{"vars":{{"pageTitle":"Czy warto obejrzeć nowy film Michaela Moore'a Planet of the Humans? "Jest kilka cenny diagnoz, ale robi wodę z mózgu" - ocenia Marcin Popkiewicz","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["300klimat","wywiady"],"pageAttributes":["ekologia","energetyka","energia-wiatrowa","fotowoltaika","gazy-cieplarniane","katastrofa-klimatyczna","kryzys-klimatyczny","nowe-technologie","odnawialne-zrodla-energii","oze","paliwa-kopalne","przemysl-wydobywczy","susza"],"pagePostAuthor":"Barbara Rogala","pagePostDate":"30 kwietnia 2020","pagePostDateYear":"2020","pagePostDateMonth":"04","pagePostDateDay":"30","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":52227}} }
300Gospodarka.pl

Czy warto obejrzeć nowy film Michaela Moore’a Planet of the Humans? „Jest kilka cenny diagnoz, ale robi wodę z mózgu” – ocenia Marcin Popkiewicz

Film „Planet of the Humans” w reżyserii Jeffa Gibbsa i wyprodukowany przez laureata Oscara Michaela Moore’a ukazał się w Dzień Ziemi na You Tube. Międzynarodowa prasa uznała go za podarunek dla spółek naftowych oraz kopalnię przekłamań na temat czystej energii i aktywizmu klimatycznego, stanowiącą wodę na młyn dla sceptyków klimatycznych.

Swoimi refleksjami po obejrzeniu filmu podzielił się z 300Gospodarką Marcin Popkiewicz – fizyk jądrowy i klimatolog, analityk megatrendów, ekspert i dziennikarz zajmujący się powiązaniami w obszarach gospodarka-energia-zasoby-środowisko, redaktor portali ziemianarozdrozu.pl oraz naukaoklimacie.pl. 

Barbara Rogala, 300Gospodarka: Jakie wrażenia miał Pan po obejrzeniu filmu „Planet of the Humans”?

Marcin Popkiewicz: W wielkim skrócie – film stawia bardzo ważny problem i kilka cennych diagnoz, ale dorzuca do tego mnóstwo mitów i po przedstawieniu mocno stronniczego i wyrywkowego obrazu sytuacji stawia kropkę, nie zadając wielu istotnych pytań. W sumie oceniam film jako robiący wodę z mózgu.

Twórcy stawiają ważne pytania i problemy, lecz dalej wchodzą na ścieżkę bezlitosnego krytykowania OZE, której trzymają się kurczowo, z myśleniem tunelowym godnym lobbysty węglowego, ignorując wiele istotnych kwestii i dochodzą do wykoślawionych wniosków.

Jedna z tez filmu brzmi tak, że OZE nie rozwiążą problemu kryzysu ekologicznego, ale się do niego dołożą.

Żeby było jasne – wszystkie wielkoskalowe źródła energii są problematyczne. Niestety, i paliwa kopalne, i wiatr, i biomasa, i energetyka wodna, i atom – ze wszystkimi są takie czy inne problemy. OZE to nie jest wyłącznie jasna strona mocy – mają rozliczne problemy. Ale autorzy podeszli do tego bardzo tendencyjnie.

W tym filmie został pominięty problem paliw kopalnych, a polega on na tym, że napędzamy naszą całą cywilizacją baterią, która ładowała się miliony lat energią słoneczną. Paliwa kopalne to materia organiczna, która przez dziesiątki i setki milionów lat skumulowała się w złożach węgla, ropy i gazu. Te zasoby są skończone, a w filmie nie ma o tym mowy.

Wiemy też, że spalanie paliw kopalnych jest dominującym czynnikiem zmiany klimatu i jeśli tego nie zaprzestaniemy do połowy stulecia, po drodze ścinając ich spalanie o połowę w ciągu dekady, doprowadzimy do katastrofy klimatycznej. Jej zapowiedź widzimy ostatnio choćby w obecnej suszy, największej w polskiej historii pomiarów.

>>> Czytaj też: 4 mapy, które pokazują, jak wygląda susza w Polsce

Film to pomija, więc uzupełnijmy: co nas czeka, jeśli nie porzucimy paliw kopalnych?

Jeśli rację mieliby ci, którzy mówią, że bez paliw kopalnych nie da się zasilać naszej cywilizacji – gospodarki, wysokiej jakości życia i miejsc pracy – to co czeka nas, gdy paliwa kopalne się skończą? Krach. A jeszcze wcześniej do krachu doprowadzi katastrofalna zmiana klimatu. Dlatego – jeśli chcemy mieć rozwiniętą cywilizację i wysoką jakość życia, musimy udowodnić, że osoby, twierdzące, że „bez paliw kopalnych nie-da-się”, nie mają racji.

Co nam pozostaje? W menu mamy dwie opcje: atom i OZE. Z wielu względów OZE rokują lepiej i jest to dobry kierunek transformacji energetycznej. Jednak pytanie o to, jakie źródła energii budować, powinno padać po pytaniu: „a ile potrzebujemy energii, żeby nam się dobrze żyło?”

Energię marnujemy w potworny sposób i w filmie ten temat w ogóle nie jest poruszony. Nie ma żadnych przeciwwskazań, żebyśmy zużywali jedną czwartą energii, którą zużywamy obecnie i żyli lepiej niż teraz – mamy na to rozwiązania, jak domy zeroenergetyczne lub organizacja transportu miejskiego na wzór Kopenhagi.

>>> Czytaj też: Prof. Daniela Szymańska: Dla inteligentnego miasta odpady to nie śmieci – to dobro narodowe

Czy – tak jak sugerują twórcy “Planet of the Humans” – energia odnawialna jest bardzo szkodliwa dla środowiska?

W filmie są pokazane najgorsze możliwe praktyki związane z OZE i ta narracja nie została zrównoważona przykładami lepszych rozwiązań, które istnieją.

Na przykład spalanie grubego drewna w elektrowniach – to bez dwóch zdań jest barbarzyństwo. Choć można to zrobić jeszcze gorzej, współspalając drewno z węglem – to niestety praktykuje się w Polsce.

Biomasa może mieć miejsce w miksie energetycznym, ale nie przez spalanie grubego drewna – co jest zresztą także idiotyczne gospodarczo, bo to drewno nie powinno zostać po prostu spalone, lecz wykorzystane na coś o większej wartości dodanej, jak materiały budowlane czy papier. To jest wyrabianie statystyk i udawanie, że jesteśmy przyjaźni dla klimatu.

Ale choćby biogazownie wykorzystują strumień odpadów komunalnych, rolnych, leśnych, często szkodliwych dla środowiska. Taka gnojowica wylewana jest na pola, z których spływa do strumieni i jezior, zanieczyszczając je. Dużo lepiej skierować ją do biogazowni – mamy z tego prąd, ciepło i nawóz normatywny. Podobnie można zarządzać ściekami miejskimi.

Wobec OZE pojawia się też zarzut szybkiej degradacji infrastruktury i jej krótkiej żywotności. Czy jest słuszny?

Film pokazuje, że energetyka wiatrowa jest nieekologiczna, bo turbiny psują się w przeciągu około 20 lat i trzeba zaczynać od zera. Tak też nie jest do końca. Rzeczywiście życie turbiny to dwadzieścia parę lat, ale większość jej elementów da się poddać recyklingowi. Jest problem z łopatami, ale nad tym też trwają prace.

Farma wiatrowa to nie tylko turbina, ale też infrastruktura towarzysząca – fundament, drogi dojazdowe czy przyłącze energetyczne, które stanowią jakieś 40 proc. wartości inwestycji i raz zrobione są do dyspozycji. Gdy po ćwierć wieku przyjdzie czas na wymianę starej turbiny, wszystkie te elementy będą już na miejscu, zmniejszając koszty nowej instalacji.

Trzeba zauważyć, że film wygląda tak, jakby autorzy zebrali do niego materiały lata temu, bo pokazywane przez nich instalacje mają parametry, jak na przykład sprawności ogniw fotowoltaicznych, z zupełnie innej epoki.

Postęp techniczny w zakresie OZE, zarówno pod kątem efektywności ich działania, jak i pod kątem cen (dziś wiatr i słońce są już najtańszymi źródłami energii na świecie), a także zużycia surowców i energii przy ich produkcji, wbija w fotel.

Twórcy pokazują nam też ogromne farmy wiatrowe i słoneczne, pod które niszczy się całe ekosystemy, wycina wielkie obszary lasów.

To przykład problemów wszystkich wielkoskalowych źródeł energii, dlatego musimy minimalizować ich skalę. Tyle, że jeśli potrzebujemy jednej trzeciej lub jednej czwartej energii, to nagle się okazuje, że nie potrzebujemy też tylu upraw energetycznych, reaktorów, wiatraków czy zapór na rzekach. Dlatego od tego powinniśmy zacząć.

