„Spodziewam się, że już w 2022 roku większość banków będzie w stanie przynajmniej precyzyjnie raportować stopień zieloności nowych kredytów. A co do istniejącego portfela, zajmie to trochę więcej czasu” – mówi 300Gospodarce w wywiadzie prezes Banku Ochrony Środowiska.
Wojciech Hann opowiedział reporterce klimatycznej 300Gospodarki Barbarze Rogali, jak bank którym zarządza, zamierza w 10 lat dojść do neutralności klimatycznej.
Barbara Rogala, 300Gospodarka: BOŚ ogłosił ostatnio plan dojścia do neutralności klimatycznej w 2030 roku. Co to oznacza dla banku?
Wojciech Hann, prezes BOŚ: W naszej ocenie, cel ograniczenia emisji wyznaczony przez BOŚ jest najbardziej ambitnym w całym polskim sektorze finansowym. Jest to jak najbardziej realne, gdyż bank już od dłuższego czasu pracuje na rzecz redukcji negatywnego wpływu na środowisko. Tylko w samym 2020 roku BOŚ obniżył swój ślad węglowy o 50 proc., a już niebawem, m. in. dzięki pełnemu przejściu na zielone źródła energii elektrycznej, uda się ten wynik jeszcze poprawić.
Ograniczanie własnego wpływu to jednak nie wszystko. Pełne dochodzenie do neutralności klimatycznej powinno się odbyć w trzech zakresach [zakresy emisji z różnych rodzajów działalności, gdzie 1 – to emisje ze spalania paliw kopalnych przez firmę, 2 – emisje pośrednie, np. przy zakupie energii, a także 3 – emisje z całego łańcucha wartości – przyp. red.].
Naturalnie dla każdego podmiotu najtrudniejsza jest redukcja w obszarze łańcucha dostaw, co w przypadku banku obejmuje także portfel kredytowy. Mimo to sądzimy, że w ciągu 10 lat to również nam się uda. Chciałbym zwrócić uwagę, że już teraz ponad 36 proc. udzielonych przez BOŚ kredytów ma zielony charakter.
Czy w strategii redukcji emisji, którą ma BOŚ, są offsety (tzw. kredyty węglowe)?
W tej chwili, chcąc promować naszą aktywność pozafinansową, współpracujemy z Lasami Państwowymi i sami też sadzimy drzewa. Organizujemy też cyklicznie akcje, na przykład sprzątania rzek. W tych inicjatywach chodzi o coś więcej – o obniżenie nie tyle śladu węglowego, lecz negatywnego wpływu na środowisko generalnie.
Wobec offsetów czasami padają zarzuty, że bywają stosowane jako forma greenwashingu. Zamiast redukować emisje tam, gdzie to konieczne, wykupuje się gdzieś tereny cenne przyrodniczo, żeby zrekompensować emisje z własnej działalności.
Zasadnicza część naszej strategii koncentruje się na obniżeniu emisyjności we wszystkich trzech zakresach do zera w 2030 roku. Dlatego, co do zasady, BOŚ w swoich działaniach nie przewiduje stosowania offsetu na większą skalę. Sądzę jednak, że w jakimś stopniu go wykorzystamy.
Chciałbym jednak zwrócić uwagę na specyfikę sektora finansowego, w którym niektórymi procesami można zarządzać bezpośrednio. Przykładowo. można zdecydować o niefinansowaniu paliw kopalnych. Z kolei w przypadku innych sektorów nie jest to już takie zero-jedynkowe. Na przykład w przemyśle cementowym lub stalowym nie sposób uniknąć generowania emisji, stąd tutaj offsetowanie jest dużo bardziej pożądanym rozwiązaniem.
Czy sądzi pan, że offsetowanie powinno podlegać jakiejś formie regulacji w procesie redukowania emisji przez firmy?
Skłaniam się do takiego stanowiska, że rozwiązanie offsetowe może stwarzać niebezpieczeństwo stosowania greenwashingu. Nie ma na to innej rady jak wdrożenie ujawnień, czyli systematycznego i pełnego raportowana śladu węglowego z własnej działalności gospodarczej.
BOŚ podaje, że przez następne 10 lat planowany jest spadek finansowania paliw kopalnych. Jaka jest skala tego finansowania dzisiaj, od czego startujemy?
Ta ekspozycja banku dziś jest nieznacząca. Chcę jednak jasno powiedzieć, że w moim przekonaniu nie ma nic złego w wydobywaniu paliw kopalnych pod warunkiem, że nie będą one wykorzystywane w konwencjonalnych technologiach spalania. Gdyby okazało się jednak, że technologia CCS–u [przechwytywania i pochłaniania dwutlenku węgla – red.] rozwinęłaby się na tyle, aby skutecznie wychwytywać CO2 z konwencjonalnej energetyki, to być może miałaby ona przed sobą inną przyszłość. Paliwa kopalne nie są złe same przez się, ale dlatego, że ich użycie przy wykorzystaniu obecnie dostępnych, konwencjonalnych technologii przekłada się bezpośrednio na istotne zwiększenie emisji i destabilizację klimatu.
Czyli w warunkach obecnej wiedzy naukowej, która nie oferuje takiej technologii, w sumie jest złe.
To jest oczywiście rozważanie z poziomu science fiction, ale gdybyśmy wymyślili technologię, która pozwala na pełen wychwyt CO2 w procesie spalania węgla, i na dodatek jest ekonomicznie opłacalna, to być może obraz by się odwrócił.
To prawda, i pewnie nie toczylibyśmy dyskusji na temat tego, czy ktoś te paliwa spala lub finansuje. Czy jednak BOŚ finansuje w tej chwili na przykład węgiel lub gaz ziemny, i jeśli tak, to czy ma wyznaczone daty odejścia od tych paliw?
W przypadku węgla energetycznego, co do zasady nie finansujemy go i nie będziemy go finansować, jeśli mówimy o zastosowaniach w konwencjonalnej energetyce. Jeśli chodzi o węgiel koksujący (wykorzystywany do produkcji stali – red.) to sytuacja jest inna i nie przewidujemy tutaj zmian. Chciałbym jednakże podkreślić, że będziemy zwracać uwagę na inicjatywy zmierzające do obniżenia emisyjności w tym łańcuchu wartości.
Jak to wygląda w wypadku gazu ziemnego?
W BOŚ jesteśmy realistami, stąd popieramy dopuszczenie paliw przejściowych, takich jak gaz. Uważamy, że jest to etap, którego po prostu nie da się przeskoczyć, dążąc do masowego przestawienia się na w pełni czyste źródła energii.
Czy w takim razie BOŚ wyznaczył jakąś datę, kiedy zamierza już od jego finansowania odejść, zważywszy na fakt, że chce szybko być neutralny klimatycznie, a gaz jest jednak paliwem emisyjnym?
Podejrzewamy, że ta data będzie możliwa do wyznaczenia nie wcześniej niż w drugiej połowie dekady.
To powiedzmy o zielonych aktywach, które będą powoli zastępować czarne – czy BOŚ ma w planach na przykład inwestycje w atom albo w SMR (małe reaktory jądrowe)?
Nie mamy w tej chwili takich planów, dlatego że nie ma obecnie inwestycji w atom, w sprawie których prowadzone byłyby aktywne rozmowy i dodatkowo byłyby one teraz „bankowalne”. A chciałbym zwrócić uwagę, że takie ewentualne rozmowy poprzedzają jeszcze wybór samej technologii. Oznacza to, że jesteśmy kilka lat przed decyzjami o finansowaniu.
Natomiast, gdybyśmy dziś mieli na stole dopracowany projekt jądrowy, to nie sądzę, żebyśmy w zarządzie i w radzie nadzorczej BOŚ mieli problem z zaangażowaniem się w finansowanie takiego przedsięwzięcia. Jesteśmy zdania, że projekty jądrowe pozytywnie kontrybuują do celu net zero.
A jak to wygląda w wypadku offshore’u, czyli morskich farm wiatrowych?
Inwestycje w offshore są projektami wielomiliardowymi. Nasz bilans nie pozwala na bycie tu wiodącym graczem pod względem tzw. „final take”, czyli wzięcia istotnej części finansowania, powiedzmy miliarda złotych, na własne barki.
Natomiast nie wykluczamy wejścia do konsorcjum (konsorcjów), które będzie taki projekt lub projekty finansowało. Jestem przekonany, że jedną z głównych wartości dodanych, które moglibyśmy wnieść w inwestycje offshore, będzie finansowanie łańcucha wartości. Zdecydowanie jesteśmy w stanie wesprzeć dostawców przy tego typu projektach.
A czy już są w toku działania mające na celu finansowania łańcucha wartości dla morskich farm wiatrowych?
Tak, wstępne rozmowy trwają, ale póki co jest to etap wyboru partnerów. Myślę, że w perspektywie kilku najbliższych lat uda się powołać do życia efektywne konsorcjum – jedno lub kilka spośród wymienianych dziś konsorcjów biznesowych. Tak więc w kwestii offshore’u trzymamy rękę na pulsie.
Na konferencji BOŚ mówił pan o tym, że bank jest parę kroków przed całym sektorem bankowym jeśli chodzi o ilość zielonych aktywów w portfelu. Na jakim etapie jest dziś cały sektor bankowy w Polsce i czego mu potrzeba, żeby jego dekarbonizacja nabrała tempa?
Duża część europejskiej taksonomii sprowadza się do kwestii raportowania, szczegółowego inwentaryzowania tego, co się ma w portfelu kredytowym i monitorowania sytuacji w przyszłości. Nigdy nie ma dobrego momentu, żeby zacząć, a jak się już to zrobi, to efekty będą widoczne dopiero po pewnym czasie. Podobnie jest z sektorem bankowym w Polsce, dla którego raportowanie stopnia zieloności aktywów jest czymś relatywnie nowym.
Ta inwentaryzacja, szczegółowa analiza własnego portfela, o ile dobrze rozumiem moich kolegów i koleżanki z sektora bankowego, zaczyna się od nowych kredytów, czyli tych, które właśnie się sprzedaje albo udziela. To one najpierw będą przechodzić przez sito taksonomii. Dopiero w następnym kroku banki bliżej przyjrzą się temu, co już mają historycznie na bilansie. Jest to więc kwestia czasu. Spodziewam się, że już w 2022 roku większość banków będzie w stanie przynajmniej precyzyjnie raportować stopień zieloności nowych kredytów. A co do istniejącego portfela, zajmie to trochę więcej czasu.
Mówił pan, że dziś w polskim sektorze bankowym te zielone aktywa zapewne są poniżej 10 proc.
To są bardzo ogólne szacunki, ale obserwując rynek, sądzę, że to może być poniżej 10 proc., a nawet bliżej 5 proc.
Ta niepewność wynika właśnie z tego, że dotychczas banki nie były zobowiązane do precyzyjnego raportowania?
Z tego, że po prostu nikt się tym wcześniej nie zajmował. Nikt nie zastanawiał się nad tym, nie było takiego obowiązku, aby zacząć prostą klasyfikację – który kredyt jest zielony albo w jakim stopniu są one zielone. To już się jednak zaczyna, ale jeżeli wysiłek intelektualny w tym zakresie rozpoczął się kilka miesięcy temu, to nic dziwnego, że jeszcze nie widać rezultatów. Istnieją na pewno wewnętrzne estymacje, ale wiedza ta nie jest jeszcze komunikowana do rynku.
Część z tych banków jest międzynarodowymi instytucjami, a w Europie ten proces jest trochę bardziej zaawansowany. Czemu u nas to dzieje się wolniej?
To prawda, ale proszę zwrócić uwagę, że wszystkie z banków międzynarodowych w Polsce są notowane na GPW. W takiej sytuacji pojawia się pytanie, czy raportowanie niefinansowe ma charakter cenotwórczy i czy w takiej sytuacji można ją upubliczniać. Odpowiedź przeważnie brzmi „nie”, więc banki na razie trzymają tę wiedzę „przy orderach”. Jednak to będzie się zmieniać, bo taksonomia nakłada obowiązek ujawniania tego typu danych. W związku z tym, na koniec 2022 roku, albo na przełomie 2022 i 2023 roku przewiduję tu duże zmiany.
Mówił pan też wcześniej, że byłoby dobrze, gdyby możliwość kredytowania została otwarta dla banków w nowych ekologicznych obszarach, w tym kontekście wspomniał pan też o bioróżnorodności. Jak miałoby działać to kredytowanie?
Niezupełnie. Mówiłem, że dużo trudniej finansować dzisiaj bioróżnorodność, niż na przykład OZE. Jest tak dlatego, że energia odnawialna jest bardziej przewidywalna pod względem finansowym. Póki co nie można tego powiedzieć o bioróżnorodności. Mówiąc krótko, nie ma na razie dobrego pomysłu, jak pod kątem biznesowym podejść do zagadnienia bioróżnorodności. Apelowałem jednak o to, żeby nie wypierać kredytów bankowych grantami tam, gdzie to kredyty mogą skutecznie sfinansować projekt.
Zachowajmy – z konieczności bardzo ograniczone – środki grantowe na te projekty, których nie da się sfinansować kredytem bankowym. Przykładem takiego obszaru jest właśnie bioróżnorodność. Tam właśnie konieczne są granty. Natomiast, na przykład, jeżeli mówimy o chociażby autobusach elektrycznych, to za wyjątkiem niewielkiej dotacji, która jest wymagana do spełnienia roli katalizatora, zachęcającego samorządy do takiej inwestycji, nie ma powodu korzystać z grantów. Dlaczego nie finansować tego z kredytów, skoro mogą się tu doskonale sprawdzić?
Czy czekają nas wkrótce nowe projekty BOŚ zbliżające go do celu net zero?
Przede wszystkim, jesteśmy w bardzo ścisłym i dobrymi kontakcie z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Jesteśmy partnerami zarówno przy programach „Czyste Powietrze”, „Mój elektryk” oraz innych projektach. Myślimy także o kolejnych wspólnych obszarach. Naturalnym wyzwaniem jest infrastruktura do ładowania samochodów, zarówno osobowych, jak i transportu zbiorowego. Są oczywiście kolejne istotne tematy, jak chociażby retencja wody i inwestycje w tym obszarze.
Ministra klimatu: Transformacja klimatyczna upadnie jeśli nie będzie miała ludzi