{"vars":{{"pageTitle":"Ta decyzja w sprawie stóp procentowych będzie wyjątkowo trudna. RPP ma poważny dylemat","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["analizy","news"],"pageAttributes":["adam-glapinski","inflacja","main","makroekonomia","najnowsze","narodowy-bank-polski","nbp","pkb","polityka-pieniezna","projekcja-inflacji","rada-polityki-pienieznej","rpp","stopy-procentowe","zloty"],"pagePostAuthor":"Marek Chądzyński","pagePostDate":"9 listopada 2022","pagePostDateYear":"2022","pagePostDateMonth":"11","pagePostDateDay":"09","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":395071}} }
300Gospodarka.pl

Ta decyzja w sprawie stóp procentowych będzie wyjątkowo trudna. RPP ma poważny dylemat

Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje w środę o tym, czy podwyższyć stopy procentowe. To będzie jeden z najtrudniejszych wyborów, przed jakim dotąd stawała RPP. Bo argumentów za podwyżką jest co najmniej tyle, co za utrzymaniem stóp bez zmian. 

Już dawno ekonomiści nie byli tak podzieleni w opiniach. Przewidywania co do tego, jaką decyzję podejmie dziś Rada Polityki Pieniężnej rozkładają się niemal pół na pół. Połowa ekspertów uważa, że RPP podwyższy stopy, choćby minimalnie, druga połowa twierdzi, że stopy pozostaną niewzruszone, tak, jak to się stało w październiku. Taki mniej więcej rozkład głosów pokazuje np. ankieta zrobiona przez Bloomberga (16 ekonomistów obstawia podwyżkę o 25 pb, jeden o 50 pb, 15 uważa, że stopy pozostaną bez zmian).

Wśród ekspertów daleko do zgody w sprawie listopadowego posiedzenia, bo też na każdy wariant łatwo znaleźć mocny argument. Postanowiliśmy je tu zestawić, trochę na zasadzie lustrzanego odbicia, a trochę po to, by pokazać, co członkowie Rady Polityki Pieniężnej będą mieli na stole zasiadając do środowych obrad.

Stopy w górę, bo inflacja rośnie…

Zacznijmy od inflacji, która teoretycznie powinna być głównym zmartwieniem RPP. W końcu NBP ma w swoim mandacie dbałość o wartość pieniądza, a inflacja to nic innego, jak osłabianie tej wartości. Mocnym argumentem za podwyżką jest bieżący odczyt inflacji. W październiku sięgnęła ona 17,9 proc. i była najwyższa od końca 1996 roku. Oczekiwania, że wskaźnik wzrostu cen ustabilizuje się w lecie, a od jesieni zacznie spadać, póki co się nie sprawdziły.


Czytaj: Inflacja w październiku wyższa, niż we wrześniu. Ropa, żywność i energia znów podkręciły wzrost cen


Co gorsza, rekordy bije tzw. inflacja bazowa. To wskaźnik liczony bez uwzględnienia cen żywności i paliw, na które trudno wpływać polityka pieniężną. To, ile kosztuje żywność, czy benzyna w ogóle nie musi zależeć od popytu (a wysokość stóp procentowych ma tu bezpośredni wpływ), a wynikać np. z pogody (zbiory), czy sytuacji politycznej na świecie. Dlatego dopiero po odrzuceniu cen żywności i paliw widać, co tak naprawdę dzieje się w gospodarce, jeśli chodzi o inflację.

W naszym przypadku nie dzieje się dobrze: inflacja bazowa we wrześniu wyniosła 10,7 proc., co było rekordem wszechczasów. A prognozy za październik wskazują, że mogła przekroczyć 11 proc. Co oznacza tyle, że wzrost cen rozlewa się po całej gospodarce i przez to, co gorsza, może się utrwalić. To może być wystarczający powód, by stopy znów poszły w górę.

…ale przecież zacznie spadać, więc stopy bez zmian

Ale argumentem inflacyjnym można szermować w obie strony. Przeciwnicy podwyżek powiedzą bowiem tak: co z tego, że dziś CPI sięga 18 proc., skoro tak naprawdę liczy się to, jak inflacja będzie kształtować w tzw. perspektywie oddziaływana polityki pieniężnej. Czyli mówiąc prościej Rada musi uwzględnić, jak dotychczasowe podwyżki wpłyną na poziom inflacji za rok-półtora. I dopiero wtedy, gdy z takich prognoz wyjdzie jej, że inflacja nadal może rosnąć, powinna sięgnąć po kolejną podwyżkę.

Członkowie RPP obradując w środę nad wielkością stóp procentowych mają tę przewagę nad ekonomistami, że dysponują już najnowszą projekcją inflacji i PKB. I to na podstawie tego dokumentu mogą podejmować decyzję. Choć projekcja nie jest jeszcze powszechnie znana, to można wywnioskować, co pokaże, na podstawie kilku wypowiedzi ze strony przedstawicieli banku centralnego. Np. z tego, co mówiła Marta Kightley, wiceprezes NBP, kilka dni temu w Sejmie.


Wiceprezes NBP: inflacja może rosnąć do początku 2023 roku. Od marca będzie spadać


– (…)Podwyżki stóp procentowych będą z dużą siła oddziaływać w przyszłym roku na inflację i ta inflacja zgodnie z nasza projekcją – zobaczycie to państwo – radykalnie będzie się obniżać w przyszłym roku – powiedziała Kightley (co cytujemy za PAP).

Musimy podnosić, bo inni podnoszą…

Kolejny lustrzany argument: Polska musi podwyższać stopy procentowe, bo robią to inne duże banki centralne. Jeśli Rada Polityki Pieniężnej teraz odpuści, to tzw. dysparytet (czyli różnica) stóp między Polską, a na przykład USA będzie się zmniejszał. Co może odessać kapitał z polskich aktywów do amerykańskich. Bo nie dość, że są denominowane w dolarach (waluta rezerwowa), to jeszcze są mniej ryzykowne. A potencjalna stopa zwrotu będzie porównywalna.


Zobacz: Fed walczy z inflacją. Jest decyzja ws. stóp procentowych w USA


Jeśli do tego dojdzie, to złoty będzie w opałach. A od tego już tylko krok od stwierdzenia, że doprowadzi to do dalszego wzrostu inflacji. Bo słabszy złoty to, jak wiadomo, drożejące towary z importu. A w szczególności paliwa.

Odpływ kapitału miałby zresztą dużo poważniejsze skutki. Choćby dla wyceny niektórych aktywów, np. obligacji skarbowych. Rząd już teraz robi, co może, żeby zatrzymać marsz rentowności obligacji w górę i poszerzyć bazę inwestorów. Bez kapitału zagranicznego byłoby to jeszcze trudniejsze.

…ale skoro to robią, to my już nie musimy

Jednak argumentu „z innych banków centralnych” można też użyć na udowodnienie tezy, że podwyżki stóp procentowych nie są już w Polsce potrzebne. Jak?

Skoro amerykański Fed zaostrza politykę pieniężną i nie zamierza przestać, to prędzej czy później doprowadzi do recesji amerykańską gospodarkę. To nie tylko zdusi inflację w USA, ale też spowoduje spadek globalnego popytu. Spadek globalnego popytu oznacza natomiast niższe ceny paliw i energii: gdy tak duża gospodarka, jak amerykańska, potrzebuje mniej surowców, wówczas cena musi spaść, nie ma siły.

A skoro tak to wystarczy cierpliwie zaczekać: to ceny energii są jedną z głównych przyczyn wysokiej inflacji. Gdy ten szok ustąpi, inflacja też powinna spaść. I to bez podwyżek stóp procentowych.

Luźno w budżecie, więc trzeba zaciskać…

Ostatni „obrotowy” argument to tzw. policy mix, czyli współgranie ze sobą polityki pieniężnej i fiskalnej. Zasada jest taka, że żeby utrzymać równowagę makroekonomiczną, to przy poluzowanej polityce budżetowej (zwiększanie wydatków, obniżki podatków) polityka pieniężna powinna być zacieśniana.

A tak się składa, że w ciągu ostatniego roku rząd prowadząc politykę budżetową nieustannie dociskał pedał gazu.


Tak budżet obrasta w agencje i fundusze. Od 2010 r. ich liczba wzrosła już dwuipółkrotnie


Najpierw tarcze antyinflacyjne obniżyły podatki pośrednie. Potem uchwalono wypłatę dodatkowych 14 emerytur. W międzyczasie obniżono też podatki dochodowe i zdecydowano o dopłatach do węgla, drewna i innych paliw, zdecydowano o zamrożeniu cen energii (w kolejce jest zamrożenie cen gazu), co trzeba będzie jakoś zrekompensować sprzedawcom. Same tzw. działania antyinflacyjne to około 100 mld zł wpompowanych do gospodarki, nie licząc skutków obniżek PIT.

To musi przynajmniej podtrzymywać popyt, zatem działa proifnlacyjnie. W takiej sytuacji bank centralny ma tylko jedno wyjście: stopy w górę.

…ale lepiej tego nie robić, bo rząd mówi o oszczędzaniu

No dobrze, ale przecież rząd właśnie zapowiada oszczędzanie, przegląd wydatków budżetowych, no i tarcza antyinflacyjna nie będzie utrzymana w takim kształcie, jak obecnie. Czy to aby nie będzie konsolidacja fiskalna, a więc zaostrzenie kursu w polityce budżetowej?


Czytaj: Jak zwiększyć wydatki w budżecie nie strasząc inwestorów. Rząd próbuje pogodzić wodę z ogniem


Jeśli uznamy, że te sygnały to zapowiedź konsolidacji, to nie ma co się spieszyć z podwyżkami stóp. Jeśli budżetowe zaciskanie pasa zbiegnie się z dalszym podnoszeniem ceny pieniądza, gospodarka na tym ucierpi. Owszem, uda się szybko zdławić inflację, ale dużym społecznym kosztem. Bo zaryzykujemy recesję. A tego wszyscy chcą uniknąć.

Biorąc więc za dobrą monetę zapowiedzi rządu, zakładając, że to wstęp do rzeczywistych porządków w państwowej kasie, a nie tylko gra z rynkiem, podwyżki stóp należałoby odłożyć. Tak zapewne mogą argumentować zwolennicy łagodniejszej polityki pieniężnej.


Polecamy także: