Zamiast podróżować po europejskich stolicach, próbując sprzedać swój najnowszy pomysł na umowę rozwodową z Brukselą, Boris Johnson, premier Wielkiej Brytanii, spędził część dnia dnia w szpitalu w Watford, donosi Financial Times
Wycieczka miała na celu promocję nowego zastrzyku gotówki dla brytyjskiej służby zdrowia w podmiocie NHS (National Health Service).
To wskazuje, że jego nadzieja na dobicie targu z Brukselą przygasła, o ile nie umarła.
Ostatni plan Londynu został odrzucony przez Unię z wielu względów i nie ma oznak intensywnej działalności dyplomatycznej, której w tej sytuacji można by spodziewać się ze strony rządu mającego jeszcze ambicje coś zawojować.
Kluczowy dla sprawy brexitu szczyt w Brukseli ma się odbyć w dniach 17 i 18 października. A podejście Londynu jest dosyć osobliwe.
„Piłka jest po ich stronie” – powiedział jeden z brytyjskich urzędników dziennikowi Financial Times. „Jak dotąd nie przesunęli się ani o milimetr” – dodaje.
W Brukseli mówi się raczej o tym, by zaproponować Wielkiej Brytanii rozszerzenie procesu przewidzianego w art. 50 umowy niż o jakiejkolwiek realistycznej perspektywie zawarcia umowy w przyszłym tygodniu.
Najbliżsi doradcy Johnsona przyznają, że premier mógłby zostać zmuszony do ubiegania się o przedłużenie terminu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii, co wymagałoby od niego napisania listu z prośbą o przesunięcie deadline’u, jeśli do 19 października nie dojdzie do porozumienia.
No więc tyle byłoby z bezwarunkowym brexitem 31 października „z umową lub bez”, który obiecywał Johnson.
Ta informacja pojawiła się dziś rano w skrzynkach odbiorczych subskrybentów naszego codziennego newslettera 300SEKUND. Jeśli chcesz się na niego zapisać, kliknij tutaj.
>> Johnson nawarzył sobie irlandzkiego piwa
>> Brytyjski przemysł samochodowy musi uniezależnić się od dostaw przez cieśninę na kanale La Manche