{"vars":{{"pageTitle":"W Polsce możemy leczyć szybciej, taniej i efektywniej - ale trzeba przeorać naszą mentalność [WYWIAD]","pagePostType":"post","pagePostType2":"single-post","pageCategory":["inwestycje","nowe-technologie","wywiady"],"pageAttributes":["cyfryzacja","cyfryzacja-sluzby-zdrowia","dlug-zdrowotny","kpo","main","nowe-technologie","opieka-medyczna","pandemia","technologie-cyfrowe","technologie-medyczne","uslugi-cyfrowe","zdrowie-publiczne"],"pagePostAuthor":"Katarzyna Mokrzycka","pagePostDate":"11 marca 2021","pagePostDateYear":"2021","pagePostDateMonth":"03","pagePostDateDay":"11","postCountOnPage":1,"postCountTotal":1,"postID":102260}} }
300Gospodarka.pl

W Polsce możemy leczyć szybciej, taniej i efektywniej – ale trzeba przeorać naszą mentalność [WYWIAD]

Jeśli byliśmy w stanie z dnia na dzień wprowadzić obostrzenia covidowe to nie rozumiem, dlaczego w takim samym trybie nie moglibyśmy wprowadzić innych równie ważnych przepisów. Ponieważ nie namnożymy personelu medycznego i sprzętu należy postawić na rozwiązania cyfrowe „tu i teraz”. Nie za pół roku, nie po uchwaleniu kolejnych wielkich strategii – mówi w wywiadzie z 300Gospodarką dr hab. Katarzyna Kolasa, kierownik Zakładu Ekonomiki Zdrowia i Zarządzania Opieką Zdrowotną w Akademii L. Koźmińskiego.


Dr hab. Katarzyna Kolasa – liderka kierunku Health Economics and Big Data Analytics (HEBDA) w Akademii Leona Koźmińskiego, finansowanego w ramach grantu NCBiR. Kierownik Zakładu Ekonomiki Zdrowia i Zarządzania Opieką Zdrowotną ALK. Doktor habilitowany zdrowia publicznego z ponad 20 letnim doświadczeniem w branży farmaceutycznej i wyrobów medycznych. Autorka ponad 50 publikacji naukowych w dziedzinie oceny technologii medycznych alokacji zasobów oraz cyfryzacji w ochronie zdrowia.


Katarzyna Mokrzycka: Czy da się leczyć ludzi dwa razy szybciej? Przez rok nie odbywały się żadne planowe zabiegi chirurgiczne, a dostęp do lekarza specjalisty był jeszcze trudniejszy niż zwykle. W 2020 r. wykonano na przykład o 40 proc. mniej cytologii i o 18 proc. mniej mammografii –  dane tylko z tej jednej dziedziny pokazują, że diagnostyka cofnęła się do poziomu sprzed kilkudziesięciu pewnie lat. Czy da się nadrobić stracony rok, czy musimy się przygotować na jeszcze większą liczbę zgonów?

Dr hab. Katarzyna Kolasa: Zaciągnęliśmy ogromny dług zdrowotny i teraz musimy dziesięcio-, a może nawet dwudziestokrotnie zwiększyć prędkość działania.

Ale czy się da leczyć szybciej i więcej, biorąc pod uwagę – i bez pandemii – gigantyczne braki polskiego systemu ochrony zdrowia?

Oczywiście, że się da. Musimy się tylko otworzyć na innowacje. Mam nadzieję że pokłosiem tego negatywnego czasu, który przeżywamy będzie coś pozytywnego, będzie dostrzeżenie i zrozumienie, że wiele rozwiązań, które pomogą nam leczyć sprawniej i szybciej leży w zasięgu ręki.

Nie trzeba ich wymyślać – one już są, są dopracowane, sprawdzone w wielu krajach – wystarczy tylko chcieć je wdrożyć w Polsce. Okaże się, że wiele rzeczy można robić szybciej i taniej, ale jednocześnie też sprawniej i bezpieczniej.

Może pani podać przykład tego „szybciej i taniej”, „sprawniej i bezpieczniej”?

Szybciej i taniej to oczywiście rozwiązania telemedycyny. I tu kwestią najważniejszą nie są nawet rozwiązania technologiczne lecz mentalność. Musimy się otworzyć na taką drogę komunikacji i dotyczy to tak samo pacjentów, jak lekarzy. Nie zawsze, aby się leczyć potrzebny jest nam bezpośredni kontakt z lekarzem. Wystarczy telewizyta.

