{"vars":{{"pageTitle":"Przyjęcie euro przez Polskę? To dziś niemożliwe. Nie spełniamy większości warunków z traktatu","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["analizy","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["adam-glapinski","aktualizacja-programu-konwergencji","erm-2","euro","euroland","europejski-bank-centralny","europejski-obszar-gospodarczy","komisja-europejska","kryteria-konwergencji","main","najnowsze","najwazniejsze","narodowy-bank-polski","nbp","strefa-euro","unia-europejska"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"16 sierpnia 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"08","pagePostDateDay":"16","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":341445}} }
300Gospodarka.pl

Przyjęcie euro przez Polskę? To dziś niemożliwe. Nie spełniamy większości warunków z traktatu

Polska nie wypełnia warunków niezbędnych, by przystąpić do strefy euro, wynika z raportu o konwergencji Europejskiego Banku Centralnego. To zamyka drogę do wejścia do eurolandu, niezależnie od tego, czy byłaby wola polityczna dla przyjęcia euro, czy nie.

Prezes NBP Adam Glapiński udzielił wywiadu Gazecie Polskiej, w którym kolejny raz wspomina o ryzykach przyjęcia euro w Polsce. Tym razem kontekst wypowiedzi jest ściśle polityczny. Przyjęcie euro ma być elementem większego planu, w którym główną rolę miałby odgrywać lider opozycyjnej Platformy Obywatelskiej Donald Tusk.

– W Bazylei, gdzie odbywają się co dwa miesiące regularne spotkanie banków centralnych, głównie rozmawia się na temat sytuacji finansowej na świecie. Oczywiście, podobnie jak przy okazji spotkań innych gremiów, w kuluarach dyskutuje się też o polityce międzynarodowej. I od jakiegoś roku mówi się, że zadanie wyznaczone przez Brukselę dla Tuska to nie tylko obalenie przez niego istniejącego w Polsce rządu i wprowadzenie naszego kraju na kurs do strefy euro – powiedział Glapiński dla Gazety Polskiej, co cytujemy za portalem Niezależna.pl

– Po zrealizowaniu tych zadań Tusk ma wrócić do Brukseli, zostać szefem Komisji Europejskiej i realizować przyspieszoną budowę państwa europejskiego. Rozważane są tylko kandydatury Tuska i Kristaliny Georgiewej, szefowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jako reprezentantów Europy Centralnej – stwierdził jeszcze.

Glapiński o euro: ogromny i kosztowny błąd

To nie pierwszy raz, w którym prezes NBP daje się poznać jako zdeklarowany przeciwnik euro w Polsce. Już w 2019 r. stwierdził, że dopóki on będzie prezesem NBP złoty nie zostanie wprowadzony do korytarza ERM-2, poprzedzającego wprowadzenie euro. A tym bardziej do eurolandu. Powtórzył to na początku lipca tego roku na konferencji prasowej po posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej.

Główny argument, jaki za każdym razem podnosił prezes, to duże korzyści z posiadania własnej waluty. Jak wielokrotnie mówił, kurs walutowy działa jak amortyzator w sytuacji kryzysowej. Spadek wartości złotego może prowadzić do poprawy konkurencyjności eksportu, co z kolei działa antyrecesyjnie. Próbkę takiego amortyzacyjnego działania widzieliśmy np. w czasie kryzysu finansowego w 2008 r. To m.in. dzięki eksportowi polska gospodarka, jako jedna z nielicznych w Europie, nie popadła wówczas w recesję.

W opinii, którą opublikował Dziennik Gazeta Prawna 8 sierpnia, prezes NBP stwierdza, że „rezygnacja z własnej waluty w obecnych uwarunkowaniach byłaby dla Polski ogromnym i kosztownym błędem”.

– Interesy polskiej gospodarki byłyby bowiem często odmienne od potrzeb największych gospodarek europejskich i w efekcie wspólna waluta i polityka pieniężna nie odpowiadałyby na polskie potrzeby – uważa prezes NBP.

Ale ostatnio w wypowiedziach prezesa NBP w sprawie euro coraz częściej pobrzmiewa też polityczna nuta. W kolejnych publicznych wystąpieniach mówił o „niemieckim planie„, którego częścią miałoby być obalenie rządu i wprowadzenie Polski do strefy euro. Czy ogromnej presji, jaką miałyby wywierać Niemcy na wprowadzenie euro w Polsce.

Nie tylko Polska decyduje

Rzecz w tym, że żeby przyjąć euro każdy kraj Unii Europejskiej musi wypełniać, zgodnie z traktatem z Maastricht, specjalne warunki ekonomiczne. To tzw. kryteria konwergencji.

Pomijając więc decyzję polityczną, która musiałaby mieć ponad jednopartyjne poparcie (bo potrzebna jest zmiana Konstytucji, do której potrzeba poparcia co najmniej dwóch trzecich liczby posłów) i konieczność wspierania akcesji przez NBP (na co się nie zanosi co najmniej do 2028 roku), polska gospodarka musiałby jeszcze wypełniać kryteria z Maastricht. Bo to, w zamyśle twórców strefy euro, zastąpienie lokalnej waluty wspólną ma gwarantować, że proces przebiegnie płynnie i bez wstrząsów.

Nie roztrząsając, czy wypełnienie kryteriów rzeczywiście zabezpiecza gospodarkę kraju aspirującego do strefy euro, fakty są takie, że konieczność wypełnienia warunków nadal obowiązuje. Co dwa lata Europejski Bank Centralny sprawdza, czy kraje pozostające poza eurolandem, te warunki spełniają, czy nie. Efekt tego sprawdzania to raport o konwergencji. Ostatni ukazał się w czerwcu 2022 r.

Warunki, jakie precyzuje traktat to utrzymywanie odpowiednio niskiej inflacji, poziomu długoterminowych stóp procentowych, deficytu finansów nie większego niż 3 proc. PKB i długu publicznego niższego niż 60 proc. PKB. Do tego kraj, który chciałby przyjąć euro przez co najmniej dwa lata musi udowadniać, że kurs jego waluty jest stabilny wobec euro.

Ostatni raport o konwergencji Europejskiego Banku Centralnego, nie pozostawia żadnych wątpliwości. Polska wypełnia tylko jedno z tych czterech kryteriów. A bez tego nie ma mowy, by EBC zgodził się na zastąpienie złotego euro.

Kryterium stabilności cen? Nie spełniamy

Zacznijmy od tzw. kryterium stabilności cen. W skrócie chodzi o to, że inflacja kraju, który chciałby przyjąć euro, nie może za bardzo odbiegać od średniej w trzech krajach, w których ceny są najbardziej stabilne. Za bardzo, czyli nie może być wyższa o więcej, niż 1,5 pkt procentowego ponad tę średnią.

Z raportu o konwergencji wynika, że dopuszczalny poziom inflacji na kwiecień 2022 r. (kiedy przygotowywano analizę) wynosił 4,9 proc. Tymczasem w Polsce inflacja HICP (taka, jaką Eurostat wylicza dla wszystkich krajów UE) wynosiła 7 proc. Mówiąc krótko, Polska nie wypełniała kryterium stabilności cen.

Co więcej, EBC ma wątpliwości, czy polska gospodarka jest w stanie wypełnić to kryterium w dłuższej perspektywie.

– Ponieważ PKB per capita i poziom cen są nadal stosunkowo niższe w Polsce niż w strefie euro, jest prawdopodobne, że proces nadrabiania dystansu rozwojowego będzie skutkować dodatnią różnicą w poziomie inflacji między tym krajem a strefą euro, o ile oddziaływania tego procesu nie zrównoważy aprecjacja nominalnego kursu walutowego – stwierdza raport.

Kryterium stóp procentowych? Nie spełniamy

Inny warunek to odpowiedni poziom stóp procentowych. Przy czym nie chodzi o stopy banku centralnego, tylko o długoterminowe stopy procentowe. W uproszczeniu chodzi o rentowność rządowych obligacji długoterminowych.

Żeby wyliczyć kryterium bierze się średnią wartość stóp z poprzedniego roku dla trzech państw o najbardziej stabilnej inflacji. Według wyliczeń EBC takimi krajami w roku poprzedzającym publikację raportu były Francja, Finlandia i Grecja. A średni poziom stóp długoterminowych dla nich wynosił 0,6 proc.

Żeby wypełnić kryterium stopa procentowa w kraju aspirującym może być wyższa o maksymalnie 2 pkt procentowe ponad tę średnią. Co oznacza, że kryterium w badanym okresie wynosiło 2,6 proc.

W przypadku Polski długoterminowa stopa procentowa wynosiła natomiast 3 proc. A więc nie spełnialiśmy i tego kryterium przyjęcia euro.

Kryterium stabilności kursu? Nie spełniamy

Dodatkowy wymóg, który trzeba wypełnić, by przyjąć euro, to tzw. kryterium stabilności kursu walutowego. Przez dwa lata waluta kraju, który chciałby wejść do eurolandu, jest po lupą EBC. Co w praktyce sprowadza się do sprawdzania, czy i o ile odchyla się kurs od wyznaczonego parytetu względem euro. To tzw. mechanizm ERM-2.

Polska nie wypełnia tego kryterium, bo kurs złotego jest w pełni płynny i nikt go nigdy nie umieszczał w mechanizmie ERM-2.

Aczkolwiek EBC w swoim raporcie przeprowadza symulację obecności złotego w ERM-2. Okres, jaki wziął pod uwagę to 2 lata, od 25 maja 2020 r. do 25 maja 2022 r. Jako parytet, czyli kurs odniesienia, przyjął średni poziom z maja 2020 r., czyli 4,5251 zł za euro.

Przez większość okresu referencyjnego kurs złotego do euro był bliski średniego kursu z maja 2020, który przy braku centralnego parytetu ERM-2 przyjmuje się poglądowo jako poziom odniesienia. Największe odchylenie w górę od poziomu odniesienia wyniosło 3,1 proc., a największe odchylenie w dół 9,4 proc. – podaje raport.

Standardowe dopuszczalne pasmo odchyleń to plus/minus 15 proc.

Kryterium fiskalne? Spełniamy

Jedyny warunek, jaki wypełnia Polska to odpowiedni poziom deficytu finansów publicznych i długu publicznego, liczonego według unijnej metodologii. Na potrzeby raportu EBC wziął dane z 2021 r. A wtedy Polska miała deficyt na poziomie 1,9 proc. PKB, zaś dług wynosił 53,8 proc.

Kryteria konwergencji to 3 proc. PKB dla deficytu i 60 proc. PKB dla długu.

EBC zwraca uwagą, że Polska utrzymywała przed pandemią niski deficyt finansów, i dopiero walka z Covid-19 spowodowała jego wzrost. W 2017 r. deficyt sięgał 1,5 proc. PKB, rok później spadł do 0,2 proc. PKB, w 2019 r. wyniósł 0,7 proc. PKB. W tym samym czasie dług był dużo poniżej 60 proc. PKB. I nawet w 2020 r., gdy deficyt skoczył do niemal 7 proc. PKB, dług utrzymał się poniżej wartości referencyjnej.

Zresztą wzrost deficytu w 2020 r. Komisja Europejska uznała za wydarzenie wyjątkowe. I w wyniku ostatnich kryzysów patrzy przez palce na wypełnianie reguł fiskalnych, nie tylko w przypadku Polski.


Polecamy także: