{"vars":{{"pageTitle":"300SEKUND: Co to jest flat white economy, Polska wymusza zmiany w Uberze, koniec Dubaju, jaki znamy","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["newsletter-300gospodarki"],"pageAttributes":["cyfryzacja","dubaj","energetyka","fintech","gaz","gospodarka-cyfrowa","niemcy","nowe-technologie","ropa-naftowa","shell"],"pagePostAuthor":"300SEKUND","pagePostDate":"3 kwietnia 2019","pagePostDateYear":"2019","pagePostDateMonth":"04","pagePostDateDay":"03","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":5599}} }
300Gospodarka.pl

300SEKUND: Co to jest flat white economy, Polska wymusza zmiany w Uberze, koniec Dubaju, jaki znamy

W środę w 300SEKUND przeglądamy dla was m. in. FT, welt-online i Aviation24.

Jeśli chcesz codziennie rano dostawać taki newsletter na swoją skrzynkę mailową, zapisz się tutajhttp://bit.ly/Newsletter300SEKUND.

LICZBA DNIA

14,4 %

– tyle w 2018 r. wyniosło GVA dla flat white economy w Wielkiej Brytanii.

Taki wstęp pozostawia kilka pytań.

Pierwsze: co to jest GVA? To skrót o gross value added, którą tłumaczy się jako wartość dodaną brutto, która z kolei jest obliczana na podstawie wartości wytworzonego produktu a poniesionymi kosztami produkcji.

Czym jest ta flat white economy? Nazwa ma wyrażać stosunek do własności młodych ludzi zaangażowanych w rozwój tego sektora. Zamiast wyszukanych zachcianek, mają niewielkie potrzeby – takie jak flat white, czyli kawa ze spienionym mlekiem.

Jako że – pomimo wyjaśnienia – nie zaspokoiliśmy głodu wiedzy, odsyłamy do naszego tekstu o flat white economy, którego lektura powinna rozjaśnić wszystkie wątpliwości. 


Koniec Dubaju jakim go znamy. Położona na skraju pustyni kraina marzeń musi skończyć z modelem rozwoju, jaki leżał u podstaw jej sukcesu.

Do tej pory miasto skupiało się na budowaniu nowych, zapierających dech w piersiach i bijących światowe rekordy obiektach oraz ulgach podatkowych.

Władze wychodziły z założenia, że zapewniając wysoki standard życia potencjalnym mieszkańcom, nie muszą wiele robić, aby ci sprowadzili się do miasta. Panowała ideologia ‚zbudujmy, a oni samo przyjadą’.

Na pierwszy rzut oka wszystko powinno działać świetnie: dobre warunki pracy, globalne korporacje, ergo perspektywy rozwoju zawodowego, a do tego słońce świecące wręcz w nadmiarze.

I to faktycznie działało – przez lata Dubaj był miejscem przyciągającym globalne korporacje, a za nimi profesjonalistów. Zagraniczni pracownicy umysłowi stanowią obecnie 92 proc. populacji wynoszącej 3,2 mln osób. Rynek nieruchomości zarówno komercyjnych jak i detalicznych mógł rosnąć, a samo miasto rozwijało się ekonomicznie i kulturowo.

Nastąpił jednak przełom. W 2018 r. wartość nieruchomości spadła o 25 proc. od 2014 r., a wzrost PKB wyniósł 1,9 proc., co było najgorszym wynikiem od 2010 r.

Wyczuwalny kryzys spowodował, że władze Dubaju zaczęły rysować strategie rozwoju miasta od nowa. W tym celu sięgnęli m.in. po konsultantów z międzynarodowych korporacji konsultingowych, aby ci wspomogli wypracowanie filozofii na miarę obecnych warunków rynkowych.

Co więc się zmieni? Z pewnością jednym z aspektów będzie przekształcenie struktury PKB, na które w 2018 r. w największym stopniu, bo w 26 proc., składał się handel detaliczny.

Drugą najistotniejszą składową był transport – w 17 proc., a dopiero w poniżej 10 proc. ‚prawdziwy biznes’, czyli finanse i ubezpieczenia, czy produkcja. (Financial Times)

Shell zrywa z lobbystami. A wszystko to przez troskę o środowisko.

Brytyjsko-duńska spółka z sektora oil&gas rezygnuje z członkostwa w amerykańskim zrzeszeniu branżowy American Fuel & Petrochemical Manufacturers, która reprezentuje około 300 producentów z tej branży.

W latach 2016-2018 r. emisja dwutlenku węgla wśród firm zrzeszonych w organizacji nie zmniejszyła się, a to godzi w wartości firmy. Shellowi leży na sercu, aby spełnić złożone obietnice i do 2021 zmniejszyć emisję o 2/3 proc. względem poziomu z 2016 r.

Decyzja ta nie była spontaniczna, a w zasadzie nikogo nie powinna dziwić. Pod wpływem nacisków ze strony inwestorów, pod koniec zeszłego roku Shell zapowiedział rewizje dokonań zrzeszeń, których jest członkiem.

Inwestorzy zarzucali firmom z tej branży, że pomimo deklaracji chęci zmian w kierunku większego poszanowania kwestii środowiskowych nadal pozostają członkami organizacji, których przedstawiciele głoszą odmienne wartości.

Na wieść inwestorzy zareagowali dobrze – mówiono o nowych standardach etycznych wyznaczanych przez producenta ropy i gazu…

Gorzej, że nie będzie komu lobbować na rzecz zmian w prawie, które mogłyby mieć po tym względem korzystny wpływ na całość rynku. (Financial Times)

Peter Altmaier – Europejczyk do bicia. Pomimo ideologicznej niezgody z jego propozycją dalszego rozwoju rynku wewnętrznego Unii Europejskiej, wczoraj zrobiło nam się go trochę szkoda.

Krytykę idei niemieckiego ministra gospodarki zamieściliśmy w jednym z lutowych 300SEKUND. Od tego czasu Altmaier stał się twarzą tego nurtu filozofii rozwoju rynku i w związku z tym zbiera wszystkie cięgi.

Na przykład wczoraj na zaproszenie think tanku European Policy Center pojawił się w Brukseli, gdzie wszyscy – zarówno ekonomiści, jak i dziennikarze i politycy – krytykowali szkic planu Altmaiera.

Najgłośniej czyniła to unijna komisarz do spraw konkurencji, Margrethe Vestager, która m.in. stwierdziła, że ‚Europa jest ekosystemem, który żyje ze swojej różnorodności’. 

Dlaczego jest nam więc szkoda Altmaiera? Ponieważ przedstawiane przez niego propozycje są na ustach polityków takich jak prezydent Francji Emmanuela Macrona czy kanclerz Niemiec Angeli Merkel. Oni jednak nie muszą spotykać się z unijnymi politykami ani czytać nieprzyjemnych felietonów dziennikarzy z opiniotwórczych tytułów pod swoim adresem.

Dlaczego Altmaier się na to wszystko zgodził? Niemiecki polityk ma chrapkę na stołek komisarza w Brukseli. I należy nadmienić, że ma na to szanse. Miejmy jednak nadzieje, że jeśli będzie piastować funkcję w administracji unijnej, ścieżka zdrowia jaką mu zgotowano wyperswaduje mu chęć zabetonowania europejskiego rynku. (welt online)

Tymczasem w Polsce zmiany w transporcie. Linie lotnicze LOT uruchomiły połączenie z Krakowa do Bukaresztu, a Uber od przyszłego roku będzie musiał zatrudniać licencjonowanych taksówkarzy.

Ze stolicy Małopolski do stolicy Rumunii można latać już od pierwszego kwietnia i nie jest to prima aprilisowy żart. Loty odbywają się Bombardierem Q400, na którego pokład może wejść 78 pasażerów.

Z Krakowa do Bukaresztu można polecieć w każdy poniedziałek, środę i piątek. Z powrotem z kolei loty odbywają się we wtorki, czwartki i soboty.

Na lotnisko można się udać Uberem, a już od stycznia przyszłego roku zawiezie nas tam licencjonowany kierowca. Tak ustalił polski rząd w czwartek. To zapewne nie koniec nieprzyjemnych niespodzianek dla Ubera. Podejrzewa się, że amerykańskiego przewoźnika osób czekają szczegółowe kontrole administracyjne i finansowe.

Ciekawe, czy z tej okazji zostaną wprowadzone arkusze egzaminacyjne na licencję taksówkarską w języku ukraińskim. (Aviation24Reuters)