{"vars":{{"pageTitle":"Niderlandy w atomach. Czy Holendrzy zbudują elektrownie jądrową mimo niemieckich protestów?","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["300klimat","analizy","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["elektrownia-atomowa","energetyka","energetyka-jadrowa","holandia","main","niderlandy","niemcy","polski-program-energetyki-jadrowej","protesty","transformacja-energetyczna","unia-europejska"],"pagePostAuthor":"Zespół 300Gospodarki","pagePostDate":"26 kwietnia 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"04","pagePostDateDay":"26","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":123877}} }
300Gospodarka.pl

Niderlandy w atomach. Czy Holendrzy zbudują elektrownie jądrową mimo niemieckich protestów?

Premier Niderlandów Mark Rutte chce zbudować elektrownie atomową; plany krzyżują mu protesty, w tym te na terenie Niemiec. Czy Polsce też to grozi?

Władze Niderlandów planują wybudować od 3 do nawet 10 reaktorów jądrowych i nie wykluczają powstania jeszcze jednej elektrowni. Obecnie w Niderlandach działa elektrownia atomowa w Borssele, która powstała w 1973 roku i składa się z jednego reaktora o mocy 515 MW. Holenderski rząd zdecydował niedawno, że elektrownia będzie czynna co najmniej do 2033 roku.

Atomowy zwrot Holendrów spowodowany jest koniecznością zmniejszenia emisyjności tamtejszego miksu energetycznego: kraj nadal opiera się w głównej mierze na gazie i węglu. Problem uzależnienia Holendrów od gazu jest analogiczny do polskich zmagań z węglem: Niderlandy są znaczącym producentem tego surowca i przemysł gazowy jest istotny gospodarczo oraz dla rynku pracy.

Holenderscy politycy, podobnie jak polscy, uważają, że w ich kraju nie uda się obniżyć emisji i zachować stabilność systemu elektroenergetycznego bez włączenia do niego elektrowni atomowych.

Tym jednak, co odróżnia przypadek holenderski od polskiego, jest nastawienie społeczności: mieszkańcy Niderlandów mają podzielone opinie na temat elektrowni jądrowych. Atom ma także znaczących wrogów politycznych: partie lewicowe i ekologiczne odrzucają tę technologię.

Wpływowi wrogowie

W Holandii trwają poszukiwania lokalizacji nowej elektrowni jądrowej. Rozpatrywano jej budowę w Eemshaven, niedaleko niemieckiej granicy, oraz w regionie Groningen, ale premier Mark Rutte musiał się wycofać z obu propozycji. Poszukiwanie miejsca dla holenderskich reaktorów jądrowych przypadło na czas marcowej kampanii wyborczej, co dodatkowo utrudniło sprawę. Protesty pojawiły się także po niemieckiej stronie granicy.

Niemiecka wyspa Borkum, położona niedaleko Eemshaven, zagroziła, że wykorzysta wszystkie możliwości prawne, aby nie doszło do budowy elektrowni jądrowej w pobliżu niemieckiej granicy. Z kolei burmistrz leżącego blisko Niderlandów niemieckiego miasta Emden, Tim Kruithoff, zareagował na te plany, jak pisała niemiecka prasa, „z przerażeniem”. Frakcje w radzie miasta opowiedziały się za podjęciem wszelkich działań zapobiegających budowie elektrowni jądrowych w pobliżu granicy.

Dolnosaksoński minister ds. ochrony środowiska Olaf Lies w rozmowie z Nordwest-Zeitung (NWZ) powiedział: „Budowa nowych elektrowni atomowych byłaby wielkim krokiem wstecz i mam nadzieję, że plany pozostaną tylko na papierze i nigdy się nie urzeczywistnią.”

Rezygnację Holendrów z lokalizacji w Eemshaven strona niemiecka przypisała właśnie zdecydowanemu protestowi Liesa. Po wydaniu oświadczenia o rezygnacji z planów budowy elektrowni jądrowej w Eemshaven gazeta NWZ zacytowała zadowolonego ministra: “Będziemy wspólnie pracować nad rozwojem energii wiatrowej na morzu i w tym celu stworzymy silną oś między Holandią a Dolną Saksonią. Każda inna droga prowadzi do ślepego zaułka klimatycznego.”

