Rekordowy popyt na ropę naftową i perspektywa ograniczenia produkcji powodują, że jej cena może sięgnąć nawet 100 dolarów za baryłkę. Zaostrzenie konfliktu izraelsko-palestyńskiego to dodatkowe ryzyko dla dostaw surowca, komentuje zastępca dyrektora działu analiz XTB Michał Stajniak. Efekty wzrostu cen możemy zostać też na stacjach paliw.
W ubiegłym tygodniu notowania ropy naftowej spadały. W piątek 6 października baryłka ropy Brent kosztowała niecałe 85 dolarów. Za to w poniedziałek cena zbliżała się już do 90 dolarów.
– Gdy Rosja dokonała ataku na Ukrainę, niepewność dostaw doprowadziła do rajdu cen do niemal 130 dolarów za baryłkę. Kiedy jednak rynek zobaczył, że nie ma problemów z dostawami ropy na świecie, cena dosyć dynamicznie spadła od czerwca zeszłego roku do czerwca roku bieżącego. Niskie poziomy długo się nie utrzymały, a widmo 100 dolarów za baryłkę znów powróciło. Wszystko za sprawą rekordowego globalnego popytu i mocnego ograniczenia produkcji na świecie przez OPEC+ – pisze Michał Stajniak w komentarzu przesłanym 300Gospodarce.
Ograniczona produkcja ropy
Od kwietnia kartel ograniczał produkcję. Kolejne cięcia ogłosiły latem Arabia Saudyjska i Rosja. W efekcie można się spodziewać, że deficyt na rynku ropy przekroczy 2 miliony baryłek dziennie do końca roku.
Czytaj też: Atak Hamasu na Izrael wstrząsa rynkiem finansowym. Inwestorzy już reagują
– Tak ogromny deficyt ostatnio był widoczny w latach 2007-2008, kiedy ceny wzrosły do blisko 150 dolarów za baryłkę. Oczywiście wtedy podaż nie nadążała za rosnącym popytem, a obecnie podaż jest ograniczona sztucznie. Niemniej obecnie mamy rekordowy popyt powyżej 100 mln baryłek na dzień, dlatego przy niedoborze ropy ceny surowca dalej rosną i obecnie nikt nie oczekuje większych spadków – komentuje analityk.
Dodatkowo rezerwy ropy w USA są na najniższych poziomach od lat. Amerykańskie koncerny nie zwiększają natomiast produkcji własnej.
W efekcie ceny ropy są nawet o 15 proc. wyższe niż we wrześniu 2022 roku. W krótkim terminie widać ogromny wzrost popytu na surowiec przy ograniczonej podaży. Jeśli produkcja nie wzrośnie znacznie w 2024 roku, ceny mogą pozostać na wysokich poziomach.
Nie będzie wzrostu powyżej 100 dolarów
– Z drugiej strony kartel OPEC+ wie o tym, że nie może doprowadzić do destrukcji popytu, czyli czegoś co miało miejsce w 2008 roku czy w czerwcu zeszłego roku, kiedy ceny dosyć szybko osunęły się z okolic 130 do 100 USD za baryłkę. Właśnie dlatego raczej nie powinniśmy oczekiwać dalszego nadmiernego wzrostu cen i utrzymania się ich powyżej 100 USD – zaznacza Michał Stajniak.
Jego zdaniem należy raczej oczekiwać stabilizacji i ewentualnego dostosowania polityki OPEC+. Okres wysokich cen może potrwać do końca 2023 roku.
– Dlaczego do końca tego roku? Saudi Aramco planuje powtórną emisję akcji w kwocie nawet 50 mld dolarów. Wiadomo, że dostanie najlepszą cenę przy wysokich poziomach ropy naftowej. Oprócz tego oczekuje się możliwego spowolnienia popytu ze strony Chin w przyszłym roku oraz spowalniającego wzrostu związanego z utrzymaniem wysokich stóp procentowych – tłumaczy analityk.
Uważa on, że konflikt na Bliskim Wschodzie może grozić problemami w dostawach na całym świecie. Jego dalsza eskalacja może doprowadzić do zmniejszenia eksportu z Iranu, prowadzonego dziś „tylnymi drzwiami”.
Chcesz być na bieżąco? Subskrybuj 300Sekund, nasz codzienny newsletter!
– Potencjalnie mniej eksportu z Iranu może zwiększyć popyt na ciężką ropę z innych rejonów świata. Do tego wszystkiego USA mają ponownie dążyć do utrzymania limitu cenowego na rosyjską ropę na poziomie 60 dolarów za baryłkę, co potencjalnie również może doprowadzić do ograniczenia eksportu ropy z tego kraju i jeszcze mocniej napiąć sytuację podażową na całym świecie – dodaje Michał Stajniak.
Ceny ropy a ceny na stacjach
W związku z polityką cenową Orlenu, paliwa na polskich stacjach benzynowych w ostatnich tygodniach taniały nawet w okresie wzrostu cen ropy. Sytuacja może się jednak zmienić, uważa analityk.
Jeśli cena ropy sięgnie 100 dolarów za baryłkę, a złoty się osłabi, to ceny paliw w Polsce mogą wzrosnąć. Jeśli tak się stanie, nie można wykluczyć powrotu cen powyżej 7 zł za litr benzyny czy diesla, ocenia Michał Stajniak.