{"vars":{{"pageTitle":"Pieniądze to nie wszystko, czyli dlaczego jest mniej dzieci. "Transfery nie załatwiają sprawy" [WYWIAD]","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["news","wywiady"],"pageAttributes":["800","babciowe","czechy","dzieci","dzietnosc","fus","in-vitro","kobiety","main","matki","najnowsze","najwazniejsze","polska","zus","zwiazki-partnerskie"],"pagePostAuthor":"Dorota Mariańska","pagePostDate":"22 stycznia 2024","pagePostDateYear":"2024","pagePostDateMonth":"01","pagePostDateDay":"22","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":662076}} }
300Gospodarka.pl

Pieniądze to nie wszystko, czyli dlaczego jest mniej dzieci. „Transfery nie załatwiają sprawy” [WYWIAD]

Rząd czeka audyt budżetu i systemu podatkowego. Po nim, po uwzględnieniu utrzymanych obietnic, jak 800+, czy podwyżki dla nauczycieli, trzeba się będzie zastanowić nad ulgami w PIT dla rodziców. I odpowiedzieć sobie na pytanie, czy i jak wprowadzać podobne instrumenty z punktu widzenia polityki rodzinnej i ludnościowej, ocenia dr hab. Agnieszka Chłoń-Domińczak*, ekonomistka, prorektor Szkoły Głównej Handlowej do spraw nauki.

Dorota Mariańska, 300Gospodarka: W Polsce obecnie wskaźnik dzietności jest na poziomie 1,2. Do tzw. zastępowalności pokoleń potrzebujemy dwójki dzieci w rodzinie. A dzieci rodzi się najmniej od II wojny światowej. Czy temat niskiej dzietności i małej liczby urodzeń jest dla władzy priorytetem? Czy może jednak to kwestia, która zajmuje jedynie specjalistów z ośrodków naukowych?

Dr hab. Agnieszka Chłoń-Domińczak: Mam wrażenie, że państwo się w jakimś stopniu tym przejmuje. Natomiast jest różnica pomiędzy przejmowaniem się, a słuchaniem specjalistów, którzy mówią, co należy robić, żeby zwiększać dzietność w Polsce. To oczywiście nie dotyczy obecnego rządu, który jeszcze nie miał szansy i możliwości wdrożyć jakiekolwiek rozwiązania.

Strategia demograficzna, która została przygotowana przez poprzedni rząd, zwraca uwagę na problem niskiej dzietności. Te instrumenty, które są wskazane, które mają niskiej dzietności przeciwdziałać, jednak nie są w pełni zgodne z wiedzą ekspercką, rekomendacjami. Opinia Prezydium Komitetu Nauk Demograficznych dotycząca tej strategii bardzo wyraźnie pokazuje, o jakich elementach zapomniano czy nie zwrócono na nie uwagi.

Jakie kwestie zostały pominięte?

Strategia demograficzna powinna dotyczyć nie tylko płodności, ale także kwestii depopulacji czy starzenia się ludności. Do tego strategia się nie odnosi. Natomiast jeżeli chodzi o samą kwestię dzietności, to diagnoza nie była zgodna ze standardami badawczymi dotyczącymi wnioskowania na temat tego, co jest przyczyną niskiej dzietności, jakie są możliwości oddziaływania na decyzje jeżeli chodzi o posiadanie dzieci.

Nie było też odniesienia do wpływu pandemii na decyzje prokreacyjne, które mogły mieć miejsce w związku z utrudnieniem godzenia ról rodzinnych i zawodowych, które w pandemii bardzo mocno wybrzmiały. Na kobietach spoczął ciężar opieki i jednoczesnej pracy. Pominięto znaczenie innych niż małżeństwo form rodzin, a przecież coraz więcej dzieci rodzi się w związkach pozamałżeńskich.


