Dzisiaj możemy wyskoczyć z chomąta prostego myślenia o gospodarce i jak mustang popędzić po preriach różnych jej sfer – uważa Piotr Arak.
W zeszłym tygodniu w Sali Notowań Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie Polski Instytut Ekonomiczny (PIE) zaprezentował swój autorski wskaźnik rozwoju gospodarczego – Indeks Odpowiedzialnego Rozwoju. Po wydarzeniu, chcąc dowiedzieć się więcej o tej koncepcji, porozmawialiśmy z Piotrem Arakiem, szefem PIE.
>Dzisiejsze spotkanie rozpoczął pan słowami ‘spotkaliśmy się w sali indeksowej, żeby porozmawiać o indeksie’. Co wspólnego ma Indeks Odpowiedzialnego Rozwoju z klasycznymi indeksami giełdowymi?
I dużo, i mało.
W latach 30. indeksy giełdowe były jedynymi istniejącymi wskaźnikami ekonomicznymi, nie było wskaźników jak PKB, które swoją złożonością obejmowały całą gospodarkę. Po kryzysie z 1929 r. ekonomiści chcieli wiedzieć, czy sam fakt, że wartość danego indeksu giełdowego spadła, miał odzwierciedlenie w reszcie gospodarki.
PKB jest więc miarą produkcji; nasz indeks jest miarą rozwoju i nie ma on być alternatywą dla PKB, a jego uzupełnieniem. Jego natura jest taka sama jak PKB – jeśli istniałby wcześniej, to moglibyśmy zobaczyć, jak np. od lat 50. rozwijały się 162 kraje, dla których jest wyliczany.
Z samą Giełdą Papierów Wartościowych w Warszawie Indeks Odpowiedzialnego Rozwoju ma wspólne wartości. GPW wylicza Respect Index, który grupuje spółki działające w sposób odpowiedzialny społecznie – analizujące i audytujące swoich poddostawców, skupiające się na tym, aby działać przejrzyście i zgodnie ze standardem prowadzenia biznesu ONZ.
Mówię o tym, bo pod tym względem polski parkiet jest wyjątkowy. Etycznych giełd jest mało na świecie. Epokowo jesteśmy w momencie, kiedy etyka zbija się z kapitalizmem. Efekty tego zjawiska będą bardzo ciekawe.
>Czy jest jakaś korelacja pomiędzy etycznymi działaniami państwa czy przedsiębiorstwa, a jego wynikami finansowymi?
W liczbach zawsze jest jakieś odzwierciedlenie. Pytanie brzmi, czy naciskamy odpowiednie przyciski, aby uzyskać odpowiednie efekty.
To znaczy, czy jeśli przyciśniemy zielony przycisk, to stan środowiska w danym kraju będzie się poprawiał, czy nie. Jeżeli użyjemy czerwonego, to czy będzie mniej zabójstw, czy więcej.
Chcieliśmy to zsyntezować, przedstawić za pomocą jednej liczby. Teraz proszę zobaczyć: obecnie jesteśmy na 29. miejscu spośród 162 krajów. To niezły wynik, choć nadal daleko nam do Szwajcarii czy Norwegii. Jeśli udałoby się w ciągu dekady wskoczyć do pierwszej dwudziestki, to byłby to wymierny sukces.
Oczywiście nasz wskaźnik nie jest idealny. Pierwszy element subiektywizmu to dobór ekspertów…
>… ale od tego żaden wskaźnik nie ucieknie.
No więc właśnie. Nawet PKB jest dzisiaj bardziej subiektywny niż 70 lat temu przez to, że zaczęliśmy przy nim majstrować.
Ciekawe jest moim zdaniem to, że Polska figuruje w naszym rankingu wyżej niż w zestawieniu porządkującym kraje pod względem PKB per capita. To dlatego, że inne obszary życia w naszym kraju, jak np. poziom nierówności, są trochę korzystniejsze niż wynikałoby z samej produkcji podzielonej przez liczbę mieszkańców.
>Wróćmy do kwestii naszych szans na wskoczenie do pierwszej dwudziestki. Opinię o tym, że w perspektywie dekady mamy na to szansę, wyraził też podczas debaty, która miała tu miejsce, Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju. Patrząc jednak na II filar wskaźnika, mierzący perspektywy rozwoju, Polska zajmuje skandalicznie dalekie 51. miejsce. To nie wskazuje na możliwość poprawy ogólnego wyniku – wręcz przeciwnie. Co więc z perspektywy systemowej musiałoby się zmienić, żeby ta upragniona pierwsza dwudziestka się ziściła?
Już się dużo zmieniło – przypomnę, że raport opisuje stan gospodarki w 2017 r., a od tego czasu minęły prawie dwa lata. Już 2018 przyniósł pewne zmiany. Jest więc tak: w 2017 wydawaliśmy 1,03 proc. PKB na badania i rozwój. To mało w porównaniu z innymi krajami unijnymi, których wydatki są dwa razy większe. To, co się w 2018 r. zmieniło, to ich struktura. 64 proc. wydatków pochodzi z sektora przedsiębiorstw, co oznacza, że w rozwój i innowacyjność inwestują nie tylko podmioty państwowe, które mają swoje ułomności, ale struktura bardziej przypomina to, co mamy w Europie Zachodniej. Przydałoby się jeszcze, żeby wolumen w relacji do PKB też był zachodni.
>Coś trzeba jednak zrobić, żeby ten wolumen się wyrównał.
Właśnie o tym chciałem powiedzieć! Powstało wiele ulg podatkowych – tutaj zrobię mały spoiler, że my jako PIE przygotowujemy raport, w którym analizujemy mechanizmy wsparcia polityki innowacyjnej w krajach OECD. Polska zrobiła tak dużo w roku 2017 i 2018, że pozostało bardzo niewiele rekomendacji organizacji międzynarodowych, które jeszcze można by zaimplementować, aby stworzyć dodatkowe zachęty dla firm do zajęcia się badaniami i rozwojem.
Okazuje się, że w zakresie ulg i innych bodźców dla innowacyjności jesteśmy jednym z najbardziej hojnych państw w OECD. Teraz czekamy na dane z 2018 r., w których zobaczymy, jak te mechanizmy działają w praktyce.
>Wspomniał pan, że IOR nie ma być alternatywą dla PKB, tylko jego uzupełnieniem. Takich wskaźników jest trochę na świecie – sam zresztą wspomniał pan o tym podczas przemówienia inaugurującego spotkanie o HDI. Czym IOR różni się od innych wskaźników, poza tym, że Polska w nim dobrze wypada?
W niektórych wskaźnikach Polska wypada jeszcze lepiej niż w naszym.
To, co jest moim zdaniem unikatowe i ważne, to fakt, że akurat w tych 162 krajach, które badaliśmy, podejść do alternatywnych miar rozwoju było relatywnie mało. Tak naprawdę nasz miernik jest jednym z pierwszych rezultatów zajęcia się przez zespół ekspercki pewnymi aspektami gospodarki, które należałoby mierzyć, i to w dodatku w odniesieniu do strategii gospodarczej państwa w tym obszarze.
Warto, aby w przeglądach różnego typu podejść do rozwoju gospodarczego pojawiał się jakiś pomysł z naszego kraju, bo to zwiększa nasz wpływ na międzynarodową debatę dotyczącą współczesnej ekonomii.
Z dyskusji na międzynarodowym poziomie m.in. w Paryżu w OECD wiem, że im więcej tych podejść istnieje, tym łatwiej będzie w niedalekiej przyszłości wypracować miarę, w której więcej społeczeństw i polityków zgadza się co do obszarów, które są brane pod uwagę i mierzone.
Chodzi o to, żebyśmy doszli do momentu, w którym każdy kraj wie, co jest dla niego istotne. Wtedy wspólnie będziemy mogli wypracować wskaźnik o takiej estymie i uniwersalności jak PKB.
Mnie się wydaje, że po przemianach 1989 r. myśleliśmy o gospodarce w tych bardzo prostych kategoriach. Deficyt miał być niski i to nam się udawało.
Aspekty matematyczne służyły jako takie chomąta zakładane na barki każdego ministra finansów. Te chomąta determinowały kategorie, za pomocą których wielu dziennikarzy ekonomicznych i wielu komentatorów interpretowało życie gospodarcze. Liczył się wysoki wzrost gospodarczy, wzrosty na giełdzie etc.
Dzisiaj już z tego chomąta możemy wyskoczyć, bo jesteśmy na innym etapie rozwoju gospodarczego. Podobnie jak kraje Zachodu, możemy myśleć o innych kryteriach, które będą omawiane w debacie publicznej. Teraz jak mustang możemy biegać po różnych preriach i debatować o różnych kwestiach. Ta debata może być już bardziej twórcza, bo deficyt to też za mało.