Wydarzenia w Wenezueli są tematem okładkowym najnowszego wydania brytyjskiego tygodnika The Economist. Redakcja przypomina brak kompetencji Nicolása Maduro, któremu w ciągu pięciu lat rządów – objął władzę po śmierci dyktatora Hugo Cháveza w 2013 r. – udało się doprowadzić do:
- Zmniejszenia PKB kraju o połowę;
- Średniorocznego wzrostu inflacji o 1,7 mln proc. (to estymacja – rząd w Caracas przestał opublikować oficjalne dane);
- Spadku dziennego wydobycia ropy naftowej do 1,1 mln baryłek dziennie z poziomu 2,9 mln notowanego w 2013 r.
Nic dziwnego, że The Economist nazywa Maduro najbardziej niekompetentnym rządzącym w Ameryce Łacińskiej.
Z czym musiałbym się zmierzyć nowy prezydent: Jeśli finalnie dojdzie do objęcia przez Guaidó władzy, jego rząd będzie musiał w pierwszej kolejności zapewnić obywatelom podstawowe dobra humanitarne; w wenezuelskich szpitalach brakuje prądu, nie wspominając o lekach, większość obywateli ma problem ze zdobyciem jedzenia.
W tym samym czasie stanie przed wyzwaniem porozumienia się z Międzynarodowym Funduszem Walutowym, aby uzyskać finansowanie spraw bieżących, a także wyzwaniem przekonania Rosji i Chin do rekonstrukcji długu (wydłużenia terminów spłaty w zamian za wyższy procent i/lub umorzenie części zobowiązań).
Caracas będzie musiało przeprowadzić reformę gospodarczą uwalniającą ceny tak, aby zachęcić inwestorów zagranicznych do zasilania gospodarki – zwłaszcza jeśli chodzi o wydobycie ropy naftowej. Jednak zanim w ogóle ten scenariusz będzie rozpatrywany, Guaidó będzie musiał zdobyć poparcie wojska – to jedyny bezpośredni czynnik trzymając Maduro na pozycji rozgrywającego. (Al Jazeera, The Economist)
Przenieśmy się z Wenezueli do Europy, gdzie dziś europejski urząd statystyczny Eurostat ogłosi dane dotyczące inflacji w strefie euro w styczniu. Eksperci prognozują spadek do 1,4 proc. z 1,6 proc. obserwowanych w grudniu. (Handelsblatt)
A skoro jesteśmy już w strefie euro to warto wspomnieć, że Bruksela oskarżyła pracowników ośmiu banków o zmowę i manipulacje na rynku obligacji denominowanych w euro. Unijny urząd antymonopolowy złożył już oficjalne oskarżenie przeciwko traderom zatrudnionym w instytucjach; ani nazwy instytucji ani nazwiska oskarżonych nie zostały ujawnione.
Niedozwolone aranżacje miały miejsce w latach 2007-2012 i nie miały charakteru instytucjonalnego – to poszczególni traderzy byli inicjatorami i wykonawcami występków. Oskarżenie jest wynikiem i jednym z elementów szerzej zakrojonej akcji Brukseli na rzecz ukarania osób odpowiedzialnych za manipulacje wskaźnikami finansowymi w ostatnich latach. (Financial Times)
A propos danych: wczorajsze dane z Polski pokazały, że gospodarka kraju rosła w zeszłym roku najszybciej od 11 lat. Jednak wielu uważa, że to był szczyt i teraz trzeba wrócić na ziemię. O trzech najważniejszych wnioskach płynących z publikacji danych o PKB wg głównego ekonomisty Credit Agricole piszemy w krótkim artykule w 300GOSPODARCE.
Wróćmy do banków, a konkretnie do największego banku Niemiec: Deutsche Bank zwalniał i zwalniać będzie nadal. I tym razem nie chodzi nam o dynamikę rozwoju biznesu. W zeszłym roku instytucji udało się zlikwidować 6 tys. stanowisk, co oznacza, że w banku obecnie pracuje 92 tys. osób. Pierwotne plany zakładały redukcję do 93 tys. do końca 2018 r. – jak widać rozpędzili się.
Wśród frankfurckich finansistów kuluarowo mówi się o liczbie 10 tys. jako prawdziwym bilansie zeszłorocznej akcji wielkiego zwalniania w Deutsche – to znaczy wliczając współpracowników zewnętrznych. Oficjalnie? Deutsche milczy w tej sprawie. Pod koniec 2017 r. w banku było 97,5 tys. stanowisk, jednak to nie przerost zatrudnienia był i nadal jest jego piętą achillesową. Najsłabszą stroną instytucji jest reputacja, której nie pomogła afera Panama Papers; nazwa banku pojawia się również przy nagłośnionej pod koniec zeszłego roku aferze prania pieniędzy rosyjskich oligarchów przez Danske Bank. (Handelsblatt. O aferze tzw. Rosyjskiego Automatu Pralniczego przeczytasz na stronie OCCRP)
Izrael chce zintensyfikować współpracę z krajami Europy Środkowo-Wschodniej. W tym celu w przyszłym miesiącu Benjamin Netanjahu, premier kraju, będzie rozmawiać z przywódcami Węgier, Polski, Czech i Słowacji podczas spotkania Czwórki Wyszehradzkiej w Jerozolimie. W międzyczasie odwiedził Litwę, z którą podpisał deklarację o chęci współpracy technologicznej w dziedzinie cyberbezpieczeństwa.
Zdaniem Netanjahu to jedna ze składowych zacieśniania bilateralnych stosunków handlowych Izraela i Litwy. „Podczas mojej wizyty odkryłem, że Litwa jest światową potęgą w technologii laserowej. Myślę, że 10 proc. wszystkich laserów na świecie została wyprodukowana na Litwie” – podzielił się obserwacją premier Izraela dodając, że wiele technologii rozwijanych w jego kraju bazuje właśnie na technologii laserowej. (i24 news)
Tymczasem Financial Times opisuje „taśmy Kaczyńskiego”. Brytyjski dziennik finansowy informuje, że Jarosław Kaczyński, prezes rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość, przez wiele lat był uznawany za oddalonego od świata mętnych interesów, co było jego atutem. Po publikacji Gazety Wyborczej, która opisała nagrane latem zeszłego roku rozmowy szefa PiS z austriackim deweloperem Geraldem Birgfellnerem wizerunek ten został nadszarpnięty.
Z nagrań wynika, że Kaczyński był spiritus movens projektu budowy wieżowca na terenie w centrum Warszawy należącym do spółki kontrolowanej przez osoby z nim powiązane. Wieżowiec miał być sfinansowany przez kontrolowany przez państwowy bank Pekao.
FT przypomina, że to trzecia afera związana z sektorem finansowym i rządem Prawa i Sprawiedliwości na przestrzeni ostatnich miesięcy – zaczęło się od oskarżeń korupcyjnych wobec szefa Komisji Nadzoru Finansowego, później media zainteresowały się nadspodziewanie wysokimi zarobkami niektórych pracowników Narodowego Banku Polskiego, a teraz kamyczek do ogródka przywódcy partii, któremu nie ufa połowa społeczeństwa (ale partia notowania wciąż ma dobre). (Financial Times) |