Tylko we Francji liczba usług telemedycznych wzrosła w czasie pandemii z 40 tysięcy w lutym 2020 r. do 1 miliona tygodniowo zaledwie trzy miesiące później. To także wynik zrozumienia tego, że pewne usługi w tym obszarze można robić szybciej i taniej.

Czy telemedycyna w większości przypadków w Polsce nie oznacza jednak lekkiego zignorowania pacjenta? Jak można 70-latka z astmą skutecznie leczyć przez telefon?

Ale to nie zawsze może być tylko rozmowa telefoniczna! Żeby to miało sens to bardzo często powinno to być wideo-spotkanie – skoro nie możesz dotknąć pacjenta, to go zobacz. Telefon nie wystarczy, a do tego w Polsce sprowadza się 90 proc. usług telemedycyny.

Szybciej i taniej nie może się kojarzyć z mniejszą efektywnością, bo tak nie jest. Dlatego mówię o zmianie mentalności. Każdy lekarz musi zrozumieć, że teleporada to nie jest czas skrótowego traktowania pacjent – wręcz przeciwnie. To czas, gdy trzeba odłożyć klawiaturę i telefon i skoncentrować się na rozmowie z pacjentem.

A 70-latek z astmą zawsze powinien móc spotkać się z lekarzem, który dzięki temu, że z pacjentami młodszymi, bez chorób przewlekłych odbył konstruktywną wideorozmowę będzie miał dla więcej czasu dla pacjenta bardziej wymagającego.

W ten sposób, za przyzwoleniem pacjenta i lekarza dla takich rozwiązań, gdy nie ma potrzeby tego bliskiego kontaktu, moglibyśmy wyeliminować nawet 30 proc. bezpośrednich spotkań w gabinetach lekarskich, co dałoby niebagatelne oszczędności. Dzięki telemedycynie opartej o wideokonferencję oszczędzamy czas, który poświęcamy na lepszą diagnostykę i lepszą prewencję chorób.

W długim okresie to daje wymierne oszczędności finansowe z tytułu mniejszych wydatków na leczenie. Rak wcześnie wykryty nie tylko daje się wyleczyć, ale też daje się wyleczyć taniej.

Ale żeby było sprawniej i bezpieczniej potrzeba regulacji, i to na wczoraj. Cyfrowe rozwiązania mają podnosić bezpieczeństwo i jakość usługi. Żeby tak się stało musimy przygotować standardy refundacji rozwiązań cyfrowych.

Nie możemy traktować telemedycyny według taryfy ulgowej i pozwalać, by komunikacja z pacjentem była realizowana bez żadnych zasad. Rozwiązania cyfrowe należy traktować tak samo rygorystycznie, jak traktujemy wszystkie inne technologie medyczne, terapie czy leki. Potrzebne są standardy dotyczą tego, jak taka usługa ma wyglądać. Przez kogo i komu można, a komu nie można jej zaoferować.

Mówi Pani o potrzebie wyeliminowania zbędnych spotkań z lekarzem, ale czy one się już same nie wyeliminowały w czasie pandemii?

Wyeliminowały i gdzie są?

Nie wiem. Ludzie czekają. Albo umarli. Dlatego zapytałam o możliwość odrobienia tego długu medycznego, rozumianego jako niewykonane przez rok zadania w obszarze opieki zdrowotnej. Czy da się go oszacować? O jakiś zaległościach mówimy dziś w Polsce? Czy możemy dzisiaj określić, jak w ciągu roku spróbować rozładować te zaległości, zwłaszcza na poziomie szpitali?

Oczywiście, że to jest policzalne i naszym obowiązkiem jest policzenie tych strat i próba nadrobienia. Mamy dane historyczne – demograficzne i epidemiologiczne – na podstawie których możemy dokładnie ustalić, gdzie zjawiska chorobowe będą się nasilać. Można też sprawdzić, gdzie mamy spadek procedur diagnostycznych. Tak zrobili na przykład Brytyjczycy, którzy na podstawie dostępnych danych epidemiologicznych oraz braku dostępu do mammografii byli w stanie oszacować ile potencjalnych nowotworów nie zostanie odpowiednio wcześnie zdiagnozowanych, czyli ile nowotworów trzeba będzie leczyć w późniejszym etapie z większym ryzykiem niewyleczenia. I to są konkretne kwoty obciążające w przyszłości system ochrony zdrowia w związku z leczeniem raka w późnym stanie.

