","pagePostDateYear":"2023","pagePostDateMonth":"04","pagePostDateDay":"28","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":534973}} }
300Gospodarka.pl

Po wojnie Ukraina będzie konkurować z Polską o inwestorów. „Trzeba to już uwzględnić w strategii gospodarczej” [WYWIAD]

Spora część inwestycji zagranicznych, które mogłyby być umieszczane w Polsce, przepłynie do Ukrainy, jeżeli normalizacja sytuacji po wojnie pójdzie szybko i w dobrym kierunku. Nasz sąsiad oferuje znacznie niższe koszty całkiem dobrze wykształconej siły roboczej i dysponuje ważnymi zasobami naturalnymi – mówi prof. Tadeusz Kowalski z Katedry Konkurencyjności Międzynarodowej Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu. 

Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: W artykule dla CEPR, razem dwoma zachodnimi ekonomistami – Eduardem Hochreiterem i Thorvaldurem Gylfasonem, analizuje pan przyczyny, dla których mimo bardzo podobnego punktu wyjściowego gospodarek po ‘89 roku Polska w tym samym czasie zdołała osiągnąć trzykrotnie wyższe niż Ukraina PKB per capita. Czy biorąc pod uwagę dane z ostatnich 30 lat, które pan zgromadził uważa Pan, że Ukraina w ciągu najbliższej dekady zdoła odrobić zaległości i wejść do Unii Europejskiej?

Prof. Tadeusz Kowalski: Moim zdaniem nie. Niesamowicie otwartą wolą polityczną musiałaby się wykazać nie tylko sama Ukraina, ale też kraje Unii Europejskiej. A trzeba się spodziewać, że takie państwa, jak chociażby Węgry będą mnożyć problemy. Realistyczne będzie pogłębianie statusu państwa stowarzyszonego z UE.

Te różnice w PKB, o których piszemy, w sferze materialnej wynikają z trzech dekad zapóźnień inwestycyjnych, ze struktury i powiązań gospodarki Ukrainy z krajami dawnego Związku Radzieckiego, z podziałów politycznych, słabości ukraińskiego modelu państwa prawnego i endemicznej korupcji. Polska krócej podlegała reżimowi sowieckiemu, a więc szkody w systemie wartości czy kapitale społecznym były mniejsze.

Które elementy miały największy wpływ na wynik osiągnięty przez gospodarki Polski i Ukrainy? Co konkretnie nam dało kopa, a zahamowało Ukrainę?

Główne czynniki stojące za wzrostem gospodarczym to inwestycje, siła robocza, handel oraz kilka innych składników strukturalnych. Z porównania danych 30-letnich wynika, że inwestycje w Polsce i Ukrainie były na zbliżonym poziomie – w obu krajach były zresztą zbyt niskie w stosunku do potrzeb. W przeciwieństwie do Ukrainy Polska miała jednak rosnący i dobrze zdywersyfikowany eksport. A dzięki dostępowi Polski do jednolitego rynku europejskiego handel mógł się rozwijać praktycznie w nieskrępowany sposób.

Naszym zdaniem to właśnie handel i strategia Polski nastwiona na członkostwo w Unii Europejskiej stały się największym motorem znaczących różnic we wzroście gospodarczym między Polską i Ukrainą.

Były jeszcze inne ważne czynniki, o których warto powiedzieć. Pierwszy to wydajność pracy, wynikająca nie tylko z technicznego uzbrojenia pracy – z tego jakie mamy maszyny, jaki sprzęt, ale też z organizacji pracy. Ważne były postępy w kulturze produkcyjnej w Polsce, które były jednym z warunków wejścia do europejskich i światowych łańcuchów dostaw i sprostania konkurencji na jednolitym rynku europejskim.

Drugi to otoczenie instytucjonalne, które służyło rozwojowi. Inwestorzy, właściciele przedsiębiorstw czy menedżerowie w Polsce, przynajmniej do 2016 roku, mogli skupiać się na merytorycznej pracy, na nowych technologiach, nowych rynkach zbytu, strategiach opanowywania rynków, a nie musieli – jak to miało miejsce w Ukrainie – angażować kapitału ludzkiego i społecznego na budowanie specjalnych relacji z urzędnikami.

Co zwiększa szanse Ukrainy, a co jest dla niej największym zagrożeniem, oprócz wojny, naturalnie?

