{"vars":{{"pageTitle":"Jak to się stało, że w Polsce udało się zbudować największą giełdę w regionie? Zapytaliśmy Wiesława Rozłuckiego, pierwszego prezesa GPW","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["tylko-w-300gospodarce","wywiady"],"pageAttributes":["30-lat-gpw","gielda","gielda-papierow-wartosciowych","gielda-papierow-wartosciowych-w-warszawie","gpw","grzegorz-jedrzejczak","leslaw-paga","main","wieslaw-rozlucki"],"pagePostAuthor":"Zespół 300Gospodarki","pagePostDate":"27 kwietnia 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"04","pagePostDateDay":"27","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":123885}} }
300Gospodarka.pl

Jak to się stało, że w Polsce udało się zbudować największą giełdę w regionie? Zapytaliśmy Wiesława Rozłuckiego, pierwszego prezesa GPW

Wiesław Rozłucki – pierwszy prezes i twórca Giełdy Papierów Wartościowych. Warszawskim parkietem zarządzał przez 15 lat – od czasu jej założenia w 1991 r. do 2006 r. W tym czasie stał się ikoną polskiego rynku kapitałowego.

Jak czuje się dzisiaj, po 30 latach, patrząc na to, jakie znaczenie ma zarówno GPW jak i jego postać dla polskiej gospodarki?

“Jestem dumny, że udało mi się konsekwencją i wiarą w jakość stworzyć instytucję, która zawsze była odporna na wszelkiego rodzaju naciski; z tego, że ceni mnie opinia publiczna też jestem dumny”, mówi 300Gospodarce Rozłucki.

Jak to się zaczęło?

Wiesław Rozłucki jest doktorem nauk ekonomicznych i od zawsze naukowo interesowała go giełda i rynek kapitałowy. W latach komunizmu były to naturalnie fascynacje czysto teoretyczne, jednak po zmianie ustroju, jak tylko uwolnił się rynek, zaangażował się w sprawę od strony praktycznej.

Wspomina, że nawet zainwestował w nieruchomość pod biuro maklerskie, ponieważ na rodzącym się wolnym rynku wyobrażał sobie siebie w roli maklera. Jednak kiedy był doradcą ministra finansów, a następnie dyrektorem Departamentu Rozwoju Rynku Kapitałowego w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych, zaczęło docierać do niego, że nie ma innego kandydata na stanowisko szefa giełdy.

“To wrażenie narastało we mnie stopniowo, ale był taki jeden moment, który mnie na 100 proc. upewnił. Otóż, któregoś dnia zadzwoniła do mnie tłumaczka języka angielskiego; powiedziała, że dostała do przetłumaczenia tekst na temat giełdy i nie wie, jak poradzić sobie z niektórymi fachowymi terminami. Wtedy musiałem jej odmówić – nie miałem zwyczajnie czasu. Po 3 miesiącach zadzwoniła ponownie mówiąc, że przez ten czas nie znalazła nikogo, kto mógłby jej pomóc i ponownie prosi o to mnie. Wtedy już wiedziałem, że plany zostania maklerem się nie ziszczą. Można powiedzieć więc, że zostałem jak Himilsbach z angielskim”, żartuje Wiesław Rozłucki.

W 1991 r. powstała GPW, Rozłucki staną na jej czele i zaczął kształtować polski rynek kapitałowy. Zrobił to na tyle dobrze, że po 30 latach warszawski parkiet jest najsilniejszy w regionie, a zagraniczni komentatorzy mówią o niecodziennym success story GPW.

“Mam wrażenie, że jest to zbiorowy wysiłek tysięcy ludzi, działających według najwyższych standardów; ludzie ci zawsze cenili profesjonalizm i opowiadali się po jego stronie. Dzisiaj widzę, że postawienie poprzeczki wysoko jest gwarancją sukcesu”, komentuje Rozłucki.

Jak to przebiegało?

W wielu wywiadach Wiesław Rozłucki podkreśla, że warszawska giełda na tle regionu od początku wyróżniała się wysokimi standardami, a nie było to wcale oczywiste, że nasz parkiet ma tak wyglądać.

Wystarczy spojrzeć na naszych sąsiadów: Ukrainie w ogóle nie udało się zbudować rynku papierów wartościowych, a w krajach takich, jak Czechy czy Węgry standardy wejścia spółki na giełdę były o wiele niższe – chodziło o to, aby jak najwięcej spółek było notowanych na parkiecie.

W Polsce początkowo tych spółek było znacznie mniej i faktycznie były argumenty za tym, żeby pójść mniej zasadniczą drogą. Wdrożenie standardów wymagało więc wiele samozaparcia i ogromnej wiary w to, że podąża się właściwą ścieżką. Jak więc do tego doszło, że się udało?

“To jest i dla mnie zagadka, dlaczego takie profesjonalne podejście do tworzenia giełdy zaczęło dominować. My postawiliśmy na wysokie standardy i nie mogę powiedzieć, że ja nigdy się nie bałem. W obliczu tego, że po roku funkcjonowania u nas notowanych było 9 spółek, a w Czechach w okolicach tysiąca kilkuset, każdy by się zdenerwował”, opowiada nam Rozłucki.

Dalsza część historii to przykład na to, że sukces ma zawsze wielu ojców.

“To był układ personalny. Zebrała się grupa osób, jeszcze w Biurze Pełnomocnika Rządu ds. Przekształceń Własnościowych, którym kierował Krzysztof Lis – to on w zasadzie był największym zwolennikiem profesjonalnego działania. On był przekonany, że przyjęcie obowiązujących w Europie Zachodniej standardów to jest właściwa droga. I właśnie osoby, które kierowały projektem budowy polskiego rynku kapitałowego: Grzegorz Jędrzejczak, Lesław Paga i ja również zdecydowanie podzielaliśmy ten pogląd”, wspomina Rozłucki.

Budowa profesjonalnego wizerunku popłaca – dla giełdy to zaufanie jest najważniejszym budulcem. Ktoś, kto kupuje akcje w praktyce nigdy nie był w tej spółce, nie widział zakładów produkcyjnych, a więc ufa instytucji giełdy, że otrzymuje rzetelną informacje o jej stanie.

“Na giełdzie kupuje się zaufanie”, kwituje Rozłucki.

Jak to będzie się rozwijać?

Obecny zarząd GPW chce stawiać na nowe rynki; padł pomysł przejęcia ormiańskiej giełdy w Erywaniu. Warszawski parkiet myśli też o sprzedawaniu swojej technologii. Co o tych pomysłach sądzi Wiesław Rozłucki?

“Tu jest bardzo duża asymetria wiedzy; pamiętam jak w czasach, kiedy ja byłem prezesem komentowano nasze decyzje jako zarządu i wtedy miałem świadomość, że komentatorzy mieli zaledwie 10 proc. informacji, które miałem ja. Teraz to ja jestem na pozycji 10 proc. wiedzy zarządu i unikam oceniania ich decyzji. Mogę jedynie wskazać ogólne uwagi: należy zawsze pamiętać o tym, że Armenia jest daleko od Polski i znajduje się w regionie dosyć niespokojnym, a co do eksportu polskiej technologii to będzie on opłacalny w momencie, kiedy popyt na nasze usługi będzie można oszacować na więcej niż jeden rynek”, tłumaczy nam Rozłucki.

Giełda zawsze patrzyła w daleko w przyszłość. W czasach, kiedy powstawała, zdawano sobie sprawę, że horyzont jej działania to przynajmniej dwie dekady, dlatego też decydowano się na rozwiązania innowacyjne.

Na początku lat 90. zdecydowana większość giełd działała w systemie parkietowym open outcry, a dematerializacja papierów wartościowych dopiero się rozpoczynała; polski parkiet od początku był elektroniczny.

Nie było to takie oczywiste – giełda w Budapeszcie, która zaczęła funkcjonować 7 miesięcy przed warszawską nie przyjęła centralnego depozytu, nie przyjęła dematerializacji i dopiero 10 lat później musieli nadgonić zapóźnienie technologiczne.

Obecnie wyzwaniem dla GPW są duże spółki. Wiesław Rozłucki ubolewa nad tym, że nie udało nam się przyciągnąć dużych firm, że nie ma takich spółek, które ciągnęłyby z roku na rok indeksy warszawskiej giełdy.

W dzisiejszych czasach jest trudniej przyciągnąć spółki do giełdy, na której notowania nie zachwycają, a wymogi regulacyjne i informacyjne są śrubowane. Niemniej na naszej giełdzie mieliśmy kilka spektakularnych debiutów, takich jak zeszłoroczne IPO Allegro, co może dawać nadzieję na przyszłość.

Jak to podsumować?

Wiesław Rozłucki w rozmowie z nami użył architektonicznej metafory, która – jak to dobry symbol – uniwersalnie przedstawia giełdę.

“Myślę, że budynek przy Książęcej, który powstał już ponad 20 lat temu, a nadal robi wrażenie, jest symbolem giełdy; budynek, w którym giełda powstawała, czyli dawny Dom Partii, był architektonicznie zamknięty, a ten jest otwarty – widać wszystko na przestrzał. To właśnie symbol giełdy, która zawsze powinna być bardzo przejrzysta”, podsumowuje Wiesław Rozłucki.