{"vars":{{"pageTitle":"Polska bioniczna trzustka 3D pozwoli wyleczyć cukrzycę. Zainwestował w nią założyciel CD Projekt","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["tylko-w-300gospodarce","wywiady"],"pageAttributes":["adam-kicinski","badania-naukowe","bioniczna-trzustka","biotechnologia","hub-biotechnologiczny","main","michal-wszola","nowe-technologie","polbionica","technologie-medyczne"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"13 września 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"09","pagePostDateDay":"13","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":187865}} }
300Gospodarka.pl

Polska bioniczna trzustka 3D pozwoli wyleczyć cukrzycę. Zainwestował w nią założyciel CD Projekt

W Polsce nie jest łatwo znaleźć inwestorów zainteresowanych biotechnologią. My pozyskaliśmy pierwszego bardzo poważnego partnera – to Michał Kiciński, miliarder i współzałożyciel CD Projekt, który wierzy w rozwój naszej technologii – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką prof. Michał Wszoła, prezes spółki Polbionica, która już za 2 lata chce wprowadzić na polski rynek medyczny bioniczną trzustkę drukowaną w 3D*.

*Bioniczna trzustka to wydrukowany w technologii biodruku 3D, w pełni funkcjonalny narząd stworzony z komórek pacjenta i wysp trzustkowych, który w przyszłości ma pozwolić na wyleczenie cukrzycy. Prof. Michał Wszoła jest twórcą tej pionierskiej terapii medycznej.  

Katarzyna Mokrzycka, 300Gospodarka: Panie profesorze, przyznam, że nieczęsto zdarza mi się, żeby rozmówca poproszony o wywiad w sprawie pozyskiwania finansowania tak chętnie od razu zgodził się na rozmowę, jak pan. Czy to wynika z tego, że poszukiwanie pieniędzy na biotechnologię, a konkretnie na jeden z najbardziej innowacyjnych polskich wynalazków, idzie panu tak łatwo czy tak trudno?

Prof. Michał Wszoła, Polbionica: To skomplikowane i zdecydowanie trudniejsze niż się wszystkim wydaje. Nawet dla tych, którzy mają wspaniałe pomysły i wspaniałe rozwiązania. Pozyskiwanie środków na rozwój biotechnologii jest bardzo trudne, bo to dziedzina wymagająca dużych inwestycji. Tu się nie da dojść do finału projektu kosztem kilkuset tysięcy czy nawet kilku milionów złotych, a zwrot z tej inwestycji jest znacznie odsunięty w czasie.

Uświadomiono mi niedawno, że faza projektu, w której właśnie my teraz jesteśmy nazywa się „doliną śmierci” – to ten etap, gdy niestety większość spółek biotechnologicznych się wywraca i to mimo bardzo ciekawych i obiecujących pomysłów. Nie udaje im się właśnie ze względu na brak finansowania.

W Polsce nie jest łatwo znaleźć inwestorów – fundusze, osoby fizyczne, instytucje publiczne – którzy byliby zainteresowani inwestowaniem w biotechnologię. Ta przestrzeń finansowa jest u nas pusta. Fundusze inwestycyjne wprawdzie bardzo chętnie mówią o life science, ale mają na myśli głównie aplikacje do smartfonów, bo to jest modne, szybkie i stosunkowo mało kosztuje.

Zupełnie bowiem czym innym jest inwestowanie w startupy technologiczne, rozwijające się w branży IT, oparte przede wszystkim na pracy programisty czy nawet całego zespołu informatyków, a czym innym rozwój nowej gałęzi biotechnologii, gdzie musimy zatrudnić zespół naukowców na najwyższym poziomie i wyposażyć specjalistyczne laboratoria. To inwestycja, która każdego miesiąca generuje bardzo wysokie koszty, a na efekty trzeba czekać latami.

W Polsce jednym z największych poza finansowaniem problemów, na który skarżą się badacze związani zawodowo z uczelniami wyższymi, jest kwestia samej chęci komercjalizacji wynalazków opracowywanych na uczelniach. Oficjalnie każdy popiera i współpracuje, nieoficjalnie projekty umierają. Badacz mówi: „Eureka!”, ale sam nic nie może, bo uczelnia, która go zatrudnia i rości sobie prawo do wynalazku, albo mówi „nie”, albo chce, ale nie potrafi się tym zająć. No bo trzeba ustalić, kto ile wnosi, jakie ma prawa własności, jakie ma potem prawa do zysków itp. Nawet jeśli powstają jakieś spółki uczelniane, tzw. spin-off, to wiele rozwiązań nigdy nie trafia na rynek.