Oczywiście, wojna zmienia naszą perspektywę, nasze widzenie Ukrainy i po obu stronach tworzy pozytywny klimat, co jej pomaga. Wojna nie zmienia jednak faktów – Ukraina będzie potrzebować wielu lat, żeby dostosować swój system instytucjonalny, stanowienie i egzekwowanie prawa, funkcjonowanie mechanizmów kontroli i równowagi. Dotąd Ukraina słabo radziła sobie z przekształceniem systemu instytucjonalnego i gospodarki postsowieckiej w nowoczesną gospodarkę rynkową.

Gospodarka Ukrainy, podobnie jak Rosji, została zawłaszczona przez kilkanaście oligarchicznych grup kapitałowych. Od pierwszych lat transformacji do czasu wojny polityka gospodarcza Ukrainy w znacznej części była wypadkową interesów tych grup.

Po wybuchu wojny, ponieważ wszyscy głęboko współczujemy naszym sąsiadom, nieco złagodziliśmy wymagania i podejście – my, inne kraje, Unia Europejska, Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Gdy kraj walczy to po prostu nie jest moment, żeby wytykać przedwojenne drastyczne niedociągnięcia w gospodarce i w systemie sprawowania władzy. Ale skoro o tym rozmawiamy to trzeba powiedzieć, że warunkiem koniecznym pomyślnego powojennego rozwoju Ukrainy będzie zbudowanie nowoczesnego państwa prawnego.

Polska jest wielkim orędownikiem wejścia Ukrainy do UE. Sprawa z ukraińskim zbożem odsłoniła jednak zupełnie nowe oblicze naszych relacji gospodarczych. Czy na wejściu Ukrainy do UE Polska będzie tylko zyskiwać czy może coś stracić?

Na jednolitym rynku europejskim Ukraina będzie konkurentem Polski, ale jednocześnie ważnym partnerem gospodarczym. Uznając tę prawidłowość polski rząd powinien się skupiać na równi z programami pomocowymi na przywracaniu reguł państwa prawnego. W procesie przygotowywania Ukrainy do wstąpienia do UE nie wolno przegapić tej sprawy, bo słono za to zapłacimy.

W Polsce zaczyna się mówić o budowie swojego rodzaju federacji gospodarczej z Ukrainą, gdzie bylibyśmy partnerami, nie konkurentami. To jest możliwe?

Z punktu widzenia bezpieczeństwa musimy mieć z Ukrainą jak najlepsze stosunki. To oznacza zatem, że nasza polityka zagraniczna w obrębie Unii Europejskiej musi uwzględniać oba czynniki, czyli siłę i przewidywalność Ukrainy, a równocześnie wyzwania gospodarcze, co powinno przełożyć się na lepszą krajową politykę gospodarczą.

Czy pan się obawia, że po wojnie Polska może stracić inwestycje zagraniczne na rzecz Ukrainy – że to tam będą się przenosić inwestorzy?

Jeżeli normalizacja sytuacji w Ukrainie pójdzie szybko i w dobrym kierunku, to tak. Ukraina będzie naszym ważnym konkurentem o serca inwestorów i o ich kapitał. Jeśli po zakończeniu wojny Ukraina będzie kontynuować przygotowania do wejścia do UE, a więc dostosowywać prawo i instytucje, to z punktu widzenia inwestorów zagranicznych stanie się atrakcyjna. Ukraina oferuje przecież znacznie niższe koszty całkiem dobrze wykształconej siły roboczej oraz dysponuje ważnymi zasobami naturalnymi.

Spora część inwestycji zagranicznych, które mogłyby być umieszczane w Polsce, przepłynie do Ukrainy. Trzeba to już uwzględnić w polskiej strategii gospodarczej – z jednej strony, jak ich nie stracić, z drugiej – jak ewentualnie uzupełnić powstałe luki.

Dla Ukrainy otwarcie na kapitał zagraniczny to także szansa na zmniejszenie dominacji oligarchów w gospodarce. Ale trzeba podkreślić, że ani rodzimy, ani zagraniczny kapitał nie będzie w pełni rozwijać swych możliwości dopóki Ukraina nie poprawi swojego systemu instytucjonalno-prawnego. Niepewność instytucjonalna jest czynnikiem, który potrafi hamować inwestycje – szczególnie długofalowe – nie gorzej niż wojna.

Pisze pan w swojej pracy, że dywersyfikacja gospodarcza jako strategia zabezpieczająca przed ryzykiem makroekonomicznym jest dobra dla wzrostu gospodarczego. Czy Ukraina ma szansę na taką dywersyfikację zanim znowu zmienią się warunki geopolityczne?

Ukraina musi podjąć próbę tej dywersyfikacji, bo z obecną strukturą gospodarki nie będzie mogła w pełni wykorzystać swego potencjału. Z racji warunków naturalnych największy udział w eksporcie mają produkty rolne i wyroby stalowe. Część nowoczesnego przemysłu przetwórczego była mocno powiązana z Rosją, w tym z sektorem obronnym, zwłaszcza na terenach wschodniej Ukrainy. W efekcie więc zmiana, unowocześnienie gospodarki, będzie wiązało się nie tylko ze zmianą struktury, ale również kierunku rozwoju gospodarki.

W jakim kierunku? Na co powinna postawić dziś Ukraina a z czego wyjść?

W ciągu 10 lat, o których wspomniała pani jako o okresie przygotowania do UE, Ukraina nie jest w stanie głęboko zmienić swojej struktury gospodarki, ale jest w stanie zacząć unowocześniać ofertę produktową. Nadal będzie ona mocno uwarunkowana zasobami naturalnymi, które Ukraina ma lub do których ponownie uzyska dostęp, jak rudy żelaza czy węgiel. Na pewno nie może sobie pozwolić, by to odrzucić w ciągu dekady.

Odzyskanie Donbasu jest kluczowe.

Tak. To jest bardzo dramatyczne wyzwanie i militarne, i polityczne, bo kto wie, czy zachodni sojusznicy Ukrainy nie zaczną nalegać na zgodę na terytorialne koncesje.


Chcesz być na bieżąco? Subskrybuj 300Sekund, nasz codzienny newsletter!


Właśnie wschodnia Ukraina została przez rząd tego kraju wskazana jako region, gdzie Polska mogłaby odegrać kluczową rolę w powojennej odbudowie. Jak pan by widział udział polskich firm w inwestycjach w Ukrainie?

Jestem realistą i słabo widzę indywidualne projekty. W dużych kontraktach współfinansowanych z międzynarodowych środków pomocowych znacznie lepsze wyniki osiągnęlibyśmy, idąc w partnerstwie z silniejszymi podmiotami z Europy Zachodniej czy USA. Moim zdaniem jest to najbardziej realistyczny wariant dla polskich przedsiębiorstw.

I czas jest najwyższy na budowanie takich relacji, bo ważne rzeczy dzieją się już teraz.

Jak wizyta wicekanclerza Niemiec w Kijowie, gdzie przeprosił za zwłokę w udzieleniu wsparcia Ukrainie? Nie było wprawdzie na razie publicznie informacji o jakichś kontraktach gospodarczych, ale tego przecież należy się spodziewać. Tak działają Niemcy, Amerykanie, Francuzi – zawsze jest coś za coś.

Powiem coś mało dziś popularnego, ale uważam, że nasza przyszłość i pozycja w Unii Europejskiej – ale także na Wschodzie – jest w dużej części funkcją naszej pozycji w UE i zdolności do współpracy z Niemcami. Polska jest szybko rozwijającym się, ale peryferyjnym krajem o zdywersyfikowanej gospodarce. Budowałbym naszą strategię inwestycji i obecności gospodarczej w Ukrainie w oparciu o naszego najważniejszego sojusznika gospodarczego, jakim są Niemcy.

W swojej pracy wnioskuje pan, że wzrostowi PKB w Polsce sprzyjał kapitał ludzki, nie sprzyjał Ukrainie. Jak bardzo wrażliwą kwestią dla powojennej gospodarki Ukrainy będzie ten czynnik, osłabiony przecież jeszcze wskutek wojny? Z Ukrainy wyjechało kilka milionów ludzi, tysiące straciły życie.

Widzimy wyraźnie, że nie doceniliśmy zdolności adaptacyjnych Ukraińców. Mam na myśli zarówno informatyków, którzy dziś bywają kluczowymi pracownikami w polskich firmach ICT, jak i tych, którzy się błyskawicznie przystosowali do warunków wojskowych. Na początku wojny ukraińskie przewagi na polu walki widać było m.in. dzięki tym młodym, wykształconym ludziom, którzy potrafią operować cyfrowymi technologiami. Od 2014 roku na kapitale ludzkim opiera się cała nowa ukraińska doktryna wojenna.

Oby w czasie pokojowym pozostała Ukraińcom ta zdolność do współdziałania, którą dziś widzimy. To otwiera ogromne perspektywy.

Sądzi pan, że na wojennych doświadczeniach wykształci się zupełnie nowa grupa liderów, którzy znajdą miejsce dla swojego nowoodkrytego potencjału m.in. w gospodarce?

Bezwzględnie tak i tu warto się cofnąć do Stanów Zjednoczonych po II wojnie światowej. Postęp, który Ameryka zrobiła w tamtym okresie, jeśli chodzi o kapitał ludzki i szerzej rozumiany kapitał społeczny wynikał m.in. z wykorzystania doświadczeń z wojny. Amerykańska administracja otworzyła wówczas uniwersytety na młodych ludzi, którzy wracali z wojny w Europie i na Pacyfiku. Weterani nie płacili za edukację. To dało wspaniałe efekty w postaci przyrostu wydajności pracy w latach 50. i 60. I to był wynik polityki publicznej i absorpcji doświadczeń z pola walki.

To jednak wymaga stworzenia w Ukrainie warunków politycznych. Bardzo ważna będzie w tym rola krajów Unii Europejskiej, które mogłyby wspomóc proces budowy nowoczesnego państwa bardziej wrażliwego na potrzeby obywatela. To brzmi banalnie, ale to jest decydujący czynnik powodzenia transformacji Ukrainy.

Chodzi panu o wsparcie finansowe czy instytucjonalne?

O obie ścieżki. Na odbudowę Ukrainy popłyną przecież miliardy dolarów i euro. Trzeba przy tym uważać, aby pomagając w odbudowie i modernizacji gospodarki nie wylać dziecka z kąpielą i trwale nie uzależnić tego procesu od zewnętrznego finansowania pomocowego. Sprawnie działające państwo będzie zdolne do stworzenia warunków do zwiększania inwestycji prywatnych – to takie inwestycje będą nośnikiem efektywności.

W przypadku Ukrainy zniszczenia wojenne są tak duże, że szacowane dziś kwoty pomocy sięgają 4 proc. PKB tego kraju. Jakie środki kontroli powinny zastosować instytucje przekazujące wsparcie finansowe?

Rozmiary planowanych transferów strukturalnych rzeczywiście przekraczają te, których beneficjentami były takie kraje, jak Hiszpania, Portugalia, czy Polska. W Ukrainie do problemu potencjalnego uzależnienia gospodarki od środków pomocowych dochodzi ryzyko sprzeniewierzenia czy defraudacji pieniędzy. A do problemu znanej już powszechnie korupcji –  jeszcze problemem uniwersalny: wojna korumpuje, wojna stanowi zachętę dla przestępców w każdym kraju i w każdej historycznej epoce.

Skala funduszy publicznych z Unii Europejskiej, czy z Banku Światowego będzie więc wymagać stworzenia przezroczystego systemu absorbcji i kontroli wykorzystania tych środków, czyli przejściowej zgody Ukrainy na poszerzoną ingerencję Brukseli w procesy przebudowy tej gospodarki. To może być bolesne z punktu widzenia poczucia godności narodowej, ale nadzwyczajne środki ostrożności są konieczne.

Na ile powojenne decyzje polityczne Ukraińców będą miały wpływ na dalsze losy tego kraju? Ważne będzie, na kogo ludzie zagłosują, gdy wojna się skończy i polityczna konkurencja wróci do życia publicznego, a razem z nią politycy różnych proweniencji i frakcji? Bo może to będzie nieistotne skoro i tak UE i USA będą sprawowały nad wszystkim pieczę i kontrolę?

Czy będzie ważne? Oczywiście. Proces odbudowy będzie wymagał silnego, ale spójnego kierownictwa, mającego demokratycznie uzyskany tytuł do sprawowania władzy. Być może Ukraina będzie musiała przejść przez kolejną falę zmian własnościowych, polegających na deoligarchizacji i zwiększeniu udziału kapitału zagranicznego. To z kolei będzie wymagało od rządzących wprowadzenia prawa zgodnego z europejskimi standardami i niezależnego sądownictwa, bo nikt nie będzie chciał inwestować trwale własnego kapitału w kraju, w którym sądownictwo jest poddane kontroli partyjnej.

Patrząc na nowożytną historię Europy obawiam się, że przegra i odejdzie ekipa, która przeprowadzi Ukrainę przez wojnę. Pojawią się tarcia, problemy, zmęczenie; na ekipę z czasu wojny spadnie odpowiedzialność, tak to działało w innych krajach. Ludzie będą chcieli zmiany. Boję się jednak dominacji nacjonalistycznych kręgów, które broniąc swojej pozycji i wpływów zaczną kwestionować zaangażowanie i funkcje kontrolne Unii Europejskiej.

Jeśli Ukraina znów się cofnie na drodze do Wspólnoty trzeciej szansy może nie dostać.

W temacie odbudowy Ukrainy polecamy także: