Ostatnie wzrosty notowań ropy na świecie mogą sugerować odbicie, ale eksperci podkreślają, że fundamenty rynku pozostają słabe. Po atakach na rosyjską infrastrukturę ceny chwilowo wzrosły, jednak dane z prognoz i instytucji międzynarodowych pokazują, że to korekta, a nie trwała zmiana trendu. Kluczowym czynnikiem jest narastająca nadpodaż, która w kolejnych kwartałach może jeszcze się pogłębiać.
Ataki geopolityczne podbijają ceny, ale tylko na chwilę
Ruchy cen ropy w ostatnich tygodniach były efektem napięć geopolitycznych. W odpowiedzi na ukraińskie ataki dronowe na rosyjską infrastrukturę paliwową notowania Brent wzrosły o około 0,5 dolara i zbliżyły się do 63 dolarów za baryłkę, podczas gdy WTI utrzymuje się w okolicach 59-60 dolarów.
Podczas spotkania 30 listopada – 1 grudnia OPEC+ utrzymał dobrowolne cięcia produkcji na poziomie 3,24 mln baryłek dziennie do końca pierwszego kwartału 2026 roku. Jedyną zmianą będzie niewielkie zwiększenie limitów w grudniu 2025 roku. Kartel przyjął też nowy mechanizm oceny zdolności produkcyjnych, który od 2027 roku ma zapewnić bardziej przewidywalny podział kwot. Dla Arabii Saudyjskiej to kompromis wobec rosnących producentów, takich jak Zjednoczone Emiraty Arabskie, oraz próba utrzymania stabilności w obliczu rosnącej podaży spoza OPEC.
Marcin Wawrzkiewicz, dyrektor krajowy Malcom Finance w Polsce, zwraca jednak uwagę, że to tylko chwilowa korekta – rynek szybko wrócił do wcześniejszej równowagi.
Powód jest prosty: strukturalna nadwyżka surowca. Globalna podaż ropy wciąż rośnie szybciej niż popyt, a magazyny na świecie zbliżają się do granic pojemności. Te czynniki sprawiają, że nawet krótkie impulsy wzrostowe nie są w stanie odwrócić szerszego trendu.
Nadpodaż ropy narasta. OPEC+ nie odwróci trendu
Na początku grudnia OPEC+ zdecydował o przedłużeniu dobrowolnych cięć produkcji o 3,24 mln baryłek dziennie do końca pierwszego kwartału 2026 roku. Rynek zareagował umiarkowanym wzrostem, ale – jak ocenia Wawrzkiewicz – to «kontrolowany bezruch», a nie odwrócenie trendu.
– Kartel kupuje czas, ale nie odwraca trendu. Obecne ograniczenia produkcji nie wystarczą, by zrównoważyć nadwyżki surowca – mówi ekspert.
Międzynarodowa Agencja Energii prognozuje, że w 2026 roku globalne zapasy będą rosnąć średnio o nawet 4 mln baryłek dziennie. W praktyce oznacza to trwałą presję na spadki cen, a nie ich wzrost. Według prognoz analityków Reutersa średnia cena ropy Brent w 2026 roku może wynieść około 62 dolarów.
Firmy muszą przygotować się na wyższą zmienność
Obecna sytuacja daje pewną przewidywalność w kwestii średniego poziomu cen paliw, ale oznacza dla przedsiębiorców zupełnie nowe wyzwania. Wawrzkiewicz podkreśla, że dla polskich firm paliwochłonnych nadchodzi czas strategicznego planowania. Firmy powinny zakładać scenariusze, w których krótkotrwałe skoki cen mogą pojawiać się częściej, nawet jeśli długoterminowy trend pozostaje spadkowy.
– Zakupy paliwa stają się obszarem wymagającym przejścia od decyzji ad hoc do bardziej złożonych strategii, takich jak rozkładanie zakupów w czasie i wykorzystywanie instrumentów hedgingowych. Era względnej stabilności cen paliw dobiegła końca. Rok 2026 zapowiada się jako okres podwyższonej zmienności. Przewagę zdobędą firmy aktywnie zarządzające ryzykiem cenowym i kursowym oraz dbające o przewidywalność przepływów finansowych – wyjaśnia.
Oczekiwana równowaga dopiero po 2027 roku
Z analiz wynika, że rynek może odzyskać równowagę dopiero po 2027 roku. Wcześniej trudno mówić o trwałej stabilizacji, zwłaszcza przy rosnącej produkcji w USA, Brazylii i Gujanie, która w 2025 roku ma wzrosnąć o 3,1 mln baryłek dziennie, i ograniczeniach popytowych w Chinach. To wszystko sprawia, że przyszły rok upłynie pod znakiem niepewności.