Tak, przykładów pewnie są setki. Trochę lepiej w tej kwestii są zorganizowane i zarządzane instytuty badawcze, bo już rozumieją, że kwestia komercjalizacji jest istotnym elementem każdego projektu, a naukowiec, który tworzy nową własność intelektualną staje się jej współwłaścicielem i partnerem biznesowym.

Niestety część uczelni nie zrozumiała jeszcze funkcjonowania nowoczesnego modelu zarządzania nauką. Ich głównym celem jest nauczanie studentów i nie widzą potrzeby rozwijania tej drugiej gałęzi, związanej z rozwojem nauki i komercjalizacją wyników badań. Nie stworzyły potrzebnych do tego mechanizmów albo określiły je tylko w teorii – bo najczęściej zdarza się tak, że uczelnia mówi badaczowi: my się tym zajmiemy, a potem okazuje się, że zająć się tym nie ma kto.

Pan na pewnym etapie pracy nad bioniczna trzustką wyeliminował Akademię – właśnie z tych powodów?

Gdy zaczynałem realizację tego projektu nie byłem już pracownikiem żadnej uczelni.

Odsunął się pan od uczelni, dlatego że wiedział pan, jakie to może nieść za sobą problemy, czy to nie miało związku?

Zawsze zdawałem sobie sprawę z ograniczeń, ale to, że przestałem pracować na uczelni nie było z tym związane. Wiele kwestii się nałożyło i miało wpływ na podjęcie decyzji o opuszczeniu uczelni. Być może wyszło mi to na zdrowie.

Na etapie projektu naukowego my także współpracowaliśmy z uczelniami. Do konsorcjum, które zawiązaliśmy w 2013 roku, i które w 2015 r. uzyskało dofinansowanie w ramach programu StrategMed, wchodził Warszawski Uniwersytet Medyczny i Politechnika Warszawska, wraz z pozostałymi konsorcjantami, czyli Instytutem Nenckiego, Fundacją Badań i Rozwoju Nauki (to był lider projektu), ówczesnym Szpitalem Dzieciątka Jezus i spółką Medispace.

Każdy z konsorcjantów miał swoje zadania i je zrealizował. Na kolejnym etapie rozwoju projektu – w 2019 r. – powołaliśmy do życia spółkę Polbionica. Jej założycielami i udziałowcami są Fundacja Badań i Rozwoju Nauki oraz firma Medispace – czyli podmioty, do których należą prawa własności intelektualnej związane z rozwojem tego projektu – a także ja i część naszego zespołu badawczego oraz inwestor finansowy.

Kto zatem sfinansuje następny etap prac nad wdrożeniem bionicznej trzustki do powszechnego użycia?

Pozyskaliśmy pierwszego bardzo poważnego partnera – to pan Michał Kiciński, współzałożyciel CD Projekt [współtwórca „Wiedźmina”, miliarder, brat Adama Kicińskiego, obecnego prezesa – przyp. red.], który wierzy w rozwój tej technologii i inwestuje jako prywatny inwestor.

To pan zaproponował mu udział w projekcie czy on sam się do pana zgłosił?

Obserwował ten projekt. Ale rzadko się zdarza, że inwestor sam się zgłasza.

To prawda, ale bioniczna trzustka z drukarki 3D to nie jest zwyczajny projekt inwestycyjny.

Co ma swoje plusy i minusy. Wzbudza zainteresowanie, to duży plus. Natomiast wiadomo, że jeżeli ktoś chce wyłożyć duże pieniądze to musi zrozumieć i technologię, i jej potencjał w zastosowaniu. Nie jest łatwo wytłumaczyć osobom, które są ekspertami od technologii, ale nie mają backgroundu medycznego czy biotechnologicznego i wiedzy, na czym polega złożoność problematyki związanej z przeprowadzeniem badań i wdrażaniem wynalazku do procesu leczenia.

Jaki kapitał wnosi pan Michał Kiciński?

Zamknęliśmy pierwszy etap, negocjujemy kolejny, więc nie chciałbym na razie mówić o kwotach.

Proszę opowiedzieć, co zostanie zrealizowane dzięki temu dokapitalizowaniu.

Działalność spółki Polbionica na tym etapie należy podzielić na trzy obszary. Pierwszy to wdrożenie bionicznej trzustki do badań klinicznych z udziałem pacjentów. To złożony i kosztowny proces – dzięki dofinansowaniu będziemy mogli się do niego dobrze przygotować.

Druga sprawa to wdrożenie na rynek innych technologii, które opracowaliśmy równolegle wraz z rozwojem technologii druku 3D bionicznej trzustki. Mamy opatentowanych kilka rozwiązań i cały czas zgłaszamy kolejne do opatentowania. Chcemy je jak najszybciej zacząć sprzedawać.

To także rozwiązania biotechnologiczne?

Oczywiście. Przechodząc przez ten cały proces stworzyliśmy unikalne know-how, rozwiązaliśmy wiele problemów, których pokonanie było istotne nie tylko dla naszych badań, ale dla rozwoju biomedycyny, np. stworzyliśmy wysokiej klasy biotusze do biodrukowania. Proszę pamiętać, że drukowanie narządu na potrzeby kliniczne to jedna sprawa, ale istnieje też sektor badań naukowych związanych z biodrukowaniem różnych innych elementów. Nasze biotusze chcemy komercyjnie zaoferować również innym ośrodkom i firmom, które też prowadzą prace naukowo-badawcze związane z biodrukowaniem.

Patentujecie swoje wynalazki w kraju czy za granicą?

Za granicą, w międzynarodowych systemach patentowych.

To daje większą ochronę czy większą szansę, żeby potem wejść na inne rynki?

Naszym celem jest wejście na rynki międzynarodowe. Patentując w Szwajcarii, przez międzynarodowy urząd patentowy, dajemy sobie szansę zabezpieczenia naszych praw we wszystkich krajach, w których kiedyś zdecydujemy, że chcemy działać. Zgłoszenie się do międzynarodowej organizacji nie daje nam automatycznie ochrony na całym świecie, ale daje nam pierwszeństwo ochrony w danym kraju.

A trzeci obszar?

Trzeci związany jest z rozwojem medycyny regeneracyjnej i farmakologii. Przy wykorzystaniu naszej technologii możemy wydrukować nie tylko bioniczną trzustkę, ale możemy wydrukować bioniczną trzustkę z ogniskiem nowotworowym, czyli drukować raka trzustki.

Ma to ogromne znaczenie dla procesu naukowo-badawczego leczenia nowotworów i wdrożenia nowych terapii lekowych. Możemy wydrukować trzustkę z ogniskiem raka o rozmiarach od dwóch milimetrów do około trzydziestu milimetrów średnicy, możemy zdecydować, jak będzie przebiegał układ naczyniowy w tym ognisku, możemy zaplanować, jakie będą dodatkowe elementy, które chcielibyśmy zbadać. Czyli możemy całkowicie zaprojektować ognisko chorobowe na potrzeby procesu sprawdzenia konkretnej nowej terapii lekowej. Drukując kilkadziesiąt identycznych chorych trzustek możemy na nich testować leki o różnym stężeniu i składzie oceniając ich efektywność.

Na przestrzeni miesiąca uzyskujemy wyniki, które normalnie (przy testach z udziałem zwierząt laboratoryjnych a nawet pacjentów) uzyskalibyśmy dopiero w ciągu roku czy nawet półtora roku. W dodatku znacznie niższym kosztem.

Czyli chcecie drukować nowotwory po to, by się uczyć je skuteczniej zabijać.

Dokładnie tak. W przyszłości pozwoli to też zmniejszyć, a może wręcz zupełnie wyeliminować, badania na zwierzętach.

Kiedy chcecie wdrożyć to rozwiązanie na skalę masową?

Prowadzimy rozmowy z kilkoma koncernami farmaceutycznymi w sprawie testowania leków na takich biodrukowanych modelach tkankowych. Mam nadzieję, że najdalej w ciągu roku rozpoczniemy współpracę komercyjną.

Macie do tego zaplecze techniczne? Bo skala będzie już zapewne znacznie większa niż tylko laboratorium badawcze?

Za pół roku zaczniemy działać w przestrzeniach laboratoryjnych, które teraz są dla nas przygotowywane. Będziemy je dzierżawić.

To etap pośredni na drodze do wybudowania Centrum Biotechnologii Medycznej, na co również cały czas równolegle szukamy finansowania. Chcę doprowadzić do stworzenia wieloprofilowego centrum, z częścią szpitalną, z dużą częścią naukowo-badawczą, które jednocześnie będzie hubem, gdzie będą mogły się rozwijać i nawiązywać współpracę komercyjną nowe spółki biotechnologiczne.

Wymienił pan kilka działalności, które w Polsce nigdzie jeszcze nie zostały zgromadzone pod jednym dachem.

Dlatego chciałbym je tam zgromadzić, ale to są działania, które planuje się na lata. Zakładam, że to kwestia 5-6 lat, nim to centrum zacznie działać.

Kiedyś wskazał pan 2023 rok jako datę wprowadzenia bionicznej trzustki 3D do powszechnego wykorzystania u ludzi – to realny termin?

Jak najbardziej tak. Na dziś, poza ewentualnymi problemami finansowymi, nie widzę zagrożenia dla tej daty.

Rozwiązaliście już wszystkie ograniczenia od strony medycznej? Nawet przy „żywych” organach zawsze są obawy, że narząd zostanie odrzucony.