Po kampanii wyborczej i ponownej wygranej partii premiera Marka Ruttego 17 marca powrócił temat lokalizacji nowej elektrowni. W ostatnich tygodniach swoje zainteresowanie zgłosił region Gelderland niedaleko od Arnheim.

Jak podaje gazeta AD, nowa elektrownia mogłaby powstać w miejscu, gdzie już kiedyś mieściła się elektrownia atomowa. Zamknięto ją w 1997 r. po protestach organizacji przeciwnych energetyce jądrowej. Istnieje także możliwość wykorzystania lokalizacji w Borssele, obok funkcjonującej elektrowni jądrowej.

Zainteresowanie zgłosiły także władze prowincji Brabancja. Jednak w tym wypadku istnieje problem z dostępem do wody koniecznej do chłodzenia reaktorów. W ostatnich latach susze w okresie letnim doprowadziły do spadku poziomu wód w rzekach płynących przez ten region.

W ślady Niderlandów?

Z perspektywy Polski zasadne jest pytanie, czy polska elektrownia atomowa nie podzieli losu holenderskich. W naszym kraju wprawdzie nie ma liczącej się siły politycznej, która otwarcie sprzeciwiałaby się energetyce jądrowej per se, jednak strona niemiecka wyrażała już swój sprzeciw wobec rozwoju projektów atomowych.

W Niemczech przeważa przekonanie, że elektrownia atomowa w Holandii nie powstanie. Media przypominają, że już w 2008 roku Holandia chciała budować nowe reaktory i z tych planów nic nie wyszło. Niemcy liczą na to, że podobnie będzie także tym razem. Trudności sprawia bowiem nie tylko kwestia lokalizacji. Problematyczne może okazać się także finansowanie projektu.


Czytaj tez: Niemcy chcą, aby Polacy konsultowali z nimi budowę elektrowni atomowej


Mark Rutte rozmawia obecnie z najważniejszą potencjalną partią koalicyjną D66. Partia ta podchodzi do energetyki jądrowej w sposób pragmatyczny. W odróżnieniu od innych partii lewicowych nie wyklucza ona atomu. Politycy z D66 podkreślają jednak, że finansowanie energetyki jądrowej ze środków budżetowych nie wchodzi w rachubę.

Przeciwnicy atomu po niemieckiej i holenderskiej strony granicy wychodzą więc z założenia, że niderlandzkie plany atomowe nie znajdą inwestora i nie powstaną na czas. Tym bardziej, że elektrownie atomowe, aby mogły być zrealizowane plany stworzenia bezemisyjnej energetyki, powinny powstać do 2033 roku, a więc ich budowa musiałaby się zacząć już w 2025 roku.

Polski problem z atomem

Problem finansowania to ogólny problem projektów atomowych, które mają niezwykle wysokie koszty kapitałowe – szacuje się, że dla każdego 1,1 GW mocy elektrowni jądrowej jest to od 6 mld dol. do 9 mld dol. Dodatkowo w Polsce plany budowy elektrowni atomowej mają już swój “bagaż historyczny” – już w latach 80. planowano wybudować siłownie w Żarnowcu, która nigdy nie została dokończona ani uruchomiona.


Polecamy także: Węglowa opozycja i atomowi ekokomuniści, czyli polska polityka ekologiczna w 1989 r.


Współczesne plany sięgają roku 2005, kiedy ówczesny rząd opublikował dokument Polityka energetyczna Polski do 2025 r., który przewidywał dywersyfikację źródeł energii o źródła jądrowe. W 2008 r. premier Donald Tusk zapowiedział budowę dwóch elektrowni atomowych.

Obecna strategia energetyczna przewiduje powstanie sześciu, z czego pierwsza miałaby zostać oddana do użytku w 2030 r. Do polskich planów atomowych wielu ma podejście jak Niemcy do holenderskich – nie wierzy w ich ziszczenie.