Ceny nieruchomości spadają, bo przez drogi kredyt maleje popyt. Jednak nadal tylko nieliczni mogą pozwolić sobie na kupno własnego M.
Ceny domów spadają już w ponad połowie z 18 rozwiniętych gospodarek – donosi Oxford Economics.
W Wielkiej Brytanii, Niemczech, Szwecji, Australii i Kanadzie wystarczyło zaledwie kilka miesięcy, od marca tego roku, by spadły o średnio 7 proc.
Ceny lecą na łeb, na szyję
Coraz tańsze są także domy w USA. Ekonomiści z Goldman Sachs spodziewają się spadku o około 5-10 proc. do marca 2024 r. I niewykluczone, że spadki będą jeszcze większe.
Z kolei w Chinach ceny nowych domów spadały w najszybszym tempie od ponad siedmiu lat. To odzwierciedlenie pogłębiającego się już i tak kryzysu na rynku nieruchomości, który ogarnia ten kraj od miesięcy i mocno obciąża chińską gospodarkę.
Jednocześnie spada też liczba sprzedanych mieszkań i domów. W USA – o ponad 28 proc. rok do roku, w Chinach o 43 proc., w Wielkiej Brytanii – o 32 proc. Potężne, dwucyfrowe spadki, odzwierciedlają brak faktycznego zainteresowania zakupem nieruchomości na świecie.
– Ceny nieruchomości na świecie spadają z powodu podwyżek stóp procentowych. A te w większości krajów są podnoszone bardzo agresywnie, do poziomów nienotowanych od ponad dekady – komentuje Paweł Majtkowski, analityk rynków eToro.
Winą pośrednio obarczyć więc można inflację i wzrost stóp procentowych, jaki nastąpił w odpowiedzi na wzrost cen. A pośrednio drogi kredyt, który stal się mniej dostępny. To zmniejszyło popyt, co z kolei na niektórych rynkach prowadzi do spadku cen.
Paradoks tańszych mieszkań
Układ, w którym spadek cen jest skutkiem zmniejszenia popytu, wywołanego problemami z dostępem do finansowania, prowadzi do paradoksu: to, że mieszkania i domy są tańsze może wcale nie pomóc potencjalnym kupującym. Tym bardziej, że ceny domów i mieszkań i tak spadają z bardzo wysokiego pułapu, zatem kilkuprocentowa obniżka może nie mieć większego znaczenia – koszty takiego zakupu nadal pozostają bardzo wysokie.
Także banki ostrożniej podchodzą do udzielania kredytów kupującym, bo ich zdolność kredytowa automatycznie się zmniejsza. A i sami potencjalni nabywcy, z powodu trudnej sytuacji gospodarczej odkładają zakup mieszkania na lepszy czas. Ten jednak może prędko nie nadejść. W końcu Europa boryka się ze skutkami kryzysu energetycznego i wysokimi cenami energii elektrycznej.
Wszystkie te czynniki sprawiają, że posiadanie własnego M staje się dla wielu osób nieosiągalne.
W Polsce jest podobnie
Podobna sytuacja jest obecnie w Polsce. Jak zauważa Paweł Majtkowski, ceny mieszkań spadły o 3-8 proc. od marca tego roku, podczas, gdy rok do roku notowały kilkunastoprocentowe wzrosty. Jednocześnie rynek kredytowy praktycznie zamarł, kurcząc się wobec roku ubiegłego o kilkadziesiąt procent.
Analitycy Allianz przewidują, że dostępność mieszkań dla młodszych pokoleń będzie coraz bardziej palącym problemem polityki publicznej, a perspektywy rynku mieszkaniowego nie rysują się w jasnych barwach. Eksperci zwracają uwagę, że płace nie nadążają za inflacją, zatem gospodarstwa domowe będą dalej obciążone wysokimi kosztami życia.
To spowoduje z kolei, że popyt na mieszkania również nie będzie największy, ubędzie też ofert. W miarę jak Europa będzie pogrążać się w recesji, rynek nieruchomości czeka spowolnienie.
– Zazwyczaj pierwsze oznaki spowolnienia na rynku nieruchomości wynikają ze słabego popytu i podaży, co przekłada się na spadek sprzedaży i spadek cen. Wielkość spadku zależy przede wszystkim od chęci sprzedaży, która z kolei jest zależna od związku między wzrostem gospodarczym a bezrobociem oraz od istniejących zabezpieczeń – czytamy w raporcie „Domek z kart? Perspektywy dla europejskiego rynku mieszkaniowego”.
Więcej o rynku nieruchomości piszemy tutaj:
- Nowy rok, nowy dom? Polacy najczęściej szukają mieszkań – właśnie teraz
- Dla kogo nowy program Pierwsze Mieszkanie? Sprawdzamy, jak z niego skorzystać [EXPLAINER]
- Mieszkaniowy rollercoaster. Coraz mniejsza różnica cen lokali w miastach i na przedmieściach
- Tak rosną ceny mieszkań w miastach. Średnia za metr w Warszawie przekracza już 14 tys. zł