{"vars":{{"pageTitle":"Szykuje się nowy globalny konflikt o inwestycje zagraniczne. Polska może na tym skorzystać","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["analizy","tylko-w-300gospodarce"],"pageAttributes":["bezposrednie-inwestycje-zagraniczne","biz","chinskie-inwestycje-zagraniczne","chiny","komisja-europejska","kraje-rozwijajace-sie","main","prawo","prawo-unii-europejskiej"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"10 czerwca 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"06","pagePostDateDay":"10","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":146073}} }
300Gospodarka.pl

Szykuje się nowy globalny konflikt o inwestycje zagraniczne. Polska może na tym skorzystać

W ciągu najbliższych tygodni w UE zakończą się konsultacje projektu kolejnego przepisu, który pozwoli jeszcze uważniej prześwietlać bezpośrednie inwestycje zagraniczne (BIZ) firm spoza UE. Chodzi zwłaszcza o kontrolę przejęć i przetargów, w których startują firmy z Chin i Rosji. Poziom BIZ na świecie spada, a zmiany geopolityczne zmieniają ich strukturę. Akurat Polska może na tym skorzystać.  

Globalny poziom BIZ spada. Blokada gospodarki światowej wywołana przez COVID-19 spowodowała, że nowe przepływy BIZ cofnęły się do poziomów nienotowanych od 25 lat – w 2020 roku BIZ na świecie zaliczyły spadek o 42 proc..

Najmocniej straciły na tym kraje rozwijające się, gdzie w czwartym kwartale 2020 r. inwestycje typu greenfield (czyli od zera) spadły o 57 proc. rok do roku.

Ale pandemia tylko pogłębiła negatywny trend trwający znacznie dłużej. Jak piszą w VOXEU Simon Evenett i Johannes Fritz z Uniwersytetu St. Gallen, roczne napływy zagranicznych inwestycji bezpośrednich spadają od czasu globalnego kryzysu finansowego, czyli od końca pierwszej dekady XXI wieku.

Spada też opłacalność BIZ w skali globalnej, bardziej w krajach rozwijających się niż w krajach o wyższym dochodzie.

Zwrot z amerykańskich BIZ w usługi edukacyjne jest tak niski, że potrzeba 40 lat, aby zwróciły się poniesione nakłady. Okres zwrotu inwestycji w służbę zdrowia i telekomunikację wynosi ponad 90 lat. Na szczęście zwroty z inwestycji w przemysł są zdrowsze”, piszą Evenett i Fritz.

Według ich wyliczeń, przy obecnej stopie amortyzacji wynoszącej 3,9 proc., roczny napływ BIZ do krajów rozwijających się musiałby przekroczyć poziom 440 mld dolarów tylko po to, by zastąpić kapitał BIZ, który się zużył i przestał przynosić im zyski.

Tu należy więc postawić pytanie, czy międzynarodowe przedsiębiorstwa będą w niedalekiej przyszłości gotowe do tego, by wciąż inwestować? I to nie tylko w krajach rozwijających się, lecz w ogóle na rynkach zagranicznych?

Spadające zwroty z BIZ w krajach rozwijających się są kanarkiem w kopalni węgla – stawiają pod znakiem zapytania zasadność działalności BIZ na rynkach zagranicznych”, oceniają Evenett i Fritz.

Z ich analizy wynika, że główną przyczyną hamowania są polityki regionów i państw ograniczające stopniowo od dekady swobodę inwestycji. Uzasadnione polityki, dodajmy, ale jednak ich efektem są mniejsze alokacje kapitału w ramach BIZ.

Według raportu Global Trade Alert z jednej strony rządy przestały tak chętnie dzielić zachętami dla inwestorów – mniej rozwiązań sprzyjających BIZ wprowadziły w ciągu ostatniej dekady zarówno państwa grupy G20, jak i pozostałe, w tym krajów najsłabiej rozwiniętych.

Z drugiej strony pojawiło się wiele regulacyjnych hamulców – zwłaszcza w ciągu ostatnich 5 lat.

Ochrona rynku ze skutkiem ubocznym

W ostatnim czasie Bezpośrednie Inwestycje Zagraniczne dostały rykoszetem w procesie ochrony przed globalnymi, agresywnymi działaniami firm chińskich.

W 2019 r. zarówno USA, jak i Unia Europejska przyjęły przepisy o monitorowaniu bezpośrednich inwestycji zagranicznych (screening BIZ). Celem jest większa ochrona strategicznych sektorów gospodarki UE – przepis daje państwom członkowskim możliwości działania w sytuacjach, gdy perspektywa dokonania bezpośredniej inwestycji przez firmę spoza UE grozi bezpieczeństwu kraju, naraża jakiś sektor na nieuczciwą konkurencję itp.

W czasie pandemii KE zwracała uwagę państwom wspólnotowym na potrzebę stosowania screeningu, zwłaszcza w sektorze medycznym, co sugeruje, że na terenie UE obserwowano próby niepożądanych działań (komunikat z 26 marca 2020 r.)

Chociaż formalnie przepisy nie są kierowane przeciw żadnemu konkretnemu krajowi, to były w prostej linii skutkiem chińskich prób przejęć ważnych technologicznych firm na obu kontynentach – udanych (roboty Kuka) i nieudanych (dostawca chipów Aixtron).

Wcześniej zachodnie koncerny wielokrotnie apelowały do swoich rządów o interwencję, argumentując, że nie są i nigdy nie będą w stanie realnie konkurować z firmami chińskimi, za którymi w przeważającej większości w jakiś sposób stoi chiński rząd z ogromnymi zasobami finansowymi.

W okresie, gdy Komisja Europejska uchwalała nowe przepisy, wyniki badania pt. „Chinese FDI in the European Union: 2018 Trends and Impact of New Screening Policies” przedstawiali Agatha Kratz z Rhodium Group i Mikko Huotari z Mercator Institute for China Studies. Wynika z nich, że 95 proc. chińskich inwestycji koncentrowało się na fuzjach i przejęciach, a udział chińskich firm państwowych w inwestycjach (na przestrzeni 5 lat) wynosił średnio 50-60 proc..

Chiny ze swoimi planami nigdy się zresztą nie kryły, bo pozyskiwanie technologii zachodnich zostało zapisane w słynnym rządowym programie „Made in China 2025” z 2015 r., którego celem jest zdobycie przez Chiny pozycji globalnego lidera w sektorze wysokich technologii.

Państwo Środka działa dwutorowo – czego chińskie firmy nie mogą zdobyć zagranicą, próbują pozyskać na swoim własnym gruncie. Przez ostatnie lata Chiny otworzyły się na zagraniczny kapitał, znacząco zmieniły nastawienia wobec zagranicznych firm. Dokładnie dwa lata temu uchwalono pierwszą w Chinach ustawę dotyczącą zagranicznych inwestycji, a przed rokiem Pekin zweryfikował listę sektorów, do których wcześniej nie dopuszczał zagranicznych firm, ograniczając zestaw zamkniętych branż z 40 do 33.

Chiński sukces a geopolityka

W raporcie „Doing Business” Banku Światowego z 2020 r. na 190 badanych gospodarek Chiny znalazły się na 31. miejscu. W 2 lata ChRL skoczyła z 93. na 27. pozycję jeśli chodzi o warunki zakładania biznesu, pod względem ochrony inwestorów mniejszościowych ze 119. na 28., a w wydawaniu pozwoleń na budowę ze 172. na 33 pozycję.

W pandemicznym roku Chiny stały się największym odbiorcą BIZ na świecie, przeganiając USA, które zanotowały wynik najgorszy od 15 lat. Napływ BIZ do Stanów Zjednoczonych spadł niemal o połowę, do 134 mld dol., do Chin wpłynęło zaś 163 mld dol.

Jeden tylko Szanghaj przyciągnął między lutym a listopadem 2020 roku ponad 6 tys. nowych inwestycji zagranicznych wartych 18 mld dolarów. Ilościowo to więcej o 33 proc., wartościowo o 10 proc. w stosunku do 2018 roku.

Dlaczego tak jest? Bo Chiny to rynek niemal 1,5 mld klientów, więc zawsze będzie cenny dla inwestorów. Popularność Chin ma jednak swoje ograniczenia. Chcący zachować anonimowość ekspert, z którym rozmawiałam, na co dzień pracujący w Pekinie, twierdzi, że pandemia wzmogła zmianę uwarunkowań geopolitycznych, przyspieszyła wzrost nieufności w stosunku do Chin, co przełoży się na blokadę transferu technologii w tamtym kierunku:

Globalne koncerny nadal są inwestycjami w Chinach zainteresowane, ale zmieniają zasady. Na pewno nie będą już sprowadzały do Chin żadnych nowoczesnych technologii, chyba, że będą miały stuprocentową własność podmiotu w Chinach działającego. W każdym przypadku będzie to jednak daleko posunięta ochrona technologii”.

Do niedawna Zachód uważał Chiny za swego partnera, który będzie działał tak, jak każdy partner biznesowy na świecie. Teraz już wie, że Chińczycy i Chiny zawsze będą strategicznym konkurentem. „Chiny nigdy niczego nie robią bezinteresownie”, mówił w wywiadzie z 300Gospodarką wybitny sinolog prof. Bogdan Góralczyk.

I to ma ogromne implikacje, ponieważ Chińczycy będą mieli coraz większe trudności z przejmowaniem innowacji, technologii i pomysłów z Zachodu, na czym do tej pory opierał się cały chiński sukces.

90 proc. wszystkich fundamentalnych technologii, które napędzają chińską gospodarkę, to są rdzennie zachodnie technologie. Jest bardzo mało technologii, które wymyślili sami Chińczycy. Będą też mieć problemy ze sprzedaniem swojej technologii na świecie, czego świetnym przykładem jest Huawei.

Chiny na tę zmianę zareagowały tym, że jeszcze większe pieniądze zamierzają zainwestować w prace nad własnymi technologiami, własną produkcją, własnymi pomysłami. Niedawno uchwalono 14. pięcioletni plan, w którym jednym z głównych kierunków strategicznych jest przyspieszenie inwestycji w technologie, co ma pomóc Chinom uniezależnić się w strategicznych obszarach, jak choćby półprzewodniki. W ciągu ostatnich kilku miesięcy powstały tysiące firm, a każda twierdzi, że zajmuje się półprzewodnikami, bo na to są pieniądze od rządu. Podejście jest takie, jak przed Igrzyskami Olimpijskimi: koszty są nieważne – musimy dać sobie szansę na to, żeby zdobyć złoty medal. Jest to więc w Chinach kwestia polityczna, a nie ekonomiczna” – mówi nam pragnący zachować anonimowość finansista z Pekinu.

I dodaje, że wewnętrzne próby nie spowodują, że Chiny przestaną zabiegać o przejęcia firm zachodnich. Raczej zintensyfikują jeszcze starania.

Stop subsydiom rządu Chin w firmach

Komisja Europejska zdaje sobie z tego sprawę i już pracuje nad rozszerzeniem przepisów, które jeszcze bardziej mają pilnować strategicznych i priorytetowych transakcji i gałęzi gospodarki.

Na początku maja 2021 do konsultacji trafił projekt rozporządzenia UE w sprawie kontroli subsydiów udzielanych przedsiębiorstwom działającym na terenie UE przez rządy państw spoza Unii. Ma to być uzupełnienie luki, która wciąż istniała pomimo prawa antymonopolowego, ogólnych przepisów o kontroli połączeń i przepisów o screeningu zagranicznych inwestycji bezpośrednich.

Jak pisze dr Michał Bernat, prawnik z kancelarii Dentons, KE chce stworzyć narzędzie „do kontroli ich działalności operacyjnej na rynku unijnym, do oceny transakcji nabycia przez nie aktywów w UE czy też do nadzoru nad ich udziałem w przetargach na zamówienia publiczne ogłaszanych przez państwa członkowskie. Komisja będzie mogła stosować wobec tych przedsiębiorstw różnorodne nakazy oraz dotkliwe sankcje finansowe.

Co ważne, każda pozaunijna firma planująca przejęcie lub udział w przetargu publicznym będzie musiała deklarować czy stoi za nią jakieś wsparcie państwa (warunki są szczegółowo opisane w projekcie). Pojęcie subsydiów jest definiowane bardzo szeroko – obejmuje dotacje, korzyści podatkowe, wkłady kapitałowe czy gwarancje dla firm prowadzących biznesy w UE.

Inaczej niż w przypadku screeningu BIZ, który nie jest przepisem zcentralizowanym i każdy kraj prowadzi go we własnym zakresie, kontrola subsydiów będzie prowadzona z poziomu KE. Jednak każda firma w UE, która poczuje się zagrożona nieuczciwą konkurencją będzie mogła zgłosić w Brukseli swoje obiekcje. Jeśli KE zdecyduje się wdrożyć kontrolę, będzie sprawdzać czy negatywny wpływ na rynek unijny jest większy niż ewentualne korzyści.

Zgodnie z projektowanym rozporządzeniem w przypadku stwierdzenia, że dane przedsiębiorstwo uzyskało od państwa trzeciego subsydia szkodliwe dla unijnego rynku, Komisja będzie mogła na przykład zobowiązać to przedsiębiorstwo do oferowania lub udostępnienia swoich aktywów na odpowiednich warunkach, zmniejszenia zdolności produkcyjnych lub obecności na rynku, do powstrzymania się od inwestycji, publikacji wyników działalności R&D, zbycia niektórych aktywów, rozwiązania koncentracji lub do zwrotu subsydiów z odsetkami”, wylicza Michał Bernat.

Jeśli projekt zostanie przyjęty, rozporządzenie wejdzie w życie zapewne w 2022 r.

Odwaga polityczna a biznes

Wejście w życie tego projektu nie jest jednak pewne. Temat jest bowiem o tyle ważny, co wrażliwy politycznie. To w zasadzie powiedzenie wprost, że firmy chińskie, rosyjskie, amerykańskie, a teraz także brytyjskie będą podlegać kontroli KE nie tylko co do pomocy publicznej udzielanej przez państwa Wspólnoty (np. w ramach specjalnych stref ekonomicznych), ale także co do wsparcia publicznego od ich rodzimych rządów.

A przecież w Chinach jest to powszechną praktyką zgodną z prawem – firmy chińskie, także niepaństwowe, działające poza krajem mają wręcz obowiązek współpracować ze swoim rządem.

Jeśli „atakujemy” podmiot chiński, to de facto może to zostać odebrane jako działanie przeciwko Chinom. Czy politykom wystarczy odwagi politycznej do tego, aby za każdym razem postawić się firmie, której propozycja jest w krótkim terminie bardzo korzystna finansowo (np. dobra oferta w przetargu na budowę autostrady) i jej mocodawcy czyli rządowi ChRL?

Dr Janina Witkowska z Uniwersytetu Łódzkiego w pracy badającej możliwe konsekwencje wprowadzenia przepisu o monitorowaniu BIZ (screening) zwróciła uwagę na trzy rodzaje potencjalnych negatywnych skutków kontroli BIZ: opóźnienia w podjęciu decyzji o inwestowaniu, ograniczenie dostępu do kapitału dla niektórych państw członkowskich (zwłaszcza tzw. nowych) oraz pogorszenie relacji z partnerami zewnętrznymi, w szczególności z Chinami.

Rozporządzenie o kontroli subsydiów idzie jeszcze dalej jeśli chodzi o sprawdzanie kieszeni i portfela potencjalnego inwestora i może mieć jeszcze bardziej negatywne skutki w postaci ograniczenia dostępu do kapitału w ramach BIZ, których, jak już się rzekło, jest coraz mniej.

Gra w chińczyka

W Polsce firmy chińskie stają się coraz bardziej widocznym inwestorem. Interesuje ich zwłaszcza szeroko rozumiany sektor infrastruktury. W 2020 r. Chiny zainwestowały w Polsce niemal tyle, ile przez wszystkie lata do tej pory.

W kwietniu Polski Instytut Ekonomiczny, publiczny think tank, podał, że Polska była jednym z głównych odbiorców chińskich inwestycji w Unii Europejskiej – łączna wartość inwestycji to było ok. 1 mld dol. (większe środki zostały zainwestowane tylko w Niemczech i Francji). Za tak duży wzrost odpowiadają przede wszystkim dwie inwestycje z sektora nieruchomości logistycznych.


Czytaj więcej na ten temat: Tylko w 2020 Chiny zainwestowały w Polsce niemal tyle, ile przez wszystkie lata do tej pory


Polska jest elementem chińskiej układanki, w której partycypuje też 16 innych krajów w regionie (inicjatywa 17+1). Problem w tym, że Chiny rozgrywają to według własnego planu, podczas gdy po stronie 17-stki z Europy wspólnego planu raczej brak. Ostatnio głośno jest o zamiarach budowy na Węgrzech chińskiego uniwersytetu dla ponad 5 tys. studentów i 500 naukowców. Sprzeciwia się temu burmistrz Budapesztu, orędownikiem jest zaś premier Wiktor Orban.

Dzięki inwestycji chińscy uczeni uzyskaliby dostęp do badań prowadzonych na europejskich uczelniach. I być może właśnie ten element jest kluczowy dla zrozumienia sporu o nową szkołę wyższą.

Zdaniem zachodnich komentatorów, poprzez kraje Europy Centralnej Chiny chcą w dłuższej perspektywie uzyskać polityczne wpływy, a ograniczyć wpływ Berlina, Paryża czy Waszyngtonu. Natomiast Niemcy i Francja mają być nadal źródłem technologii.

Polska perspektywa

Jak pokazuje historia najnowsza, Polska nie ma najlepszej dyplomacji gospodarczej i nie jest wytrawnym graczem, który potrafi lawirować między wymagającymi mocarstwami zbierając kolejne punkty w rankingu.

W pewnym momencie będzie musiała jednak ocenić, na ile ważne są dla niej relacje biznesowe z zamożnym partnerem chińskim wobec znaczenia relacji w obszarze bezpieczeństwa (ale i gospodarki) ze Stanami Zjednoczonymi, których konflikt z ChRL się nie zmniejsza.

Być może zamiast łasić się na niepewne w długim okresie korzyści z inwestycji firm z Chin lepiej powalczyć o zmieniający bieg strumień BIZ na świecie. Marcin Piątkowski, ekonomista Banku Światowego, uważa, że zmienia się struktura inwestycji na świecie i warto powalczyć o projekty zachodnie, które będą poszukiwały nowych lokalizacji.

Zmieni się stopniowo struktura inwestycji: z prawie 1,5 biliona dolarów rocznych bezpośrednich inwestycji zagranicznych na świecie [przed pandemią – red.], pewna część zostanie przekierowana do innych krajów. Jeżeli strumień zmieni się tylko o 10 proc. to i tak będą ogromne pieniądze. W znacznym stopniu skorzystają na tym takie gospodarki jak nasza, która jest atrakcyjnym miejscem do inwestycji. Warto powalczyć o tych 150 miliardów dolarów rocznie i sądzę, że Polsce uda się przejąć część inwestycji”, uważa Marcin Piątkowski.

Poza Bliskim Wschodem, od 2015 roku amerykańskie korporacje międzynarodowe osiągały co najwyżej skromne dodatkowe zyski z BIZ w krajach rozwijających się, w porównaniu do inwestycji w mniej ryzykowne gospodarki Unii Europejskiej„, piszą Evenett i Fritz.

To, plus prognozy wzrostu polskiej gospodarki, to gotowy argument, żeby inwestorzy wybierali bezpieczniejszą przystań w centralnej Europie.