Powinniśmy zrobić tak samo, a w miejscu największych spadków działań diagnostyczno-prewencyjnych nasilić wykorzystanie rozwiązań cyfrowych i wprowadzić szybką ścieżkę dla innowacji pozwalających na szybsze leczenie.

Które sektory czy schorzenia są tym długiem medycznym najbardziej obciążone?

Na razie nikt takich danych nie gromadził. Niektóre specjalizacje same się tym zajęły, np. centrum onkologii zamierza zebrać takie informacje. Nie będzie odkryciem wielkiej zagadki, gdy powiem, że problem wstrzymanej diagnostyki najbardziej ujawni się w onkologii właśnie i kardiologii zapewne, czyli tam, gdzie zwykle mamy największą zachorowalność: rak piersi, rak płuca i nowotwory układu pokarmowego.

Czy to w ogóle jest fizycznie do nadrobienia zanim, przepraszam za brutalność, ci chorzy umrą?

Jesteśmy w stanie – dzięki wprowadzeniu określonych zmian polegających na przyspieszeniu przez innowacje – uniknąć niepotrzebnych kosztów dla systemu i co najważniejsze – uniknąć przedwczesnych zgonów. Ponieważ nie namnożymy personelu medycznego i sprzętu należy postawić na rozwiązania cyfrowe i standardy, o których mówię przygotować „tu i teraz”. Nie za pół roku, nie po uchwaleniu kolejnych wielkich strategii tylko zaprosić ekspertów i szybko opracować zasady. W mojej opinii to jedyna dostępna w tej chwili metoda, która daje szanse na ograniczenie strat wywołanych przez blokadę w pandemii.

Gotowe rozwiązania czy tworzenie własnych systemów? O cyfryzacji jest mowa np. w Krajowym Planie Odbudowy, ale przyznam, że na temat cyfryzacji w ochronie zdrowia jest tam nie za wiele. Za miesiąc, po konsultacjach ma być wiadomo coś więcej.

Rocznie w Europie pojawia się około 20 tysięcy nowych patentów na technologie zdrowotne. Mamy zatem raczej nadmiar cyfrowych innowacji do wyboru. Problem w tym, że nie wprowadzamy niemal żadnych. Nie mamy mechanizmu umożliwiającego ich refundację przez system ochrony zdrowia. Kraje rozwinięte takie mechanizmy wprowadziły już kilka lat temu. My w 2020 r. ograniczyliśmy się do walki z pandemią – szpitale, granty na badania, decyzje polityczne – jakby życie obok nie miało już innego wymiaru.

Niemcy co roku wprowadzają około 30 nowoczesnych technologii medycznych, głównie cyfrowych, korzystając ze specjalnie przygotowanej do tego „szybkiej ścieżki”. Każdego roku wydają na ten cel 300 mln euro z budżetu.

Jeśli kogoś nie przekonują argumenty medyczne – problem następnych zawałów, udarów etc. – powinien na te kwestie spojrzeć przez pryzmat wydajności, czy raczej braku wydajności systemu i jego zadłużania się na skutek leczenia późnych stanów chorobowych.

Mówi Pani o koniecznych zmianach, jakby można je było wprowadzić z tygodnia na tydzień.

Bo to jest możliwe. Co więcej, to jest niezbędne. Jeśli byliśmy w stanie z dnia na dzień wprowadzić obostrzenia covidowe to nie rozumiem, dlaczego w takim samym trybie nie moglibyśmy wprowadzić innych równie ważnych przepisów.

Szkoda, że Ministerstwo Zdrowia nie chce korzystać z zewnętrznych ekspertów. W ogóle w Polsce kapitał ludzki jest wykorzystywany za słabo w stosunku do możliwości. Mamy mnóstwo wykwalifikowanych ludzi w kraju, i mnóstwo doświadczeń z zagranicy. Ja mam gotowy system refundacji dla rozwiązań cyfrowych, ale NCBiR nie był zainteresowany przeznaczeniem grantu na taki cel – nie dostałam go ja, nie dostał go nikt inny.

Co pani proponuje? Czy system refundowania technologii miałby wyglądać jak system refundacji leków?

Musi być bardziej zaawansowany, ponieważ stosowanie rozwiązań cyfrowych jest nierozłącznie związane ze zbieraniem danych wrażliwych, a więc i ich ochroną. Należy zatem ustalić, na jakich szczelnych mechanizmach oprzemy zbieranie i przetwarzanie tych danych. Blockchain nasuwa się tu jako pierwszy.

Tak robi to Estonia, której jako lidera cyfryzacji w Europie już chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Estonia ma gotowe rozwiązania, które sprzedaje na świecie – do krajów skandynawskich czy do USA. W Polsce jak dotąd nikt się nimi nie zainteresował.


Polecamy także: Była minister cyfryzacji: Służba zdrowia ma największą w Polsce cyfrową dziurę. Stąd kolejki i brak miejsc


Trzeba się jednak przygotować na ryzyko utraty danych i inwestować w odpowiednie technologie – będziemy z tym mieli ciągły problem, bo to jest ciągły problem na świecie, niezależnie od kraju i dziedziny. I nie mamy na to alternatywy, tak jak nie mamy alternatywy dla szczepień, należy więc skupić się na przygotowaniu się do takiej rzeczywistości i minimalizować ryzyka.

W przyszłości Ministerstwo Zdrowia powinno być ministerstwem cyfryzacji w ochronie zdrowia, a Ministerstwo Obrony Narodowej powinno być ministerstwem obrony przed cyberatakami. Druga rzecz, to kwestia bezpieczeństwa i edukacji pacjenta korzystającego z innowacyjnych rozwiązań. Żaden kraj tego mechanizmu jeszcze do końca dobrze nie przygotował, jednak wiele jest już w tym biegu przed nami.

Warto w to wchodzić na tym etapie? Może lepiej zaczekać aż inni powiedzą: sprawdzam?

Absolutnie warto i należy. Wiele krajów już sprawdza. To, co się na pewno zmieni w nieodległej przyszłości to, że będziemy się leczyć w domu w oparciu o zdalny monitoring na podstawie sensorów oceniających nasz dzienny rytm. Bardzo ważnym elementem tego procesu będą zaś szkolenia i edukacja pacjenta, co powinno być obowiązkiem świadczeniodawców i dostawców technologii. Trzeba zatem przygotować system prowadzenia takich szkoleń.

I rzecz najważniejsza – określenie, jak chcemy oceniać efekty zdrowotne wprowadzanych rozwiązań cyfrowych. Ponieważ technologie cyfrowe nie przechodzą przez badania kliniczne tak jak leki, oceny skuteczności rozwiązań można dokonywać głównie w oparciu o dane satysfakcji pacjenta oraz danych o poprawie funkcjonowania systemu, co powinno być obowiązkiem dostawcy.

Ważne jest, by przygotować schemat badań, jakimi muszą się wykazać. Technologia powinna być testowana przed jej wprowadzeniem do publicznego użytku, tak jak to robimy z farmaceutykami. Nie musimy nawet robić tego od zera, bo Niemcy opracowali takie wytyczne w listopadzie 2019 r. Podobnie Hiszpania i Francja.

Warto też rozważyć możliwość prowadzenia badań pilotażowych dla zupełnie nowych technologii. Skoro wciąż zamykamy w lockdownach kolejne regiony, dlaczego nie zaproponować mieszkańcom dobrowolnego udziału w testach cyfrowych metod kontrolowania stanu zdrowia? Jeżeli pacjent ma do wyboru 4 miesiące czekania na wizytę w gabinecie lekarskim to może wybierze inną metodę, która da mu szansę na rozwiązanie problemu zdrowotnego „tu i teraz”.

W takim odpowiednio zaplanowanym programie pilotażowym pozyskalibyśmy ważne informacje, co w danej technologii poprawić albo zmienić oraz jak przygotować system ochrony zdrowia na taką zmianę. Wszystko po to, by na późniejszym etapie móc ją wprowadzić jako standard w całym kraju.

Co miałoby być refundowane? Efektywność leczenia czy samo dostarczenie cyfrowego rozwiązania? Jak ocenić efektywność leczenia? Co w przypadku, gdy pacjentowi się pogarsza?

Istnieje kilka podejść. W Niemczech przyjęto, że dane rozwiązanie działa przez 12 miesięcy, w tym czasie zbierane są dane, a po roku jest dyskusja o jego efektach i refundacji.

Pamiętajmy, że cyfryzacja sama w sobie nie poprawia stanu zdrowia, ale poprawia sprawność systemu ochrony zdrowia. 90 proc. innowacji służy lekarzom, co przekłada się na ich większą wydajność i efektywność pracy. Na przykład: wprowadzimy algorytm decyzyjny, który będzie pomagał lekarzowi w szybszej diagnostyce. To mu pozwoli poświecić pacjentowi więcej czasu i precyzyjniej określić jego potrzeby zdrowotne.

Jaka diagnostyka jest możliwa w ten sposób?

Skala innowacji jest niewyobrażalnie duża i stale rośnie. Bez wychodzenia z domu człowiek może się już przebadać niemal kompleksowo. Na podstawie oddechu można ocenić pierwsze objawy nowotworu albo koronawirusa. Można samemu zbadać mocz w domu pod kątem raka prostaty. Wirtualna rzeczywistość „współpracuje” w leczeniu bólu neuropatycznego czy chorób psychicznych.

To rozwiązania prototypowe czy stosowane masowo?

To zależy od kraju. W Stanach Zjednoczonych bardzo wiele takich rozwiązań działa na masową skalę. W kilka krajach w Europie także. Trwa wiele pilotaży.

Szacunki mówią, że w Polsce brakuje ponad 60 tys. lekarzy. Czy cyfryzacja może uzupełnić luki kadrowe?

Jestem przekonana, że tak. Rozwiązania cyfrowe usprawnią działania personelu medycznego, a czasem po prostu go zastąpią. Oczywiście, ten zawód nie zniknie i wysoko wyspecjalizowana kadra zawsze będzie potrzebna, ale na poziomie podstawowym już nie będzie potrzeba tak wielu lekarzy.

Brakuje za to kadry zarządzającej rozwiązaniami cyfrowymi. Do tego w każdym szpitalu będzie potrzebny sztab ludzi – myślę, że oni wyprą klasycznych medyków. Prawdziwy zawód przyszłości? Informatyk medyczny – szczerze doradzam uczelniom medycznym inwestowanie w taki kierunek.


Czytaj także: Polska realnie nie zwiększa wydatków na ochronę zdrowia. Wciąż jesteśmy w ogonie UE


Druga rzecz to zmiana roli lekarza. Czas z lekarzem będzie miał inną wartość – będziemy go mieli rzadziej, ale będziemy go mieli, gdy jest naprawdę potrzebny.

Medycyna w dobie cyfryzacji idzie bardzo w stronę personalizacji. Niby od wieków wiadomo, że każdy pacjent jest inny, ale cyfryzacja wymusza absolutnie indywidualne traktowanie. Jako pacjenci doby cyfryzacji od lekarza będziemy oczekiwać większej empatii. W kształceniu kadry medycznej musimy wreszcie zacząć zwracać uwagę na umiejętność rozmowy z pacjentem, bo w Polsce to jest wciąż na tragicznym poziomie.

Każdy lekarz powinien być edukowany, jak zrozumieć potrzeby pacjenta, bo w dobie cyfryzacji nie będzie już patrzył na klawiaturę, ale na pacjenta. Klawiatura zniknie z gabinetu. Zastąpi go wirtualna sekretarka kodująca rozmowę. Czasy, że lekarz był dowodzącym naszym zdrowiem już minęły. W dobie cyfryzacji sami będziemy decydowali jak się leczyć – chodzi jednak o to, żeby się nie diagnozować w google tylko przez cyfrowe rozwiązania udostępnione przez ministerstwo. Pod kontrolą. Lekarz będzie doradzał, lekarz będzie musiał wejść na wyższy poziom, żeby przekonać nas do swojego rozwiązania, ponieważ w naszym telefonie ciągle będziemy mieć alternatywę.

Zdobycie wiedzy w dzisiejszych czasach to najłatwiejsza część zadania. Ludzie już teraz sami się diagnozują dzięki internetowi. Każdy może zrobić sobie kurs na YT i w miesiąc stać się ekspertem od dowolnej sprawy. Dlatego moim studentom zwracam uwagę na potrzebę kreatywnego myślenia i otwartości – na ciągłe nauczanie, na pacjenta i na innowacyjne technologie. Tempo cyfryzacji jest tak duże, że dziś może jesteś ekspertem, ale za trzy miesiące możesz przestać nim być.

12 wykresów, które pokazują, jak w pandemii straciliśmy zaufanie do rządu, ochrony zdrowia i siebie nawzajem