Polecamy też: Imigrantki rodzą więcej dzieci. Ale to nie zaradzi kryzysowi demograficznemu


Bardzo mocno w tej strategii dominował priorytet transferów finansowych zamiast rozwoju sektora usług społecznych, w szczególności jeżeli chodzi o kwestie takie jak poczucie bezpieczeństwa zdrowotnego, socjalnego, stan zdrowia, wspomaganie rozrodczości nowoczesnymi metodami, chociażby in vitro, które nie było wspominane.

Nie było w ogóle refleksji na temat braku poczucia bezpieczeństwa w efekcie orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, które bardzo mocno wpłynęło na to, że część kobiet poczuła się zagrożona tym, że jeżeli cokolwiek będzie się działo z ciążą, to tak naprawdę ich zdrowie, a nawet życie czasami jest zagrożone. To takie główne uwagi, które się pojawiły.

Zatrzymajmy się na chwilę na wspomnianych transferach finansowych. Jest ich wiele, z 800+ na czele i perspektywą na tzw. babciowe. Mają być sposobem na podniesienie dzietności. Czy rzeczywiście sprawią, że zacznie rodzić się więcej dzieci?

Różnego rodzaju analizy i badania naukowe, pokazują, że same transfery nie załatwiają sprawy. To było widać w przypadku 500 plus, które funkcjonuje od 2017 r. Świadczenie to nie doprowadziło do znaczącego wzrostu dzietności. Był chwilowy wzrost a potem spadek do tego standardowego poziomu. Wyraźnie widać, że to nie jest instrument, który pomaga.

Czyli babciowe, jako kolejny transfer finansowy, nie jest potrzebne?

Ja bym wolała się nie wypowiadać, zanim nie zobaczymy szczegółów. To, co jest istotne w przypadku świadczenia aktywna mama, bo tak to zostało nazwane, to element utrzymania aktywności zawodowej, na który jest zwrócona uwaga. Ale jak mówię – czekamy na szczegóły rozwiązania.

To, co moim zdaniem, jest potrzebne, to takie rozwiązania, które ułatwiają godzenie ról rodzinnych i zawodowych. Jest to między innymi odpowiednie wdrażanie dyrektywy Work-Life Balance, które się zaczyna w Polsce. Dyrektywa wzmacnia uprawnienia ojców i wskazuje na ich rolę w procesie wychowania dziecka, co ułatwia godzenie ról nie tylko w kontekście zawodowym, ale miejmy nadzieję i w domowym.


Bądź na bieżąco z najważniejszymi informacjami subskrybując nasz codzienny newsletter 300Sekund! Obserwuj nas również w Wiadomościach Google.


Trzeba dobrze zdefiniować problem. Podniesienie dzietności do poziomu powiedzmy 1,8 czy 1,7, bo prostej zastępowalności raczej nie będziemy osiągać, oznacza, że tak naprawdę nie tylko zachęcamy potencjalnych rodziców, żeby zdecydowali się na pierwsze dziecko, chociaż oczywiście to też, ale żeby za tym pierwszym dzieckiem szło także drugie dziecko i ewentualnie kolejne.

A może powinniśmy dodatkowo postawić na jakieś rozwiązania podatkowe? Trzecia Droga proponowała w kampanii wyborczej tzw. rodzinny PIT.

To jest oczywiście rozwiązanie, które funkcjonuje w wielu krajach. Chociaż jako ekonomistka widzę, że przed rządem stoi zadanie oceny tego, co się w budżecie państwa i systemie podatkowym dzieje. Po uwzględnieniu obietnic, które będą utrzymane – 800+, podwyżek dla nauczyciel i innych – trzeba się zastanowić, jak podejść do kwestii ulg podatkowych dla rodziców, jaką rolę pełnią te ulgi dzisiaj i dokonać takiej rzetelnej analizy, jak z punktu widzenia właśnie polityki rodzinnej, ludnościowej wprowadzać takie instrumenty. To z pewnością wymaga oceny w szerokim kontekście.

Rząd Donalda Tuska stawia na wsparcie małych firm: wakacje od ZUS, wypłacanie zasiłku chorobowego przez ZUS od pierwszego dnia nieobecności pracownika. Czy takie działania mogą poprawić sytuację kobiet na rynku pracy? Panie będą częściej decydowały się na zakładanie działalności gospodarczej?

Na razie widzimy pewne ogólne pomysły, które są rzucone w przestrzeń społeczno-medialną. Każdy kij ma dwa końce. I o tym należy mocno pamiętać. Rozwiązania typu miesięczne wakacje od ZUS-u dla przedsiębiorców, to są rozwiązania, które jednocześnie ograniczają potencjalne świadczenia, czyli jeżeli nie płacimy składek przez miesiąc, to potem świadczenie chociażby macierzyńskie, które osoba dostaje, będzie niższe, emerytura będzie niższa, renta będzie niższa. To są elementy, które są ze sobą mocno powiązane.

ZUS i składka na ZUS to nie jest tylko podatek, to jest także podstawa do tego, jaka jest wysokość świadczeń z ubezpieczeń społecznych, więc ja bym była bardzo ostrożna w formułowaniu różnego rodzaju rekomendacji czy ocenie rozwiązań, które dotyczą wprowadzenia takich ulg.


Zobacz również: Rodzi się coraz mniej dzieci, kryzys demograficzny znów się pogłębił. Nowe dane GUS to pokazują [GRAFIKA INTERAKTYWNA]


Podobnie w przypadku przejęcia przez Fundusz Ubezpieczeń Społecznych całości zobowiązań jeżeli chodzi o kwestie rozliczania kosztów chorobowych. Diabeł tkwi w szczegółach. To znaczy trzeba pamiętać o tym, że to jednak pracodawca ma zdolność wypłacania świadczeń szybciej niż ZUS. Czy w takiej sytuacji będzie tak, że po prostu ZUS zrefunduje pracodawcom koszty, czy np. tak, że osoba, która przejdzie na chorobowe, będzie musiała czekać, żeby dostać swoje zasiłki. Poczekajmy na projekty.

Spójrzmy też jednak na nie od strony tego, jakie mogą przynieść korzyści dla rozwoju przedsiębiorczości, która jest ewidentnie potrzebna. Wiadomo, że polski rynek pracy i polska gospodarka w dużym stopniu opierają się na sektorze małych i średnich przedsiębiorstw.

Każdy tego typu pomysł to określone koszty społeczne, na które trzeba zwrócić uwagę, ocenić bilans kosztów i korzyści i wtedy znaleźć odpowiednie rozwiązanie.

Tu w grę wchodzi jeszcze wydajność Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Czy ZUS to wszystko udźwignie? Będzie trzeba go dofinansować z budżetu państwa.

Fundusz Ubezpieczeń Społecznych odnotowuje już od wielu lat mniejszy lub większy deficyt, więc tak naprawdę każde rozwiązanie, które obniża wpływy czy zwiększa wydatki oznacza, że ten deficyt będzie większy. Oznacza też rzeczywiście konieczność dofinansowania z budżetu państwa. W takiej sytuacji mniej opodatkowujemy wynagrodzenia i pracowników, a w większym stopniu opodatkowujemy inne obszary: przedsiębiorców czy konsumpcję, poprzez to, że stamtąd ściągamy środki na finansowanie tych dodatkowych świadczeń czy zmniejszonych przychodów.

Jak duży jest deficyt Funduszu Ubezpieczeń Społecznych? Czy ktoś to rzetelnie i na bieżąco liczy?

Zgodnie z opublikowaną w połowie stycznia przez ZUS prognozą roczny, deficyt FUS będzie coraz większy. W przypadku “średniego” wariantu prognozy może on wynieść w 2024 r. 71,1 mld zł, a w 2028 r. już 101,2 mld zł. Oczywiście uwzględniając te rozwiązania, które mamy obecnie.

System ubezpieczeń społecznych będzie coraz bardziej przeciążony z powodu starzenia się ludności i mniejszej liczby osób aktywnych zawodowo. Czy zatem FUS i ZUS potrzebują reformy? Jeżeli tak, jak powinna ona wyglądać?

System emerytalny wymaga ciągłego monitorowania, ale też wdrażania przemyślanych rozwiązań. W 1999 r. wdrożono rozwiązania, które przygotowują ten system do zmian demograficznych, ale moim zdaniem nie uciekniemy od dyskusji na temat niskich emerytur i wieku emerytalnego, szczególnie kobiet.

Problem niskiej dzietności to nie jest wyłącznie polski problem. Mierzy się z nim wiele krajów w Europie i na świecie. Czy jest jakaś metoda albo metody, które się u nich sprawdziły i można by było je na grunt polski przeszczepić?

W Europie widzimy dużą różnorodność jeżeli chodzi o wskaźniki dzietności. Krajem, gdzie znacznie się one poprawiły, są Czechy, które miały niższy poziom dzietności niż Polska w pewnym momencie. Tam dostępność mieszkań jest trochę większa. Znacznie większe jest też wspieranie jeżeli chodzi o dostępność różnych metod wspomagania zajścia w ciążę, w tym in vitro.

Tam też jest większa akceptacja i są rozwiązania, które wspierają dzieci urodzone w związkach pozamałżeńskich. A tych jest znacznie więcej niż w Polsce. Na pewno warto patrzeć na różne rozwiązania, chociaż decyzje o posiadaniu dzieci są bardzo mocno osadzone w pewnym wzorcu kulturowym, społecznym, który w danym kraju obowiązuje.

W czerwcu ma ruszyć rządowy program, w ramach którego in vitro będzie finansowane z budżetu państwa. Więc to, w porównaniu z Czechami, nie będzie nas już różniło. W jaki sposób nasz południowy sąsiad wspiera dzieci urodzone w związkach pozamałżeńskich?

W Czechach czas urlopu macierzyńskiego i ojcowskiego można dopasować elastycznie do swoich potrzeb. Kobiecie, która urodziła dziecko, nie zabiera się zasiłku w momencie, kiedy chce ona pracować w niepełnym wymiarze godzin lub prowadzić działalność gospodarczą.

Polityka rodzinna odpowiada potrzebom współczesnych rodzin w ich zróżnicowanych formach i uwzględnia różne rodzaje ryzyka społecznego (rozpad związku, niestabilność pracy, łączenie obowiązków zawodowych z rodzinnymi itp.). Związki partnerskie są uznawane prawnie, para może zarejestrować swój związek i korzystać z urlopów i zasiłków rodzicielskich.

Wróćmy jeszcze na chwilę do ZUS-u. Czy gdyby zaproponowano Pani stanowisko prezesa ZUS, to by się Pani zgodziła? Czy ktoś z Panią rozmawiał na ten temat?

Nie, nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał. Bardziej się czuję naukowczynią niż urzędnikiem publicznym. Nie jestem zainteresowana taką propozycją.

Kto powinien objąć to stanowisko?

To jest ogromna instytucja, która zatrudnia wiele osób i realizuje ważne zadania publiczne dla większości Polaków i Polek. I to oznacza, że to powinna być osoba, która ma bardzo wysokie kompetencje zarządcze przede wszystkim. Ale także umiejętność współpracy z interesariuszami, począwszy od rządu i administracji państwowej, ale też ze związkami zawodowymi czy stroną społeczną. To musi być osoba, która ma pewną wizję strategiczną rozwoju instytucji i ciągłej zmiany tej instytucji.

Dziękuję za rozmowę.

*Dr hab. Agnieszka Chłoń-Domińczak, prorektorka ds. nauki oraz dyrektorka Instytutu Statystyki i Demografii SGH, członkini Komitetu Nauk Demograficznych PAN. W latach 2008-2009 podsekretarz stanu w MPiPS, zasiadała również w radzie nadzorczej ZUS, była członkinią KNF. 

To też może Cię zainteresować: