{"vars":{{"pageTitle":"Zamiast odbudowy Pałacu Saskiego kupmy 1115 zeroemisyjnych autobusów. To realna potrzeba","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["opinie"],"pageAttributes":["adaptacja-do-zmian-klimatu","inteligentne-miasto","miasto","ochrona-srodowiska","odbudowa","palac-saski","sciezki-rowerowe","urbanistyka","zmiany-klimatu"],"pagePostAuthor":"Barbara Rogala","pagePostDate":"27 sierpnia 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"08","pagePostDateDay":"27","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":181007}} }
300Gospodarka.pl

Zamiast odbudowy Pałacu Saskiego kupmy 1115 zeroemisyjnych autobusów. To realna potrzeba

2 mld 453 mln 230 tys. zł – tyle wedle projektu ustawy miałaby kosztować odbudowa Pałacu Saskiego, Pałacu Bruhla i kamienic przy Królewskiej w Warszawie. Te pieniądze, zamiast na pomniki historii, moglibyśmy wydać na zaspokojenie współczesnych potrzeb ludzi. Serio, serio – pisze w felietonie reporterka klimatyczna 300Gospodarki Barbara Rogala.

Pomysł odbudowy Pałacu Saskiego, na który tak chętnie zgodzili się reprezentujący ponoć obywateli politycy Sejmu i Senatu, wzbudza we mnie skrajne emocje i nie jest to entuzjazm.

W Parku Saskim spędziłam dzieciństwo i codziennie chodzę tam, by nacieszyć się zielenią i powietrzem, które nie cuchnie. Znam tam każde drzewo i już opłakuje utracone fragmenty parku i te drzewa, które zostaną ścięte pod inwestycję (tak, słyszałam, że pod Pałac Saski nic nie wytną, ale wytną za to pod Pałac Bruhla, niech mi ktoś wyjaśni jaką różnicę robi to drzewom, jaką różnice robi to mnie). Inwestycję, której sensu nie widzę, nawet gdyby była ona odbudowana w wariancie nowoczesnym – neutralna klimatycznie i pokryta perowskitowymi ogniwami, jak proponuje nasz redaktor naczelny w tym felietonie.

Dlaczego nie widzę w niej sensu? Nie wiem, po co odbudowywać 80 lat po wojnie jakiekolwiek zabudowania, bo tak. Myślę więc dokładnie odwrotnie niż 61 przedstawicieli świata nauki, którzy napisali:

„Powojenne nasadzenia w miejscu zburzonych przez Niemców budynków nie mogą zatem reprezentować wartości wyższych od potrzeby przywrócenia zabudowy historycznej, znajdującej się w tym miejscu przed II wojną światową”.

Nie mogą, a dla mnie reprezentują. Żywe drzewa versus nieistniejące budynki. Nie mam tu żadnych wątpliwości i wyjaśniam, dlaczego głosuję na drzewa. Dlaczego fakt, że coś stało w tym miejscu w latach 30-tych XX wieku jest wystarczającym uzasadnieniem, żeby to odbudowywać? Jeśli jest, to gdzie debata o odbudowie Wielkiej Synagogi przy Tłomackie 5? Przecież tu stała, to historyczna zabudowa!


Czytaj też: Ten raport ONZ śledzi cały świat. Jego najnowsza edycja mówi, że część skutków zmian klimatu jest już „nieodwracalna”


Dlaczego odbudowane budynki mają powstać na terenach zielonych, których desperacko brakuje mnie, dzikiej przyrodzie, klimatowi? Słaby argument? Cóż, przynajmniej tęsknotę za parkami ktoś realnie wyraża. Nie sądzę za to, żeby ktokolwiek kiedykolwiek, zmęczony i sfrustrowany na koniec dnia mówił sobie: “Ech, byłoby łatwiej, gdyby stał Pałac Saski”.

Dla mnie ten projekt odbudowy jest i pozostanie wyrazem martyrologicznego zapatrzenia w historię, podejścia absolutnie oderwanego od teraźniejszości z jej dzisiejszymi wyzwaniami i problemami. Są to, ot, choćby, galopujący kryzys klimatyczny, szóste wielkie wymieranie gatunków, miejskie wyspy ciepła i problemy z retencją wody w miastach, depresje i zaburzenia psychiczne. Na wszystkie te problemy park i zieleń udziela lepszej odpowiedzi niż odtwarzane historyczne zabudowania.

Za to nowoczesny wariant Pałacu z perowskitami pozostaje w moich oczach niewiele lepszym wariantem tego samego. Tak, nie szkodziłby klimatowi. Ale przed II Wojną Światową perowskitów Olga Malinkiewicz jeszcze nie wynalazła, więc argument o historyczności zabudowań odpada.

Coś historycznego widzę jednak w obydwu tych propozycjach. Mianowicie, te dwie formy odbudowy pałacu są dla mnie przejawami wstecznego myślenia o wydatkach publicznych i potrzebach społeczeństwa – piramidami czasów saskich albo teraźniejszości w wariancie z perowskitami. Piramidy były symbolem władzy/potęgi, a powstawały kosztem ludzi. I to brzmi znajomo, choć oczywiście skala jest inna.

Społeczeństwo może czasem chcieć tych symbolicznych konstrukcji w środku miasta, ale na pewno ich nie potrzebuje. Potrzebuje za to łatwiejszego życia na co dzień. Nie potrzeba mu inkluzywnego urzędu miejskiego, ale inkluzywnej przestrzeni miejskiej, transportu. Nie potrzeba nam symbolu minionej lub obecnej polskiej wielkości, lecz realnie dobrego życia w tym kraju.

Z tych powodów znam sposoby na lepsze wydanie dwóch miliardów czterystu pięćdziesięciu trzech milionów dwustu trzydziestu tysięcy złotych polskich. Takie, które przyczyniłoby się do rozwoju, a może raczej dobrobytu miasta czy całego państwa, ale nie było przy tym po prostu zbędne i szkodliwe dla środowiska.

Nawiasem mówiąc, to wpływ na środowisko powinien moim zdaniem być dziś pierwszym i najważniejszym kryterium oceny każdej wydanej złotówki, a mamy ich na tę inwestycję do wydania naprawdę sporo (przypominam: 2 453 230 000).

Spieszę więc z przykładami tego, jak można wydawać pieniądze racjonalnie w XXI wieku:

  1. Budowa sieci ścieżek rowerowych. W ostatnich dniach miasto Kraków o budowie około 5 km ścieżek pieszo-rowerowych w tym mieście – koszt wyniesie około 16 mln złotych. Zgubiłam się w szacunkach ile za ponad dwa miliardy zbudowalibyśmy ścieżek w polskich miastach, miasteczkach, wsiach.
  2.  Zwężenie warszawskiej Jana Pawła II, tak, aby miejsce na niej znalazło się również dla pieszych, rowerzystów i roślin, kosztowało niespełna 19 mln zł. Za pieniądze na odbudowę w Parku Saskim można byłoby Aleje Jana Pawła II zwęzić 129 razy. Takich inwestycji w Polsce domagają się przeróżne ulice. Pierwsza propozycja? Całkowita przebudowa warszawskiego placu Trzech Krzyży (szerokie chodniki, ścieżki rowerowe na ulicy w dwie strony, buspas, pas drzew). Plac ten dzisiaj w rekordowych miejscach ma osiem (!) pasów dla samochodów, zero dla rowerów i zero dla autobusów.
  3. Zakup 1 115 zeroemisyjnych autobusów dla polskich miast. Przy założeniu, że jeden autobus elektryczny kosztuje 2,2 mln, Polskę stać nawet jeszcze na kawałek kolejnego.

Przypuszczam, że lista lepszych (których główne zalety definiuję jako potrzebne, choć o małej wartości propagandowej i małym potencjale skłócania społeczeństwa) inwestycji mogłaby być o wiele dłuższa. Zachęcam do zabawy.

Polska bez komunizmu. Jaka byłaby Polska w 2018 roku bez Stalina i Jaruzelskiego? [ANALIZA 300GOSPODARKI]