{"vars":{{"pageTitle":"Opóźnienia lotów, za mało ludzi do obsługi. Lotnisko Chopina ma problem","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news"],"pageAttributes":["handling","lotnictwo","lotniska","lotnisko-chopina","ls-airport-services","main","najnowsze","najwazniejsze","obsluga-naziemna","transport"],"pagePostAuthor":"Emilia Derewienko","pagePostDate":"15 lipca 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"07","pagePostDateDay":"15","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":322515}} }
300Gospodarka.pl

Opóźnienia lotów, za mało ludzi do obsługi. Lotnisko Chopina też ma problem

Aż ponad połowa lotów na Lotnisku Chopina była od początku lipca opóźnionych bardziej, niż o 15 minut. Trudna sytuacja panuje także w obsłudze naziemnej, gdzie pracowników jest zbyt mało. 

Tegoroczne wakacje mijają na europejskich lotniskach pod hasłem opóźnień i odwołań lotów. Te same kłopoty nie ominęły największego portu lotniczego w Polsce. Większość połączeń na Lotnisku Chopina jest opóźniona.

Z informacji, jakie przekazało nam biuro prasowe stołecznego portu wynika, że od 1 do 11 lipca łącznie 2764 rejsów (na 5265 wszystkich) było opóźnionych powyżej 15 minut. Czyli 52,5 procent wszystkich rejsów– łącznie na odlotach, jak i na przylotach.

Przy startach odsetek opóźnień jest większy niż przy lądowaniach i wynosi 61 procent.

W rozmowie z nami rzeczniczka Lotniska Chopina Anna Dermont, wyjaśnia, że o ile rano operacje odbywają się nawet przed czasem, o tyle w ciągu dnia, ze względu na sytuację na innych lotniskach europejskich, samoloty łapią opóźnienia.

Siatka się sypie jak domino

Dermont wskazuje, że to nie stołeczny port jest źródłem opóźnień.

W porównaniu do innych europejskich portów, Lotnisko Chopina radzi sobie dobrze. Tylko 3 proc. opóźnień zależy od lotniska. W ponad połowie przypadków wynikają one z ograniczeń w przepustowości międzynarodowej przestrzeni powietrznej lub z opóźnień powstałych na innych europejskich lotniskach – mówi Dermont w rozmowie z 300Gospodarką.

Odwołanych lotów także nie jest wiele. W poniedziałek 11 lipca było to zaledwie niespełna 3 procent wszystkich lotów.

Gdy samolot wyleci z opóźnieniem na przykład z Paryża, sypie się cała siatka. To efekt domina.

Europejska siatka lotnicza to trochę system naczyń połączonych. W sytuacji, gdy pojawi się opóźnienie, nie da się go już nadrobić na krótkiej trasie, a samolot traci tzw. slot również na kolejne rejsy. Obserwujemy takie sytuacje, że samoloty są gotowe do startu o czasie, ale nie ma takiej możliwości właśnie ze względu na brak slotu – dodaje.

Skąd te problemy? W czasie pandemii, kiedy ruch lotniczy został ograniczony do najważniejszych połączeń, a w pewnym momencie całkowicie zamrożony, z pracy w branży lotniczej w Europie mogło odejść nawet 600 tys. ludzi.

Teraz są ponownie potrzebni, by obsłużyć całkiem nowe bądź reaktywowane trasy lotnicze. Jednak ich zatrudnienie wymaga czasu. Niekiedy, jak we Francji, nawet 5 miesięcy. A pracownicy potrzebni są „na wczoraj”.

W Polsce, potencjalny pracownik, który ma dostęp do stref zastrzeżonych, musi czekać ok. 2,5 do 3 miesięcy, zanim zostanie zatrudniony. Samo wydanie przepustki do wejścia na lotnisko na podstawie weryfikacji kandydata zajmuje ok. 3 tygodnie.

Trudna sytuacja w obsłudze naziemnej

Trudna sytuacja panuje w firmach handlingowych, które zajmują się obsługą naziemną samolotów: sprzątaniem maszyn czy przeładunkiem bagaży.

Największą z nich jest państwowe przedsiębiorstwo LS Airport Services (LSAS), działające na kilku lotniskach w Polsce. W stołecznym porcie przed pandemią firma zatrudniała ponad 2 tys. osób. Na Lotnisku Chopina obsługuje większość (ponad 77 proc., według stanu sprzed pandemii) wszystkich lotów.

Dramatycznie brakuje ludzi do pracy, przez co przełożeni wciąż naginają procedury – mówi nam wieloletni pracownik LSAS. Ze względu na napiętą sytuację w spółce chce pozostać anonimowy.

Bardzo często trzeba jednocześnie obsłużyć po 2 lub 3 samoloty. To dla nas ogromne obciążenie, pracujemy w wielkim stresie, pod presją czasu – opowiada.

Wskazuje, że zdarza się, że samolot odlatuje bez bagaży.

Czasami nie wyrabiamy z pakowaniem poczty, incydentalnie niektóre samoloty odprawiamy puste – opowiada.

Pasażerom puszczają nerwy

Jak wskazuje pracownik LSAS, taka sytuacja trwa od około pół roku, gdy po pandemii wróciło zainteresowanie podróżami.

W Polsce szkolenie na pracownika obsługi naziemnej, w zależności od funkcji, może trwać nawet do 3 miesięcy. W tym czasie firma miała prowadzić rekrutacje, jednak nie potrafiła zatrzymać pracowników na stałe.

W firmie panuje więc ogromna rotacja.

Ludzie są zatrudniani, ale szybko odchodzą, bo teoria, której uczą się przez pierwszy miesiąc szkolenia, nijak się ma do tego, co dzieje się na płycie. Jest trudno, nerwowo, mamy nadmiarową liczbę obowiązków, zbyt dużo rejsów do obsłużenia – mówi nasz rozmówca.

– Bywały sytuacje, że pracownicy lotniska byli atakowani fizycznie przez zdenerwowanych pasażerów, ci przy opóźnieniach lotów rzucali się z pięściami, rzucali butelkami. Przy gate’ach nie ma służby pasażera, która mogłaby nas ochronić – dodaje.

Branża niechętnie odpowiada

LS Airport Services zapytaliśmy o trudną sytuację w spółce.

Branża lotnicza ma za sobą trudne dwa lata spowodowane pandemią Covid-19. Braki kadrowe na lotniskach europejskich niewątpliwie przekładają się na ogromną skale nieregularności. Jako agent handlingowy dokładamy wszelkiej staranności aby zapewnić płynność obsługi, dlatego rozpoczęliśmy przygotowania do sezonu letniego już na początku roku – odpowiada nam Aleksandra Michalska-Fronczykowska, menedżerka w LSAS.

Michalska-Fronczykowska nie odpowiada wprost na pytanie o samoloty odlatujące bez bagażu.

Odnotowaliśmy kilka rejsów, w których samolot przyleciał do nas bez bagażu z portów odnotowujących największe utrudnienia związane z brakiem personelu – dodaje.

Jak mówi, firma intensyfikuje swoje działania rekrutacyjne, podkreśla jednak, że przyjmowanie pracowników jest czasochłonne.

O trudnej sytuacji w polskim handlingu chcieliśmy porozmawiać ze związkami zawodowymi „Konfederacja Pracy”, działającymi w LSAS. Te jednak odmówiły jakiegokolwiek kontaktu.

Z informacji biura prasowego Lotniska Chopina wiemy, że LSAS połączyło siły z inną, mniejszą firmą handligową działającą w polskich portach. To Welcome Airport Services.

LS ma większe problemy niż Welcome, podpisali wzajemne porozumienie o współpracy i jeśli jest sytuacja, że jeden z agentów nie daje rady, może poprosić innego – usłyszeliśmy.

Źle już było, teraz jest gorzej

Ale rąk do pracy w firmach handlingowych brakowało jeszcze na długo przed pandemią.

Jak wynika z raportu, przygotowanego w 2019 roku przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR: „Zatrudnienie w lotnictwie. Edukacja jako odpowiedź na potrzeby branży”, lotnictwo generowało około 65,5 mln miejsc pracy na całym świecie, a w kolejnych 20 latach liczba ta może wzrosnąć o 100 mln.

Jak czytamy w raporcie: – W ciągu kolejnych 20 lat zapotrzebowanie na techników lotniczych wzrośnie do 769 tys. na całym świecie. Lotnictwo będzie potrzebować 804 tys. nowych pilotów i 914 tys. członków personelu pokładowego. Tylko do roku 2022 będzie istniało zapotrzebowanie na kolejne 83 tys. pracowników firm handlingowych.

Systematyczne wzrosty liczby pasażerów lotniczych wkrótce spowodują ogromne zapotrzebowanie na przyjęcie kolejnych pracowników, związanych z lotnictwem: mechaników, załogi pokładowe czy pracowników obsługi naziemnej.


Polecamy także: