{"vars":{{"pageTitle":"Musimy pilnie podnieść składkę zdrowotną. Ale inaczej, niż proponuje Polski Ład [WYWIAD]","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["wywiady"],"pageAttributes":["main","nfz","polski-lad","skladka-zdrowotna","wydatki-na-sluzbe-zdrowia","wydatki-na-zdrowie","zdrowie","zdrowie-publiczne"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"20 maja 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"05","pagePostDateDay":"20","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":136346}} }
300Gospodarka.pl

Musimy pilnie podnieść składkę zdrowotną. Ale inaczej, niż proponuje Polski Ład [WYWIAD]

Jestem za podniesieniem składki zdrowotnej – to niezbędne, jeśli chcemy zapewnić właściwy poziom finansowania leczenia. Wzrost składki o 1 pkt proc. dałby NFZ dodatkowych 11 mld zł rocznie. Rozwiązania z Polskiego Ładu to zaś konwersja składki zdrowotnej w nowy podatek, co nie gwarantuje, że – wbrew obietnicom – dodatkowe pieniądze trafią do NFZ i na leczenie – mówi w wywiadzie Wojciech Wiśniewski, szef Public Policy*.

*Public Policy specjalizuje się w działaniach Public Affairs oraz Governmental Affairs. Prowadzi projekty związane z sektorem ochrony zdrowia, przygotowując strategie dla przedsiębiorstw, organizacji pozarządowych i eksperckich. Jest członkiem Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Przez media, zwłaszcza społecznościowe, przetacza się burza w sprawie zmian w systemie odprowadzania składki zdrowotnej. Koncentruje się na tym, kto najwięcej straci. A czy ktoś zyska? Premier mówi o wzroście wydatków na zdrowie do 7 proc. PKB w krótkim czasie, ale jak dotąd nie udało się dojść nawet do 6 proc. PKB. To realne obietnice?

Wojciech Wiśniewski, Public Policy: Zgodnie z ustawą o 6 proc. PKB wydawanych na zdrowie, licząc poziom wydatków w relacji do PKB odnosimy się do PKB sprzed dwóch lat, czyli w roku 2021 odnosimy się do PKB z 2019 roku. Gdy sprawdzimy liczby okazuje się, że to daje pozorny wzrost wydatków – jeżeli weźmiemy pod uwagę PKB z danego roku to odsetek spada, a nie rośnie. Zmiany zapowiedziane w Polskim Ładzie mogą w najbliższych dwóch latach odwrócić niekorzystny trend.

Z pana wyliczeń (slajd poniżej) wynika jednak, że nawet po zmianach, przy odwróceniu niekorzystnego trendu, czyli uznaniu za punkt odniesienia bieżącego PKB i tak w 2023 roku nakłady na zdrowie sięgną zaledwie 5,34 proc. PKB, czyli mimo znacznie większych nakładów kwotowych wciąż nie dojdziemy do 6 proc. PKB. Dlaczego?

To swojego rodzaju „luka odsetkowa”, wynikająca właśnie z obliczania bieżących wydatków na zdrowie według PKB sprzed 2 lat. Paradoksalnie będzie tym większa, im szybciej się rozwija gospodarka. Bez zmiany, którą ma wprowadzić Polski Ład odsetek wydatków byłby w 2023 r. jeszcze mniejszy, bo zaledwie na poziomie 4,71 proc. PKB.

Czy niezależnie od relacji do PKB minimalne nakłady budżetu na zdrowie wzrosną na tyle, że pacjent to odczuje na własnej skórze?

Nakłady z budżetu wzrosną, ale czy pacjent to odczuje to zupełnie inna sprawa.

Relacja minimalnych nakładów do PKB ma znaczenie – gdybyśmy odnosili się do PKB z danego roku, a nie do danych historycznych, to rocznie na ochronę zdrowia trafiałoby kilkanaście miliardów złotych więcej. Rośnie udział wydatków na zdrowie z budżetu państwa, czemu budżet może nie podołać.

Wydatki budżetowe na zdrowie rosną o ponad 10 mld zł rocznie. W tym roku bezpośrednio z budżetu państwa [poza budżetem NFZ] na ochronę zdrowia przeznaczono ponad 22 mld zł, czyli dwa razy więcej niż rok wcześniej. Nasz system składkowy w obecnym kształcie pozwala zebrać od składkujących do 4 proc. PKB. Różnica – stale rosnąca – musiałaby być pokrywana z budżetu państwa, a to oznacza, że za dwa, trzy lata wydatki z budżetu na ochronę zdrowia zrównałyby się lub przewyższyły kwoty wydawane na program 500+.

Bez reorganizacji systemu składkowego presja na budżet byłaby tak duża, że szybko stałaby się niemożliwa do udźwignięcia. Dlatego rząd zdecydował się na zmiany w systemie podatkowym, bo de facto rozwiązania z Polskiego Ładu to konwersja składki zdrowotnej w nowy podatek.

Czy brak możliwości odliczenia składki zdrowotnej od podatku będzie na tyle znaczący, że jest to niezbędne? Nie wystarczyłoby podniesienie składki zdrowotnej?

Jestem za podniesieniem składki zdrowotnej – to niezbędne jeśli chcemy zapewnić właściwy poziom finansowania leczenia. W Polsce w porównaniu z sąsiadami jest ona bardzo niska, np. 13,5 proc. wynagrodzenia w Czechach idzie na finansowanie ochrony zdrowia. To o połowę więcej niż u nas.

Podwyższenie składki dla wszystkich byłoby dużo skuteczniejszą metodą wprowadzenia dodatkowych środków do NFZ niż operacje podatkowe. Zwłaszcza, że rozwiązanie, które zapowiedział rząd sfinansują głównie przedsiębiorcy prowadzący jednoosobową działalność gospodarczą (JDG) oraz osoby o najwyższych dochodach.

Zdaje się, że na stole leżały trzy scenariusze: wprowadzenie zmiany w oskładkowaniu rolników, wprowadzenie zmiany w oskładkowaniu JDG  i podwyższenie wymiaru składki dla wszystkich. Rząd zdecydował się na środkowy scenariusz. 60 proc. jednoosobowych działalności będzie się mierzyło z wyższymi obciążeniami, a 40 proc. na nich skorzysta.

A wzrost składki o 1 pkt proc., taki sam dla wszystkich, dałby NFZ więcej dodatkowych środków – około 11 mld zł rocznie.

A ile dostanie NFZ po zapowiedzianych zmianach podatkowych?

Policzyliśmy, że łączny wzrost minimalnych nakładów na ochronę zdrowia może wynieść 18,6 mld zł w ciągu dwóch lat, ale nie wiadomo, ile z tej kwoty trafi na finansowanie świadczeń medycznych. Likwidacja możliwości odliczenia składki powoduje, że w większym stopniu zwiększą się przychody budżetu państwa niż przychody NFZ. Wpływy ze składki zdrowotnej w całości trafiają zaś do Funduszu.

Nowy system skieruje cześć pieniędzy do sektora zdrowia, ale nie ma pewności, że na świadczenia. Już teraz widzimy rosnący udział wydatków na ochronę zdrowia poza NFZ: Agencja Badań Medycznych, Fundusz Medyczny, zapowiada się powołanie Agencji i Fundusz Rozwoju Szpitali. Rozwiązania z Polskiego Ładu nie gwarantują po prostu, że – wbrew obietnicom – dodatkowe pieniądze trafią na diagnostykę oraz leczenie.

A na co innego mogą zostać przekazane?

Na przykład na badania, na granty, na reformę szpitali i tak dalej – źródło finansowania różnych przedsięwzięć, które niekoniecznie muszą się przekładać na poprawę sytuacji chorych w kolejkach. To wszystko są bardzo ważne działania, ale biorąc pod uwagę kłopoty z dostępem do świadczeń i niski poziom finansowania tych świadczeń podwyższenie składki dla wszystkich i zwiększenie transferu do NFZ byłoby dużo lepszym rozwiązaniem. Jeżeli rząd nie zagwarantuje zwiększania budżetu NFZ to nawet przy wydatkach na zdrowie na poziomie obiecywanych 7 proc. PKB pacjenci też niespecjalnie skorzystają. Z tego powodu jestem większym entuzjastą rozwiązania polegającego na podwyższeniu wymiaru składki dla wszystkich.

Mogą też pójść na wynagrodzenia, i naprawdę trzeba się z tą kwestią liczyć. Kluczowe jest zawarcie wieloletniego porozumienia płacowego, toczą się rozmowy o umowie sięgającej 2027 roku.

Dlaczego właśnie teraz?

Po pierwsze, dlatego że od jego wyniku będzie zależeć jaka część dodatkowych środków z NFZ zostanie przeznaczona na zwiększenie liczby finansowanych świadczeń, a ile trafi na podwyżki płac. Po drugie, jego zawarcie zablokuje ewentualne dalsze żądania płacowe, a to pozwoli robić długoterminowe plany finansowe. Wcześniejsze porozumienia płacowe zawierane pojedynczo z kolejnymi grupami medyków – a to z pielęgniarkami, a to z ratownikami – które strajkowały lub groziły strajkami – obecnie kosztują nas 6 miliardów złotych rocznie. Znacząca część wzrostu nakładów na ochronę zdrowia jest konsumowana [przez płace], a wiele grup medyków i tak nie jest zadowolonych z warunków pracy.

Pan minister Niedzielski na posiedzeniu zespołu trójstronnego sam nazwał ten problem „metaproblemem systemu ochrony zdrowia”. Bez tego porozumienia minister zdrowia nie będzie mógł kształtować żadnej przewidywalnej polityki zdrowotnej. Jak wszystko pójdzie w płace to nie wyeliminuje się kolejek. I odwrotnie – jak wszystko pójdzie świadczenia to za słabe wynagrodzenia w publicznym systemie nie będzie komu pracować.


Czytaj też: komentarz Łukasza Czernickiego, głównego ekonomisty Ministerstwa Finansów