Rzeczywiście – gdybyśmy starali się utrzymać obecny sposób życia w oparciu o OZE to ich skala stałaby się monstrualna i takie byłyby też szkody środowiskowe. Tyle że autorzy filmu stawiają kropkę po stwierdzeniu, że OZE są złe i nie proponują żadnej alternatywnej drogi.

Trzeba przyznać, że zarzut technooptymizmu w filmie jest prawdziwy – wiara, że biznes będzie toczył się jak zwykle, tylko prąd będzie z wiatraków czy z reaktorów i wszystko będzie tak jak było – to jest złudzenie. Wszystko wskazuje na to, że nie będzie i musimy wiele zmienić systemowo.

O jakie zmiany chodzi?

Na przykład zmiany systemowe w prawie, jak zasada “zanieczyszczający płaci” – bo teraz traktujemy atmosferę jak darmowy ściek.

Przerzucając na społeczeństwo koszty wielu różnych działań, podcinamy gałąź, na której siedzimy. Zmianie ulec musi mechanizm, wedle którego prywatyzujemy zyski, a koszty uspołeczniamy. Tego rodzaju wątki w ogóle się w tym filmie nie pojawiły.

Film sugeruje, że samo OZE potrzebuje paliw kopalnych do działania i nie jest w stanie ich zastąpić.

Obecnie tak, ale stopniowo, kiedy udział OZE w miksie energetycznym będzie rósł, to i zapotrzebowanie na energię z paliw kopalnych będzie się kurczyło. Dopóki zasilamy fabryki prądem z elektrowni węglowych, to nieważne czy produkujemy turbiny wiatrowe czy panele fotowoltaiczne, to za ich produkcją stoi energia paliw kopalnych. Ale to się zmieni, jeśli w sieci będzie czysty prąd.

OZE jest bardzo trudno zastąpić paliwa kopalne w obecnym modelu działania gospodarki, gdzie potwornie marnujemy energię. Ale nawet w takiej sytuacji widać, że OZE nie są kwiatkiem do kożucha, lecz są w stanie dostarczyć olbrzymich ilości energii.

Przykładowo, w Niemczech mniej więcej połowę prądu produkuje się obecnie z OZE: wiatru, słońca, biomasy i wody. Niemcy są większą gospodarką niż Polska, więc już teraz produkują o połowę więcej prądu z OZE niż Polska w ogóle zużywa.

Tu oczywiście pojawia się kwestia bilansowania energii, bo OZE są zależne od warunków pogodowych, co podkreślają autorzy filmu, choć znowu mocno przerysowują problem, bo z tym też można sobie radzić.

W jaki sposób?

Można magazynować energię na wiele sposobów. Oprócz baterii – dobrych do krótkoterminowego magazynowania energii elektrycznej – można też łatwo i tanio magazynować ciepło, szybko rozwijają się też instalacje magazynowania energii w wodorze czy innych nośnikach chemicznych i wiele innych.

Jeszcze dekadę temu rozwiązania te były drogie, mikroskopijne w skali i nieefektywne. Teraz są szybko rozwijane i doskonalone, ceny spadają, a skala instalacji rośnie – przykładowo w ciągu 5 lat Niemcy inwestują w wodór, planując zbudowanie instalacji Power2Gas o mocy 5 gigawatów w cenie raptem 1 mld euro za gigawat.

Są też rozwiązania, które dopasowują nasze zużycie do produkcji energii – jak na przykład sieci inteligentne i zarządzanie popytem. To jest kolejny temat rzeka i głębsze spojrzenie na niego wskazuje, że zasilanie gospodarki odnawialnymi źródłami energii jest możliwe, choć bez dwóch zdań trzeba będzie sporo rzeczy zmienić.

Autorzy filmu sugerują, że wielkie korporacje sterują transformacją i wcale nie zależy im, żeby ona w pełni się udała. Może w tym jest trochę prawdy?

Pojawia się temat związków OZE i korporacji – tego, że one zarabiają na OZE. Dla nikogo nie jest chyba zaskoczeniem, że wielkie firmy zarabiają na wszystkim, co się dzieje. Czas biznesu na ropie i innych paliw kopalnych się kończy, a biznes już doszedł do wniosku, że bezemisyjne źródła energii, sieci inteligentne, transport elektryczny, zeroenergetyczne budynki itd. to nowa rewolucja i wielki rynek wart tysiące miliardów dolarów. To, że chcą na tym zarobić to nie jest żadna teoria spiskowa tylko stwierdzenie oczywistości. Tylko idiota inwestowałby dziś w węgiel.