Rozstrzygnęliśmy już wiele problematycznych kwestii, np. jak zespolić naczynia, jak je umocować, jak wzmocnić cały narząd i zabezpieczyć go przed wpływem np. wzrostu ciśnienia krwi u pacjenta.

Przed nami wciąż poważny temat transformacji komórek macierzystych w komórki produkujące insulinę i glukagon. Potrafimy to zrobić na skalę laboratoryjną i cały czas pracujemy, by było to możliwe w procesie leczenia człowieka. Skalowanie technologii jest bardzo trudnym zadaniem. I nie jest to tylko naszym problemem, ale wszystkich naukowców, którzy pracują nad tym tematem na całym świecie.

Czuje pan oddech konkurencji na plecach? Naukowcy z Francji pochwalili się, że opracowali system do druku tkanek biologicznych w czasie krótszym niż 30 sekund.

Wcale nie wykluczam, że na świecie może być wdrożonych kilka podobnych rozwiązań i nie traktuję innych badań jak konkurencji.

Francuska technologia ma duży potencjał, ale to pieśń przyszłości, dziś nie ma szans zaistnieć na rynku praktycznym. Ich druk polega na zasadzie odbicia światła, a wiązka światła jest wiązką prostą i załamuje się, gdy przechodzi przez jakąś materię. Dlatego Francuzi używają do druku wyłącznie całkowicie transparentnego materiału. Gdyby tam znalazło się cokolwiek, co rozprasza światło – czytaj: żywe komórki – to drukowanie zupełnie by się nie udało, czyli nie powstałoby to, co powstało. Charakteru światła nie da się zmienić. Niewykluczone, że to będzie droga rozwoju za 10 lat. W biotechnologii na każdym etapie potrzebny jest czas.

My jesteśmy już po etapie badań przedklinicznych na zwierzętach. Podsumowujemy właśnie wyniki badań, które są bardzo obiecujące. Mamy potwierdzony przepływ przez bioniczną trzustkę w badaniach obrazowych, mamy też wyniki badań metabolicznych pokazujących poprawę kontroli glikemii u zwierząt.

Cały czas przygotowujemy kolejne publikacje w czasopismach naukowych. To też jest ważny element, bo każdy wynalazek medyczny potrzebuje akceptacji środowiska. Przyjęcie wyników badań do recenzowanego czasopisma otworzy kolejną furtkę, pokazując osiągnięcie jako zaakceptowane przez środowisko naukowe, badawcze, medyczne.

Otrzymaliśmy także opinię Europejskiej Agencji Medycznej stwierdzającą, czym w ogóle jest bioniczna trzustka. To pozwoliło nam zdecydować, jak przygotować program badań klinicznych z udziałem pacjentów. Będziemy poszukiwać wsparcia zewnętrznej firmy, która ma udokumentowane doświadczenie w prowadzeniu badań klinicznych i dysponuje zespołem specjalistów.

Czy na tym etapie rozwoju projektu bionicznej trzustki otrzymał pan jakiekolwiek wsparcie finansowe z zasobów publicznych?

Prawda jest taka, że dopiero od niedawna powstają fundusze – również te z udziałem państwa – które być może mogłyby finansować naszą dalszą pracę. Wcześniej, jeśli pojawiały się jakieś programy, to z punktu widzenia potrzeb biotechnologii kwoty były bardzo niewielkie. Milion złotych w przypadku biotechnologii to mało. To kropla w morzu potrzeb.

Czytam więc między wierszami, że Michał Kiciński musi przeznaczać na ten projekt więcej niż milion złotych?

Powiem tyle, że mamy obecnie stabilną sytuację finansową, co pozwala nam skupić się na zadaniach naukowych.

W zeszłym roku premier Mateusz Morawiecki powołał pełnomocnika do spraw rozwoju polskiej biotechnologii, pana Radosława Sierpińskiego, szefa Agencji Badań Medycznych. Współpracujecie z ABM przy tym projekcie? Starał się pan u nich o jakieś pieniądze?

Wiem, że w kwestii rozwoju biotechnologii rząd chce coś zrobić, że powstały jakieś strategie, ale na tę chwilę nie współpracujemy z żadną agendą rządową.

Niewykluczone, że wystartujemy w konkursie, który ABM właśnie ogłosił – być może, że jeden z projektów będzie pasował do naszego badania klinicznego, które będziemy prowadzić, ale najpierw muszę szczegółowo poznać warunki konkursu. Uważam, że istotne byłoby, aby tego typu projekt mógł być współfinansowany za środków publicznych. Jest to szczególnie ważne dlatego, że nasze wyniki są naprawdę bardzo dobre.

Hub biotechnologiczny wystartował po cichu