{"vars":{{"pageTitle":"Nie ma moralnego uzasadnienia, aby od restauratorów wymagać zwiększonej odpowiedzialności [WYWIAD]","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["wywiady"],"pageAttributes":["biznes","filozofia","firma","gastronomia","koronawirus","main","obostrzenia","pandemia","think-tank","uslugi","wolny-rynek"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"26 stycznia 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"01","pagePostDateDay":"26","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":84886}} }
300Gospodarka.pl

Nie ma moralnego uzasadnienia, aby od restauratorów wymagać zwiększonej odpowiedzialności [WYWIAD]

Nie widzę powodu, dla którego właściciel restauracji, klubu fitness, czy jakiegokolwiek obiektu usługowego miałby większe obowiązki moralne względem klientów niż właściciel fabryki wobec pracowników – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką Sebastian Stodolak, filozof, szef Departamentu Badań i Analiz wolnorynkowego think tanku Warsaw Enterprise Institute. 

300Gospodarka: Ponad 20 tys. restauracji i kawiarni w całej Polsce podjęło świadomą decyzję, żeby złamać rządowy zakaz i wznowić działalność. W publicznej przestrzeni spotkali się zarówno z poparciem, jak i ogromną krytyką, w której obarcza się ich odpowiedzialnością za zdrowie i życie klientów.

Łatwo idzie nam rezygnowanie z odpowiedzialności za to, co sami zrobimy. Przecież siadając w barze człowiek wie, że siada w barze, w miejscu publicznym i może się zarazić więc może tam nie iść. Czy właściciel musi trzymać zamknięte, żeby nikt nie mógł wejść, a gdy otwiera lokal spada na niego odpowiedzialność?

Sebastian Stodolak, WEI: Nie widzę powodu, dla którego właściciel restauracji, klubu fitness czy jakiegokolwiek obiektu usługowego miałby większe obowiązki moralne względem klientów niż np. właściciel fabryki wobec swoich pracowników.

Ma obowiązek zapewnić podstawowe wymogi sanitarne, natomiast nie jest w stanie zagwarantować, że ktoś się czymś nie zarazi. A gdyby tak się stało, to nie może być pociągnięty do odpowiedzialności – za co miałby odpowiadać? Za istnienie wirusów czy za dobrowolną decyzję klienta, że chce skorzystać z jego usług?

A jest traktowany inaczej?

Oczywiście, ponieważ fabryk nie zamknięto, a usługi tak. Na bazie jakichś arbitralnych ocen gwałci się podstawową zasadę równości wobec prawa.

W tym miejscu pada zwykle kontrargument o znaczeniu produkcji i przemysłu, strategicznej roli fabryk – fabryka zapewnia pewną ciągłość działania gospodarce, natomiast restauracja, fitness czy stok narciarski zapewnia rozrywkę, w związku z tym należy pilnować, żeby obywatel nie miał okazji się zarazić.  

A jeśli fabryka produkuje zabawki? Też ma strategiczne znacznie? Czy jest ono większe od dostarczania usługi pod tytułem pizza? Hierarchizowanie wartości danych usług rynkowych jest nonsensowne, bo zawsze znajdą się ci, dla których pizza w restauracji ma większą wartość niż wyprodukowanie zabawki albo butów, albo nawet innej żywności.

Poza tym ten argument nie broni się ekonomicznie, bo kto powiedział, że przemysł jest ważniejszy niż usługi? Przecież nowoczesne gospodarki oparte są na usługach, a nie na przemyśle.

Czy ktoś w kraju w ogóle próbował sprawdzać jaka część społeczeństwa żyje z dochodów z gastronomii? Wkład w PKB to jedno, miejsca pracy to rzecz druga, ale często pomija się, że restauracje są biznesem rodzinnym, w którym pracuje oboje małżonków, czytaj: innych dochodów rodzina nie ma.

Nie sądzę, że ktoś w taki sposób to badał, bo to by wymagało sprawdzenia źródeł dochodu całego ogniska domowego. Można jednak zakładać, że takie zjawisko rzadziej ma miejsce w dużych miastach, a częściej w małych, gdzie trudniej o inną pracę.

Uważam jednak, że argumentowanie przeciw zamrażaniu branż tym, że się komuś w ten sposób zabiera chleb to ślepa uliczka, bo do jednych usług to pasuje, a do innych wcale. Branża fitness nie jest branżą firm prowadzonych przez rodziny, ale to nie znaczy, że firmy te nie odczuwają zamknięcia. Sześć tysięcy trenerów personalnych wykonuje swoją pracę w klubach fitness, ale nie one ich zatrudniają, tylko bezpośrednio ich klienci. Trener zaś płaci klubowi za to, że może tam trenować z podopiecznymi.

Dlatego wracam do najbardziej ogólnego poziomu, czyli równości wobec prawa. Jeśli jedną branżę zamykasz, a innej nie, pozwalając ludziom przemieszczać się i mieszać, to przekonywanie, że restauratorzy mają jakiś moralny obowiązek poddać się lockdownowi jest absurdem. To niespójny sposób argumentacji. Nie można też tego argumentować utylitarnie, czyli wg modelu: wyliczyliśmy, że największą korzyścią dla społeczeństwa jako całości będzie zamknięcie tych konkretnych branż, a reszta może działać.

Nie ma danych, których potrzeba do przeprowadzenia rachunku utylitarnego. Nie da się przekonująco udowodnić, że uzyskujemy jakąś większą korzyść społeczną zamykając gastronomię, a nie fryzjera, sklep z odzieżą lub fabrykę, w której pracuje 1000 osób. Zostaje nam więc tylko deontologia, w której wszyscy są równi.