Rzecz jasna, wielkie firmy chcą, by zarządzanie energią pozostało wielkie i korporacyjne, tak jak dotychczas. Dla koncernów paliw kopalnych – czy myślimy o firmach naftowych, czy państwach działających jak firmy naftowe (Rosja czy Arabia Saudyjska), sytuacja była wygodna.

Podobnie zresztą w Polsce, gdzie sektor energetyczny od dawna, niezależnie od partii przy władzy, był największym „dobrodziejem” klasy politycznej, oferując mniej lub bardziej otwarte zasilanie w kasę i stanowiska do obsadzenia. Dlatego w naszym kraju nie wspiera się mniejszych inwestorów, ale raczej dąży do tego, żeby to było wielkie – jak już ma być bezemisyjne, to atom albo farmy wiatrowe na morzu, bo to co do zasady jest duże, korporacyjne i pozwala, by wiele rzeczy zostało po staremu.

A taka efektywność energetyczna w sektorze budowlanym, gdzie korzystają na tym Kowalscy i Nowakowie nie jest zbyt kusząca dla polityków. Fajniej jest przeciąć wstęgę na wielkiej instalacji niż zrobić termomodernizację milionów domów lub przebudowywać i zreorganizować polskie miasta na wzór wspomnianej już Kopenhagi, by oszczędzać energię.

A co z tezą, że nie mamy szans przetrwać, jeśli gwałtownie nie skurczy się populacja?

Tu powinno chodzić przede wszystkim o sumę konsumpcji materialnej, która jest iloczynem liczby ludzi i średniej konsumpcji na osobę. Ale faktycznie – przesadziliśmy z liczbą ludzi na Ziemi. Dobijamy do ośmiu miliardów i rośnie dalej. Tyle że korygując sposób życia i nasz odcisk środowiskowy liczony per capita – pomieścimy się i damy radę.

Jednak jeśli wszyscy chcą wieść amerykański styl życia, latać po świecie samolotami, mieć trzy domy, w każdym samochód i konsumować jednorazowe produkty – to tak się nie da i w tym ujęciu koniec świata jest gwarantowany. Taki model życia jest nie do utrzymania.

Jeśli zmienimy nasz sposób życia w różnych aspektach – budynki zeroenergetyczne, mniej mięsa, nowa urbanistyka, efektywniejsze wykorzystanie zasobów, obieg zamknięty gospodarki – to wszystko może działać. Tyle że jeżeli chcemy, żeby zostało po staremu – jeśli chcemy mieć działający świat, dobrą jakość życia i miejsca pracy – to wiele będzie musiało się zmienić i to szybko.

>>> Czytaj też: Przeciętny Polak emituje tyle CO2 w ciągu jednego tygodnia, co Etiopczyk w ciągu całego roku

Mój duży zarzut do tego filmu jest taki, że zostawia nas w poczuciu bezradności, daje do zrozumienia, że jesteśmy targani przez procesy przyrodnicze i ekonomiczne, na które nie mamy wpływu.

Takie myślenie, że niczego nie da się zrobić i mamy przerąbane też do niczego nie prowadzi, bo paraliżuje i zamiast szukać rozwiązań siadamy w kącie i podcinamy sobie żyły lub zapijamy i rzucamy się w znieczulający od myślenia wir konsumpcji.

Kryzys rozumiany szeroko – jako koronakryzys, ale też  kryzys końca paliw kopalnych – jest okazją do przemyślenia, co możemy zmienić, po to, żeby nasz świat służył nam lepiej.

Tego wszystkiego w filmie nie ma. To nie jest myślenie systemowe, a to jego nam teraz potrzeba. W tej transformacji nie chodzi o to, żeby sobie zrobić krzywdę i wrócić do jaskiń, ale żeby poprawić naszą jakość życia.

Wywiad powstał w ramach Tygodnika Klimatycznego 300KLIMAT. Na nasz nowy cotygodniowy newsletter, któremu partneruje IMPACT, możesz zapisać się tutaj.

Czytaj także:

>>>Potrzebujemy masowego, symbolicznego ataku na konsumpcjonizm i pogoń za wzrostem PKB za wszelką cenę – wywiad z filozofką Ewą Bińczyk

>>>Straciliśmy poczucie tego, jak działa świat. A procesy przyrodnicze warunkują decyzje w biznesie, ekonomii, polityce – wywiad z prof. Szymonem Malinowskim