Konsumenci kupili we wrześniu towary warte o 5,1 proc. więcej, niż rok wcześniej. Ale w niektórych kategoriach wzrost zakupów był niemal niezauważalny.
Owe 5,1 proc. to wzrost w tzw. cenach stałych, czyli nieuwzględniający skutków inflacji. Bo w cenach bieżących mieliśmy ponad 11-procentowy wystrzał sprzedaży.
Na tę różnicę zwracają uwagę ekonomiści mBanku. Bo oznacza ona mniej więcej tyle, że Polacy wydają na zakupy nominalnie znacznie więcej, ale dóbr, które kupują, przybywa relatywnie wolniej.
Nożyce cenowe są tu nieubłagane. Sprzedaż nominalna rośnie dużo szybciej niż realna. To oczywiście tłumaczy przynajmniej częściowo, dlaczego optymizm konsumentów nie chce się rozpędzać (g. domowe wydają więcej, ale ekonomiczna użyteczność ich zakupów nie rośnie). pic.twitter.com/v3KDu7dDJA
— mBank Research (@mbank_research) October 21, 2021
Dość dobrze widać to w dokładnej strukturze sprzedaży. Na przykład realna wartość kupowanych paliw we wrześniu była minimalnie większa, niż rok wcześniej, o zaledwie 0,4 proc. Pokazuje to ten wykres od GUS.
Ale nominalne wydatki na paliwa wzrosły aż o 23,7 proc. Taki był efekt wzrostu cen na stacjach, jaki nastąpił w ostatnim czasie.
Ekonomiści Pekao zwracają uwagę, że realna wartość sprzedaży, oczyszczona dodatkowo o wpływ sezonowych czynników, nadal poniżej trendu sprzed pandemii.
W ujęciu odsezonowanym sprzedaż wzrosła o 0,2% m/m, a zatem dystans do trendu sprzed pandemii pozostaje znaczący. Po wrześniu teza o konsumencie zostającym w tyle za producentem jest wciąż w mocy. pic.twitter.com/FDPELHMbJV
— Analizy Pekao (@Pekao_Analizy) October 21, 2021
Co to oznacza?
To może oznaczać, że popyt konsumpcyjny, choć silny, odbudowuje się słabiej, niż można było oczekiwać, a ceny zaczynają stanowić coraz poważniejszy problem. Pekao w swoim czwartkowym raporcie opisuje wyniki ostatnich badań koniunktury konsumenckiej. Wyraźnie się ona pogorszyła w październiku. Tzw. bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej, podawany przez GUS, spadł z minus 13 do minus 17,8 pkt, a wskaźnik wyprzedzający z minus 8,1 do minus 14,5.
Eksperci zastanawiają się, jaka mogła być tego przyczyna. I dochodzą do wniosku, że w momencie przeprowadzania badań przez ankieterów GUS to jeszcze nie mogła być wracająca pandemia. W szczegółowych informacjach z GUS-u nie widać też większego strachu przed rosnącym bezrobociem.
„W tej sytuacji jako potencjalnego winowajcę możemy wskazać inflację. Czy faktycznie oczekiwania inflacyjne gospodarstw domowych wzrosły, dowiemy się w przyszłym tygodniu. W międzyczasie jednak warto odnotować, że mamy precedens dla jednoczesnego pogorszenia nastrojów i wzrostu oczekiwań inflacyjnych – działo się tak w grudniu 2018 r., kiedy podwyżki cen energii elektrycznej znalazły się na pierwszych stronach serwisów informacyjnych” – piszą ekonomiści Pekao.
Przypominają, że GUS przeprowadzał badania już po informacjach ze spółek energetycznych, wskazujących na konieczność podwyżek taryf i po wprowadzeniu podwyżki cen gazu.
„Większość badania przeprowadzono również po zaskakującej podwyżce stóp procentowych w Polsce. Wyszukiwania Google wskazują na to, że zainteresowanie kwestią inflacji w Polsce było na przełomie września i października rekordowe” – podkreślają eksperci.
O inflacji czytaj też:
- Inflacja w Polsce wzrosła do 5,9% – wynika z poprawionych danych GUS. Paliwa w górę o 1/3
- Dwucyfrowy wzrost cen u producentów. To źle wróży dla inflacji
- Inflacja rośnie, ale rząd nic nie robi. Choć ma narzędzia, by ją zwalczać
- Wysoka inflacja w Polsce zostanie na lata. Wśród przyczyn wymogi środowiskowe i brak pracowników
- Prezes NBP: inflacja mogła się utrwalić, więc podnieśliśmy stopy. Teraz przez dłuższy czas przyjrzymy się efektom