Dlaczego Jan Kowalski nie może sam podjąć decyzji: nie idę do klubu fitness, albo: z pełną świadomością możliwości zarażenia się idę tam? Każdy z nas jest Janem Kowalskim. Zamiast tego właścicielowi klubu i kawiarni każe się podjąć decyzję za Jana Kowalskiego, a gdy to robi arbitralnie zostaje uznany za winnego.

Z punktu widzenia prawa będzie pewnie inaczej, sądy będą umarzać mandaty. Spojrzałbym jednak na ten problem przez pryzmat demokracji. Demokracja zakłada podmiotowość obywatela, przyjmując, że jest on współrządzącym krajem (za pomocą swoich reprezentantów), czyli w jakimś stopniu jest jednostką racjonalną, bierze udział w racjonalnym dyskursie.

Podejście, w którym rząd od razu narzuca obywatelowi obostrzenia, strasząc go karami, bo wychodzi z założenia, że obywatel sam z siebie nie zrozumie i nie zaakceptuje nowych zasad po dobroci stoi więc w sprzeczności z samą ideą demokracji. I ja nie za bardzo widzę jak można jedno z drugim pogodzić.

Czy to jest dobry moment, żeby uczyć ludzi demokracji?

Myślę, że to jest najlepszy moment, aby uczyć ludzi demokracji, bo gdy zaczyna czegoś brakować, to się to zaczyna cenić. Ale też gdy wartości się dewaluują, społeczeństwo się radykalizuje. Widać, że doszło do daleko idącej dewaluacji znaczenia prawa stanowionego, skoro ludzie masowo je zignorowali.

I teraz wahadło w drugą stronę i wolnoć Tomku?

Nie, należy uświadamiać ludzi, że pandemia nie jest ich prywatną sprawą – w takim sensie, że Covid to jest groźna choroba zakaźna i że mogą kogoś zarazić. Nie ma żadnych przyczyn, dla których mielibyśmy od gastronomii czy innych usługodawców wymagać jakiejś zwiększonej odpowiedzialności – czy to moralnej czy prawnej – za to, że się otworzą i ktoś się zarazi. Z punktu widzenia czysto etycznego mamy jednak prawo od nich wymagać, aby zachowywali najwyższe standardy sanitarne dla dobra wszystkich.

Jeśli pytasz, kto ma rozstrzygać o prawie do wejścia między innych ludzi, to uważam, że w demokracji jedyna odpowiedź brzmi: obywatel, klient.

Każdy sam powinien decydować o swoim zakresie ryzyka, zwłaszcza że żaden polityk nie jest w stanie powiedzieć, kiedy to wszystko się skończy. Zatem jeśli ktoś mówi, że chce nauczyć się żyć z tym wirusem względnie normalnie, to ma do tego prawo.

Rozszerzmy kontekst. Teraz w centrum zainteresowania jest pandemia koronawirusa, ale tak naprawdę każda choroba zakaźna niesie za sobą ten sam dylemat. Osoby odmawiające szczepienia swoich dzieci narażają inne dzieci – te jeszcze niezaszczepione – na zachorowanie na ciężką chorobę. Czy w związku z tym należy jednocześnie wprowadzać obowiązek szczepień lub kar dla osób, które nie szczepią dzieci? Ktoś, kto jeździ 20-letnim samochodem generuje dodatkowe ryzyko na drodze – czy w związku z tym należy nałożyć jakiś dodatkowy podatek, a może zakazać mu użytkowania tego auta? Faktem jest bowiem, że życie samo z siebie generuje pewne ryzyka dla innych. Może więc zamiast blokować go zakazami należy w obywatelu pobudzić zasadę ograniczonego zaufania.

Działania ograniczające pewne swobody podjęły jednak niemal wszystkie państwa na świecie, Inni też się zaczynają buntować = we Włoszech, Francji, Wielkiej Brytanii wiec tu wyjątkiem nie jesteśmy. Ale o innych krajach nie słyszałam.

Te kraje, które odniosły sukces w zwalczaniu koronawirusa, z wyjątkiem może Chin – np. Nowa Zelandia czy Tajwan – w swoich strategiach bazowały na klarownym przekazie do obywatela. Nowa Zelandia ogłosiła 6-tygodniowy lockdown po wykryciu 102 przypadku zakażenia. Dziś życie toczy się tam w miarę zwyczajnie. A gdy traktujesz obywatela przedmiotowo to spodziewaj się, że jego stosunek do rządu będzie się radykalizował.

Restaurator nie ocenia rzeczywistości przez pryzmat potencjalnego zarażenia się klienta. Takie dywagacje musiałyby skłonić go zamknięcia biznesu nawet w niepandemicznych czasach, bo obok koronawirusa, istnieją inne bakcyle.

Restaurator zapewnia podstawową higienę i na tym kończą się jego powinności. Kolejna rzecz – restaurator walczy – ma „skórę w grze”, jak nazwał to Nassim Nicolas Taleb. Narrację moralnej odpowiedzialności za „samowolne” otwieranie biznesów próbuje narzucać środowisko akademicko-twitterowe, a zdecydowana większość z tych, którzy mają głos, nie mają „skóry w grze” – nie ryzykują, że stracą pracę w wyniku zamrażania, nie grozi im brak dochodów, brak wypłaty, brak zlecenia. Gastronomia zaś stanęła w miejscu, gdzie nie ma się już nic do stracenia.