{"vars":{{"pageTitle":"Rosyjska agresja na Ukrainę. Dolar nie pójdzie na wojnę, ale złoty już tak. Brak KPO szkodzi","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["analizy","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["dolar","dolar-amerykanski","fed","gieldy","indeksy-gieldowe","inwazja-rosji-na-ukraine","konflikt-zbrojny","main","nasdaq","nbp","prezes-nbp","rada-polityki-pienieznej","rosja","rpp","rynek-finansowy","rynek-walutowy","stopy-procentowe","ukraina","usa","waluty","wojskowosc"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"13 lutego 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"02","pagePostDateDay":"13","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":261656}} }
300Gospodarka.pl

Rosyjska agresja na Ukrainę. Dolar nie pójdzie na wojnę, ale złoty już tak. Brak KPO szkodzi

Widmo rosyjskiej inwazji na Ukrainę wystraszyło inwestorów w USA już w piątek. Spadły ceny akcji, wzmocnił się dolar. A zloty stracił. W takich chwilach widać wyraźnie, jak bardzo brakuje Polsce miliardów euro z Krajowego Planu Odbudowy.

Piątkowe informacje z USA o tym, że Amerykanie poznali nawet datę planowanej inwazji Rosji na Ukrainę i przekazali ją swoim sojusznikom, doprowadziły do wyraźnej przeceny cen akcji na giełdach w USA. Indeks S&P 500 zamknął się o prawie 1,9 proc. niżej, niż dzień wcześniej, zaś Nasdaq stracił około 2,8 proc. I to był pierwszy bezpośredni skutek eskalacji napięcia.

Rosnące ryzyko globalnego kryzysu nie może pozostać bez wpływu na rynek również w kolejnych dniach. Choć tzw. bazowy scenariusz dopiero się krystalizuje, to jednak wydaje się dość prawdopodobne, że – niezależnie od wariantu – złoty będzie znów pod presją. Co przekreśla wysiłki Narodowego Banku Polskiego, który chciał wykorzystać kurs walutowy do walki z inflacją.

Rynek jeszcze nie wyceniał wojny

Doniesienia o planowanym ataku i cala seria informacji o tym, że kolejne zachodnie rządy wzywają swoich obywateli do ewakuacji z Kijowa padły na podatny grunt. Rynek i tak źle znosił ostatnie spekulacje, że amerykańska Rezerwa Federalna rozpocznie już w marcu serię podwyżek stóp procentowych. A może nawet, po raz pierwszy od 1994 r., dokona podwyżki między regularnymi posiedzenia Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC), który jest odpowiednikiem Rady Polityki Pieniężnej banku centralnego USA.

Fed miałby zacząć ostro podnosić stopy, bo amerykańska inflacja w styczniu zaskoczyła skalą. Wyniosła 7,3 proc., najwięcej od lutego 1982 r. Tak wysokiego wzrostu cen Amerykanie nie mieli więc równo od 40 lat, czyli czasów, gdy gospodarka wychodziła jeszcze z szoku naftowego, jaki został wywołany rewolucją islamską w Iranie w 1979 r.

To dało powód analitykom i inwestorom do przewidywań, że Fed weźmie się do pracy i zaraz jak tylko skończy skup aktywów z rynku dokona pierwszej podwyżki, a wyniesie ona nawet 50 pkt bazowych. I w sumie takich decyzji będzie nawet siedem w tym roku, a nie trzy, jak podawała większość członków FOMC w swojej grudniowej prognozie.

Podwyżka o 50 pkt to bardzo dużo jak na obecne standardy. Stopa funduszy federalnych wynosi bowiem 0,1 proc.

Giełdy pod presją

Już te oczekiwania powodowały, że giełdy znalazły się pod presją. Dla nich to na ogół zła informacja: oznacza odpływa kapitału z rynku akcji na rynek stopy procentowej, a samo zaostrzanie polityki pieniężnej to też osłabienie popytu w gospodarce, na czym tracą giełdowe spółki.

Gdy więc na rynek dotarły doniesienia z konferencji Jake’a Sullivana, który powiedział, że istnieje „wiarygodna perspektywa” rozpoczęcia przez Rosję ataku na Ukrainę przed zakończeniem Igrzysk Olimpijskich w Pekinie 20 lutego, pogorszyło to i tak nie najlepsze nastroje.

– Rynek reaguje, ponieważ rzeczywistej inwazji nie było jeszcze w cenach. Skala inwazji, jeśli wystąpi, będzie skorelowana ze skalą reakcji rynku – powiedział Michael Farr z firmy Farr, Miller i Washington LLC, cytowany przez agencje Reuters.

Co teraz zrobi Fed

Poza spadkiem cen akcji, w piątek wyraźnie zaczęły drożeć amerykańskie obligacji i umocnił się dolar. Widzieliśmy to wiele razy w przypadku poprzednich kryzysów: w obliczu wzrostu ryzyka kapitał zwykle odpływa do tzw. bezpiecznych przystani.

Już w piątek dolar umocnił się wobec euro o prawie 0,8 proc. Takie waluty, jak polski złoty, wyraźnie natomiast traciły. Kurs złotego do dolara spadł aż o 2,15 proc.

Teraz inwestorzy będą uważnie śledzić doniesienia ze Wschodu. Na razie nie jest dobrze. Sobotnia rozmowa prezydenta USA Joe Bidena i prezydenta Rosji Władimira Putina nie przyniosła żadnych konkretnych rozstrzygnięć.

Na razie scenariusz, jaki piszą analitycy, zakłada nerwowość na rynku i pilne wpatrywanie się w sygnały z Fed. Bo to, co wcześniej wydawało się bardzo prawdopodobne przestaje takim być w obliczu narastającego ryzyka globalnego kryzysu. Fed może odstąpić od podwyżek stóp albo przeprowadzić je w ograniczonej skali, jeśli uzna, że wojna na Ukrainie może doprowadzić do zbyt dużego pogorszenia gospodarczej koniunktury na świecie, w tym w USA.

Jay Hatfield, dyrektor do spraw inwestycji w Infrastructure Capital Management, uważa, że nasilający się konflikt wręcz uwiarygadnia założenie, że Fed nie będzie tak jastrzębi, jak się to wcześniej wydawało.

– Fed będzie bardziej gołębi niż obecnie uważa rynek, ponieważ wojna sprawi, że perspektywy będą jeszcze bardziej niepewne – powiedział Reutersowi.

Kluczowy czynnik to ceny ropy. To one podbijają amerykańską inflację i jeśli nadal będą rosnąć, to podwyżki stóp ciągle będą w grze, bo Fed nie mógłby tego zignorować.

– Popychając ceny energii jeszcze wyżej, rosyjska inwazja prawdopodobnie zaostrzyłaby inflację i podwoiła presję na Fed, by podniósł stopy procentowe. Z perspektywy Fed skutki inflacyjne rosyjskiej inwazji i wyższe ceny energii prawdopodobnie przeważyłyby negatywne konsekwencje szoku dla globalnego wzrostu – ocenia Bill Adams, główny ekonomista banku Comerica.

Ból głowy RPP

Niezależnie od tego, który wariant ostatecznie się ziści, polska Rada Polityki Pieniężnej i Narodowy Bank Polski mają poważny problem. Inflacja w Polsce szybuje w kierunku dwucyfrowych odczytów, co zmusza bank centralny do podnoszenia stóp procentowych. W takich warunkach bardzo przydałoby się umocnienie złotego, co pomogłoby poskromić wzrost cen. I NBP bardzo na takim umocnieniu zależy, o czym mówił ostatnio prezes Adam Glapiński.

Ale niezależnie od rozwoju sytuacji presja na osłabienie złotego będzie coraz większa, co pokazały wydarzenia z piątku. Ryzyko wojny gwałtownie go osłabia, bo kapitał ucieka do bezpiecznych przystani (złoty taką nie jest). Z kolei opcja, w której Fed zaostrza politykę pieniężną również szkodzi złotemu, bo przyciąga kapitał na amerykański rynek. Inwestowanie na nim staje się bardziej opłacalne przy jednocześnie relatywnie mniejszym ryzyku. I w tej opcji złoty również traci na wartości, przynajmniej wobec dolara.

Sprawy nie ułatwia polski rząd, który prowadzi ekspansywną politykę budżetową. Właśnie ogłosił wypłaty 14. emerytury, co dla gospodarki będzie dodatkowym impulsem zwiększającym popyt. To około 10 mld zł, które wesprze konsumpcję, a przez to może podtrzymać wzrost cen.

RPP będzie więc zmuszona podnosić stopy procentowe, bo tendencje inflacyjne nie ustaną. Ale chyba zaczyna już dostrzegać, że budzi to coraz większe niezadowolenie społeczne. I dlatego tak mocno prezes Glapiński akcentuje potrzebę umocnienia złotego.

Nieprzypadkowo również szef banku wspomina o tym, że poza konfliktem na Wschodzie złotemu szkodzi również zablokowanie przez UE wypłat pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Miliardy euro, jakie trafiłyby do Polski, mogłyby nie tylko wesprzeć wzrost gospodarczy, ale zadziałałyby na kurs złotego bezpośrednio. Zwłaszcza, jeśli rząd wymieniałby je bezpośrednio na rynku, a nie w NBP.

Polskie rządy już wcześniej sięgały po ten sposób: sprzedając waluty na rynku powodowały aprecjację złotego po to, by zmniejszać wysokość zagranicznej części długu publicznego. Wtedy NBP protestował, dziś nie ma nic przeciwko temu.

Czytaj więcej o możliwej agresji Rosji na Ukrainę: