Niewiele uczelni w Polsce odpowiada na konkretne potrzeby rynku pracy. W trzech województwach tylko jeden kierunek studiów jest jednocześnie popularny i deficytowy, czyli na jego absolwentów jest duże zapotrzebowanie. Na Podkarpaciu najczęściej szkoły wyższe kształcą w zawodach nadwyżkowych, które nie mają wzięcia.
To, w jakich kierunkach kształcą się młodzi Polacy, często nie odpowiada potrzebom rynku pracy. O dopasowaniu można by było mówić, gdyby deficytowe kierunki studiów były jednocześnie najbardziej popularnymi kierunkami. A tak nie jest. Dopasowanie edukacji do potrzeb pracodawców zdarza się zdecydowanie za rzadko.
Najbardziej popularnymi kierunkami studiów w skali kraju są: zarządzanie, informatyka, administracja, logistyka i ekonomia. Tylko, że to nie idzie w parze z łatwością znajdowania później pracy – te kierunki nie zawsze odpowiada deficytom na rynku pracy. Na przykład ekonomia jest kierunkiem popularnym, ale nadmiarowym w aż czterech województwach: lubelskim, małopolskim, podlaskim i świętokrzyskim.
Młodzi ludzie nie podążają za rynkiem pracy
Polski Instytut Ekonomiczny analizuje Ekonomiczne Losy Absolwentów (ELA) i podaje, że w skali całego kraju jednocześnie oba kryteria, czyli deficytowość i popularność, spełniają tylko trzy kierunki: finanse i rachunkowość, pedagogika oraz pielęgniarstwo.
I o ile w czterech województwach – lubelskim, małopolskim, pomorskim i wielkopolskim – po cztery kierunki są jednocześnie deficytowe i popularne, o tyle na uczelniach w lubuskim, podlaskim oraz warmińsko-mazurskim PIE zidentyfikował tylko po jednym kierunku studiów, który odpowiada nie tylko żakom, ale i rynkowi pracy.
Taka sytuacja może świadczyć o niedopasowaniu wykształcenia absolwentów do potrzeb rynku pracy w tych województwach, uważają ekonomiści PIE.
Uczelnie wyższe jakby nie dostrzegały problemu, że edukują w zawodach, które są mało potrzebne w danym regionie. Kryterium dopasowania kierunków studiów do rynku pracy (zawody pożądane w tych regionach) spełniają: w woj. lubelskim finanse i rachunkowość, pedagogika, pielęgniarstwo oraz kierunek lekarski. W woj. małopolskim i wielkopolskim finanse i rachunkowość, pedagogika, pielęgniarstwo oraz psychologia, a w woj. pomorskim finanse i rachunkowość, pedagogika, pielęgniarstwo oraz zarządzanie. W przypadku woj. lubuskiego jest to jedynie pedagogika, a na Podlasiu oraz Warmii i Mazurach – pielęgniarstwo.
W 2024 r. we wszystkich województwach brakuje lekarzy, pielęgniarek, położnych, nauczycieli praktycznej nauki zawodu, a także psychologów i psychoterapeutów. Największe deficyty m.in. w tych profesjach dotyczą woj. zachodniopomorskiego, pomorskiego, lubuskiego oraz opolskiego.
– Dane za 2024 r. potwierdzają, że w województwach o stosunkowo niskim poziomie urbanizacji utrzymują się braki pracowników z wysokimi kwalifikacjami. W województwach tych są relatywnie większe szanse na pracę, ale warunkiem jest zapewnienie korzystnych możliwości zakwaterowania – ocenia PIE.
Polski Instytut Ekonomiczny ocenia, że najczęściej w zawodach zidentyfikowanych jako nadwyżkowe w regionie w 2024 r. kształcą uczelnie w województwie podkarpackim. W efekcie będzie tam zbyt wielu ekonomistów, filozofów, historyków, politologów i kulturoznawców, socjologów i specjalistów ds. badań społeczno-ekonomicznych oraz specjalistów technologii żywności i żywienia.
Eksperci PIE oceniają, że „w sytuacji zmniejszającej się liczby studentów i niezaspokojonych potrzeb pracodawców jest to poważny problem.”
Deficytowe zawody dają zarobić
Na niedopasowaniu absolwentów do rynku pracy tracą nie tylko pracodawcy. Gdyby młodzi ludzie w większym stopniu odpowiadali na potrzeby rynku mogliby liczyć nie tylko na szybkie znalezienie pracy, ale też na lepsze zarobki.
Jak wynika z Ogólnopolskiego system monitorowania Ekonomicznych Losów Absolwentów szkół wyższych, absolwenci finansów i rachunkowości dostają wynagrodzenie nawet na poziomie 9,5 tys. zł brutto miesięcznie. Jeszcze więcej, bo ponad 10 tys. zł, otrzymują w pierwszym roku po dyplomie studenci pielęgniarstwa (podane wartości dotyczą 2022 r.).
Wyjątkiem jest pedagogika. Chociaż jest to kierunek deficytowy, to jego absolwenci nie są doceniani – ich zarobki w pierwszym roku po ukończeniu studiów wynoszą od ok. 4100 zł do ok. 4,5 tys. zł. (najwyższe stawki można znaleźć w województwach opolskim i zachodniopomorskim).
Dla porównania, po ekonomii, która jest kierunkiem nadwyżkowym, zarabia się w pierwszym roku po dyplomie 4-8 tys. zł brutto miesięcznie.
PIE w swoim raporcie zwrócił uwagę także na kierunki zawodów wymagających wyższych studiów, które w poszczególnych województwach przestają być deficytowe. W 2024 r. zaliczono do nich takie profesje jak: wychowawcy w placówkach oświatowych i opiekuńczych, specjaliści elektroniki, automatyki i robotyki, specjaliści ds. zarządzania zasobami ludzkimi i rekrutacji, ratownicy medyczni, nauczyciele nauczania wczesnoszkolnego, logopedzi i audiofonolodzy, kierownicy budowy, inżynierowie budownictwa.
– Może to oznaczać, że wcześniej podjęte wysiłki zachęcania młodzieży do podejmowania studiów na kierunkach technicznych zaczynają przynosić pozytywne rezultaty na rynku pracy – podsumowują eksperci.
To też może Cię zainteresować:
- Edukacja wyższa to luksus. Ile trzeba zapłacić za studia w Polsce lub za granicą?
- Albo praca, albo studia. Większość młodych nie chce już łączyć jednego i drugiego
- Kredyty studenckie coraz mniej popularne. Sprawdziliśmy, dlaczego żacy ich nie chcą
- Warszawa nie króluje, ale jest w ścisłej czołówce. Oto miasta najbardziej przyjazne studentom